Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
Dystans:226.30 km
Maks. pr.:67.30 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:5700 m
Rower:

W poszukiwaniu zimy.

Wtorek, 17 grudnia 2013 · dodano: 17.12.2013 | Komentarze 8

To jest właśnie to! W sumie to nawet nie wiem od czego zacząć, więc może od początku :)

No więc po wczorajszym dniu miałem pretensje do samego siebie że nie skorzystałem z tak pięknej pogody, postanowiłem że dziś muszę wykręcić coś niezłego. Tak więc założyłem sobie pobudkę przed świtem, tak żeby mieć caluteńki dzień tylko na kręcenie, wprawdzie dziś warunki do jazdy trochę gorsze niż poprzedniego dnia, ale i tak nie można narzekać! Założenie było że jak się uda, to jadę w kierunku Zakopanego. Tak więc niemal idealnie z początkiem dnia, tzn. w momencie kiedy zrobiło się jasno, ja byłem już rozgrzany po dziesięciokilometrowej sesji na trenażerze i gotowy do drogi.

Z racji że drogi były białe po nocy, uznałem że trzeba będzie uważać i lepiej się nie pchać z samochodami, tak więc przeciąłem Kraków przez nieczynną ulicą Lema i dalej na rybitwy ścieżkami rowerowymi. No było ślisko jak pieron, ale wiedziałem że tak będzie, ale prognozy wskazywały dość wysoką temperaturę, więc to tylko kwestia czasu kiedy ulice będą suche. Do Wieliczki dojechałem w miarę dobrym tempie, ale tak jak mówiłem nie szarżowałem z racji na śliskość. Po obraniu kursu na Dobczyce przestałem się martwić że drogi białe, bo jechałem pod słońce i praktycznie nic nie widziałem, dlatego też średnia mi spadła, ale bezpieczeństwo najważniejsze.


W sumie to dziwne że o tak wczesnej porze dnia, jadąc na południe słońce miałem praktycznie na wprost...


Szkoda że nie jechałem w przeciwnym kierunku, bo widoki przednie.

Po przejechaniu przez Dobczyce, obrałem kurs na Kasinę Wielką, tu też słońce raczej nie pomagało, przynajmniej było ciepło. Na tym odcinku przynajmniej ruch mniejszy, więc nie trzeba było się obawiać o kierowców. Nie wiem dlaczego, ale mimo że jechałem pod górę, jechało mi się tak lekko że szok, niemal jak by nachylenie opadało, a nie wznosiło się. Tak było jednak do czasu: mniej więcej przed Wiśniową zaczęło tak wiać, że omal mnie zatrzymywało w miejscu.


Nie dość że widziałem mało, to jeszcze wiatr urywał łeb, nie mam pojęcia skąd on się tak nagle zerwał i z taką siłą!

Tak więc od Wiśniowej do Kasiny jechało mi się dupnie, średnia oscylowała w granicy 20 km/h, w dodatku w kilku miejscach zacienionych droga była bardzo śliska, a na zjeździe do samej Kasiny omal nie przestrzeliłem zakrętu, a w innym momencie dość mocno mnie zachwiało, a wtedy jechał za mną tir, przestraszyłem się nie na żarty, od tego momentu, każdy zjazd niemal cały czas na hamulcach.


Podjazd do Kasiny, jedna z ładniejszych tras, w mojej opinii oczywiście.


W końcu dotarłem do szczytu! No i pojawił się też śnieg, przynajmniej resztki jakie pozostały.


Moje poszukiwania śniegu okazały się klapą, jedynie w osłoniętych miejscach można było coś jeszcze uświadczyć.


Ale już patrząc w drugą stronę, widoki zupełnie nie odpowiadające zimowemu sezonowi.


Droga do Kasiny Wielkiej.


Droga do Kasiny Wielkiej.


Droga do Kasiny Wielkiej.

W Kasinie miałem chwilowy przestój bo akurat trafiłem na jakiś pogrzeb i szła całą drogą procesja, na szczęście jakoś się przecisnąłem, ale samochodom nie było tak łatwo i zrobił się niezły korek. W końcu dotarłem do drogi z Limanowej do Mszany i obrałem kurs na Rabkę, miałem nadzieje tu na chwilę odpoczynku od wiatru i zjazd w dół bez większych problemów. Szybko przemknąłem przez Mszanę i zacząłem mozolną drogę w kierunku Rabki. Tu też jechało mi się słabiutko, głównie ze względu na wiatr. Po dotarciu do ronda w Rabce podjąłem decyzje, mimo że jest dopiero 11 nie będę dalej jechał w kierunku południa, muszę zawrócić i skorzystam z wiatru, bo walka z nim tylko mnie spowalnia, a nie dotrę nigdzie żeby wrócić o przyzwoitej porze. Tak więc zawróciłem i kolejny zjazd do Mszany, tym razem z wiatrem w plecy więc jechało się idealnie, no jedyne co to bez kręcenia dość zimno się zrobiło. W Mszanie odbiłem w kierunku Lubnia. Tu też miałem wiatr w plecy, przy okazji na jakiś czas złapałem się za tirem i miałem przejazd ze średnią 60 km/h. W końcu trafiłem na starą zakopiankę i udałem się w kierunku Myślenic, nadal z wiatrem w plecy jechałem i cieszyłem się że tak ładnie mi średnia wzrasta :) no ale oczywiście jak to bywa, nie może być zbyt miło. Mimo że starą zakopianką jeździ tak mało aut, to oczywiście musiałem trafić na babę która musiała mnie nie zauważyć i wymusiła pierwszeństwo włączając się z bocznej, zdążyłem tylko odbić w prawo i złapać się jej boku żeby samemu się nie wyjebać... No nic się nie stało, ale strasznie się wkurwiłem. Dalej za Stróżami kolejna niespodzianka, w zacienionym miejscu widziałem że droga biała i lśniąca, wiedziałem że trzeba uważać, wyhamowałem do ok 20 km/h, jadę spokojnie i nie wiem jak to się stało tył złapał uślizg i czuję że już jadę bokiem, zdążyłem wypiąć nogę, ale raczej w twardym spedzie nic bym nie wskórał, zostało mi tylko złożyć się i zobaczyć co będzie, na całe szczęście upadłem tak że zamiast walnąć po prostu sunąłem po drodze, przejechałem z 10 metrów na boku, wstaję, patrzę a tu niemal nie ma śladu po mnie, jedyne co to byłem mokry, odetchnąłem z ulgą że nic nie jechało akurat i ruszyłem dalej, dziś na prawdę opatrzność czuwała nade mną. Dalej już spokojnie dotarłem do Myślenic.


Stara zakopianka, idealna droga dla rowerzystów, polecam!

Po przejechaniu przez Myślenice obrałem kurs ponownie na Dobczyce, tu też jechało mi się całkiem spoko, jedynie duży ruch nie pozwalał w pełni nacieszyć się drogą. Dobczyce przeciąłem szybko i obrałem kurs na Gdów i Łapczyce. Nie bardzo lubię ten odcinek drogi, płasko, droga prosta, dużo tirów, ale chciałem dotrzeć do Niepołomic żeby wycisnąć z dnia maksimum. Dalej przez Targowisko, Kłaj, Puszczę Niepołomicką i Niepołomice, jechało się dobrze, bez większych emocji, bo trasa chyba zbyt dobrze już znana... W sumie chciałem już obrać kurs na Kraków Igołomską, ale z racji że była dopiero 14 O_o postanowiłem pojechać do Kocmyrzowa przez Czulice. Tak więc jechałem sobie spokojnie, ale nie dlatego że się delektowałem jakoś szczególnie, a dlatego że znów gardło zaczęło drapać, ale to nie powstrzymywało mnie przed piciem z bidonu, myślę że płyny w nim spokojnie miały ujemną temperaturę, przynajmniej takie miałem odczucie. W Kocmyrzowie gdzie słońce już nie docierało było na prawdę zimno i ślisko, na podjeździe koła mi boksowały niemal co każdy przekręt korbą, w pewnym momencie myślałem nawet że będę musiał zejść z roweru i drałować na piechotę...


Dziś już biedne kaczuchy nie miały nawet małego oczka wody dla siebie, jedyne co im pozostało to człapanie po lodzie.

Dalej z Kocmyrzowa udałem się główną drogą do Krakowa i zjechałem dopiero w Prusach, tam też postanowiłem że mogę sobie pozwolić ze względu na czas i energię na dołożenie kilku kilometrów, tak więc zrobiłem rundkę przez Wiktorowice, Pielgrzymowice, Więcławice, Książniczki, dalej wróciłem do Krakowa w okolicach zbiornika Zesławice, niemal w punkt w godzinie o której planowałem przed wyjazdem :)


Dzień powoli dobiega już końca, ale za mną już dużo, bardzo dużo, ale może coś jeszcze przed mną pozostało?


A tak! Piękny widok na skąpany w zachodzącym słońcu zbiornik Zasławice, on też niemal cały już skuty lodem.


To też bardzo lubiane przeze mnie miejsce, fajnie tak na koniec tu wpaść na chwilę, polecam.


Tym pięknym akcentem kończy się ten jakże piękny dzień.

Do domu dotarłem idealnie kiedy chciałem, jeszcze było jasno, ale z każdą minutą cienie się wydłużały. Po wejściu pierwsze co zrobiłem to rzuciłem wszystko na bok i poszedłem zagotować wodę, po to żeby móc wypłukać gardło wodą z solą, później czyszczenie roweru i wreszcie można zadbać o resztę siebie. Umyłem się, zjadłem, trochę odpocząłem, przede wszystkim przed komputerem robiąc ten wpis. No a już absolutnie kończąc jazdę na dziś, udałem się jeszcze na szybkie zakupy, wprawdzie na innym rowerze, ale jednak to też zaliczę jako element dzisiejszej wycieczki.

Ogólnie jestem mega zadowolony, z dnia, z tego jak mi się jechało, a przede wszystkim że wykorzystałem to co daje z siebie piękna pogoda, oprócz tej gleby, to było idealnie, chociaż i tak nie mam co narzekać bo nic mi się nie stało, jedynie rower dziś troszkę gorzej, coś mi stuka jak by sterach... a na dodatek miałem zejście powietrza z przedniego koła, musiałem dwa razy dobijać. No teraz zobaczymy czy przypłacę tą eskapadę zdrowiem, czy jutro też będzie można się troszkę po wysilać.

Mapka.

Temperatura: wyjazdu -2, najcieplejszy moment dnia 4, powrót 2.
T. odczuw. 1 °C
Wiatr 14 km/h sw
Porywy 25 km/h
Chmury 10-20% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1032 hPa
Wilgotność 62 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny

*znów mam problem z sumą podjazdów, gpsie pokazuje przeszło 11000 metrów, podzieliłem to przez dwa, ale jak by ktoś potrafił zweryfikować proszę o kontakt!

Kategoria <200, ( )



Komentarze
rorschaach
| 13:46 środa, 18 grudnia 2013 | linkuj Dzięki Panowie! Co do widoków i okolic to zdecydowanie polecam całą Małopolskę! A co mi tam, całą Polskę, dla mnie z perspektywy roweru wszystko jest piękniejsze.

Co do przewyższeń, to wiem że to jakaś lipa, ale na całe szczęście rzadko kiedy się tą wartością sugeruję planując trasę, więc to rzecz drugorzędna, choć pewnie kiedyś się ''przejadę'' na takim podejściu :P A dla GPSIE to widać jakaś czarna dziura jest, bo niemal każda mapka z trasy w tamtym regionie ma jakiś feler wysokościowy.
TomliDzons
| 11:05 środa, 18 grudnia 2013 | linkuj Super wycieczka, bardzo Ci zazdraszczam że masz okazję jeździć w takich okolicznościach pogodowych, bo jak świeci słońce to odrazu morale wzrastają :-) A przewyższenia mega, szkoda że nie ma mieszkam w KRK, jeździł bym do Zakopca raz w miesiącu..
Pozdrawiam!
Ra1984
| 10:45 środa, 18 grudnia 2013 | linkuj Gratuluje dystansu.... dla mnie kosmos, ale z tymi przewyższeniami to tez kosmos..... na szybko wrzuciłem trasę na navime (która i tak moim zdaniem lekko zawyża) i wychodzi 2144 m, ta Twoja mapka ze śladem gps to jakaś dziwna (strasznie dużo wahań).
W każdym razie jeszcze raz gratuluje przejechanych tulu kilometrów :)
Pozdrawiam.
rorschaach
| 20:59 wtorek, 17 grudnia 2013 | linkuj No widoczki, nie mogły być inne, kiedy taka pogoda! Co do natężenia to faktycznie spoko, choć dziś dużo tirów, a najbardziej zdziwiły mnie te jadące przez Kasinę, tam raczej droga słabo pod nie skrojona.

No a co da gleby, to jednak efekty są, mam wytartą dziurę na ochraniaczu na buta, kurde teraz będzie mi wiało :P
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!