Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Jeden przejazd

Dystans całkowity:667.72 km (w terenie 85.76 km; 12.84%)
Czas w ruchu:21:04
Średnia prędkość:27.78 km/h
Maksymalna prędkość:80.97 km/h
Suma podjazdów:5326 m
Maks. tętno maksymalne:184 (92 %)
Maks. tętno średnie:150 (75 %)
Suma kalorii:11263 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:111.29 km i 4h 12m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
Dystans:196.32 km
Maks. pr.:67.70 km/h
Temperatura:9.0
HR max:184 ( 92%)
HR avg:150 ( 75%)
Kalorie: 4471 kcal
Podjazdy:1834 m

Brevet dookoła powiatu Miechowskiego - pierwszy skalp zdobyty

Sobota, 3 maja 2014 · dodano: 03.05.2014 | Komentarze 0

Wreszcie chciało by się rzec, wreszcie się zdecydowałem wystartować w imprezie kolarskiej. Wybrałem się na imprezę organizowaną przez ośrodek sportu i rekreacji miasta Miechów na otwarty rajd kolarski wokół całego powiatu. Zapowiadało się dobrze, ale przez zapowiadaną kichę pogodową nie byłem pewien czy w ogóle się wybiorę, na całe szczęście zdecydowałem się na to, wybrałem Sl3 na te trasy gdyż uznałem że ewentualny deszcz mniej zaszkodzi jemu niż 928, a jak bym miał się wywrócić to przecież uszczerbku na rowerze bym nie odżałował...Dzięki Kaśce i jej samochodowi stawiłem się już o 7.30 w Miechowie, gdzie wpisałem się na listę startową dostałem swój numer (bardzo dobry numer! 149)  i wystartowałem chwilę po 8. 

Jakaś taka spięta mina przed startem. 
.
.

Ale Bianchista prezentował się dobrze i rwał się do jazdy.
.
.
Początek trasy jakoś słabo, bo co jakiś czas musiałem zatrzymywać się aby poprawić jakiś błąd na stykach w liczniku, przez co spadłem na sam koniec. Ale później jakoś poszło i złapałem się do grupki wraz z dwoma kolegami z tamtejszego klubu kolarskiego i tak spokojnie sobie kręciliśmy po ich okolicach. Na płaskim jechało mi się z nimi znakomicie, dobrze się współpracowało, ale na podjazdach oni preferowali zdecydowanie spokojniejszy styl, co mnie nie zadowalało, razem jechaliśmy do pierwszego bufetu, a potem dołączyło do nas jeszcze dwóch chłopaków którzy spadli z pierwszej grupy. Tak razem kręciłem z nimi do około 50 km kiedy to zdecydowałem się zostawić moich kompanów i spróbować swych sił samemu, bo czułem się znakomicie i wiedziałem że jak się postaram jestem w stanie dojść do pierwszej grupy.

Początki trasy były dość spokojne i mogłem sobie pozwolić na kilka zdjęć. 
.
.

Trochę żałuję że nie ma więcej zdjęć, bo sądzę że kilka ujęć było by zacnych, ale później tempo było tak duże że nie byłem w stanie.
.
.
No i tak po rozstaniu się z nimi kręciłem sam, głównie pod wiatr, ale dość szybko zostawiłem ich daleko z  tyłu, ale cały czas nie miałem pojęcia gdzie jest ucieczka, włożyłem w pościg niemal 100% i w końcu udało mi się ich złapać w momencie który zakładałem, tzn. w okolicy drugiego bufetu. Tam przyłączyłem się do ich grupki i ruszyłem w dalszą trasę z nimi, a ponoć (tak wspominał jeden z moich wcześniejszych współtowarzyszy) jeden z nich to był jakiś mistrz polski z lat ubiegłych w długodystansowych rajdach (te 1008 czy 1016 km non stop) Jechało się nieźle, ale oni na podjazdach też się nie kwapili do mocniejszej jazdy oprócz jednego pana, z którym się dogadałem i razem ruszyliśmy w pozostałe ok 60 km. Jechało nam się dobrze, wprawdzie on częściej prowadził, ale to nie do końca dlatego że ja nie dawałem zmian, a przez to że on chyba nie lubi jeździć za kimś... :P trasa nas nie rozpieszczała, wiało, ale nie padało, za to asfalty na wytyczonych bardzo bocznych trasach czasami przypominały jakieś Paryż-Robaix! podłużne dziury, luźny piasek , no po takich różnych rzeczach to jeszcze nie miałem okazji się próbować. No i tak jechaliśmy wspólnie pracując według mnie mocno, tak mocno że nawet nie zauważyliśmy trzeciego bufetu (inna sprawa że o godzinie kiedy przejeżdżaliśmy tam, nie był jeszcze otwarty). No i tak w końcu dojechaliśmy do Miechowa z wiatrem, pod wiatr, z wiatrem z prawej i lewej, ale bez deszczu. Na ostatnich kilometrach zdecydowałem się spróbować swoją prędkość i do centrum dojechałem już sam. Tu ciekawa sprawa bo ruch był kierowany przez policję, w pierwszej chwili pomyślałem że to dla nas, ale później się okazało że to przez jakąś procesję :P ale policjanci tylko nas przepuścili więc można to podciągnąć pod poziom pro :P

Jak się okazało dojechaliśmy ok 15 minut wcześniej przed kolejnymi uczestnikami (również przed tym mistrzem) co bardzo mnie ucieszyło. Trochę odsapnąłem, otrzymałem dyplom i uścisk prezesa :P no i po kilkudziesięciu minutach zdecydowałem że czas na powrót, bo do Krakowa też przy pomocy roweru.  Było kurde ciężko, raz że ochłonąłem przez tą przerwę więc pierwsze km były ciężkie, a i jednak sam rajd mnie wypruł głównie przed ciągłe podjazdy w tamtej okolicy, jak i przez ten głupi wiatr który kręcił z każdej strony. Za to do domu tj Krakowa w większości miałem korzystny wiatr i dojechałem dość spokojnie. Wybrałem trasę przez Goszczę i Iwanowice, ale trochę się zawiodłem bo miejscowi co jakiś czas świrowali na pustej drodze, a że tam asfalty wiele pozostawiają do życzenia to trochę strach. Największym plusem dzisiaj dla pogody było to że nie padało jednak, a jedynie na ok 10 km przed Krakowem trochę zaczęło niegroźnie mżyć. A no i w drodze powrotnej od tych dziur i wstrząsów śruba na sterach popuściła i musiałem ją dokręcać! 

No to chyba tyle, trochę się wyprułem, ale jednak super uczucie dotrzeć jako pierwszy, może teraz częściej będę się próbował tak :) Ale to już po Włoskiej wyprawie, bo teraz to jest moje największe wyzwanie na najbliższy czas. 
+ droga do Krakowa
.
.
  • T. odczuw. 9 °C
  • Wiatr 23 km/h 
  • Porywy 45 km/h
  • Chmury 50-60% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1014 hPa
  • Wilgotność 61 %
  • Termika chłodno i sucho
  • Biomet korzystny





Dane wyjazdu:
Dystans:303.22 km
Maks. pr.:80.97 km/h
Temperatura:20.0
HR max:184 ( 92%)
HR avg:145 ( 73%)
Kalorie: 6792 kcal
Podjazdy:3492 m

300 km! Zmiana czasu jest super!

Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 30.03.2014 | Komentarze 12

No więc tak jak obiecałem dziś dzień uzupełnień wpisów.
Udało się! Udało się, wreszcie przekroczyłem 300 km! Mam nadzieje że to pierwsze z wielu i będzie ich zdecydowanie więcej :)

No więc od początku, wczoraj budzik obudził mnie o jakiejś dziwnej porze, ale dlaczego tak się stało uświadomiłem sobie dopiero później, zapomniałem o zmianie czasu! No więc później niż bym chciał postanowiłem że jadę, w planie miałem długą trasę, ale z możliwością przerwania jej mniej więcej w połowie, tj. w Czchowie gdzie mógł bym zostać na noc. Objuczony w dużą ilość prowiantu i ekwipunku ubraniowego ruszyłem w świat, najpierw do Rybitw, tam musiałem wymijać dziesiątki ludzi zmierzających na giełdę samochodową, ale przy okazji na światłach zauważyłem kolarza ubranego niemal identycznie jak ten którego spotkałem wczoraj, postanowiłem go dogonić i przekonać się czy faktycznie świat jest tak mały. Przez rejon Bierzanowa pojechałem inną trasą niż on, bo sądziłem że moja jest szybsza i tak się właśnie okazało, złapałem go niemal idealnie jak przekraczał autostradę wiaduktem prowadzącym do Wieliczki. Zagadałem i po chwili jechaliśmy już razem, bo okazało się że on zmierza jak i ja w kierunku Dobczyc gdzie jest umówiony. Kiedy powiedziałem mu o swoim planie na trasę, po chwili zastanowienie postanowił że uda się ze mną i w praniu zobaczymy jak długo będziemy razem jechać. Do Dobczyc pojechaliśmy jego trasą, nie tą klasyczną z dobrym asfaltem, a drogą przez Gorzków, bardzo łanie, ale jakość dróg gorsza. Na szczęście to on prowadził a ja mogłem siedzieć na ogonie i se przynajmniej pooglądać okolice, a no i oczywiście paskudną panoramę Krakowa! Paskudną bo faktycznie chmura smogu powalająca, chyba jeszcze nie jechałem tak dogodnie położoną trasą żeby było widać to tak dobrze! 

Mój współtowarzysz, Rysiek! 
.
.
Po kilku minutach spędzonych w Dobczycach na jego interesach ruszyliśmy dalej w kierunku Kasiny Wielkiej. Jechało się znakomicie, co kilka kilometrów wymienialiśmy się na prowadzeniu co dawało miłą ulgę co jakiś czas, chodź według mnie tempo jakie on narzucił było dla mnie za duże, raz że po wczoraj trochę czułem się wypompowany, a dwa że świadomość długości całej trasy jaka jeszcze mnie ewentualnie czeka powinna trochę mnie przyhamowywać, ale dałem się wkręcić w jego tryb i nagle ni z tego ni z owego byliśmy już na zjeździe do Kasiny, nawet kurcze nie dało rady robić zdjęć, bo takie tempo, więc tylko jedno po podjeździe w Wiśniowej! Tam trochę mnie przytkało, ale później było już ok.

Szczytujemy, w oddali widać jeszcze trochę ośnieżony stok w Kasinie Wielkiej.
.
.
Właśnie w Kasinie kilka minut przerwy, on na sikanie, ja na rozbierania :P Później już spokojnie ruszyliśmy w dalszą część trasy, też do góry w kierunku Gruszowca, a stamtąd zjazd! :D niezły zjazd, dobrych kilka km z dobrą prędkością! Kolejne kilometry to wspólna praca na odcinku przez Tymbark aż do Limanowej gdzie zrobiliśmy krótki popas, na uzupełnienie zapasów wodnych. Kurcze najtrudniejszy odcinek dzisiejszej trasy tj przez góry miałem już za sobą i w dodatku w znakomitym czasie,  średnia powyżej 30 km/h uświadomiła mi jak współpraca może być korzystna. Razem dojechaliśmy jeszcze do Laskowej gdzie się rozstaliśmy, on pojechał w kierunku Bochni i Niepołomic, a ja dalej przez Łososinę do Czchowa. teraz jadąc już sam mogłem zacząć robić znów zdjęcia, chodź i tak nie jakoś wiele, bo tempo jakie sam utrzymywałem było bardzo dobre.

Droga z Laskowej w kierunku Łososiny.
.
.

Łososina. Chwilka na... cokolwiek :P
.
.

Łososina, skrząca się w słońcu, nawet miałem pomysł żeby zanurzyć nogi na chwilę, ale kiedy sprawdziłem temperaturę ręką dość mocno mnie zmroziło.
.
.

Lotnisko w Łososinie, dziś mnóstwo małych samolotów tam latało i wyprowadzało coraz to kolejne szybowce.
.
.
Po dotarciu do Łososiny w znakomitym tempie, zmuszony byłem na jazdę główną trasą do Sącza, wątpliwa to była przyjemność zważywszy na duży ruch, ale uznałem że szkoda mi czasu i energii na kombinowanie z objazdami, pochyliłem się bardziej i wdepnąłem mocniej na pedały żeby jak najszybciej dotrzeć do domu w Czchowie. Dziś pogoda wymarzona nie tylko dla kolarzy, ale również dla jednośladów z silnikiem, dziesiątki ryczących motorów, niektóre tną z niebotyczną prędkością, ale i tak wolę to niż wariatów w samochodach, to odległości ode mnie zdecydowanie większe, tak więc skoro lubią, to niech se jadą... No i tak w końcu dotoczyłem się do Czchowa. 

Zamek Tropsztyn! Polecam każdemu! W sezonie moja ciocia pracuje tam jako przewodnik, myślę że może zaskoczyć was nie jadą ciekawą historią o zamku jak i o inkach przez pewien czas związanych z tym miejscem!
.
.

Jezioro Czchowskie, z majaczącą w oddali zaporą. 
.
.
W domu zabawiłem około 1.5h coś zjadłem, napiłem się, odwiedziłem rodzinę i poleżałem chwilę, w końcu zdecydowałem że czuję się za dobrze żeby nie skorzystać z okazji na sprawdzenie siebie. Zaliczyłem sklep w celu uzupełnienie wody i ruszyłem w dalszą trasę. W tym momencie moja średnia przekraczała 32 km/h z czego byłem niezwykle zadowolony, zwłaszcza że odcinek który miałem za sobą nie był łatwy. Dalsza ma trasa to droga przez Złotą aż do Dębna, i skierowanie się ku Brzesku poboczem drogi prowadzącej z Tarnowa, zdecydowanie bardziej wolę ten wariant niż pchanie się wąską trasą przez Gosprzydową zwłaszcza że tam lubią sobie ciąć szybko. Ten dystans do Brzeska też przejechałem bardzo dobrze mimo że po drodze musiałem wygramolić się na podjazd. 

Zjazd ze Złotej do Łoniowej.
.
.
Z Brzeska pojechałem drogą doprowadzającą do autostrady a później wzdłuż niej, do Bochni, trasą przez Rzezawę, to jest spoko odcinek, w miarę dobry asfalt, mały ruch, no i mogłem się rozkręcić bo droga mało skomplikowana. Nim się obejrzałem już byłem w Bochni i już skierowałem się ku Proszówką by odbić na Kłaj i dalej w kierunku Niepołomic. Po drodze policzyłem sobie ile mi zostało km, uznałem że muszę zaliczyć jeszcze jakiś sklep żeby zrobić sobie zapasy wody na te pozostałe km, a że dziś niedziela to muszę to zrobić wcześniej bo później będę szukał jak głupi czegoś czynnego. Zakupiłem sobie jakiś pseudo napój dla aktywnych fizycznie, bez nazw, ale powiem że był niebieski, przelałem część do bidonu i resztę szybko wypiłem i nie wiem co się stało bo kiedy ruszyłem poczułem się fatalnie, zaczęła mnie momentalnie boleć głowa, oczy zaczęły się zamykać, nawet zakręciło mi się w głowie, kurde kiedy kilka minut wcześniej jechało mi się genialnie i mogłem kręcić 40 km/h to teraz prze 25 czułem że za raz zemdleję! To było w rejonie Kłaju, postanowiłem więc znacząco zredukować prędkość, zjadłem batona energetycznego, chodź o mal co się nie porzygałem, ale w końcu poczułem się trochę lepiej, przejechałem przez puszczę do Niepołomic i tam odbiłem na drogę królewską, tam znów się posiliłem i skontaktowałem się z moją lubą, czy nie jest przypadkiem w Proszowicach w których miałem być za kilkadziesiąt kilometrów i czy nie mogła by mi przygotować czegoś do jedzenia i podać na trasie, niestety nie było jej, ale załatwiła mi żebym podjechał do jej rodziców a tam jej mama już czeka z posiłkiem. W sumie trochę głupio, ale z racji że większość sklepów zamkniętych a do supermarketów z rowerem nie wejdę podziękowałem i postanowiłem skorzystać. Tak więc jechałem ku memu kolejnemu celowi, ku posiłkowi w Proszowicach, ale żeby tam trafić musiałem najpierw jeszcze trochę przejechać. Najpierw puszczę, gdzie dziesiątki rowerzystów, ale wszyscy skierowani ku Niepołomicą, później do Zabierzowa Bocheńskiego, Chobotu i przez Ispinę do Nowego Brzeska gdzie przekroczyłem Wisłę. Już tutaj słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, ale najwyraźniej wpakowanie w siebie batonów dało radę, bo odzyskałem siłę i żywość, zupełnie jak bym się obudził! No ale widać taki efekt właśnie zrobiło słońce i głód. 

W promieniach słońca! W sumie jadąc w tym kierunku słabo było widać przed siebie.
.
.

Za to jak się odwróciłem, okazało się że jak zwykle ładnie na tym odcinku drogi tuż za Brzeskiem.
.
.
Droga Królewska przez Puszczę Niepołomicką, w sumie tu jeden z nielicznych momentów kiedy nie było innych rowerzystów, bo tak to dosłownie dziesiątki ich dziś tam! 
.
.
Przekraczanie Wisły na wysokości Nowego Brzeska. 
.
.
Po osiągnięciu Nowego Brzeska skierowałem się na jedno z ostatnich wyzwań dziś, drogę do Koszyc i dalej do Proszowic. Wyzwanie dlatego że w świadomości miałem że znów muszę się oddalać przez pewien czas, ale cel jest najistotniejszy dziś. Jechałem spokojnie, ale pozytywnie też zaskoczyło mnie to że był stosunkowo mały ruch jak na tą trasę. Trochę namęczyłem się na podjeździe w rejonie Jaksic, ale później już zjazd do Koszyc. Ucieszyłem się kiedy tam dotarłem niezmiernie, bo raz że do Proszowic i posiłku miałem już niezbyt daleko, a także tym że słońce jeszcze było stosunkowo wysoko, więc wiedziałem że nie będzie źle. O trasie z Koszyc do Proszowic nie ma co mówić, nie lubię tego odcinka, nic tam nie ma, znana mi trasa aż za dobrze, ale jak trzeba przejechać to trzeba, mógł bym oczywiście nadkładać kilometrażu przez Kazimierzę, ale na to nie miałem już sił, choć i tak jak na to że zbliżałem się do 250 km dziś to czułem się nad wyraz dobrze. W końcu dotarłem do Proszowic, oczywiście przed blokiem siedziała loża szyderców tj. starych sąsiadek, które jak to zwykle wiedzą wszystko wiedzą i wszystko komentują :P ale nie przejmowałem się tym bo wiedziałem że zaraz dostanę jeść :D Niestety nie był to pit stop, bo musiałem się wygramolić na 2 piętro, a jakoś średnio miałem na to ochotę, za to dostałem dwie wspaniałe, wypchane mięskiem kanapki, aż ślinka mi ciekła na samą myśl, ale zdecydowałem że zjem je jadąc, aby wykorzystać ile się da z promieni słońca. Przy okazji ubrałem się w dodatkowe ciuchy które tyle km wiozłem ze sobą, zamieniłem szkła, bo już nie trzeba było się chronić przed słońcem, no i ruszyłem dalej. Co tu dużo mówić, z Proszowic do Słomnik przez Niegardów, jadąc spokojnie posilając się najpyszniejszymi kanapkami na świecie. Zmrok zastał mnie mniej więcej w Czechach, ale to nie był problem bo miałem mocniejsze oświetlenie i mogłem spokojnie jechać, chodź obawiałem się trochę o koncentrację. Dalej już po ciemku do Iwanowic a stamtąd do Krakowa przez Zerwaną, Masłomiącą, Więcławice, Książniczki. Na końcu strasznie zmarzłem, bo właśnie chwilę przed Krakowem temperatura spadła do 6.2 stopnia, a jazda z odsłoniętymi nogami i cienkimi rękawiczkami wcale nie zrobiły mi dobrze, za to kiedy wjechałem do Krakowa już na osiedlu Piastów temperatura wzrosła do 8 stopni, a im bliżej centrum tym cieplej i wręcz przyjemnie, bo tu aż 11 stopni. A no i jeszcze wracając natknąłem się na mega korek na Bora Komorowskiego, jakiś wielki wypadek, bo jednak o 21 w niedzielę żeby 4 pasmowa ulica cała zablokowana i korek na ponad kilometr?! No a zbliżając się do domu okazało się że brakuje mi niecałe 4 km do osiągnięcia tak bardzo upragnionego wyniku! Zdecydowałem zrobić rundę przez rondo Mogilskie i tak oto udało mi się w końcu osiągnąć swój rekord! Może i inni robią więcej, ale i tak jestem mega zadowolony. A no i warunki pogodowe dziś mega, non stop słońce, sporadycznie lekki wiatr, a powrót już pod mega rozgwieżdżonym niebem! 

Wreszcie! Dotarłem, teraz kończąc ten wpis mogę w pełni zamknąć wczorajszą trasę. Jestem giga mega zadowolony z pracy roweru i jak udało mi się skorzystać z tego jak on wspaniale pracuje. Dzięki też spotkanemu koledze, myślę że gdyby nie współpraca z nim przez pierwsze 100 km było by ciężko coś takiego osiągnąć. Przyznam że średnio noc udało mi się przespać, ale to nie ważne, nadrobię to w przyszłości, chyba że znów mnie pokusi, aby pobić ten dystans? No teraz czas na wyczyszczenie Bianchisty bo dopiero teraz widzę jaki jest zakurzony po tych kilometrach z wczoraj. No to w sumie chyba tyle. Mam nadzieję że nie przypomnę sobie nic bo już mi się nie chcę pisać więcej! :D



.
.
  • T. odczuw.20 °C (powrót ok 7 stopni)
  • Wiatr 9 km/h 
  • Porywy 20 km/h
  • Chmury 10-20% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1018 hPa
  • Wilgotność 36 %
  • Termika ciepło i sucho
  • Biomet korzystny


Dane wyjazdu:
Dystans:82.42 km
Maks. pr.:67.40 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Pięknie kończę luty... na SORze

Piątek, 28 lutego 2014 · dodano: 28.02.2014 | Komentarze 8

Nie bardzo mogę pisać, bo tylko lewa ręka sprana, choć nie do końca jak powinna, tak więc skrótowo. Koło zawiezione do serwisu w zabierzowie, dobrze że to nie pełne koło bo mając je przytroczone do plecaka jechałem z nim niczym jak z tarczą, nawet jechało się nieźle choć dość mocno mnie zgrzało te niemal 30 km.

'Wróć z tarczą, lub na tarczy' tak sobie pomyślałem jadąc z kołem do Zabierzowa, ciekawe że tak szybko życie zweryfikowało moje zaopatrywanie się na to...
.
.
Później trochę pojeździłem, miałem dobre nastawienie do jazdy, no i zmieniłem swoje plany względem trasy.

Szkoda że nie skorzystałem jakoś bardziej z tego dnia, po pogoda przednia, wbrew tej zapowiadanej wcześniej.
.
.
Jeździłem do momentu kiedy nie zostałem zmieciony przez samochód. Przerolowałem przez kierownicę i przetoczyłem się po asfalcie. No teraz wiem jak to jest jak oni jadą na jakimś wielkim turze i nagle jakaś kraksa i ktoś roluje się przez głowę i plecy wraz z rowerem przy dużej prędkości, a mimo to jest w stanie wstać i jechać dalej, no wiadomo że inna skala, ale i tak swoje przeżyłem, a to była najmocniejsza gleba w mojej szosowej karierze i przy ok 35 km/h myślałem że konsekwencje muszą być większe... A kierowca? Choć bardziej pasuje określenie skurwiel, nawet się nie zatrzymał... pysk, bark i łapa prawa w słabym stanie ale doholowałem do domu jakoś, szybko do przychodni, gdzie zostałem opatrzony i szybko mi zrobili prześwietlenie ale niestety nie było chirurga który by mógł je opisać więc potem na SOR gdzie zbadali mnie kompleksowo. Na szczęście prześwietlenie nie wykazało złamania łapy, a tomografia żadnych zmian w głowie... kask, okulary i wszystkie inne zabezpieczenia dały radę, szkoda tylko tych zniszczeń, choć i tak są minimalne. Ja na szczęście tylko mocno poobijany i pozdzierany ale będę żył... a no i tocząc się do domu o mało mnie jakiś skurwysyn w ciężarówce niemal nie zmiażdżył próbując wyprzedzać tuż przed skrzyżowaniem, ale to już nie istotne. Jak będę miał sprawną prawą łapę uzupełnię wpis... tylko po co to rozpamiętywać.


Z rowerem nie wiem jak jest, chyba nie bardzo źle, ale nie jestem w stanie się nim dziś zająć, wybacz druhu...

Dzisiejsza weryfikacja rowerowych strat... jakoś udało mi się odkręcić błotniki lewą łapą, jak widać są w większej ilości kawałków niż wcześniej, ale myślę że uda się je sensownie poskładać do kupy. Z pozostałych urazów to koło trzeba lekko podcentrować, owijka lekko zdarta, tak jak i prawa klamka, ale wygląda na to że jest nieźle, no ale w praniu okaże się czy wszystko ok, dopóki łapa nie pozwoli wsiąść na rower nie dowiem się co z nim jest do końca. Wygląda na to że oboje wyjdziemy z tego tylko podrapani i potłuczeni...
.
.

A i jak by co to polecam SOR na Kopernika w nowym centrum akademickim, na prawdę spoko! Ładnie, miło, stosunkowo szybko i kompleksowo, pozytywne zaskoczenie :)

A tutaj oczekiwanie na tomografie, w kolejce wysłuchałem kilku ciekawych historii z życia szpitala :P
.
.


No ale przynajmniej udało się osiągnąć upragnione 5000 km w nowym roku, szkoda że takim kosztem...

No zobaczymy ile mi zajmie dochodzenie do siebie, może jutro se odpuszczę jazdę :P
Kategoria ( ), Jeden przejazd


Dane wyjazdu:
Dystans:19.32 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Pierwszy przejazd!

Wtorek, 17 lipca 2012 · dodano: 18.07.2012 | Komentarze 0

Wreszcie! Dziś!

Przyszedł mój nowy rower, no prawie nowy, ale nowy w rodzinie! :)
Docelowo ma zastąpić Treka który po prostu jest już troszkę zmęczony codzienną eksploatacją.

Przez dłuższą część dnia mój pokój wyglądał tak jak bym chciał żeby było zawsze...


Mój pokój w trakcie serwisowania...

Tak więc zanim udało mi się poskładać przesyłkę do kupy zrobiło się ciemno i nie mogłem zbytnio się najeździć, ale za to przejechałem się kawałek i odwiedziłem babcie.

Pierwsze wrażenia spoko, choć zupełnie inaczej :)

Kategoria Jeden przejazd, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:33.72 km
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m

10 000!!!

Środa, 27 czerwca 2012 · dodano: 27.06.2012 | Komentarze 2

Dziś jest ten dzień!

Wreszcie przekroczyłem magiczną granicę 10 000 km, wprawdzie nie w trasie a po mieście, za to wracałem od mojego ulubionego, znającego się na rowerowej rzeczy, kuzyna, a po drodze zgarnąłem moją dziewczynę na jej szosie, a ona strzeliła mi pamiątkową fotkę. :)

To ja jadę dalej!!

Kategoria Jeden przejazd, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:32.72 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:BOP

jeden, ostatni przejazd?!

Poniedziałek, 27 lutego 2012 · dodano: 27.02.2012 | Komentarze 0

No i się stało, pogoda w miarę sprzyjająca i okazja dobra... trzeba sprawdzić rower przed może dniem sprzedaży. Aż łezka się w oku kręci kiedy wspomnę różne chwile na tym rowerze. Dobre i złe, ale po prostu dużo ich było. Wprawdzie się waham czy się z nim rozstawać, ale skoro wszystko już dograne? Heh, no nic to chyba pierwszy i ostatni wpis odnośnie tego roweru.

Mimo wszystko chyba już nie potrafił bym pedałować obijając kolana o kierownicę :)
Kategoria Jeden przejazd