Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2013

Dystans całkowity:3319.18 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:79:34
Średnia prędkość:27.91 km/h
Maksymalna prędkość:72.40 km/h
Suma podjazdów:34551 m
Liczba aktywności:41
Średnio na aktywność:80.96 km i 6h 07m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
Dystans:64.34 km
Maks. pr.:52.30 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Ostatki.

Wtorek, 31 grudnia 2013 · dodano: 02.01.2014 | Komentarze 0

Ostatni dzień roku. Heh... a ja chyba też na wykończeniu, dziś też się słabiutko czuję, tak więc z racji że rano mgła musiałem odpuścić jakieś większe wyjazdy, mimo tego że wstałem jeszcze przed wschodem. Tak więc postanowiłem że najpierw skorzystam z okazji i pojadę jeszcze do sklepu na miejskim rowerze, a dopiero później jeśli się wypogodzi może gdzieś się przejadę. Tak więc do 12 kręcenie się po mieście i sklepach na pożyczonym holendrze, a po południu od 13.30 ostatnia tegoroczna wycieczka przez Książniczki Więcławice, Prawdę. I tak właśnie kończy się 2013, mimo tego że ostatnie dni były całkiem fajne, to jednak rok 2013 nie odpuszcza do samego końca...

No to koniec!



Noworoczna choinka! 
Kategoria Miasto, Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:64.43 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

bu.

Poniedziałek, 30 grudnia 2013 · dodano: 30.12.2013 | Komentarze 0

Szkoda słów na opis jak słaby to był dzień! Nie wiem, może za kilka dni uzupełnie ten wpis, bo dziś nie mam najmniejszej ochoty na wspominki o tym! :/

Kategoria Wycieczki, Miasto


Dane wyjazdu:
Dystans:237.40 km
Maks. pr.:67.30 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1851 m
Rower:

1,2 Kg mniej!

Sobota, 28 grudnia 2013 · dodano: 28.12.2013 | Komentarze 8

Z racji że wczoraj odpuściłem większe jeżdżenie dziś musiałem się trochę bardziej postarać i mimo że dziś warunki nie do końca idealne, bo znów południowy wiatr się nasilił postanowiłem że zaliczę planowaną kilka dni temu wycieczkę do Buska-Zdrój przez Pińczów. Wczoraj pięknie wyczyściłem rower i przygotowałem go do jazdy, tak więc dziś tylko trzeba było się ubrać i wyjść. Przed wyjściem postanowiłem się zważyć i zrobić to samo po powrocie i sprawdzić ile to można stracić w ciągu jednego dnia, tak więc przed wyjściem 64,8 kg. Najpierw obrałem kurs na Iwanowice, Słomniki i Proszowice, no cóż tu pisać, niemal codzienna ma trasa więc niczym nie zaskoczyła, jedyne co się wydarzyło to upieprzyłem się syfem z drogi niemal cały, a rower to już nie wspomnę, na dodatek napęd tak pięknie wczoraj pracujący zaczął chrzęścić i trzeszczeć co mnie niezmiernie denerwowało.

Po przejechaniu przez Proszowice obrałem kurs na Skalbmierz, przez Klimontów, tu jechało się wspaniale, słońce, praktycznie suche drogi, no i wiatr w plecy, a widoki? Sami popatrzcie!

Droga do Skalbmierza. Ciekawe co będzie po tym podjeździe...

.

.


Po podjeździe oczywiście zjazd! W pięknych okolicznościach.

.

.


Widoki jak z obrazów, plan za planem na planie.

.

.


Wygląda na to że zaraz natura wybuchnie i wszystko zacznie kwitnąć!

.

.

Po przejechaniu przez Skalbmierz obrałem kurs na Pińczów, ale nie przez Działoszyce a przez Sypiów, lubię tą trasę, ładnie, spokojnie, dobre drogi, a przy okazji przejeżdża się w okolicach miejscowości o nazwie Ameryka! W pewnym momencie trzeba zaliczyć zjazd prowadzący przez las, a tam mimo że wszędzie około 10 stopni, było około 2 stopni, a na drodze gołoledź, na jednym zakręcie nie wiem jakim cudem udało mi się uchować przed glebą. Reszta drogi do Pińczowa spoko, przez obszar 'Natura 2000 dolina Nidy'.

Piękne drzewa za Skalbmierzem.

.

.


Więcej pięknych drzew, aż dziw że one nie są zielone.... w grudniu!

.

.


Mniej więcej w tym miejscu gdzie te domy znajduje się Ameryka!

.

.


Na trasie do Pińczowa zawsze intryguje mnie ta góra, dla mnie wygląda jak by ją ktoś usypał z piasku.

.

.


A pod górą utworzyło się jakieś bagnisko.

.

.


Góra z bliska.

.

.


Piękna droga przez 'obszar natura 2000 - dolina Nidy'

.

.


Dobrze że jechałem z słońcem, bo jadąc w przeciwnym kierunku nie widział bym zbyt wiele.

.

.

Po dotarciu do Pińczowa niemal od razu obrałem kurs na Busko-Zdrój. No i znów jak ostatnio mając boczny wiatr jechało mi się fatalnie, kręciłem ze średnią 23 km/h, no koszmar, w dodatku olbrzymi ruch, no wszystko co złe skumulowało się na tym odcinku, na całe szczęście nie jest to zbyt długa droga, ale mimo to trwała i trwała, aż w końcu trafiłem do Buska! Cóż za piękne miasto... Nie mam pojęcia jaki z niego zdrój? To wygląda jak miasto ciężkiego przemysłu, nie wiem kolejny raz mam niemiłe wrażenia z wizyty tam, w dodatku ich rozwiązania drogowe to ciekawostka....

Pińczów zbliżam się!

.

.


Rzeka Nida.

.

.


Busko-Zdrój! Czyż nie pięknie? :D

.

.


Co przedstawia to zdjęcie? Drogi krzyżują się tu pod kontem prostym, wszystko wskazywało by że to normalne skrzyżowanie, ale nic bardziej mylnego! To jest rondo! Tam mają ruch okrężny! Nie mam pojęcia w okół czego, oni jeżdżą w kółko, ale jeżdżą, szacun!

.

.

Po opuszczeniu Buska obrałem kurs na Wiślicę, tu miła niespodzianka! Droga która była w remoncie tyle czasu wreszcie niemal cała gotowa, no zrobiona świetnie z mojej perspektywy, nawierzchnia, pobocze, wyprofilowana, dobrze oznaczona, no jak nie polskie standardy! Mimo tego że teraz jechałem pod wiatr, jechało mi się o wiele lepiej niż z bocznym wiatrem, a dziś nawet słońce jak by trochę wyżej i nie dawało tak bardzo po oczach. No i tak jechałem sobie spokojnie przez Wiślicę aż do Kazimierzy Wielkiej, tzn. prawie spokojnie, ale to nie miejsce na opowiadanie o pewnych atrakcjach :P

Czyż nie wygląda zachęcająco do jazdy? W dodatku niemal nie było ruchu!

.

.


W około zielono, bardzo przyjemny region.

.

.


Żeby nie było na całym odcinku do Kazimierzy jest taka dobra droga! Bez jakiś szykan, niedoróbek, po prostu dobrze zrobiona droga, aż dziw że to u nas tak się da :P

.

.

Ja niestety musiałem jechać pod słońce, więc moja perspektywa była trochę gorsza, ale z racji że nic nie jechało praktycznie rekompensowałem sobie to rozglądając się wszędzie.

.

.


W planach miałem pozwiedzać Wiślicę ale z racji że czas mnie naglił mogłem tylko się poprzyglądać.

.

.

Patrzcie jak pięknie, błękitna woda, trzciny, chętnie bym tam dłużej posiedział, ale czas mnie gonił.

.

.


Wszędzie dziś było ładnie, mnie to nawet pola potrafią zauroczyć :)

.

.


A tu zdjęcie dla uznania dla mego aparatu w telefonie! Przez przypadek cyknąłem tą fotkę, a tu jaka ostrość mimo tego że było to w ruchu a koło kręciło się z prędkością ok 30 km/h, polecam każdemu zdjęcia z telefonu!

.

.


Dla mnie droga mogła by się dziś nie kończyć, niestety dzień za krótki żeby się nacieszyć na tyle ile bym chciał.

.

.


Kolejny obrazowy widok.

.

.


Zdecydowanie bardziej wolę tą konfiguracje kolorów: zieleń + odcienie ziemi, a nie nudna biel!

.

.


Pokażę wam dziś wszystko co sam widziałem, wprawdzie zdjęcia nie oddają całego efektu, ale może komuś coś się spodoba.

.

.


To już ostanie zdjęcie pól, uwierzcie że było zdecydowanie więcej :)

.

.

W końcu dotarłem do Kazimierzy, niestety tam mój zachwyt nad dniem przerodził się w niepokój nad tym że trochę złapałem opóźnienia przez to cykanie fotek i prawdopodobnie będę musiał wracać po ciemku, a kurcze nie mam dziś żadnej dobrej lampy do rozświetlania mroku, tylko małe żabki migające. Tak więc byłem bardzo zdeterminowany żeby przycisnąć na pedały mimo tego że zmęczenie mocno dawało się we znaki. Droga do Proszowic mnie mocno wymęczyła, pewnie dlatego że się stresowałem tym że nie zdążę i się tym negatywnie nakręciłem, jednak kiedy dotarłem już do Proszowic i zobaczyłem że zachód słońca już bliski postanowiłem nie spinać i spokojnie jechać, drogę przecież dobrze znam, niemal każdy zakręt, a oświetlenie ostrzegawcze mam.

Zachód słońca nad Proszowicami.

.

.


Zachód słońca nad wiatrakiem w Niegardowie, tu przekonałem się że szczęście mi sprzyja bo wiatrak ledwo się obracał, a więc i wiatr nie będzie mi przeszkadzał.

.

.


Wijąca się droga ku zachodzącemu słońcu, niczym 'Route 66'.

.

.


Co każde wzniesienie byłem przekonany że to już koniec tego widowiska, lecz im bliżej Krakowa tym bardziej przekonywałem się że jest jeszcze piękniej.

.

.


Tu jeszcze słońce pozwalało na jazdę w okularach przeciwsłonecznych.

.

.


No a tu już widok nieba za Luborzycą, krzepiące, zwłaszcza że już byłem bardzo zmęczony.

.

.


No i tak się właśnie kończy mój dzień, przepiękny zachód słońca po przepięknym dniu na przepięknej trasie.

.

.

Ciemności zastały mnie już w Więcławicach, ale z racji że znam na pamięć każdy zakręt to na prawdę nie było wielkim problemem. W końcu dotarłem do mieszkania, pierwsze co musiałem zrobić to zająć się czyszczeniem roweru i odrapanie chyba kilograma błota, tak więc wiaderko i gąbka, dopiero później zająłem się sobą, szybki obiad, spakowanie się i znów wyjście, ale tylko kilka kilometrów do przejechania, dziś zostaję na noc gdzie indziej :) Po doatrciu na miejsce zdecydowałem jeszcze że szybko się przebiorę, zamienię rower i udam się do KFC wymienić punkty na pepsianę, ponoć to ostatnie dni kiedy można to zrobić, postanowiłem zajeździć się na śmierć dziś :P w sumie jechało mi się bez problemu, nie czułem nóg, zapewne jak bym miał teraz wsiąść na rower nie było by tak dobrze, bo siedząc czuję jak powoli kamienieją i mówią: ból, ból, ból...

A miałem taki czysty rower! Teraz znów trzeba chwycić za wiadro i szmatę...

.

.

No i taki to był dzień... zaczął się przed 9 a skończył po 19... Wspaniała wycieczka, wyjeździłem się wspaniale, w przepięknych warunkach pogodowych i terenowych, no a po przyjściu od razu się zważyłem i... mimo że w trakcie jazdy uzupełniłem 2l płynów i jadłem dość sporo waga wskazała 63,6 kg, tak więc różnica wynosi niebywałe 1,2 kg?! Nie sądziłem że to możliwe żeby stracić tyle w ciągu jednego dnia, zwłaszcza że nie mam zbytni z czego zrzucać, ale tyle właśnie wskazała waga, tak że ten, jak by ktoś chciał jakiegoś odchudzania, zapraszam na wycieczkę ze mną :P Bardzo żałuję dziś że nie wziąłem pulsometru.

.

.

.

.

  • T. odczuw. 9 °C
  • Wiatr 14 km/h
  • Porywy 25 km/h
  • Chmury 10-20% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1012 hPa
  • Wilgotność 78 %
  • Termika chłodno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria ( ), <200


Dane wyjazdu:
Dystans:56.40 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Kraków na spokojnie.

Piątek, 27 grudnia 2013 · dodano: 29.12.2013 | Komentarze 3

No i jak to jest? Przez ostatnie dni wiało bardzo, dziś się pogoda wyklarowało, nie wieje, jest pięknie a mi się nie bardzo chcę jeździć, już któryś raz z rzędu tak jest że mam ochotę na jazdę kiedy w około raczej trudne warunki, a kiedy pięknie jakoś mnie nie kusi... Ale z racji że choć trochę trzeba pojeździć uznałem że mogę połączyć przyjemne z pożytecznym. Pojechałem sobie spokojnie bulwarami Wisły do Tyńca i z powrotem, wolne tempo, strój raczej miejski, ale dziś nie potrzeba mi było dynamiki, tylko jechać i delektować się tymi 13 stopniami! Po drodze zawitałem w moim serwisie, wreszcie chyba udało się rozwiązać problem z kasetą, już się nic nie telepie, wracając do domu zaliczyłem jeszcze małe zakupy. Reszta dnia to robienie zaległości szkolnych, no i serwisowanie roweru, muszę przyznać że tak czysty to on chyba jeszcze nie był! Nawet w napędzie można by się spokojnie przejrzeć i zobaczyć swe odbicie. No więc rower gotowy, jutro można nadrobić zaległości.

Kategoria Miasto


Dane wyjazdu:
Dystans:170.74 km
Maks. pr.:58.30 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1596 m
Rower:

Głodnemu wiatrem w pysk!

Czwartek, 26 grudnia 2013 · dodano: 26.12.2013 | Komentarze 0

Co to był za dzień?! Ech, ale było warto, bardzo było warto! Wstałem dziś tak jak zaplanowałem o 6 i wyruszyłem chwilę przed wschodem słońca. Ale to że była jeszcze noc nie oznacza że było zimno, jak wychodziłem było 9 stopni... jak dla mnie idealnie bo wiatr wysuszył drogi i temperatura też zrobiła swoje. Kiedy wyruszałem wiatr nie był zbyt mocny, a zresztą początkowy kurs obrałem na północ a więc i tak miałem go w plecy, jednak zdecydowałem że nie poważę się na pierwotne plany jazdy z wiatrem aż do Pińczowa gdyż jeszcze musiał bym później jakoś wrócić pod wiatr, a na to nie czułem się zbyt gotowy, ani chętny. Tak więc ruszyłem jeszcze w mrok, ale kilka kilometrów przywitał mnie przepiękny wschód słońca! Naprawdę było mega warto wstać wcześniej, no i to był najładniejszy moment całego dnia!

Prawda że niesamowicie to wygląda?

.

.

Drogę na początek obrałem w kierunku Zielonek tak aby przejechać przez dolinę Ojcowa, niestety nie było najbardziej atrakcyjne dzisiejszego dnia, gdyż o tak wczesnej porze ledwo słońce tam docierało i było ciemno, przejechałem szybko ten odcinek, a no i znów się sprawdza że tam w samej dolince zdecydowanie zimniej niż gdziekolwiek indziej. Dalsza droga to podjazd do Skały i zjazd do Iwanowic, tu wiatr był już odczuwalny, ale nie był zbyt problematyczny gdyż to zjazd i nie trzeba było się wysilać. W Iwanowicach odbiłem w kierunku Gołczy i dalej spokojnie do Miechowa, tu jazda nie była problemem bo wiatr w plecy, ale nawierzchnia zdecydowanie gorsza, a dodatkowym mankamentem było to że znów mi ta kaseta drga i się telepie, więc na każdym wertepie słyszałem metalowy brzdęk który strasznie mnie irytował, w dodatku pogoda zrobiła się mało przyjemna, tzn. zrobiło się mniej przyjaźniej niż rano, niemal całe niebo zaniesione było szarymi chmurami i tylko na południu przebijało się krwiste słońce.

Tylko niebo hen hen nad południem wyglądało bardziej atrakcyjnie.

.

.


Droga do Miechowa, dziś nie tak ładnie jak ostatnio, ale i tak lepiej niż miesiąc temu, bo wtedy to właśnie tu złapała mnie burza śnieżna!

.

.


Tu też wzrok przyciągało południe i czerwonawa kreska malująca się na horyzoncie.

.

.

W Miechowie wektor mojej jazdy zmienił się na wschód i od tego momentu zaczęły się prawdziwe schody. Chwilę za Miechowem na trasie do Racławic są wiatraki, dość dobitnie pokazały mi że dziś może być ciężko, łopaty kręciły się tak szybko jak jeszcze nigdy dotąd! No ale nie zraziłem się tym tylko jechałem, wprawdzie tempo spadło do 22-25 km/h ale się jechało, choć na podjazdach było mega ciężko, no chyba łatwiej było by jechać centralnie pod wiatr niż tak jak tu mieć go mniej więcej cały czas w prawy policzek, nie dość że stopowało to jeszcze spychało z linii jazdy, całe szczęście że dziś ruch minimalny, ale i tak nie najlepiej. W pewnym momencie znów natrafiłem na straszny widok, kolejny rozjechany lisek! Nie mam pojęcia co ich tyle ginie teraz na drogach, to już bodajże czwarty w tym miesiącu na którego trafiam... No a przy okazji obok leżał bidon CCC! Nie wiem skąd tu, ale też jakiś zasyfiony jak pozostałe jakie ostatnio wypatrzyłem, głównie przy trasie Tour de Pologne 2013.

Chodził lisek koło drogi... Teraz już nie pochodzi nigdzie, bo jakiś ciul go zabił...

.

.

Już wiem dlaczego niebo na południu takie czerwone dziś! To siedlisko zła i sieje wiatrem po Polsce!

.

.

Po drodze do Skalbmierza miałem kila ciekawych sytuacji ze zwierzętami:

-jadę a tu na poboczu stoi w rzędzie 6 perliczek, a w rowie stoi 6 kur i patrzą na siebie, chciałem temu zrobić zdjęcie, ale się perliczki spłoszyły, wpadły w stado kur, a kury się ich wystraszyły i się rozbiegły jak głupie!

-kolejne, biły się gęsi, nagle jedna zaatakowała druga jakoś bardziej i ta jedna odleciała, a raczej podskoczyła i z impetem wylądowała na środku jezdni, głupie ptaszyska!

-chyba widziałem jak ktoś wyrzuca psa z samochodu koło lasu :/ tzn. byłem kilka set metrów z tyłu i widzę że samochód się zatrzymuje i otwierają się drzwi, biega jakiś pies, jak dojeżdżałem bliżej szybko odjechali a jakiś pies tam został... Nie wiem może go chcieli nakarmić czy coś, ale dziwna scena, raczej nasuwająca jedno na myśl...

-trzy razy odganiałem się od psów lecących za mną, ale tak mnie wkurwiły dziś że dwa razy pogoniłem za nimi i kamienie też poszły w ruch :D

No i tak wreszcie dotarłem do Skalbmierza, byłem mocno wytyrany, ale w planie miałem jeszcze Kazimierze i Koszyce, jednak po kilku kilometrach za Skalbmierzem uznałem że nie ma bata, już nie dam rady tak jechać w tym kierunku! Zawróciłem do miasta i tam na chwilę się zatrzymałem żeby się posilić. Po kilkunastu minutach ruszyłem dalej drogą w kierunku południa do Proszowic przez Małoszów i Czuszów i tu o dziwo niby że na południe, więc powinienem mieć wiatr centralnie w pysk jechało się łatwiej, wolno przyznaje, ale miarowo, odżyłem zdecydowanie na tym odcinku.

Droga prowadziła mnie na południe, myślałem że będzie bardzo ciężko, okazało się jednak że jedzie się dużo łatwiej!

.

.


No już prawie! Jeszcze tylko ten podjazd... No może jeszcze kilka podjazdów, ale już blisko!

.

.

Po dotarciu do Klimontowa zorientowałem się że mam jeszcze godzinę do godziny na którą byłem umówiony na obiad, postanowiłem nie przeszkadzać i odbiłem kawałek w kierunku Kazimierzy taż żeby pojechać 15 minut i móc spokojnie dojechać na umówioną godzinę. Tak więc dotarłem do granicy województwa Małopolskiego i zawróciłem. Do Proszowic dojechałem bardzo spokojnie. Przed wejściem jeszcze tylko wiadro i szmata, bo jednak znów usyfiony cały byłem, tzn rower przede wszystkim!

W Proszowicach, posiedziałem kilka godzin, zjadłem pyszny świąteczny obiad i odpocząłem, przyznam że nie bardzo mi się chciało wracać a i uda dość darły po męczeniu pod wiatr, ale ktoś do kotów musiał przecież wrócić, nie wybaczyły by mi przecież dnia bez kolacji :P Z racji że byłem dobrze doświetlony dziś postanowiłem wrócić przez Słomniki, Iwanowice, Zerwaną, Książniczki. O matko bosko kochono! Ależ mi się jechało genialnie, miałem tak jeszcze rozgrzane nogi że wygenerowałem taką moc że sam się zdziwiłem! Jeszcze tak dobrze to mi się nie jechało tej jesieni! Średnia kosmiczna, sama droga minęła sam nie wiem kiedy, jechało mi się mega zajebiście! Dodatkowo taka jazda po ciemku to faktycznie duża atrakcja, zupełnie inny rodzaj skupienia trzeba generować, droga niby dobrze znana a jednak każdy zakręt to nowość. Po dotarciu do domu byłem tak nakręcony że wpadłem na pomysł żeby jeszcze gdzieś jechać, ale uznałem że nie mogę przesadzać, bo jutro też jest dzień, a warunki mają być lepsze, to energię warto zachować. A no i pod koniec drogi trochę zaczęło kropić, ale nie wpłynęło to negatywnie na moje odczucia z jazdy.

Ech no wspaniały dzień, wyjeździłem się bardzo, ruch minimalny, no i mimo silnego wiatru dałem radę!

.

.


.

.

  • T. odczuw. 9 °C
  • Wiatr 19 km/h
  • Porywy 40 km/h
  • Chmury 50-60% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1003 hPa
  • Wilgotność 81 %
  • Termika chłodno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria ( ), Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:73.50 km
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

No troszkę wieje :P

Środa, 25 grudnia 2013 · dodano: 25.12.2013 | Komentarze 1

No i kurde bez sensu, dziś mam absolutnie wolny dzień i co? Kolejny orkan? No ja wiem że nie mieszkam w zakopanym gdzie wieje przeszło 140 km/h ale no tu też jest ciekawie.

No więc... chyba przez ten halny gorzej też z motywacją bo od rana dość niemrawo mi szło, najpierw udałem się z rodziną i kotem na słoneczny spacer i w końcu około 12 zebrałem się do wyjazdu, myślałem że wieje mocno, ale nie było tak źle bo wiatr wiał ale nie jakiś tragiczny, jedynie podmuchy były bardzo mocno, więc kierownice trzeba było dość mocno trzymać, tak więc pojechałem i zrobiłem spokojną rundę przez Książniczki, Więcławice, Prawdę, dziś to spoko bo drogi niemal puste zupełnie więc ryzyka nie było dużego. Później powrót do domu na obiad (oczywiście wigilijne resztki, ale jakie!)

Drugi wyjazd o 18, może nie z jakichś wielkich chęci a z przymusu, jutro planuję pojeździć przed świtem i po zachodzie więc musiałem udać się do mieszkania gdzie zostawiłem moje dodatkowe oświetlenie, przy okazji postanowiłem pojechać w miasto. Myślałem że wiatr im później tym bardziej się uspokoi, nic bardziej mylnego, on się nasila! Jak po południu wiało i były porywy, to teraz wieje non stop z siłą tych porywów plus jakieś trąby powietrzne, na szczęście w Krakowie pusto, a i tak wykorzystałem ścieżki rowerowe. No tak pojeździłem prawie dwie godziny, spokojnie a mimo to dość mnie wymęczyło, za to zdobyłem oświetlenie i jutro będzie można spokojnie jechać, no chyba że się nie uspokoi ten wiatr, to ja się nie piszę na coś takiego na otwartym terenie... :/

  • T. odczuw. 4 °C
  • Wiatr 23 km/h
  • Porywy 45 km/h
  • Chmury 10-20% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1005 hPa
  • Wilgotność 66 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Miasto, Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:159.40 km
Maks. pr.:57.30 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:2875 m
Rower:

Jaka wigilia taki cały rok?! To ja poproszę!

Wtorek, 24 grudnia 2013 · dodano: 24.12.2013 | Komentarze 0

Wreszcie mogę sobie usiąść na dupie i zrobić wpis... ach, co to był za dzień!

No więc tak, dziś zaliczyłem zaplanowaną na wczoraj trasę, z racji że miałem wszystko przygotowane do wigilii już w ciągu kilko ostatnich dni, miałem dziś czas do południa tylko dla siebie, dobrze że zostawiłem tą trasę na dziś bo piękna pogoda się zrobiła. Wstałem wcześnie i ruszyłem najpierw do Wieliczki, jechało się spoko, choć dość chłodno jeszcze z rana. Po dotarciu do Wieliczki obrałem kurs na Gdów, jakoś ostatnio mimo że narzekałem na tą trasę jakoś miałem jej niedosyt. Od samego początku na tym odcinku towarzyszyło mi piękne słońce choć wiatr (ponoć kolejny orkan) dawał trochę w dupę.

Mimo że słońce dziś jarało w oczy z mega mocą jakoś mi to nie przeszkadzało!

.

.

Czyż nie pięknie?

.

.

Według mnie rośliny już rozpoczęły wegetacje, wiosna idzie!

.

.



Dalsza droga obrała kurs z Gdowa w kierunku Niepołomic. Normalnie nie zbyt lubię ten odcinek, ale dziś miałem wiatr w plecy, słońce w plecy, mały ruch i piękne widoki przede mną!

Cała droga tylko dla mnie!

.

.

W Niepołomicach pokierowałem się drogą przez Ispinę i dalej do Nowego Brzeska, wybrałem tą drogę między innymi dlatego że kilka dni temu był o niej reportaż w tv, o tym że to droga śmierci! Ponoć ginie na niej co najmniej jedna osoba rocznie! No muszę przyznać, wąsko i ludzie tną szybko, ale w sumie nie odbiega jakoś od standardów innych polskich dróg. Dalej droga przecina część Puszczy Niepołomickiej, a tam... mimo że dziś mega ciepło, na drodze gołoledź i mega zimno!

Droga przez Puszczę Niepołomicką, śmiesznie wszędzie suche drogi, w koło ciepło, a tu temperatura kilka stopni niższa a na drodze gołoledź!

.

.


Wisła, dziś wyglądała bardzo dostojnie. Tu z perspektywy mostu w Nowym Brzesku.

.

.

Z Nowego Brzeska obrałem kurs na Proszowice, to też jest fajny odcinek polskich dróg, ładnie, ciekawie no i zazwyczaj pusto. Szkoda że to taki krótki odcinek. W samych Proszowicach znów jakieś kosmosy, ruch jak w jakiejś metropolii! Skąd oni się tam biorą?! No nic, szybko minąłem to miasteczko i ruszyłem w kierunku Słomnik. W planach miałem powrót ok 15, ale z racji że miałem do załatwienia jeszcze jedną rzecz u babci, postanowiłem podkręcić mocno tempo żeby wyrobić się na 14, a przy okazji wyznaczyłem sobie utrzymanie tempa na poziomie 30 km/h. Tak więc odcinek Proszowice- Słomniki łyknąłem niezmiernie szybko, później wprawdzie trochę mnie przytkało, ale trochę obniżyłem kadencję i do Iwanowic już się ciało uspokoiło, dodatkowo wiatr był moim pomocnikiem dziś! To się rzadko zdarza normalnie :) Po dotarciu do Krakowa zaliczyłem przy okazji odwiedziny u babci i wziąłem tort przygotowany na wigilię. Po dotarciu do mieszkania przebrałem się i poszedłem do źródełka umyć jeszcze rower, skoro dziś wszyscy kierowcy chcieli mieć czyste auta i do myjni były kolejki na kilkadziesiąt minut czekania to ja nie mogłem być gorszy.

Droga Nowe Brzesko- Proszowice, nie wiem jak to jest ale tam zawsze jest ładna pogoda!

.

.


Droga Nowe Brzesko- Proszowice, nie wiem jak to jest ale tam zawsze jest ładna pogoda!

.

.

Droga Nowe Brzesko- Proszowice, nie wiem jak to jest ale tam zawsze jest ładna pogoda!

.

.

No i to już koniec, w końcu dotarłem do domu, uważam że to był wspaniały dzień, wspaniała pogoda, wiatr w ogóle nie przeszkadzał, jeśli wigilia jest symbolem tego jak będzie wyglądał cały rok, to ja poproszę! No a po jeździe... Obżarstwo, było pysznie, choć jako gospodarz tegorocznej wigilii byłem non stop na nogach i tak aż do teraz, w sumie pisząc to usiadłem sobie pierwszy raz na spokojnie dziś od godziny 7 rano :D Ale ja bynajmniej nie narzekam, no to koniec. Wszystkiego najlepszego!

.

.

.

.

  • T. odczuw. 8 °C
  • Wiatr 15 km/h
  • Porywy 40 km/h
  • Chmury 10-20% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1017 hPa
  • Wilgotność 80 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:62.30 km
Maks. pr.:53.30 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Takie tam pitu pitu.

Poniedziałek, 23 grudnia 2013 · dodano: 23.12.2013 | Komentarze 2

Dziś jest zły dzień, przynajmniej dla mnie, zrobiłem rundę przez książniczki, jechało mi się ciężko, w dodatku wróciłem cały usyfiony, a wczoraj czyściłem rower, tak się zirytowałem że już zamówiłem sobie błotniki! Ha zamówione w angielskim sklepie internetowym ok 11 a o 12 dostałem potwierdzenie że towar został wysłany, to się nazywa obsługa! A moje wcześniejsze zamówienie z środy w polskim sklepie będzie wysłane po 1 stycznia... to jest porównanie... po południu jeszcze przejażdżka po mieście, tak żeby się dobrudzić i z czystym sumieniem wszystko wrzucić do pralki, tylko jak zapakować rower do bębna? W sumie wagowo by się zgadzało :P reszta dnia to już porządki, mam już wszystko ogarnięte więc jutro będzie można spokojnie sobie pojeździć.

Kategoria Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:171.32 km
Maks. pr.:64.70 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:3405 m
Rower:

Czchów - aż po własne granice.

Niedziela, 22 grudnia 2013 · dodano: 22.12.2013 | Komentarze 5

Ależ to był dzień, aż po własny kres! Już dawno się tak nie ujeździłem i wreszcie czuję się po kres wyczerpany, bolą mnie nogi, ręce, kark, ale właśnie to jest super, bo w ostatnim czasie mimo dużych dystansów nie czułem jakiegoś takiego dużego obciążenia. Dziś może dystans nie był jakiś kosmiczny, ale kilka czynników złożyło się na to ostateczne wyczerpania, po pierwsze to osłabienie przeziębieniem i pewnie ogólne zmęczenie ostatnim jeżdżeniem, dość mocny wiatr który mocno mnie wymęczył jadąc do Czchowa jak i droga powrotna przez Gdów która cechuje się podjazdem i zjazdem, niemal non stop 7/8 % nachylenia.

Dzień rozpocząłem wcześnie, bo chwilę przed wschodem, przyznam że wstawało mi się bardzo ciężko, jeszcze dodatkowym mankamentem były zakwasy w... pośladkach O_o no ale krótka lektura biografii Mercxxa i od raz pojawił się dobry nastrój do kręcenia. Tak więc zacząłem jazdę w dość mroźnych i śliskich okolicznościach, ale prognozy były dość krzepiące więc jechałem spokojnie przez dobrze znane tereny, Prusy, Kocmyrzów, Czulice, do Niepołomic. Jechało się dość dobrze, choć już zaczął lekko wiatr dawać o swej obecności, a no i rower nie domagał, najpierw licznik świrował, magnes obijał się o czujnik i mimo że poprawiałem cały czas coś stukało... a później przekonałem się dlaczego moja korba tak lekko się kręci, okazało się że znów lewe ramię się odkręciło i to nie mało, no ja nie wiem co z nim nie tak teraz jest :/ Za to miałem okazje oglądać jak ładnie budzi się dzień, choć wschód już jakiś czas temu nastał, to słońce dopiero teraz zaczęło się przebijać zza chmur. A ogólnie dzisiejsze krajobrazy zdominowane są przez ujęcia chmur, lubię chmury, bardzo lubię chmury!

.

.

Słońce! Nadzieja na rozgrzanie się po chłodnym poranku.

.

.

Piękne chmury nad Puszczą Niepołomicką.

.

.

Po przejechaniu przez puszczę pokierowałem się przez Kłaj do Proszówek, tam skierowałem się w kierunku Bochni, ale odbiłem w kierunku Brzeska drogą przez Rzezawę. Tu już wiatr mocno operował, wprawdzie bardziej z boku, ale jechało się ciężko, ogólnie już wtedy zastanawiałem się czy wyrobię się z trasą i czy podołam mojemu dzisiejszemu wyzwaniu, ale postanowiłem że dziś nie ma opcji żebym odpuścił i muszę dojechać. Posiliłem się pyszną kanapką i spokojnie dojechałem do Brzeska, przy okazji znów mogłem sobie podziwiać piękne chmury!

Piękne chmury nad Bochnią.

.

.

Droga dojazdowa do Brzeska przez Rzezawę, polecam każdemu rowerzyście, spokojna trasa prowadząca wzdłuż autostrady.

.

.

Droga dojazdowa do Brzeska przez Rzezawę, polecam każdemu rowerzyście, spokojna trasa prowadząca wzdłuż autostrady.

.

.

Piękne chmury nad Brzeskiem.

.

.

Dalej z Brzeska pojechałem główna drogą w kierunku Nowego Sącza, tu ruch zdecydowanie się nasilił, a i wiatr który teraz miałem prosto w pysk okazał się zdecydowanie mocniejszy niż miałem nadziej dziś poczuć, jechało się okropnie, tempo spadło znacznie i znów naszły mnie myśli o zawróceniu i obraniu kursu z wiatrem. Ale znów przekonałem samego siebie że nie mogę odpuścić, a przy okazji spotkałem jakiegoś innego kolarza, ale jadącego z wiatrem... No i tak dotoczyłem się do podjazdu pod Gosprzydową, tu wiatr przestał odgrywać tak dużą rolę bo trochę zmieniłem kierunek no i na podjeździe to inaczej, ale i tak wymęczył mnie mocno, w dodatku zrobiło mi się na prawdę gorąco, ale postanowiłem się nie rozbierać zbytnio. Po zdobyciu góry jakoś już poszło, zjazd w dół, a potem prosta droga po części z wiatrem przez Tworkową, Jurków i do Czchowa, wreszcie osiągnąłem upragniony cel! Ale mimo że miałem chęci odwiedzić rodzinny dom i mimo że miałem klucze postanowiłem że nie będę się tam zapuszczał ponieważ wiedziałem że na pewno trafię na kogoś z rodziny i będę musiał na chwilę się zatrzymać, a chwila przemieni się przynajmniej w 30 minut, a na to nie mogłem sobie pozwolić, bo czasu nie miałem za wiele, przez wiatr złapałem około 45 minutowe opóźnienie wobec zaplanowanego przejazdu. Tak więc rozpocząłem mozolną drogę powrotną w kierunku Krakowa. Najpierw boczną drogą do Tymowej i dalej w kierunku Lipnicy Murowanej, jechało się w miarę dobrze, ale czułem już duże zmęczenie i w dość czarnych barwach widziałem resztę dystansu. W Lipnicy zrobiłem sobie chwilę przerwy na odpoczynek i regenerujące, soczyste jabłko.

Klasyczne domki w Lipnicy Murowanej.

.

.

Piękne chmury nad Lipnicą Murowaną.

.

.

Dalej rozpoczęła się moja katorga, nie wiem czy to przez ten popas, czy to już zmęczenie dało tak w dupę, ale na podjeździe z Lipnicy w kierunku Muchówki czułem się tragicznie! Jeszcze takiego kryzysu to nie miałem chyba w karierze... Dosłownie nogi mi zabetonowało, na samym niezbyt wymagającym podjeździe musiałem trzy razy przystanąć żeby trochę odsapnąć, naprawdę zacząłem się zastanawiać co teraz bo nie bardzo widzę alternatywę żeby samemu dojechać... W końcu udało mi się pokonać ten podjazd i rozpoczął się krótki zjazd, niestety z bardzo słabą nawierzchnią przez co wytelepało mnie bardzo i niezbyt sobie wypocząłem. Na koniec zjazdu zastałem bardzo przykrą scenę, widzę że coś leży na drodze no i samochód jadący z naprzeciwka wymija go tak że omal mnie nie rozjeżdża, następny przez to że nie mógł wyminąć przeszkody bo ja znajdowałem się na drugim pasie przejechał po biednym druchełku lisa z takim impetem że aż poleciały wnętrzności na około, a czy kurwa to aż taki problem zatrzymać się, dać awaryjne i przesunąć zwłoki?! Strasznie się wkurwiłem, zatrzymałem ruch na chwilę i wziąłem zwłoki tego pięknego zwierzęcia. Trochę szacunku debile!

Ale się zdenerwowałem! Nie dość że ktoś go zabił, to jeszcze inne pojeby zajeżdżały biedne zwłoki, oby tak z nimi ktoś zrobił już po...

.

.

Piękne chmury nad Muchówką.

.

.

Droga do Łapanowa.

.

.

Wreszcie jakieś krzepiące procenty w dół, oby tak już do końca!

.

.

No i w końcu dotarłem do Łapanowa, już trochę witałem się z gąską, a tu droga znów zaczęła się piąć do góry, a potem znów zjazd i podjazd i znów zjazd, no nie zliczę ile ich jest na tym odcinku, ale cały czas góra dół aż do Gdowa, przynajmniej teraz wiatr mi pomagał no i warunki zrobiły się wybitnie piękne. Jechałem spokojnie, nie szarpiąc się za nadto, tempo mimo że poniżej zakładanego nie było tak złe jak mogło by się wydawać z przebiegu dotychczasowej drogi.

No czyż nie jest pięknie?!

.

.

Dzisiejsze widoki zdecydowanie przypominały wczesnojesienne, a nie zimowe!

.

.

Mimo że czas mnie naglił, nie mogłem się nie zatrzymać i porobić zdjęć.

.

.

Kolejna przerwa w jeździe, mimo że to wybija z rytmu, ale uważam że w pełni uzasadniona.

.

.

No i tak z przerwami na cykanie fotek dotarłem wreszcie do Gdowa, tu zastanawiałem się chwilę jak jechać dalej, prosto do Wieliczki nielubianą drogą, czy obrać kurs przez Dobczyce, lub Niepołomice. Wybrałem prostą drogę do Wieliczki, uznałem że to będzie najszybsze rozwiązanie, lecz droga wijąca się w dół i w górę niemal non stop aż do Wieliczki dość skutecznie uszczupliła mój zapas czasu do zachodu słońca. Przynajmniej jest tam dość ładnie, jedynie duży ruch dawał niemiłe wrażenie. W końcu udało mi się dostać do Wieliczki, przy okazji widziałem kolejne przykre obrazki jak negatywnie samochody wpływają na los zwierząt, natrafiłem na martwego psa, bażanta (jakoś strasznie dużo ich widuję ostatniego czasu), a nawet widziałem podczas zjazdu przed Wieliczką dzika leżącego w rowie!

Cienie się wydłużają, jeden jest mój, reszta to chyba cyprysy.

.

.

Po dotarciu do Wieliczki wiedziałem że już blisko, to dodało mi motywacji i energii na te ostanie chwile, ale miałem już bardzo dość jazdy i chciałem tylko przeciąć Kraków przez Rybitwy i dotrzeć wreszcie do Nowej Huty i tam jechać już ścieżkami, spokojnie, nie zważając na samochody.

Sam Kraków osiągnąłem niemal idealnie w momencie zachodu słońca, przy okazji tu też piękne chmury.

.

.

No i tak spokojnie dotarłem już do domu, mimo że po zmroku, ale w miarę bezpiecznie dzięki dość rzadko używanymi przeze mnie ścieżkami rowerowymi. Po wejściu do mieszkania dosłownie padłem, dopiero po kilku minutach byłem w stanie się rozebrać i zacząć żyć dalej... No i to już koniec.

No idealna wycieczka, może nie najdłuższa, nie najciekawsza, ale dla mnie ważna, pokazałem samemu sobie gdzie są moje jakieś granice, no i cieszę się że nie odpuściłem, mimo że byłem na to niemal już gotowy :/ teraz mam bardzo dobre nastawienie do roweru, choć nie mam jakiejś wielkiej ochoty do czyszczenia, ale może jeszcze wieczorem skuszę się na krótką wieczorną przejażdżkę :) No a jutro ponoć jakiś deszcz, może uda mi się jakąś krótszą wycieczkę zrobić :P

.

.

Mapka.

.

.

Temperatura: wyjazdu -2, najcieplejszy moment dnia 5, powrót 2

  • T. odczuw. 2 °C
  • Wiatr 21 km/h
  • Porywy 45 km/h
  • Chmury 20-30% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1027 hPa
  • Wilgotność 81 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:151.30 km
Maks. pr.:57.20 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1300 m
Rower:

Pierwszy dzień zimy, dla mnie bomba!

Sobota, 21 grudnia 2013 · dodano: 21.12.2013 | Komentarze 0

Pierwszy dzień zimy?! Oby tak dalej!

Po wczorajszym dniu głód jeżdżenia ogromny, zwłaszcza że dziś obudziłem się dość rześki i wypoczęty, mocny lek na noc to dobra sprawa, a jeszcze jak dziś zobaczyłem że od samego rana świeci piękne słońce wiedziałem że muszę kręcić. Wprawdzie dzień rozpocząłem leniwie i wyruszyłem dość późno jak na to że dziś najkrótszy dzień roku, to sama jazda dziś to poezja, tempo i łatwość kręcenia mega! Ale od początku, z racji że nie stacjonuje przez kilka dni w domu nie mam możliwości rozgrzewki na trenażerze, tak więc ruszyłem na sucho, ale od samego początku czułem że jedzie mi się mega łatwo i już po niedługim czasie byłem za Książniczkami, (tu drogę przecięły mi dwie sarny przebiegające drogę, uznałem to za dobry omen na dzisiejszy dzień i się nie zawiodłem) zrobiłem rundę przez Masłomiącą i Więcławice i udałem się w stronę Luborzycy, a dalej do Niegardowa.

I to ma być pierwszy dzień zimy?! No trzeba powiedzieć że nawet wiosna by się nie powstydziła tak pięknego dnia jak dziś.



W Niegardowie skierowałem się w kierunku Proszowic, tu droga też mijała niezmiernie gładko, jedyne co przeszkadzało to że drogi były dość mokre, a ja wczoraj pięknie wyczyściłem sobie rower, a już po 20 km ja i on byliśmy cali usyfieni... ale cóż przynajmniej rower dobrze nakremowany dobrze się toczył. Po dotarciu do Proszowic szybko ja ominąłem obwodnicą (mają jakieś kompleksy chyba tam z tymi swoimi rondami...) Dalej skierowałem się przez Klimontów w kierunku Kazimierzy Wielkiej, kurcze wreszcie ta droga dobrze zrobiona i remont się skończył, można spokojnie jechać w komfortowych warunkach.

Wszystko dla mnie dziś wydawało się idealne, droga, pogoda, siły, no miodzio.




Po dotarciu do Kazimierzy zreflektowałem się że muszę trochę podkręcić tempo, bo nie bez racji dzisiejszy dzień jest najkrótszy w roku... Droga teraz pokierowała mnie w kierunku Koszyc, trochę gorsza nawierzchnia, ale w sumie to nie jakiś problem bo tam ruch niemal nie istnieje, no jedyne co dawało w dupę to że jechałem pod słońce i mało co było widać.

Wiem że często na to narzekam, ale mam ewidentny problem z jazdą pod słońce, strasznie mnie meczy takie kręcenie.


Po dotarciu do Koszyc obrałem kurs znów na Proszowice tym razem z drugiej strony, tu już słońce nie doskwierało, ale pojawił się wiatr, który usilnie chciał mnie przyhamować, ale dziś się nie dałem, tempo nieznacznie spadło, ale mimo to wiedziałem że ciężko będzie mi się wyrobić z powrotem do Krakowa przed zmrokiem, za to jechałem w pięknych warunkach i jakoś się niezbyt przejmowałem tym.

Dziś niebo było niemal wakacyjne, a ponoć w najbliższych dniach będzie jeszcze ładniej?!



W samych Proszowicach podjechałem pod dom rodziców mojej narzeczonej żeby się przywitać i pokazać jej jak wygląda mój rower po jednym dniu jazdy... niestety nie mogłem posiedzieć dłużej bo wiedziałem że zostało mi ok 30 minut do zachodu słońca i będę musiał mocno się postarać żeby choć część trasy do domu pokonać jeszcze w świetle dnia. No na tym odcinku jechało mi się słabo, zwłaszcza przez zachodzące słońce prostopadle jarające mi w oczy, jeszcze dodatkowo obawiałem się czy kierowcy za mną mnie widzą, dlatego za każdym razem kiedy słyszałem że nadjeżdża za mną auto odwracałem się żeby upewnić się czy aby kierowca na pewno mnie widzi. No i tak jechałem i jechałem, w końcu słońce znikło za horyzontem, ale nie zrobiło się od razu ciemno, na szczęście miałem już dość blisko do Krakowa i wiedziałem że zaraz odbiję na mało ruchliwą drogę, a dodatkowo miałem możliwość podziwiania przepięknego zachodu słońca.

Jaki cały dzień, taki zachód słońca -wspaniały!




No nie udało mi się dotrzeć do domu przed zachodem słońca, ale za to mogłem podziwiać piękny obrazek.




No i tak to właśnie było, wracając postanowiłem zrobić jeszcze rundę po dobrze znanych mi trasach przez Prawdę, Więcławice, Książniczki i już dalej pod dom. Tam wpadłem na chwilę do mieszkania i postanowiłem zabrać kilka rzeczy, a w tym: gąbka, płyn do garów, butelkę i pojechać pod pobliski hydrant i tam dokonać ablucji roweru. Nie wiem dlaczego ja nie wpadłem na to rozwiązanie wcześniej... Nie trzeba się pieprzyć w wannie i potem sprzątać, tak można przy okazji podlać kwiatki :) Przy okazji zahaczyłem jeszcze KFC. Po dotarciu wreszcie do mieszkania można coś zjeść, bo tak tylko banan dziś, ale za to pyszny, taki wymrożony banan to na prawdę coś pysznego! No teraz jeszcze tylko pranie i można się wziąć za rozpoczęcie porządków przedświątecznych.

No i to już chyba tyle, wspaniały dzień, sił i chęci mnóstwo, pogoda mega, ruch mały, oj w życiu bym nie powiedział że będę miał możliwość tak pięknie zbliżać się do końca tego ogólnie mało sympatycznego roku. Kurcze no i powoli mi się kończą możliwości do jazdy, już niemal wszystkie możliwości wykorzystałem, niektóre nawet kilkukrotnie :P

Mapka.

  • T. odczuw. 1 °C
  • Wiatr 17 km/h
  • Porywy 40 km/h
  • Chmury 20-30% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1034 hPa
  • Wilgotność 65 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki, ( )