Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
Dystans:171.32 km
Maks. pr.:64.70 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:3405 m
Rower:

Czchów - aż po własne granice.

Niedziela, 22 grudnia 2013 · dodano: 22.12.2013 | Komentarze 5

Ależ to był dzień, aż po własny kres! Już dawno się tak nie ujeździłem i wreszcie czuję się po kres wyczerpany, bolą mnie nogi, ręce, kark, ale właśnie to jest super, bo w ostatnim czasie mimo dużych dystansów nie czułem jakiegoś takiego dużego obciążenia. Dziś może dystans nie był jakiś kosmiczny, ale kilka czynników złożyło się na to ostateczne wyczerpania, po pierwsze to osłabienie przeziębieniem i pewnie ogólne zmęczenie ostatnim jeżdżeniem, dość mocny wiatr który mocno mnie wymęczył jadąc do Czchowa jak i droga powrotna przez Gdów która cechuje się podjazdem i zjazdem, niemal non stop 7/8 % nachylenia.

Dzień rozpocząłem wcześnie, bo chwilę przed wschodem, przyznam że wstawało mi się bardzo ciężko, jeszcze dodatkowym mankamentem były zakwasy w... pośladkach O_o no ale krótka lektura biografii Mercxxa i od raz pojawił się dobry nastrój do kręcenia. Tak więc zacząłem jazdę w dość mroźnych i śliskich okolicznościach, ale prognozy były dość krzepiące więc jechałem spokojnie przez dobrze znane tereny, Prusy, Kocmyrzów, Czulice, do Niepołomic. Jechało się dość dobrze, choć już zaczął lekko wiatr dawać o swej obecności, a no i rower nie domagał, najpierw licznik świrował, magnes obijał się o czujnik i mimo że poprawiałem cały czas coś stukało... a później przekonałem się dlaczego moja korba tak lekko się kręci, okazało się że znów lewe ramię się odkręciło i to nie mało, no ja nie wiem co z nim nie tak teraz jest :/ Za to miałem okazje oglądać jak ładnie budzi się dzień, choć wschód już jakiś czas temu nastał, to słońce dopiero teraz zaczęło się przebijać zza chmur. A ogólnie dzisiejsze krajobrazy zdominowane są przez ujęcia chmur, lubię chmury, bardzo lubię chmury!

.

.

Słońce! Nadzieja na rozgrzanie się po chłodnym poranku.

.

.

Piękne chmury nad Puszczą Niepołomicką.

.

.

Po przejechaniu przez puszczę pokierowałem się przez Kłaj do Proszówek, tam skierowałem się w kierunku Bochni, ale odbiłem w kierunku Brzeska drogą przez Rzezawę. Tu już wiatr mocno operował, wprawdzie bardziej z boku, ale jechało się ciężko, ogólnie już wtedy zastanawiałem się czy wyrobię się z trasą i czy podołam mojemu dzisiejszemu wyzwaniu, ale postanowiłem że dziś nie ma opcji żebym odpuścił i muszę dojechać. Posiliłem się pyszną kanapką i spokojnie dojechałem do Brzeska, przy okazji znów mogłem sobie podziwiać piękne chmury!

Piękne chmury nad Bochnią.

.

.

Droga dojazdowa do Brzeska przez Rzezawę, polecam każdemu rowerzyście, spokojna trasa prowadząca wzdłuż autostrady.

.

.

Droga dojazdowa do Brzeska przez Rzezawę, polecam każdemu rowerzyście, spokojna trasa prowadząca wzdłuż autostrady.

.

.

Piękne chmury nad Brzeskiem.

.

.

Dalej z Brzeska pojechałem główna drogą w kierunku Nowego Sącza, tu ruch zdecydowanie się nasilił, a i wiatr który teraz miałem prosto w pysk okazał się zdecydowanie mocniejszy niż miałem nadziej dziś poczuć, jechało się okropnie, tempo spadło znacznie i znów naszły mnie myśli o zawróceniu i obraniu kursu z wiatrem. Ale znów przekonałem samego siebie że nie mogę odpuścić, a przy okazji spotkałem jakiegoś innego kolarza, ale jadącego z wiatrem... No i tak dotoczyłem się do podjazdu pod Gosprzydową, tu wiatr przestał odgrywać tak dużą rolę bo trochę zmieniłem kierunek no i na podjeździe to inaczej, ale i tak wymęczył mnie mocno, w dodatku zrobiło mi się na prawdę gorąco, ale postanowiłem się nie rozbierać zbytnio. Po zdobyciu góry jakoś już poszło, zjazd w dół, a potem prosta droga po części z wiatrem przez Tworkową, Jurków i do Czchowa, wreszcie osiągnąłem upragniony cel! Ale mimo że miałem chęci odwiedzić rodzinny dom i mimo że miałem klucze postanowiłem że nie będę się tam zapuszczał ponieważ wiedziałem że na pewno trafię na kogoś z rodziny i będę musiał na chwilę się zatrzymać, a chwila przemieni się przynajmniej w 30 minut, a na to nie mogłem sobie pozwolić, bo czasu nie miałem za wiele, przez wiatr złapałem około 45 minutowe opóźnienie wobec zaplanowanego przejazdu. Tak więc rozpocząłem mozolną drogę powrotną w kierunku Krakowa. Najpierw boczną drogą do Tymowej i dalej w kierunku Lipnicy Murowanej, jechało się w miarę dobrze, ale czułem już duże zmęczenie i w dość czarnych barwach widziałem resztę dystansu. W Lipnicy zrobiłem sobie chwilę przerwy na odpoczynek i regenerujące, soczyste jabłko.

Klasyczne domki w Lipnicy Murowanej.

.

.

Piękne chmury nad Lipnicą Murowaną.

.

.

Dalej rozpoczęła się moja katorga, nie wiem czy to przez ten popas, czy to już zmęczenie dało tak w dupę, ale na podjeździe z Lipnicy w kierunku Muchówki czułem się tragicznie! Jeszcze takiego kryzysu to nie miałem chyba w karierze... Dosłownie nogi mi zabetonowało, na samym niezbyt wymagającym podjeździe musiałem trzy razy przystanąć żeby trochę odsapnąć, naprawdę zacząłem się zastanawiać co teraz bo nie bardzo widzę alternatywę żeby samemu dojechać... W końcu udało mi się pokonać ten podjazd i rozpoczął się krótki zjazd, niestety z bardzo słabą nawierzchnią przez co wytelepało mnie bardzo i niezbyt sobie wypocząłem. Na koniec zjazdu zastałem bardzo przykrą scenę, widzę że coś leży na drodze no i samochód jadący z naprzeciwka wymija go tak że omal mnie nie rozjeżdża, następny przez to że nie mógł wyminąć przeszkody bo ja znajdowałem się na drugim pasie przejechał po biednym druchełku lisa z takim impetem że aż poleciały wnętrzności na około, a czy kurwa to aż taki problem zatrzymać się, dać awaryjne i przesunąć zwłoki?! Strasznie się wkurwiłem, zatrzymałem ruch na chwilę i wziąłem zwłoki tego pięknego zwierzęcia. Trochę szacunku debile!

Ale się zdenerwowałem! Nie dość że ktoś go zabił, to jeszcze inne pojeby zajeżdżały biedne zwłoki, oby tak z nimi ktoś zrobił już po...

.

.

Piękne chmury nad Muchówką.

.

.

Droga do Łapanowa.

.

.

Wreszcie jakieś krzepiące procenty w dół, oby tak już do końca!

.

.

No i w końcu dotarłem do Łapanowa, już trochę witałem się z gąską, a tu droga znów zaczęła się piąć do góry, a potem znów zjazd i podjazd i znów zjazd, no nie zliczę ile ich jest na tym odcinku, ale cały czas góra dół aż do Gdowa, przynajmniej teraz wiatr mi pomagał no i warunki zrobiły się wybitnie piękne. Jechałem spokojnie, nie szarpiąc się za nadto, tempo mimo że poniżej zakładanego nie było tak złe jak mogło by się wydawać z przebiegu dotychczasowej drogi.

No czyż nie jest pięknie?!

.

.

Dzisiejsze widoki zdecydowanie przypominały wczesnojesienne, a nie zimowe!

.

.

Mimo że czas mnie naglił, nie mogłem się nie zatrzymać i porobić zdjęć.

.

.

Kolejna przerwa w jeździe, mimo że to wybija z rytmu, ale uważam że w pełni uzasadniona.

.

.

No i tak z przerwami na cykanie fotek dotarłem wreszcie do Gdowa, tu zastanawiałem się chwilę jak jechać dalej, prosto do Wieliczki nielubianą drogą, czy obrać kurs przez Dobczyce, lub Niepołomice. Wybrałem prostą drogę do Wieliczki, uznałem że to będzie najszybsze rozwiązanie, lecz droga wijąca się w dół i w górę niemal non stop aż do Wieliczki dość skutecznie uszczupliła mój zapas czasu do zachodu słońca. Przynajmniej jest tam dość ładnie, jedynie duży ruch dawał niemiłe wrażenie. W końcu udało mi się dostać do Wieliczki, przy okazji widziałem kolejne przykre obrazki jak negatywnie samochody wpływają na los zwierząt, natrafiłem na martwego psa, bażanta (jakoś strasznie dużo ich widuję ostatniego czasu), a nawet widziałem podczas zjazdu przed Wieliczką dzika leżącego w rowie!

Cienie się wydłużają, jeden jest mój, reszta to chyba cyprysy.

.

.

Po dotarciu do Wieliczki wiedziałem że już blisko, to dodało mi motywacji i energii na te ostanie chwile, ale miałem już bardzo dość jazdy i chciałem tylko przeciąć Kraków przez Rybitwy i dotrzeć wreszcie do Nowej Huty i tam jechać już ścieżkami, spokojnie, nie zważając na samochody.

Sam Kraków osiągnąłem niemal idealnie w momencie zachodu słońca, przy okazji tu też piękne chmury.

.

.

No i tak spokojnie dotarłem już do domu, mimo że po zmroku, ale w miarę bezpiecznie dzięki dość rzadko używanymi przeze mnie ścieżkami rowerowymi. Po wejściu do mieszkania dosłownie padłem, dopiero po kilku minutach byłem w stanie się rozebrać i zacząć żyć dalej... No i to już koniec.

No idealna wycieczka, może nie najdłuższa, nie najciekawsza, ale dla mnie ważna, pokazałem samemu sobie gdzie są moje jakieś granice, no i cieszę się że nie odpuściłem, mimo że byłem na to niemal już gotowy :/ teraz mam bardzo dobre nastawienie do roweru, choć nie mam jakiejś wielkiej ochoty do czyszczenia, ale może jeszcze wieczorem skuszę się na krótką wieczorną przejażdżkę :) No a jutro ponoć jakiś deszcz, może uda mi się jakąś krótszą wycieczkę zrobić :P

.

.

Mapka.

.

.

Temperatura: wyjazdu -2, najcieplejszy moment dnia 5, powrót 2

  • T. odczuw. 2 °C
  • Wiatr 21 km/h
  • Porywy 45 km/h
  • Chmury 20-30% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1027 hPa
  • Wilgotność 81 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki, ( )



Komentarze
rorschaach
| 14:13 poniedziałek, 23 grudnia 2013 | linkuj Pamiętaj, najpierw masa potem rzeźba! Cavendish by Ci coś na ten temat powiedział :P

sikorski33
| 21:43 niedziela, 22 grudnia 2013 | linkuj Piękna fotorelacja :)
rorschaach
| 19:58 niedziela, 22 grudnia 2013 | linkuj 24 to powinieneś się najeść, tak jak 25, no w ostateczności 26 można jeździć :P
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!