Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:3348.16 km (w terenie 8.30 km; 0.25%)
Czas w ruchu:92:18
Średnia prędkość:27.94 km/h
Maksymalna prędkość:84.60 km/h
Suma podjazdów:33095 m
Maks. tętno maksymalne:196 (98 %)
Maks. tętno średnie:150 (75 %)
Suma kalorii:52490 kcal
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:104.63 km i 6h 09m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
Dystans:64.40 km
Maks. pr.:52.30 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m

Stare, tragiczne śmieci....

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 31.05.2014 | Komentarze 0

Dzień rozpocząłem mało przyjemnie, bo od wizyty w szpitalu w odwiedziny, ale że wyniki lepsze to spokojniejszy na resztę dnia mogłem trochę pokręcić. Najpierw droga do Więcławic, aby sprawdzić szlaki po dniach rozłąki, później droga na rybitwy po wspaniałe, świeże truskawki, wprost od rolnika, no i w takiej cenie... później przejazd do Skotnik do mamy na obiad. Co tu dużo gadać jazda po mieście, a raczej w Polsce to dramat... korzystając z SL3 miałem wrażenie że on cały się telepie, ale to nie dlatego że jest dużo gorszy od 928 na którym cisnąłem przez ostatnie 12 dni po kilka godzin codziennie, a przez to że tu są takie drogi, normalnie zęby bolą. Kurde znów będzie wiele bólu zanim się przyzwyczaję że daleko nam do wszystkich krajów przez jakie przejechałem w ostatnich dniach. No i jeszcze po prostu się boję tych kierowców :/ kicha.

Ale za to wieczór spędzony na odstresowaniu się tj. serwisowaniu kompletnym 928 po Eurotripie, zajęło mi to niemal 4 godziny, ale teraz każda śrubka jest czysta i się niemal świeci, nowe opony założone, przez co prezentuje się jeszcze lepiej. Rower zasłóżył sobie na takie dopieszczenia za to jak on się mną opiekował przez niemal 2000 km dróg: Słowacji, Węgier, Słowenii, Chorwacji, Włoch, Austrii i Szwajcarii. 


Dobra idę spać, może jutro będę bardziej pro do Polski nastawiony, tzn jazdy po niej...
Kategoria Miasto


Dane wyjazdu:
Dystans:17.32 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m

Rozprostowanie kości.

Piątek, 30 maja 2014 · dodano: 31.05.2014 | Komentarze 0

Po powrocie do kraju trzeba zobaczyć jak to się kręci na starych śmieciach. Przejazd po okolicy.
Kategoria Miasto


Dane wyjazdu:
Dystans:9.40 km
Maks. pr.: km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Eurotrip part 11: Český Krumlov

Środa, 28 maja 2014 · dodano: 03.06.2014 | Komentarze 1

Pozwólcie że dla rozluźnienia wezmę was na przechadzkę po wspaniałym Czeskim mieście, jakie miałem przyjemność zwiedzić w drodze powrotnej do Polski, wprawdzie już nie z perspektywy roweru to się odbywało, ale myślę że warto to pokazać, bo może ktoś się zainteresuje i sam zechce odwiedzić to miejsce. Jak by ktoś chciał poczytać: Cesky Krumlov.
A oto trochę zdjęć, według mnie jedno z ciekawszych miejsc w Europie, a przy okazji bardzo przystępne cenowo, odległościowo, jak i wielkościowo do zwiedzania w jeden dzień:

Nocą.
.
.

I za dnia.
.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.


.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

Chodź nogi już mi odpadają to i tak uważam że to była wspaniała wycieczka, chętnie bym powtórzył niemal całą tą trasę, ale skoro ta dostarczyła mi tylu wrażeń to czemu nie spróbować z inną w przyszłości!
.
.

Rytualnego samobójstwa też nie popełnię, chodź czuję ogromne spełnienie tą podróżą. No to chyba koniec. Eurotrip 2014 uważam za dokonane. 
Kategoria Z Kasią!


Dane wyjazdu:
Dystans:142.20 km
Maks. pr.:73.42 km/h
Temperatura:9.0
HR max:175 ( 88%)
HR avg:135 ( 68%)
Kalorie: 2693 kcal
Podjazdy:2711 m

Eurotrip part 10: Austria - Włochy - Szwajcaria - Włochy - Austria.

Wtorek, 27 maja 2014 · dodano: 27.05.2014 | Komentarze 0

Co to był za dzień, rozochocony wczorajszymi wrażeniami z podjazdów postanowiłem zostać w Alpach jeszcze jeden dzień, skończyło się że jechałem najpiękniejszą trasą w życiu przez 3 różne państwa, kosmos, nie mam jak dodać zdjęć i mapki, ale już niedługo pouzupełniam wszystko! 

A było to tak że sądziłem iż spędzę cały dzień w pensjonacie oglądając alpejskie szczyty przez okno, ale po porannym spacerze i wielkim głodzie jaki mnie naszedł z nudów zdecydowałem się sprawdzić na trasach w okolicy, niestety wyjście dopiero po 14 ale i tak było warto! Dzień wcześniej wypatrzyłem drogę ostro idącą w górę serpentynami i ją postanowiłem sprawdzić. Co tu dużo gadać podjazd ok 20 km długości aż do granicy Włoskiej, później droga wzdłuż pięknych jezior i zjazd w okolice początku wielkich doli, włącznie z tą gdzie zaczyna się podjazd pod Stelvio, ale ja zdecydowałem że skoro je już mam za sobą, a raczej zaliczone dziś spróbuję czego innego, tak więc udałem się w kierunku Szwajcarii, jechać bym tak mógł dosłownie bez końca, ale że późno wyszedłem wyznaczyłem sobie po prostu czas do którego mogę jechać w jedną stronę, a kiedy muszę rozpocząć powrót tak aby nie zastał mnie zmrok w alpach... Powrót to istna bajka, nie chciałem jechać tą samą drogą co wcześniej i zdecydowałem się przejechać 'ścieżką rowerową' chodź nie wiem jak to nazwać, to istna autostrada! wspaniały asfalt, genialne usytułowanie, oznaczenie, żywej duszy nie było, niewiarygodne. Najlepsze wrażenia w mojej rowerowej karierze w ogóle...

Pogoda: deszczowo, bardzo pochmurnie, wszystkie okoliczne szczyty niewidoczne, ale po wyjechaniu ponad ok 900 metrów byłem ponad chmurami i zrobiło się nawet słonecznie. temperatura: wyjazd 16 najwyższy punkt - 1572 metry 8.7

A no i na koniec zjazd ok 20 km w dół non stop 50 km/h! dziś byłem o wiele cieplej ubrany. Kurde no powiem to zakochałem się w tym regionie, nie mam pojęcia jak ja wrócę do polski i będę jeździł po tych płaszczyznach! :/

fotorelacja: 

Taki tam poranny widok z okna.
.
.

Pfunds
.
.

Jak to jest że ich jakoś górskie potężne rzeki nie zalewają...
.
.

Pfunds.
.
.

No to ruszam, ku ośnieżonym szczytom.
.
.

Prawdziwy Tyrol.
.
.

Nie mam pojęcia jak te zwierzęta tak sprawnie poruszają się w takim terenie, stromizna po jakim właziły musiała mieć z 70%
.
.

Podzieliłem się herbatnikiem i pojechałem dalej.
.
.

A dalej zaczęło się mocno piąć do góry.
.
.

.
.

.
.

Chwilę później było już naprawdę wysoko!
.
.

.
.

.
.

To dla mnie niewiarygodne, jak oni tam potrafią adaptować otoczenie do swoich potrzeb, w życiu bym nie wymyślił żeby tam wytyczyć drogę, a tu jednak...
.
.

A u końca jednej z dolin, wchodzącej do drugiej, taka oto twierdza.
.
.

.
.
Łąki i stoki narciarskie, oto krajobraz tamtejszy.
.
.

Miasteczko Nauders.
.
.

Austria mi się kończy!
.
.

Kolejny szczyt zdobyty, może nie najwyższy, ale zawsze to szczyt!
.
.

I znów we Włoszech! I bardzo dobrze!
.
.

To jest niewiarygodne, ale oni tam mają kilometrowe systemy nawadniające, nie wiem dlaczego, ale jak sobie wyobrażę skalę tej infrastruktury daje to powalający efekt, kilometrami, ciągnie się tysiące spryskiwaczy wkopanych w ziemię.
.
.

Moje ulubione słówko z wyjazdu: Wurst! :D
.
.

Jezioro Rechensee.
.
.

Po drodze ciekawostka, na jednym z jezior stoi taka oto wieża zegarowa...
.
.

.
.

I można sobie zrobić pamiątkową fotkę!
.
.

A oto jak wyglądają tamtejsze leśne ścieżki rowerowe...
.
.

Ku białym szczytom! 
.
.

Coraz mi bliżej!
.
.

Ale najpierw muszę przejechać, przez kościół, dosłownie!
.
.

.
.

Krówki. Alpejskie!
.
.

.
.

Droga do Szwajcarii, tu jeszcze gorąca, dopiero wylany asfalt!
.
.

Szwajcaria!
.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

Takie tam Alpejskie widoczki...
.
.

Zamki, klasztory, słońce!
.
.

A oto jak wygląda ścieżka rowerowa...
.
.

Idealny asfalt.
.
.

Świetne oznakowanie i zabezpieczenie.
.
.

I to usytuowanie!
.
.

Niestety czas już wracać, z wielkim żalem zostawiam takie widoki! 
.
.

.
.

.
.

Zjazd do Austrii, szkoda że padało, bo spokojnie można było by się rozpędzić do 90 km/h tak myślę! :P
.
.

No i to koniec, wjeżdżam w tunel i koniec świata... Jak to jest że oni na podrzędnej drodze mogą zbudować tunel długości kilku kilometrów i się po prostu da, a takich było kilka...
.
.
Dodał bym jeszcze więcej zdjęć, ale chyba pozostawię to dla siebie i moich genialnych wspomnień z tego dnia! 
To już koniec mojej rowerowej eskapady, reszta drogi do domu to już samochodem, ale i tak mi nie żal, bo przeżyłem wspaniałe chwilę przez ostanie 10 dni i niemal 1800 km, teraz już wiem że niewiele jest w stanie mnie zatrzymać, a raczej nic mnie nie zatrzyma kiedy jeżdżę! 

Kategoria Eurotrip


Dane wyjazdu:
Dystans:98.34 km
Maks. pr.:63.20 km/h
Temperatura:2.8
HR max:178 ( 89%)
HR avg:148 ( 74%)
Kalorie: 2789 kcal
Podjazdy:2618 m

Eurotrip part 9: Teglio - Bormio + Passo del Stelvio

Poniedziałek, 26 maja 2014 · dodano: 27.05.2014 | Komentarze 2


To zdjęcie jest wizytówką tej przygody! To mój rower a za nim ściana z lodu! Passo del Stelvio 2758 metrów nad poziomem morza.



Dzień dziewiąty podróży do Włoch. Po wczorajszych emocjach i podziwianiu kolarzy na trasie Giro d'Italia dziś dzień walki ze samym sobie, walki z alpami, walki z podjazdami! W Bergamo pogoda znacznie się zmieniła, niebo mocno zaniesione, ewidentnie zapowiadany front deszczowy dotarł do Włoch. Dlatego też do Teglio dotarłem za pomocom samochodu, raz dlatego że obawiałem się o pogodę że jak zacznie lać to w górach długo nie wytrzymam, a w dodatku jadąc w wysokie alpy nie ma zbyt dużo alternatywnych dróg do wyboru i trzeba było by jechać drogami bardzo zatłoczonymi. Tak też dotarłem do Teglio, miasteczka położonego u wylotu doliny prowadzącej do Bormio. Tam pogoda była w miarę, ok 16 stopni i nie padało. Zebrałem się po swojemu i ruszyłem w kierunku Bormio. Jak się okazało to nie była łatwa droga, wprawdzie jechałem drogą lokalną wzdłuż głównej i przez ładne miejscowości, to podjazdów było zdecydowanie więcej niż się spodziewałem... Do Bormio dojechałem bardzo w kiepskim stanie, ale chwila odpoczynku, mały posiłek, ubranie się cieplej, bo w Bormio na 1220 metrach temperatura oscylowała w okolicy 10 stopni. Po jakimś czasie byłem gotowy: gotowy na jedne z ważniejszych wyzwań rowerowych w moim życiu jak mi się wydawało...


Tak więc ruszyłem, ruszyłem w kierunku podjazdu na Passo del Stelvio, najwyższą przejezdną przełęcz w alpach włoskich i drugą najwyższą w Europie! Co jak co 2758 metrów robi wrażenie.... Najbardziej obawiałem się nie tyle samej jazdy, co tego jak mój organizm sobie da radę na takie wysokości. Trochę za Bormio natknąłem się na zjeżdżających kolarzy a później na kampery kibiców, ale niedługo potem miałem mały problem, dojeżdżam a tam szlaban: droga zamknięta! Jak się okazało rowery nie muszą tego respektować i po przeciśnięciu się pod nim ruszyłem. Droga już na początku ukazała swoje piękno, z lewej wielki łysy stok, wodospady, wielkie głazy. Po jakimś czasie zaczęły się zakręty tak dobrze znane ze zdjęć Stelvio. Droga cały czas wiła się w górę, raz po raz przecinana przez tunele i płynące potoczki ze spadających wodospadów. Co jakiś czas rozstawione tabliczki z numerem zakrętu (oznaczone 41 zakrętów, ale tylko tych powyżej 180 stopni zwrotu) oraz z wysokością. Spodziewałem się zdecydowanie większej ilości kolarzy, ale i tak było ich trochę, jak się okazało od początku szło mi świetnie, jechałem równo, oddychałem spokojnie, było mi ciepło, a i wszystkich kolarzy jakich miałem w zasięgu wzroku wyprzedzałem co jakiś czas. Po dotarciu na ok 2200 metrów wjechałem w strefę chmur, widoczność znacznie spadła a temperatura szybko schodziła w dół, ale jechałem dalej. Po serii mnóstwa zakrętów wjechałem w dolinę tuż przed szczytem szeroko rozchodzącą się po okolicy, dużo śniegu, świstaki kopią sobie norki, a szczytu nadal nie widać! Ostatni etap to już jazda w chmurach, widoczność spadła do 10 metrów, w pobliżu drogi mnóstwo śniegu zbitego w lodową ścianę, zaczęło lekko pruszyć śniegiem, ale bez wpływu na jazdę. Ostatnie kilometry to same zakręty oznaczone wysokościowo tak więc można było odliczać do końca. W końcu ostatni numer, dojechałem! Passo del Stelvio 2758 metrów nad poziomem morza! Widoczność minimalna, temperatura ok 2,6 stopnia, ale radość grzała niemożliwie, udało mi się podjechać ten sławny podjazd tak łatwo że ciężko było mi uwierzyć, nawet na sekundę się nie musiałem zatrzymać mimo tego że zrobiłem setki zdjęć! Na szczycie spędziłem chwilę, kupiłem sobie pamiątkę, ubrałem się mocniej na zjazd. A no i porobiłem niemożliwe zdjęcia. Na szczycie była warstwa śniegu ponad 5 metrów! a droga wykuta pomiędzy wielkimi blokami lodu. Jak się okazało, po chwili trochę się przejżystość poprawiła, a to dlatego że zaczął padać deszcz... wiedziałem że już czas na mnie i muszę przyśpieszyć, no i ruszyłem w dół... To było coś najgorszego co przeżyłem, mimo że jakoś się tam ubrałem stosunkowo ciepło, to na niemal 45 minutowym zjeździe wymarzłem tak strasznie że do tej pory mnie to boli. Ręce jeszcze kilka godzin po bolały. Nie chcę o tym mówić, ale tak było, deszcz, zimno i niezliczona ilość zakrętów tuż nad przepaściami, dobrze że byłem w transie, bo inaczej mógł bym nie dać rady. No i tak oto zdobyłem i zjechałem ze Stelvio... Spodziewałem się że będzie to większe wyzwanie, ale i tak przyznaje że było ciężko, ale też smak jest niezapomniany i apetyt rośnie w miarę jedzenia, teraz głód gór jest niewiarygodny i dobrze wiem co jest dla mnie najlepsze w kolarstwie, a teraz już się zamknę i se sami zobaczcie, namiastkę na zdjęciach.

Zaczynamy.
.
.

Już się robi ciekawie.
.
.

.
.

.
.

Czasem wystarczy się odwrócić żeby zobaczyć takie widoki.
.
.

A to...
.
.

Most głównej drogi która wbija się prosto w gigantyczną górę, coś niewiarygodnego jak oni tu kształtują ziemie dla siebie...
.
.

Ja jechałem wzdłuż rzeki dość mocno znoszącej się w kierunku Bormio.
.
.

Ja myślałem że to dużo śniegu.
.
.

W końcu droga zaczęła odpuszczać, ale nawet na lekkim zjeździe jechało mi się bardzo ciężko.
.
.

A oto jak wyglądają okoliczne szczyty, ale jeszcze to i tak nie Stelvio!
.
.

W końcu dotarłem do Bormio!
.
.

Odtąd zaczyna się prawdziwa przygoda. 1225 metrów, do szczytu tylko 1500 metrów przewyższenia.
.
.

Dość złowieszcze okolice.
.
.

Kampery są, jest Giro!
.
.

Bormio już daleko w dole...
.
.

Co jakiś czas trzeba było jechać tunelami.
.
.

.
.

.
.

.
.

Do szczytu jeszcze tylko 35 zakrętów i jakieś 1200 metrów w górę.
.
.

Co jakiś czas okolicę przecinał spadający wodospad, czasem wylewający się na drogę.
.
.

.
.

.
.

Wodospad z roztopionego śniegu wpływa pod śnieg...
.
.

Czasem tunele były całkiem długie.
.
.

.
.

Jeszcze tylko jakieś 15 km do szczytu...
.
.

Chwilę temu tam byłem.
.
.

A tu widać kolejne czekające mnie zakręty.
.
.

.
.

.
.

-Policz zakręty
-Ja się doliczyłem około 40 (i to tylko tych powyżej 180 stopni)!
.
.

A tu ciekawostka, wprawdzie tylko kawałek jechał, bo go bus wywoził i robiono mu zdjęcia, ale jazda nawet po kawałku tą drogą na czymś takim musi być niezłym wyzwaniem...
.
.

W końcu po serii zakrętów wyjechałem na trochę bardziej przyjazną część podjazdu.
.
.

.
.

Śniegu pojawiło się znacznie więcej, a szczytu nadal nie ma!
.
.

.
.

To gdzieś są świstaki, w sumie bardzo dużo ich było przy drodze, ale płochliwe to to to.
.
.
.

Droga na ok 300 metrów przed szczytem
.
.

Gdybym tam nie był i nie widział na własne oczy nie uwierzył bym że to koniec maja!
.
.

.
.

.
.

.
.

Zdobyłem! Na rowerze! Ja!
.
.

Szczyt!
.
.

.
.

Zjazd, sama przyjemność...
.
.

To jest najbardziej niemożliwa rzecz jaką widziałem... to ściany z lodu, a droga jest po prostu wykuta pośród nich!
.
.

Szczyt!
.
.

Tam nawet można żyć na szczycie!
.
.
Temperatura: 
Teglio - 17
Bormio - 12
Na około 2200 - 8.5 od teraz szczyt był w chmurach niemal cały i widoczność spadła do ok 15 metrów
Szczyt 2758 - 2,8 stopnia prószy lekki śnieg, który podczas zjazdu zmienił się w deszcz towarzyszący mi do samego Bormio, ręce mi odpadły dostałem hipotermii, ale kurde było warto! 

Pozdro z dachu świata!






Kategoria Eurotrip


Dane wyjazdu:
Dystans:97.43 km
Maks. pr.:69.20 km/h
Temperatura:28.0
HR max:176 ( 88%)
HR avg:132 ( 66%)
Kalorie: 1709 kcal
Podjazdy:1478 m

Eurotrip part 8: Bergamo i okolice + Giro d'Italia 2014

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 0

To jest właśnie to... już sam nie wiem który to dzień, miał być dzień odpoczynku a wyszło jak wyszło, tzn. postanowiłem zrobić rekonesans po okolicy Bergamo, jak się niestety okazało wszystkie góry to ponad 1000 metrów w okolicy mają i trzeba było się na coś poważyć. Wybrałem niezbyt długą rundę przez Aviatico, wybrałem ją bo zobaczyłem ten odcinek na mapie: 
Wiedziałem już że muszę się spróbować, coś niesamowitego, na odcinku 12 km podjazd z 230 metrów na 1022 było tyle zakrętów że tylko te mające dokładnie 180 stopni, było ich 21! Kosmos, kolarzy dosłownie setki, no i kurde nie jest źle wyprzedziłem ich cały tuzin a sam nie zostałem przez nikogo doścignięty! Dalsza trasa to miks 15% odcinków a później trochę po szczycie i oglądanie ośnieżonych alp w oddali, no i niewiarygodnych doli, no i oczywiście przycupniętych niemożliwie domostw, kto się waży tam mieszkać? Później zjazd i droga przez piękny kanion górskiej rzeki, motorów dziesiątki, ale to nie dziwota droga idealna dla nich chyba. Później powrót do Bergamo, a no i jeszcze podjazd pod Citta Alta. Po chwili czasu na ogarnięcie się udałem się na trasę Giro podziwiać kolarzy, przyznam że trochę słabo bo wyglądało jak by im się nie bardzo chciało we wczesnej fazie etapu, ale co tam, dopingowałem! Teraz czas na ogarnięcie się i ostatnie przygotowania przed dniem jutrzejszym który w planie mam zakończyć podjazdem pod Passo del Stelvio, chodź przyznaje że czuję duży respekt, ale spróbować muszę.
No to cóż chyba tyle. Garść zdjęć:

Zaczęło się niepozornie.
.
.

Ale już po chwili droga zaczęła pokazywać swoje piękno!
.
.

.
.

Kiedyś byłem tam w dole.
.
.

.
.

Do szczytu jeszcze kawałek, tak mi się przynajmniej wydawało.
.
.

Końcówka podjazdu to mocne procenty.
.
.

Ależ sobie ludzie pięknie żyją.
.
.

.
.

Już teraz praktycznie w dół.
.
.

W oddali ośnieżone alpejskie szczyty.
.
.

Nie dość że jestem na górze, to na górę prowadzi wyciąg! :D
.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

Po zjeździe w dolinę, rozpoczęła się wspaniała, kręta, ale niemożliwie piękna droga niemal do samego Bergamo.
.
.

Włoskie podejście do budowy dróg jest mega, skoro na twojej drodze stoi góra, skała to trzeba w niej zrobić dziurę!
.
.

.
.

.
.

.
.

Czyż nie wspaniale?! 
.
.

Nie wiem jak ja to robiłem, ale niemal non stop jechałem trzymając kierownicę jedną ręką, aby móc robić zdjęcia...
.
.

.
.

Tu nagle droga wzbija się ponad koryto rzeczne na kilkadziesiąt metrów do góry na betonowych słupach, niemożliwe jak można przekształcać świat!
.
.

Po powrocie do Bergamo, postanowiłem zaliczyć stare miasto Citta Alta. Oczywiście usytuowane na szczycie!
.
.

Bergamo... ja już nic nie muszę mówić.
.
.

Widok na dolne miasto.
.
.

Po południu przez Bergamo jechało Giro! Tu kilometrowa kolumna reklamowa!
.
.

Giro nie dość że to wielka impreza sportowa, to jeszcze niezła impreza :P
.
.

Kolarze!
.
.
.
I pojechali... to ja też jadę.
.
.

O a to podobno ja, nie wiem poznaje po rowerze tylko, bo tak w cywilnych ciuchach to ja nie wiem jak wyglądam :P
.
.
Pogoda: Trochę chmur się kumulowało w górach, ale nie padało, temperatura ok 28 ale w pewnym momencie zrobiło się koszmarnie duszno i upalnie i przez kilka godzin wzrosła do ok 34 ale później wiatr ochłodził. 


Kategoria Eurotrip


Dane wyjazdu:
Dystans:162.64 km
Maks. pr.:51.96 km/h
Temperatura:27.0
HR max:179 ( 90%)
HR avg:128 ( 64%)
Kalorie: 2842 kcal
Podjazdy:832 m

Eurotrip part 7: Werona - Bergamo

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 24.05.2014 | Komentarze 0

Dzień siódmy podróży do Włoch! 

Dotarłem, dotarłem, dotarłem do mojego ulubionego miejsca na ziemi i to na rowerze! Nie wiem który to już raz jestem w Bergamo, ale za każdym razem chcę tego miejsca więcej! Ale po kolei, rano postanowiłem że przejadę jeszcze raz przez centrum Werony, dziś chyba jeszcze bardziej podobało mi się to miasto, bo nie było turystów, no to miasto naprawdę jedno z ładniejszych w mojej opinii. Później udałem się w kierunku Bresci, aby i to miasto zaliczyć, wyznaczyłem sobie trasę wzdłuż jeziora Garda, no całkiem ładnie, chodź ciężko jechać było bo ruch turystyczny ogromny w tych miejscowościach, nadłożyłem kilka km jadąc na jeden z cypelków wchodzących w głąb jeziora i dalej już do Bresci, która bardzo nie zachwyciła, mam niemal identyczne odczucia co do niej jak po Mediolanie, ale może ktoś takie lubi, po prostu miasto. W sumie tam spędziłem ok 45 minut. Późniejsza trasa to droga przez gro mniejszych i większych miejscowości w kierunku Treviglio gdzie usytuowana jest najwspanialsza fabryka na świecie, tj. fabryka Bianchi, miejsce w którym narodziły się moje rowery! Niestety w sklepie przyfabrycznym nie wypatrzyłem nic ciekawego, a na dodatek pękł mi blok w spdzie i trochę zdegustowany ruszyłem do Bergamo, jechałem bardzo sflaczały, ale kiedy tylko trafiłem do miasta od razu poczułem się jak nowo narodzony, nie wiem, możecie się śmiać, ale kurde to jest miejsce w którym czuję się najbardziej na miejscu ze wszystkich miejsc! :P Dodatkowo zarezerwowany hostel okazał się rewelacją, bardzo miła atmosfera, a na dachu znajduje się niemożliwy taras z którego roztacza się bajeczny widok na całe miasto. A no i na koniec udałem się prędko do officyny Bianchi i nakupowałem sobie rzeczy sygnowanych do roweru co niemiara! Jestem mega zadowolony z tej drogi tu, jutro będą również tu jechać kolarze na Giro a ja będę gonił za nimi i zbierał bidony, no i pewnie zaliczę jakieś okolicę, ale już spokojniej niż ostatnimi dniami, bo ciało dość mocno się wyeksploatowano, prawe kolano i lewe ścięgno achilesa to niemal ciągły ból przy kręceniu, ale w takich warunkach ja mogę na to kompletnie nie zważać... Rower po 1500 km ma się wspaniale, no ale co się dziwić w końcu trafił w rodzinne strony! 

Poranek w Veronie.
.
.

Puste miasto, jeszcze wspanialsze niż to wieczorne.
.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

Droga do Bresci wzdłuż jeziora Garda również dostarczyła mnóstwo pięknych widoków i miejsc.
.
.

Ja tam prawie w każdy mieście znajdowałem coś pięknego dla mnie!
.
.

Piękna droga na cypel na jeziorze Garda.
.
.

Jezioro Garda.
.
.

Sirmione - zamek na cyplu.
.
.

Przyznaje że pięknie, chodź trochę śmierdziało.
.
.

Mieć trochę więcej kasy i trochę pobyć w takim miejscu, ech może za rok :P
.
.

Jakieś duże to jezioro...
.
.

Brescia.
.
.

.
.

.
.

Fabryka Bianchi w Trevigilio, miejsce gdzie rodzą się najlepsze rowery na świecie!
.
.

Na tą wieżę jechałem po prostej przez kilka dobrych kilometrów, w końcu myślałem że nie dojadę! :P
.
.

Bergamo! Najwspanialsze, moje ukochane, nie ma lepszego! Tu zawsze czuję się bardziej!
.
.

Po dotarciu do centrum nawet się nie ogarnąłem, tu już po obowiązkowym punkcie każdego przyjazdu do Bergamo, tj. zakupy w oficynie Bianchi, to jest najwspanialszy sklep na świecie, ale mam mały problem, kupiłem już niemal wszystko sygnowane dla Bianchi, teraz chyba będzie trzeba pozbierać więcej pieniążków na jakiś większy zakup :P
.
.


Panorama Bergamo i górująca Citta Alta widziana z tarasu hostelu, a w oddali widać ośnieżone szczyty alp! :D
.
.

I to już koniec tego dnia, w końcu dotarłem do Begamo, jestem w domu!
.
.

Pogoda: Temperatura: wyjazdu -19, najcieplejszy moment - 33.8, dotarcie - 28
Wiatr umiarkowany, słaby z zachodu. 

jak by ktoś chciał mapka!

Kategoria Eurotrip


Dane wyjazdu:
Dystans:159.20 km
Maks. pr.:62.30 km/h
Temperatura:33.0
HR max:174 ( 87%)
HR avg:123 ( 62%)
Kalorie: 2463 kcal
Podjazdy:906 m

Eurotrip part 6: Wenecja - Werona

Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 23.05.2014 | Komentarze 0

Dzień szósty podróży do Włoch. Dokładny opis i zdjęcia po powrocie!

Rano pogoda sugerowała że dziś spędzę raczej spokojny dzień, bo całe niebo było mocno zaniesione chmurami, było dość chłodno, ale za to praktycznie nie wiało. Dziś zaliczyłem zwiedzanie Wenecji, czyli nadrobiłem to co miałem w planach na wczoraj. Przyznam że się rozczarowałem, nie wiem może dlatego że nie mogłem w niej jeździć na rowerze, a może dlatego że w spdach kijowo się chodzi, jakoś nie przypadła mi do gustu wcale... jeszcze te tłumy chino-japończyków gapiących się jak na kosmitów. W dodatku żeby wjechać na rowerze do Wenecji trzeba mieć odwagę, nie dość że zjazdy autostradowe trzeba pokonać, to jeszcze ten niekończący się most...

Po około godzinie ruszyłem w dalszą trasę, najpierw trzeba było pokonać właśnie te wszystkie ślimaki, ale później na trasie do Padwy droga się uspokoiła i można było jechać spokojnie, chodź było ciężko bo temperatura wzrosła i zrobiło się bardzo duszno co zapowiadało rychłą burzę, postanowiłem przycisnąć i dotrzeć do Padwy przed nią. W samej Padwie trochę się pogubiłem i w końcu po dotarciu w okolice centrum lunęło, aha i chwilę wcześniej złapałem gumę. Zdegustowany wszystkim postanowiłem przeczekać giga ulewę i olać zwiedzanie Padwy i udać się prosto do Werony. 

Po około 30 minutach przestało padać i się rozpogodziło, a i droga dostarczyła mi nie lada atrakcji, już kilka km za Padwą pojawiło się wielu kolarzy i to był dobry znak, zaczęły się górki! Nie wybitnie wysokie ale podjazdy do 20%, mega frajda. Później teren się wy płaszczył prowadząc mnie przez pola, miasteczka i ogólnie wszystkie piękne miejsca jakie mają do zaoferowania Włochy. Taka nawigacja na bieżąco to super sprawa według mnie, człowiek musi kombinować, robić zdjęcia, kręcić i myśleć na kilka km do przodu. No dzisiejszy dzień uważam za bardzo udany, w kożystnych warunkach średnia wzrosła no i ja się rozkręciłem, mniejsza ilość km też dużo dała, teraz czuję się całkiem lekko i zaraz ruszam na zwiedzanie Werony.

Fotorelacja: 

Taa...
.
.

Wenecja na rowerze! A raczej z rowerem w garści, bo przez te kanały trzeba nosić go po schodach non-stop!
.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

Most z Wenecji, bardzo długi ten most...
.
.

Za Padwą teren zaczął się wznosić i zrobiło się zdecydowanie ciekawiej.
.
.

Takie prawdziwe Włochy!
.
.

Tu zaliczyłem chyba najbardziej stromy podjazd w moim życiu.
.
.

20% to już nie przelewki! 
.
.

Szczyt zdobyty i jak to bywa we Włoszech oczywiście na samej górze kościół i dzwonnica.
.
.

Skoro był podjazd, to wypadało by również zjechać.
.
.

A zjechałem do miejscowości Carbonara, co ciekawe za kilka dni miał odbyć się tam festiwal spaghetti! :D
.
.

Moja wcześniej zaliczona góra już z oddali za mną.
.
.

Po drodze miałem kolejne senne, a zarazem piękne miasteczka.
.
.

A to oto jak wyglądać może droga. Praktycznie nieuczęszczana przez samochody a mimo to kilometrami wzdłuż niej ciągnie się idealna, asfaltowa ścieżka rowerowa. Droga w kierunku Verony to była sama przyjemność!
.
.

Verona zdobyta, jedno z większych zaskoczeń in plus tego wyjazdu! Polecam każdemu!
.
.

.
.

A oto widać słynny balkon Julii! Chodź to jedno z mniej atrakcyjnych miejsc tego miasta to i tak warto zobaczyć!
.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

Verona-  wielkie zaskoczenie tego wyjazdu, myślałem że oprócz balkonu Julii z Capulettich nie zobaczę nic ciekawego, a tu proszę, to jedno z piękniejszych miast jakie widziałem, przynajmniej dla mnie wspaniała sprawa! 

Temperatura: wyjazd- 18 max - 34.3 bardzo duszno, wiatru praktycznie brak.
.
.
jak by ktoś chciał mapka!



Kategoria Eurotrip


Dane wyjazdu:
Dystans:198.84 km
Maks. pr.:84.60 km/h
Temperatura:34.0
HR max:179 ( 90%)
HR avg:119 ( 60%)
Kalorie: 3662 kcal
Podjazdy:1465 m

Eurotrip part 5: Lublana - Wenecja

Czwartek, 22 maja 2014 · dodano: 22.05.2014 | Komentarze 1

Dzień piąty podróży do Włoch.

Finally Itally chciało by się powiedzieć, bo dziś zostawiłem za sobą, tym razem z żalem Słowenię, ale dla Włoch! to zmniejsza ból, ale co tu gadać kosztowało mnie to strasznie dużo energii, a w pewnym momencie jakieś 90 km przed celem zażyłem tabletkę na ból głowy i to było zabójcze, nie wiem co się stało, ale myślałem że zejdę, moje tętno podczas jazdy spadło do 80 z normalnych 140 na takiej pracy, musiałem zatrzymywać się co ok 10 km, to było straszne i w końcu noc trzeba spędzić ok 20 km przed Wenecją którą zaliczyć mam zamiar jutro rano. Tak więc Włochy osiągnięte, do Bergamo coraz bliżej, a następne dwa dni to spokojne około 130 km odcinki więc może trochę odpocznę i będę mógł się po napawać trochę bardziej. Wybaczcie, ale nie mam głowy żeby napisać cokolwiek więcej idę spać... a no i dziś prawdziwie zabójcza temperatura mnie dosięgła, termometry przy drodze pokazywały +39 stopni, żar czuć było nawet przy szybkiej jeździe.... A no i Słowenia na koniec nie zawiodła podjazdowo, z Lublany do Ajdovosciny prowadził piękny kilkunastokilometrowy podjazd (max 15%), a później jeszcze piękniejszy zjazd, na którym byłem bliski osiągnięcia max prędkości, niestety przez wiatr się nie udało, ale i tak średnia na kilku kilometrach wynosiła 65-70 km/h. A no i znów kolejny problem z noclegiem, nawet tu we Włoszech w pobliżu morza, końcówka maja to jeszcze nie sezon turystyczny...
Foto:

Od okolic Vrhniki zaczął się mój najpoważniejszy jak do tej pory podjazd, kilkanaście kilometrów długości i dobrze procentowo, tu jeszcze spoko, wzdłuż torów.
.
.

Podjazdy, podjazdy, podjazdy, dla mnie to sama słodycz!
.
.

Co kilka kilometrów myślałem że to już koniec drogi do góry, ale jednak nie, nadal trzeba było cisnąć, a tu jeszcze takie upały...
.
.

W końcu szczytowanie!
.
.

Jak się okazało na samym szczycie tej niezłej góry znajdowały się ruiny Rzymskiej warowni!
.
.

No ja się pytam poco?! Po co ktoś budował warownie, jak nikomu by się nie chciało wychodzić pod taką górę :P
.
.

Z drugiej strony podjazdu okazało się widok jest z goła odmienny, góra jest jakby łysa i roztacza się piękny widok na doliny i w oddali widać Włochy!
.
.

Na szczycie, a jakże by inaczej, jakieś miasteczko i se żyją ludzie bezstresowo...
.
.

W końcu rozpoczął się zjazd. Bardzo długi zjazd.
.
.

Gdyby nie wiatr, na sto procent udało by mi się pobić rekord prędkości, ale i tak nie ma co narzekać, na zakrętach niemal wszystkie auta udawało mi się wyprzedzić!
.
.

Gdzieś tam powinny być Włochy!
.
.

Po zjeździe za miastem Ajdovoscina teren się wypłaszczył, a droga prowadziła pięknymi okolicami, wśród gajów i upraw winorośli.
.
.

Ależ tam było ładnie!
.
.

A oto i Włochy! W końcu, kraj nr 5, i chyba 7 granica.
.
.

To niewiarygodne, ale w Słowenii było pięknie, ale po przekroczeniu granicy z Włochami po 100 metrach zrobiło się po prostu piękniej! Taka droga że niema wątpliwości że to Włochy! 
.
.

Początki Włoskiego etapu wydawały się bardzo dobre.
.
.

A oto i mój kokpit, na każdy dzień dokładnie rozpisany kilometraż, w sumie dzięki temu tylko co jakiś czas musiałem kontrolować GPS.
.
.

Za Cervigano del Friuli gdzie miałem popas znajdował się dziwny obszar gdzie były posadzone całe kilometry młodych drzewek, posadzonych co do centymetra! Widać coś im pozostało z cesarstwa Rzymskiego.
.
.

Niestety droga która szła mi tak wspaniale, zamieniła się w najgorszą mordęgę jaką poznałem... W pewnym momencie zażyłem lek przeciwbólowy i to prawie mnie zabiło, ledwo dałem radę się toczyć, musiałem się zatrzymywać co jakiś czas, opóźnienie sięgło dwóch godzin i nie udało mi się dotrzeć do Wenecji jak wcześniej zaplanowałem. Jeszcze te odcinki niekończących się prostych dróg, coś niewiarygodnego....
.
.

Na noc zatrzymałem się kilkanaście kilometrów przed Wenecją, ale za to fajny hotel i zobaczyłem morze!
.
.
Nie licząc tego że prawie umarłem, to była wspaniała trasa. Góry, równiny, morze, las, podjazdy, zjazdy, dobrze, źle, w ciągu jednego dnia doświadczyłem niemal wszystkiego! 


Temperatura: wyjazd - 22, max - 39, dotarcie - 27

jak by ktoś chciał mapka!


Kategoria Eurotrip


Dane wyjazdu:
Dystans:218.34 km
Maks. pr.:68.90 km/h
Temperatura:32.0
HR max:182 ( 91%)
HR avg:129 ( 65%)
Kalorie: 4182 kcal
Podjazdy:2496 m

Eurotrip part 4: Lendava - Lublana

Środa, 21 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 0

Dzień czwarty podróży do Włoch. 

O matko co to był za dzień... Ale było warto! Węgry zostawiłem za sobą bez żalu żeby dziś delektować się jazdą po Słowenii i malutkim skrawku Chorwacji.  To ciekawe, ale granica Węgiersko-Słoweńcka nie istnieje w ogóle, ale za to Słoweńsko-Chorwacka jak najbardziej, nawet na zapyziałym przejściu granicznym zostałem dokładnie sprawdzony, ale jak panowie dowiedzieli się już że jadę z Polski do Włoch to się troszkę zaczęli dziwić...  Mapka trochę inaczej powinna wyglądać, ale nie mam możliwości przerobienia jej, co uczynię po powrocie. Tu jest pięknie, góry, lasy, krowy itp wszystko co dobre do jazdy, jedynie wielkim mankamentem są duże miasta z dziwnymi rozwiązaniami dotyczącymi jazdy na rowerze... Za to małe górskie wioski, poezja! Wprawdzie to zapewne była tylko namiastka dużych gór tu, ale i tak ujeździłem się dziś i jestem podjazdowo spełniony. Słońce grzeje niewiarygodnie mocno, tak że nawet nie bardzo jest możliwość zatrzymania się bo naprawdę można się ugotować. Po całym dniu i teraz po ciężkich bojach ze znalezieniem lokum do spania w przystępnej cenie nie wiem co mogę dodać jak tylko to że po raz kolejny Słowenia mnie nie zawodzi, a z perspektywy roweru po prostu zachwyca, w sumie żal że jutro już kolejny kraj na drodze, ale za to jaki! A no i kolejna guma, za to pit stop mi poszedł wyjątkowo sprawnie. No i ta opalenizna się robi :) Kolejne 3 granice zaliczone.
Fotorelacja:

Dzień rozpocząłem od przekroczenia kolejnej granicy, to już 4 kraj na drodze. Chorwacja!
.
.

Wprawdzie nie wiele mi było jeździć po tym kraju, ale jednak fajnie że się udało, no i całkiem ładnie, zadbane, czyste i słoneczne!
.
.

Chorwacja! Jakoś bardziej zielono niż sobie zapamiętałem.
.
.

Chorwacja mi się kończy, szkoda, ale i tak fajnie że chociaż trochę jej zaliczyłem! 
.
.

Słowenia! Wracam! 5 przekroczenie granicy.
.
.

Słowenia, tu się dobrze jeździ, a może to chodziło o moje dobre nastawienie? :)
.
.

Uważajcie na wybiegające dzieci, tu nawet potrafią wypaść ze znaku! 
.
.

Słowenia zaskoczyła mnie tym że tam wszędzie coś się uprawia! I to dosłownie wszystko, od zbóż, po drzewa owocowe.
.
.

Ljutomer
.
.

Ljutomer
.
.

Bardzo dobrze mi się jechało, droga niemal od razu zaczęła to się wznosić to opadać, dużo podjazdów, to na co czekałem przez poprzednie kilometry.
.
.

Drogi również bardzo sensowne, asfalty w większości idealne, mały ruch, nic tylko jechać!
.
.

Czasem odcinki dawały naprawdę mocno pod górę.
.
.

Czasem aż za bardzo...
.
.

Tak jechałem sobie aż do pierwszego popasu, tu w sanktuarium w Ptujskiej Górze, tuż obok miasta Ptuj.
.
.

Ptujska Góra.
.
.

Ptujska Góra.
.
.

Widok na północ Słowenii.
.
.

Widok na północny-zachód, kierunek który ja sobie obrałem, górki są można jechać!
.
.

A to taka góra... niewiarygodnie wielka i cała zielona, ciekawy widok, pewnie ze szczytu był by niezły widok...
.
.

Dalsza droga wiła się to w dół to w górę, tu z krowami.
.
.

W sumie krów to tam całe masy, chyba więcej niż w alpach.
.
.

Niby niezbyt długie podjazdy, ale mocno procentowe, przez co szybko wznosiłem się ponad wcześniej pokonane odcinki drogi.
.
.

Bardzo dobrze że w tej Słowenii tak leśnie, bo...
.
.

Można się schować w cieniu od tego niewiarygodnego skwaru. 
.
.

W niektórych momentach procentów było dużo, bardzo dużo.
.
.

Ale za to górskie wioski wyglądały przepięknie!
.
.

Kilkanaście kilometrów za miastem Celje rozpoczął się całkiem poważny podjazd, przez kilka kilometrów non stop ok 8-11%
.
.

Oto dowód.
.
.

No i górskie krowy :)
.
.

Wspaniała droga, w sam raz dla kolarzy i motocyklistów których było tu mnóstwo. 
.
.

W okolicach szczytu nawet samochody dość mocno musiały piłować.
.
.

Ale było warto, po kilku kilometrowym zjeździe trafiłem do miasta Kamnik, skąd rozpościerał się wspaniały widok na wysokie ośnieżone szczyty Alp Kamnickich! W okolicy mnóstwo kolarzy, czułem się jak w domu!
.
.
pogoda: niemal non stop słońce, kilka obłoczków na niebie wiatr południowo-zachodni
temperatura: wyjazd 18, najcieplejszy moment - 33.6, dotarcie do celu 26.3


jak by ktoś chciał mapka! (będzie drobna korekta) 


Kategoria Eurotrip