Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
Dystans:170.74 km
Maks. pr.:58.30 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1596 m
Rower:

Głodnemu wiatrem w pysk!

Czwartek, 26 grudnia 2013 · dodano: 26.12.2013 | Komentarze 0

Co to był za dzień?! Ech, ale było warto, bardzo było warto! Wstałem dziś tak jak zaplanowałem o 6 i wyruszyłem chwilę przed wschodem słońca. Ale to że była jeszcze noc nie oznacza że było zimno, jak wychodziłem było 9 stopni... jak dla mnie idealnie bo wiatr wysuszył drogi i temperatura też zrobiła swoje. Kiedy wyruszałem wiatr nie był zbyt mocny, a zresztą początkowy kurs obrałem na północ a więc i tak miałem go w plecy, jednak zdecydowałem że nie poważę się na pierwotne plany jazdy z wiatrem aż do Pińczowa gdyż jeszcze musiał bym później jakoś wrócić pod wiatr, a na to nie czułem się zbyt gotowy, ani chętny. Tak więc ruszyłem jeszcze w mrok, ale kilka kilometrów przywitał mnie przepiękny wschód słońca! Naprawdę było mega warto wstać wcześniej, no i to był najładniejszy moment całego dnia!

Prawda że niesamowicie to wygląda?

.

.

Drogę na początek obrałem w kierunku Zielonek tak aby przejechać przez dolinę Ojcowa, niestety nie było najbardziej atrakcyjne dzisiejszego dnia, gdyż o tak wczesnej porze ledwo słońce tam docierało i było ciemno, przejechałem szybko ten odcinek, a no i znów się sprawdza że tam w samej dolince zdecydowanie zimniej niż gdziekolwiek indziej. Dalsza droga to podjazd do Skały i zjazd do Iwanowic, tu wiatr był już odczuwalny, ale nie był zbyt problematyczny gdyż to zjazd i nie trzeba było się wysilać. W Iwanowicach odbiłem w kierunku Gołczy i dalej spokojnie do Miechowa, tu jazda nie była problemem bo wiatr w plecy, ale nawierzchnia zdecydowanie gorsza, a dodatkowym mankamentem było to że znów mi ta kaseta drga i się telepie, więc na każdym wertepie słyszałem metalowy brzdęk który strasznie mnie irytował, w dodatku pogoda zrobiła się mało przyjemna, tzn. zrobiło się mniej przyjaźniej niż rano, niemal całe niebo zaniesione było szarymi chmurami i tylko na południu przebijało się krwiste słońce.

Tylko niebo hen hen nad południem wyglądało bardziej atrakcyjnie.

.

.


Droga do Miechowa, dziś nie tak ładnie jak ostatnio, ale i tak lepiej niż miesiąc temu, bo wtedy to właśnie tu złapała mnie burza śnieżna!

.

.


Tu też wzrok przyciągało południe i czerwonawa kreska malująca się na horyzoncie.

.

.

W Miechowie wektor mojej jazdy zmienił się na wschód i od tego momentu zaczęły się prawdziwe schody. Chwilę za Miechowem na trasie do Racławic są wiatraki, dość dobitnie pokazały mi że dziś może być ciężko, łopaty kręciły się tak szybko jak jeszcze nigdy dotąd! No ale nie zraziłem się tym tylko jechałem, wprawdzie tempo spadło do 22-25 km/h ale się jechało, choć na podjazdach było mega ciężko, no chyba łatwiej było by jechać centralnie pod wiatr niż tak jak tu mieć go mniej więcej cały czas w prawy policzek, nie dość że stopowało to jeszcze spychało z linii jazdy, całe szczęście że dziś ruch minimalny, ale i tak nie najlepiej. W pewnym momencie znów natrafiłem na straszny widok, kolejny rozjechany lisek! Nie mam pojęcia co ich tyle ginie teraz na drogach, to już bodajże czwarty w tym miesiącu na którego trafiam... No a przy okazji obok leżał bidon CCC! Nie wiem skąd tu, ale też jakiś zasyfiony jak pozostałe jakie ostatnio wypatrzyłem, głównie przy trasie Tour de Pologne 2013.

Chodził lisek koło drogi... Teraz już nie pochodzi nigdzie, bo jakiś ciul go zabił...

.

.

Już wiem dlaczego niebo na południu takie czerwone dziś! To siedlisko zła i sieje wiatrem po Polsce!

.

.

Po drodze do Skalbmierza miałem kila ciekawych sytuacji ze zwierzętami:

-jadę a tu na poboczu stoi w rzędzie 6 perliczek, a w rowie stoi 6 kur i patrzą na siebie, chciałem temu zrobić zdjęcie, ale się perliczki spłoszyły, wpadły w stado kur, a kury się ich wystraszyły i się rozbiegły jak głupie!

-kolejne, biły się gęsi, nagle jedna zaatakowała druga jakoś bardziej i ta jedna odleciała, a raczej podskoczyła i z impetem wylądowała na środku jezdni, głupie ptaszyska!

-chyba widziałem jak ktoś wyrzuca psa z samochodu koło lasu :/ tzn. byłem kilka set metrów z tyłu i widzę że samochód się zatrzymuje i otwierają się drzwi, biega jakiś pies, jak dojeżdżałem bliżej szybko odjechali a jakiś pies tam został... Nie wiem może go chcieli nakarmić czy coś, ale dziwna scena, raczej nasuwająca jedno na myśl...

-trzy razy odganiałem się od psów lecących za mną, ale tak mnie wkurwiły dziś że dwa razy pogoniłem za nimi i kamienie też poszły w ruch :D

No i tak wreszcie dotarłem do Skalbmierza, byłem mocno wytyrany, ale w planie miałem jeszcze Kazimierze i Koszyce, jednak po kilku kilometrach za Skalbmierzem uznałem że nie ma bata, już nie dam rady tak jechać w tym kierunku! Zawróciłem do miasta i tam na chwilę się zatrzymałem żeby się posilić. Po kilkunastu minutach ruszyłem dalej drogą w kierunku południa do Proszowic przez Małoszów i Czuszów i tu o dziwo niby że na południe, więc powinienem mieć wiatr centralnie w pysk jechało się łatwiej, wolno przyznaje, ale miarowo, odżyłem zdecydowanie na tym odcinku.

Droga prowadziła mnie na południe, myślałem że będzie bardzo ciężko, okazało się jednak że jedzie się dużo łatwiej!

.

.


No już prawie! Jeszcze tylko ten podjazd... No może jeszcze kilka podjazdów, ale już blisko!

.

.

Po dotarciu do Klimontowa zorientowałem się że mam jeszcze godzinę do godziny na którą byłem umówiony na obiad, postanowiłem nie przeszkadzać i odbiłem kawałek w kierunku Kazimierzy taż żeby pojechać 15 minut i móc spokojnie dojechać na umówioną godzinę. Tak więc dotarłem do granicy województwa Małopolskiego i zawróciłem. Do Proszowic dojechałem bardzo spokojnie. Przed wejściem jeszcze tylko wiadro i szmata, bo jednak znów usyfiony cały byłem, tzn rower przede wszystkim!

W Proszowicach, posiedziałem kilka godzin, zjadłem pyszny świąteczny obiad i odpocząłem, przyznam że nie bardzo mi się chciało wracać a i uda dość darły po męczeniu pod wiatr, ale ktoś do kotów musiał przecież wrócić, nie wybaczyły by mi przecież dnia bez kolacji :P Z racji że byłem dobrze doświetlony dziś postanowiłem wrócić przez Słomniki, Iwanowice, Zerwaną, Książniczki. O matko bosko kochono! Ależ mi się jechało genialnie, miałem tak jeszcze rozgrzane nogi że wygenerowałem taką moc że sam się zdziwiłem! Jeszcze tak dobrze to mi się nie jechało tej jesieni! Średnia kosmiczna, sama droga minęła sam nie wiem kiedy, jechało mi się mega zajebiście! Dodatkowo taka jazda po ciemku to faktycznie duża atrakcja, zupełnie inny rodzaj skupienia trzeba generować, droga niby dobrze znana a jednak każdy zakręt to nowość. Po dotarciu do domu byłem tak nakręcony że wpadłem na pomysł żeby jeszcze gdzieś jechać, ale uznałem że nie mogę przesadzać, bo jutro też jest dzień, a warunki mają być lepsze, to energię warto zachować. A no i pod koniec drogi trochę zaczęło kropić, ale nie wpłynęło to negatywnie na moje odczucia z jazdy.

Ech no wspaniały dzień, wyjeździłem się bardzo, ruch minimalny, no i mimo silnego wiatru dałem radę!

.

.


.

.

  • T. odczuw. 9 °C
  • Wiatr 19 km/h
  • Porywy 40 km/h
  • Chmury 50-60% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1003 hPa
  • Wilgotność 81 %
  • Termika chłodno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria ( ), Wycieczki



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!