Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2013

Dystans całkowity:3319.18 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:79:34
Średnia prędkość:27.91 km/h
Maksymalna prędkość:72.40 km/h
Suma podjazdów:34551 m
Liczba aktywności:41
Średnio na aktywność:80.96 km i 6h 07m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
Dystans:32.30 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Miejska rekreacja.

Piątek, 20 grudnia 2013 · dodano: 21.12.2013 | Komentarze 0

Z racji że od kilku dni narzekam na przeziębienie, postanowiłem dzień poświęcić na zaległości i zdecydowałem się tylko na krótką przejażdżkę po mieście i to wszędzie ścieżkami rowerowymi! :P

Kategoria Miasto


Dane wyjazdu:
Dystans:148.34 km
Maks. pr.:57.54 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1260 m
Rower:

Chciałem atrakcji?! No to dostałem!

Czwartek, 19 grudnia 2013 · dodano: 19.12.2013 | Komentarze 4

Wczorajszego dnia miałem czelność narzekać że dzień nie przyniósł mi nic nowego, że nudno itp. za to dzisiaj zostało mi to zrekompensowane z nawiązką.

No ale od początku, obudziłem się a za oknem tak jakoś szaro, tzn. mglisto, ale pomyślałem że mgła pewnie szybko się rozmyje i będzie znów piękny dzień. Z racji że czułem się zdecydowanie lepiej niż w poprzednich dniach, postanowiłem że jadę. Najpierw jednak rozpocząłem od dziesięciokilometrowej sesji na trenażerze. Dalej już można było spokojnie wyjść z domu. Przed wyjściem zastanawiałem się jeszcze czy wziąć szkła przeciwsłoneczne, bo pewnie potem będzie słońce, czy te rozjaśniające... całe szczęście wybrałem rozjaśniające.

Na początku postanowiłem pojechać nieczynną jeszcze ulicą Lema obok hali widowiskowej i dalej bulwarami opuszczę Kraków. Kiedy w mojej okolicy mgła była jeszcze w miarę nie groźna, to im bliżej Wisły, robiło się coraz bardziej 'kolorowo'.

Hala widowiskowa na Czyżynach, nie dość że sama wygląda kosmicznie to jeszcze w tej mgle można by na prawdę się przestraszyć!


Im bliżej Wisły, tym większa mgła, ale we wczesnej fazie się tym nie przejmowałem, bo byłem przekonany że jak odjadę dalej będzie ok, a z resztą i tak pewnie później wyjdzie słońce.


Dalej pokierowałem się właśnie bulwarami Wisły w kierunku Tyńca, to było naprawdę mocne przeżycie, przynajmniej tak mi się wydawało. Przy rzece mgła była tak potężna że widoczność ograniczała się może do 20 metrów, na dodatek jadąc już po niedługim czasie sam byłem cały w szadzi, która osiadła na niemal każdym zagłębieniu mojego ubrania, w końcu niemal cały byłem biały, a z tego co wiem ubrany byłem na czarno... Byłem tym tak podekscytowany że zrobiłem jeszcze rundę przez Tyniec żeby dłużej pojeździć we mgle, jak się później okazało nie musiałem jej szukać, to ona znalazła mnie!


Wrażenia kosmiczne, jeszcze mnie pewnie niż w nocy człowiek się czuje, nie wiadomo kompletnie co wyjdzie z mgły za kilka metrów.



Niemal wszystko było obleczone grubą warstwą szadzi.



http://www.youtube.com/watch?v=4iKF0LSJZz4&feature=youtu.be


Jak się okazało, mnie też dosięgła lodowa wilgoć! Po chwili niemal całe moje ubranie pokryte było warstwą lodu.



W sumie gdybym zobaczył taką osobę jak ja dziś zastanawiał bym się, po co ktoś się wysmarował jakimś białym dziadostwem.


Kiedy przekraczałem Wisłę miałem nadzieję, że to już koniec atrakcji tego typu, jak się okazała to był dopiero początek, dalej jadąc niemal do samego wzniesienia w Brzoskwini, przez Piekary, Liszki, Cholerzyn, Aleksandrowice, towarzyszyła mi nadal niebotyczna mgła, tak gęsta że niemal można było jej dotknąć, a ja sam mimo że otrzepywałem się co jakiś czas, mniej więcej po 15 minutach znów byłem cały biały od szadzi... Za to jechało mi się całkiem przyzwoicie i o dziwo wcale nie odczuwałem zimna. Jedynie moja narzeczona była ciągle fatygowana do telefonu bo dzwoniłem co 5 minut dzwoniąc podniecony jakie to mam warunki do jazdy :P


Miałem nadzieje że most będzie bramą za którą mgła zostanie.



Niestety po drugiej stronie rzeki świat wyglądał niemal identycznie, tj. mgła i wszystko obleczone szadzią.



Już po woli miałem dość tych warunków, to chyba nawet bardziej męczące niż jazda w nocy, no i znacznie bardziej niebezpieczne, światła samochodów widać może z 50 metrów, a moje małe światełka, aż strach pomyśleć...


W końcu dotarłem do podjazdu w Brzoskwini, mimo że nie jest to długa droga, to dość szybko wyjechałem ponad warstwę mgły i wyjechałem ponad nią, w piękną pogodę, z niebieskim niebem i przyjemnym słońcem, w dodatku sam podjazd poszedł mi wyjątkowo sprawnie, no zresztą jak cała reszta drogi szła mi dziś super.


Nagle wyjechałem ponad mgłę, ponad nią zupełnie inny świat, a w dole, zresztą sami widzieliście!



Ponad mgłą, piękne niebieskie niebo i słoneczko, ach żeby tak już zostało.



Postanowiłem jeszcze udokumentować mój wygląd, normalnie to całe jest czarne, a tu niemal cały byłem oblepiony w białą warstwę lodu.



Całe szczęście że rzeczy są faktycznie wodoodporne, po jak bym miał czuć tą wilgoć całą na sobie to słabo... No i rowerowi też się oberwało, niemal cały był w przeźroczystej warstwie lodu.


Dalej już udało mi się jechać w przepięknych warunkach atmosferycznych, piękne słońce towarzyszyło mi niemal cały czas. Udałem się więc w kierunku Jerzmanowic przez: Chechło, Szklary, Starą Wieś, to też jest super droga! dobra nawierzchnia, mały ruch i te widoki!


Dobrze że mimo dużej wilgoci drogi praktycznie suche i nie sprawiające większych problemów.



W tym momencie dnia, myślałem że warto było się namęczyć, żeby w końcu móc jechać w tak miłej atmosferze.



To jest mega zdjęci, przynajmniej dla mnie, tam było tak pięknie że aż mnie zatkało, zdjęcie pewnie nie oddaje efektu jaki wywołało to miejsce na żywo!



Pięknych widoków ciąg dalszy.


W końcu dotarłem do Jerzmanowic, tam wahałem się trochę jak dalej jechać, zdecydowałem że udam się przez Złotą Górę do Ojcowa i dalej przez Skałę, Słomniki i Proszowice. Udałem się więc najpierw w dół w kierunku ojcowa, tu nadal towarzyszyła mi piękna pogoda i nawet kiedy byłem tuż nad doliną Ojcowa myślałem że najgorsze już za mną.


Kiedy byłem przy Zamku w Ojcowie w życiu bym nie przypuszczał że pogoda raptem za kilka kilometrów jest diametralnie inna.



Widok z góry na dolinę Ojcowa, nie wyglądało to źle.



Widok z góry na dolinę Ojcowa, nie wyglądało to źle.


W końcu dotarłem do samej doliny Ojcowa, tu też świeciło piękne słońce, dalej obrałem kurs w kierunku Skały, podjazd poszedł mi też bardzo łatwo, no i na szczycie też przywitało mnie słońce. Jednak wystarczyło rozpocząć zjazd w kierunku Iwanowic żeby już po kilkuset metrach wjechać ponownie we mgłę, tym razem chyba jeszcze bardziej przytłaczającą, a jadąc niemal cały czas w dół czułem się jak na górskiej kolejce, nie wiadomo co będzie za kilka sekund, co wyskoczy za zakrętu i co będzie dalej... Niewiarygodne uczucie, na prawdę dziękować komu tam można że praktycznie nic nie jechało!

No i skończyła się moja przygoda z piękną pogodą, znów trafiłem do zimnego piekła i tak już niemal do końca, a w sumie im bliżej końca tym gorzej.


W Iwanowicach miałem nie lada zagwozdkę, jechać dalej w kierunku Proszowic, czy może skierować się już do domu przez Zerwaną, chęci walki wygrały i ruszyłem dalej w nieznane znane. No ale jak się nie długo później okazało mój wybór nie był najlepszy, w okolicach Niedźwiedzia zrobiło się naprawdę nie fajnie. Droga zrobiła się biała i śliska jak lodowisko, a w dodatku zaczęło padać coś przypominającego mżawkę, oczywiście zamarzającą niemal natychmiast.


Tu zrobiło się na prawdę groźnie, droga zamieniła się w lodowisko, a w dodatku zaczęło lekko kropić.


W Słomnikach pogoda trochę się ustabilizowała, a ja jechałem dalej walcząc z przeciwnościami. A no i hit dnia, moja woda w bidonie już jakiś czas temu zamieniła się w zbitą bryłę lodu! To jakiś absurd, żeby pół litra wody która niemal cały czas się poruszała zamarzła, przecież nie wydawało się że jest aż tak zimno...
Jadąc w kierunku Proszowic byłem już dość mocno zmęczony, nie fizycznie, a psychicznie, postanowiłem że nie będę dalej się zaginał i w Niegardowie odbiję na Luborzycę, w sumie jechał bym dalej, ale bardzo obawiałem się drogi z Proszowic do Krakowa w takiej mgle, już mi wystarczy debili którzy tną tam po 100 km/h a dziś to mogło by się naprawdę źle skończyć. Tak więc dotarłem w końcu w okolice Krakowa, po drodze na kilku podjazdach umęczyłem się niemiłosiernie bo kolo mi się uślizgiwało co przekręt korbą. Po drodze zebrałem leżącego, sztywnego już rozjechanego kotka :/ a później, zaatakował mnie jakiś zasrany kundel! Biegł równolegle ze mną i chciał mnie ugryźć skurw... ale odbiłem lekko w bok wypiąłem buta i sprzedałem mu kopa, mam nadziej że wyleczyło go to z ataków na ludzi, ale no rzesz... żeby pies z zębami leciał za człowiekiem, co ja mu kurde zrobiłem. No nic kończąc wycieczkę odwiedziłem jeszcze moją narzeczoną w pracy żeby jej się pokazać i pochwalić moimi dzisiejszymi przygodami. A oto efekt, niestety, zanim dotarłem do niej już trochę się ze mnie stopiło lodu, ale i tak wyglądałem dość śmiesznie.


Nie ma to jak podjechać w pełnym rynsztunku po trasie w odwiedziny do pracy narzeczonej :P szkoda że dziś wyglądałem co najwyżej śmiesznie :D



No a to jest zawartość mojego bidonu chwilę po dotarciu do domu, chyba nie muszę nikomu tłumaczyć dlaczego nie chciało mi się tego pić... A no i w sumie to było już trochę ogrzane picie, bo dojeżdżając do Krakowa i w nim samym słońce przyjemnie świeciło.

No i taki to był właśnie dzień, wydawało mi się że zamiast 5 godzin trwało to z 12! Ale jestem mega zadowolony że tyle emocji dziś, szkoda tylko że to było mało bezpieczne. Za to fizycznie czuję się znakomicie, no i mam nadzieje że po przeziębieniu nie będzie ani śladu.

Mapka.

Temperatura: wyjazdu -2, najcieplejszy moment 2, powrót 1
T. odczuw. 1 °C
Wiatr 4 km/h sw
Porywy 7 km/h
Chmury 20-30% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1019 hPa
Wilgotność 60 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny

Kategoria Wycieczki, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:121.30 km
Maks. pr.:67.30 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:899 m
Rower:

Na chorobę jeden lek - rower!

Środa, 18 grudnia 2013 · dodano: 18.12.2013 | Komentarze 4

W sumie nie mam za wiele do pisania, po wczoraj trochę mnie rozwaliło, katar i gardło, wieczorem chyba miałem stan podgorączkowy, na noc lek i do łóżka, dziś miałem nadzieje obudzić się lekki jak piórko, niestety tak nie było, ale nie było też źle, bo w sumie oprócz kataru i drapania w gardle nic nie przeszkadzało, ale postanowiłem że dziś raczej luźny dzień, tzn zabrałem się za swoje zajęcia, a ok 10.30 postanowiłem że można się zebrać, bo wygląda że temperatura dość dobra, słońce świeci.

Postanowiłem nie kombinować i udałem się na tak dobrze znaną mi trasę, w sumie nie mam nic na ten temat do powiedzenia, nic ciekawego się nie wydarzyło, nic nie widziałem nowego, żadnego zdjęcia, jedyne co to znów w obszarach zacienionych, biało i ślisko jak cholera, ale ogólnie jechało się bardzo dobrze, aż byłem zdziwiony lekkością, zwłaszcza że po wczoraj powinienem czuć zmęczenie, a jeszcze to przeziębienie... Ale jak to ze mną bywa, kiedy wsiadam na rower niemal wszystkie bóle mijają, tak i teraz katar sam wypłynął, a gardło nie zmieniło swego oddziaływania na resztę ciała. Wracając do Krakowa w rejonie Luborzycy nastał mnie jakiś kryzys, ale wystarczyło zjeść pasek czekolady i trochę zmniejszyć tempo i dość szybko odpuściło. Wracając zdecydowałem że zaliczę jeszcze na dokładkę przejazd w okolicę Tyńca, bulwarami do toru kajakowego na Kolnej, a po drodze zakupię świeże dętki, bo chyba to już lekka przesada, wczoraj do mojej przedniej dętki dokleiłem 8 łątkę... :D jest ich już więcej niż samej dętki! No i wszystko fajnie, pojechałem spokojnie, jechało się przyjemnie, no ogólnie raczej trasa nie mogła sprawić problemów, a w drodze powrotnej zatrzymałem się żeby kupić te dętki, no i co... chcę płacić, patrzę a tu z mojego magicznego portfelika wypada 4 zł :D żena... Oczywiście mogłem wziąć je na kredyt, ale nie jestem pewien czy będę w stanie podjechać i oddać przed nowym rokiem zaległości, a jak to w przesądzie, lepiej w nowy rok z długami nie wchodzić. Tak więc jeśli mi się uda, to będę i tak musiał jeszcze raz tam pojechać i kupię.

Teraz czas na doleczenie się żeby w kolejnych dniach, kiedy zapowiadają równie ładną pogodę można będzie wykorzystać to jak wczoraj, a nie takie pitu pitu jak dziś.

Mapka.

T. odczuw. 1 °C
Wiatr 4 km/h sw
Porywy 7 km/h
Chmury 20-30% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1028 hPa
Wilgotność 58 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny

Kategoria Wycieczki, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:226.30 km
Maks. pr.:67.30 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:5700 m
Rower:

W poszukiwaniu zimy.

Wtorek, 17 grudnia 2013 · dodano: 17.12.2013 | Komentarze 8

To jest właśnie to! W sumie to nawet nie wiem od czego zacząć, więc może od początku :)

No więc po wczorajszym dniu miałem pretensje do samego siebie że nie skorzystałem z tak pięknej pogody, postanowiłem że dziś muszę wykręcić coś niezłego. Tak więc założyłem sobie pobudkę przed świtem, tak żeby mieć caluteńki dzień tylko na kręcenie, wprawdzie dziś warunki do jazdy trochę gorsze niż poprzedniego dnia, ale i tak nie można narzekać! Założenie było że jak się uda, to jadę w kierunku Zakopanego. Tak więc niemal idealnie z początkiem dnia, tzn. w momencie kiedy zrobiło się jasno, ja byłem już rozgrzany po dziesięciokilometrowej sesji na trenażerze i gotowy do drogi.

Z racji że drogi były białe po nocy, uznałem że trzeba będzie uważać i lepiej się nie pchać z samochodami, tak więc przeciąłem Kraków przez nieczynną ulicą Lema i dalej na rybitwy ścieżkami rowerowymi. No było ślisko jak pieron, ale wiedziałem że tak będzie, ale prognozy wskazywały dość wysoką temperaturę, więc to tylko kwestia czasu kiedy ulice będą suche. Do Wieliczki dojechałem w miarę dobrym tempie, ale tak jak mówiłem nie szarżowałem z racji na śliskość. Po obraniu kursu na Dobczyce przestałem się martwić że drogi białe, bo jechałem pod słońce i praktycznie nic nie widziałem, dlatego też średnia mi spadła, ale bezpieczeństwo najważniejsze.


W sumie to dziwne że o tak wczesnej porze dnia, jadąc na południe słońce miałem praktycznie na wprost...


Szkoda że nie jechałem w przeciwnym kierunku, bo widoki przednie.

Po przejechaniu przez Dobczyce, obrałem kurs na Kasinę Wielką, tu też słońce raczej nie pomagało, przynajmniej było ciepło. Na tym odcinku przynajmniej ruch mniejszy, więc nie trzeba było się obawiać o kierowców. Nie wiem dlaczego, ale mimo że jechałem pod górę, jechało mi się tak lekko że szok, niemal jak by nachylenie opadało, a nie wznosiło się. Tak było jednak do czasu: mniej więcej przed Wiśniową zaczęło tak wiać, że omal mnie zatrzymywało w miejscu.


Nie dość że widziałem mało, to jeszcze wiatr urywał łeb, nie mam pojęcia skąd on się tak nagle zerwał i z taką siłą!

Tak więc od Wiśniowej do Kasiny jechało mi się dupnie, średnia oscylowała w granicy 20 km/h, w dodatku w kilku miejscach zacienionych droga była bardzo śliska, a na zjeździe do samej Kasiny omal nie przestrzeliłem zakrętu, a w innym momencie dość mocno mnie zachwiało, a wtedy jechał za mną tir, przestraszyłem się nie na żarty, od tego momentu, każdy zjazd niemal cały czas na hamulcach.


Podjazd do Kasiny, jedna z ładniejszych tras, w mojej opinii oczywiście.


W końcu dotarłem do szczytu! No i pojawił się też śnieg, przynajmniej resztki jakie pozostały.


Moje poszukiwania śniegu okazały się klapą, jedynie w osłoniętych miejscach można było coś jeszcze uświadczyć.


Ale już patrząc w drugą stronę, widoki zupełnie nie odpowiadające zimowemu sezonowi.


Droga do Kasiny Wielkiej.


Droga do Kasiny Wielkiej.


Droga do Kasiny Wielkiej.

W Kasinie miałem chwilowy przestój bo akurat trafiłem na jakiś pogrzeb i szła całą drogą procesja, na szczęście jakoś się przecisnąłem, ale samochodom nie było tak łatwo i zrobił się niezły korek. W końcu dotarłem do drogi z Limanowej do Mszany i obrałem kurs na Rabkę, miałem nadzieje tu na chwilę odpoczynku od wiatru i zjazd w dół bez większych problemów. Szybko przemknąłem przez Mszanę i zacząłem mozolną drogę w kierunku Rabki. Tu też jechało mi się słabiutko, głównie ze względu na wiatr. Po dotarciu do ronda w Rabce podjąłem decyzje, mimo że jest dopiero 11 nie będę dalej jechał w kierunku południa, muszę zawrócić i skorzystam z wiatru, bo walka z nim tylko mnie spowalnia, a nie dotrę nigdzie żeby wrócić o przyzwoitej porze. Tak więc zawróciłem i kolejny zjazd do Mszany, tym razem z wiatrem w plecy więc jechało się idealnie, no jedyne co to bez kręcenia dość zimno się zrobiło. W Mszanie odbiłem w kierunku Lubnia. Tu też miałem wiatr w plecy, przy okazji na jakiś czas złapałem się za tirem i miałem przejazd ze średnią 60 km/h. W końcu trafiłem na starą zakopiankę i udałem się w kierunku Myślenic, nadal z wiatrem w plecy jechałem i cieszyłem się że tak ładnie mi średnia wzrasta :) no ale oczywiście jak to bywa, nie może być zbyt miło. Mimo że starą zakopianką jeździ tak mało aut, to oczywiście musiałem trafić na babę która musiała mnie nie zauważyć i wymusiła pierwszeństwo włączając się z bocznej, zdążyłem tylko odbić w prawo i złapać się jej boku żeby samemu się nie wyjebać... No nic się nie stało, ale strasznie się wkurwiłem. Dalej za Stróżami kolejna niespodzianka, w zacienionym miejscu widziałem że droga biała i lśniąca, wiedziałem że trzeba uważać, wyhamowałem do ok 20 km/h, jadę spokojnie i nie wiem jak to się stało tył złapał uślizg i czuję że już jadę bokiem, zdążyłem wypiąć nogę, ale raczej w twardym spedzie nic bym nie wskórał, zostało mi tylko złożyć się i zobaczyć co będzie, na całe szczęście upadłem tak że zamiast walnąć po prostu sunąłem po drodze, przejechałem z 10 metrów na boku, wstaję, patrzę a tu niemal nie ma śladu po mnie, jedyne co to byłem mokry, odetchnąłem z ulgą że nic nie jechało akurat i ruszyłem dalej, dziś na prawdę opatrzność czuwała nade mną. Dalej już spokojnie dotarłem do Myślenic.


Stara zakopianka, idealna droga dla rowerzystów, polecam!

Po przejechaniu przez Myślenice obrałem kurs ponownie na Dobczyce, tu też jechało mi się całkiem spoko, jedynie duży ruch nie pozwalał w pełni nacieszyć się drogą. Dobczyce przeciąłem szybko i obrałem kurs na Gdów i Łapczyce. Nie bardzo lubię ten odcinek drogi, płasko, droga prosta, dużo tirów, ale chciałem dotrzeć do Niepołomic żeby wycisnąć z dnia maksimum. Dalej przez Targowisko, Kłaj, Puszczę Niepołomicką i Niepołomice, jechało się dobrze, bez większych emocji, bo trasa chyba zbyt dobrze już znana... W sumie chciałem już obrać kurs na Kraków Igołomską, ale z racji że była dopiero 14 O_o postanowiłem pojechać do Kocmyrzowa przez Czulice. Tak więc jechałem sobie spokojnie, ale nie dlatego że się delektowałem jakoś szczególnie, a dlatego że znów gardło zaczęło drapać, ale to nie powstrzymywało mnie przed piciem z bidonu, myślę że płyny w nim spokojnie miały ujemną temperaturę, przynajmniej takie miałem odczucie. W Kocmyrzowie gdzie słońce już nie docierało było na prawdę zimno i ślisko, na podjeździe koła mi boksowały niemal co każdy przekręt korbą, w pewnym momencie myślałem nawet że będę musiał zejść z roweru i drałować na piechotę...


Dziś już biedne kaczuchy nie miały nawet małego oczka wody dla siebie, jedyne co im pozostało to człapanie po lodzie.

Dalej z Kocmyrzowa udałem się główną drogą do Krakowa i zjechałem dopiero w Prusach, tam też postanowiłem że mogę sobie pozwolić ze względu na czas i energię na dołożenie kilku kilometrów, tak więc zrobiłem rundkę przez Wiktorowice, Pielgrzymowice, Więcławice, Książniczki, dalej wróciłem do Krakowa w okolicach zbiornika Zesławice, niemal w punkt w godzinie o której planowałem przed wyjazdem :)


Dzień powoli dobiega już końca, ale za mną już dużo, bardzo dużo, ale może coś jeszcze przed mną pozostało?


A tak! Piękny widok na skąpany w zachodzącym słońcu zbiornik Zasławice, on też niemal cały już skuty lodem.


To też bardzo lubiane przeze mnie miejsce, fajnie tak na koniec tu wpaść na chwilę, polecam.


Tym pięknym akcentem kończy się ten jakże piękny dzień.

Do domu dotarłem idealnie kiedy chciałem, jeszcze było jasno, ale z każdą minutą cienie się wydłużały. Po wejściu pierwsze co zrobiłem to rzuciłem wszystko na bok i poszedłem zagotować wodę, po to żeby móc wypłukać gardło wodą z solą, później czyszczenie roweru i wreszcie można zadbać o resztę siebie. Umyłem się, zjadłem, trochę odpocząłem, przede wszystkim przed komputerem robiąc ten wpis. No a już absolutnie kończąc jazdę na dziś, udałem się jeszcze na szybkie zakupy, wprawdzie na innym rowerze, ale jednak to też zaliczę jako element dzisiejszej wycieczki.

Ogólnie jestem mega zadowolony, z dnia, z tego jak mi się jechało, a przede wszystkim że wykorzystałem to co daje z siebie piękna pogoda, oprócz tej gleby, to było idealnie, chociaż i tak nie mam co narzekać bo nic mi się nie stało, jedynie rower dziś troszkę gorzej, coś mi stuka jak by sterach... a na dodatek miałem zejście powietrza z przedniego koła, musiałem dwa razy dobijać. No teraz zobaczymy czy przypłacę tą eskapadę zdrowiem, czy jutro też będzie można się troszkę po wysilać.

Mapka.

Temperatura: wyjazdu -2, najcieplejszy moment dnia 4, powrót 2.
T. odczuw. 1 °C
Wiatr 14 km/h sw
Porywy 25 km/h
Chmury 10-20% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1032 hPa
Wilgotność 62 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny

*znów mam problem z sumą podjazdów, gpsie pokazuje przeszło 11000 metrów, podzieliłem to przez dwa, ale jak by ktoś potrafił zweryfikować proszę o kontakt!

Kategoria <200, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:69.10 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Runda Książniczki x2

Poniedziałek, 16 grudnia 2013 · dodano: 17.12.2013 | Komentarze 0

No i tak to jest, wszyscy wczoraj korzystali bez umiaru z pięknej pogody, tylko mnie zmiotło, czułem się fatalnie, rano zaliczyłem rundę przez Książniczki, Więcławice, Prawdę, ale to było przed tym jak wyszło piękne słońce, wróciłem do domu, zająłem się innymi rzeczami, ale jak zobaczyłem że jest tak pięknie, postanowiłem że muszę się sprężyć i jeszcze raz się przejechać, nie kombinowałem, tylko powtórzyłem rundę z rana, ale mimo że warunki idealne, mi się jechało bardzo słabo, to po prostu nie był mój dzień...
Kategoria Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:20.00 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Dokręcanie.

Niedziela, 15 grudnia 2013 · dodano: 17.12.2013 | Komentarze 0

Źle się czuję więc jedynym rozwiązaniem aby trochę się poruszać będzie trenażer. Tak więc, nie zbyt obciążająca sesja w rytm Placebo.
Kategoria Trening


Dane wyjazdu:
Dystans:25.30 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m

Zajęcia.

Niedziela, 15 grudnia 2013 · dodano: 15.12.2013 | Komentarze 0

W drodze powrotnej zaliczyłem wizytę w kinie. Teraz mimo że nie czuję się za dobrze chyba się skuszę na wycieczkę, bo tak przyjemnie...
Kategoria Miasto


Dane wyjazdu:
Dystans:20.00 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

W rytmie muse.

Sobota, 14 grudnia 2013 · dodano: 15.12.2013 | Komentarze 0

domowe kręcenie przy muzyce. czuję że chyba mnie rozłoży za chwilę...
Kategoria Trening


Dane wyjazdu:
Dystans:26.60 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m

Zajęcia.

Sobota, 14 grudnia 2013 · dodano: 14.12.2013 | Komentarze 0

No i znów siedziałem patrząc przez okno i rozmyślałem jak fajnie było by skorzystać z tej pogody, ale może i lepiej, bo gardło boli, zobaczymy, zjem może jakąś wieczorną rundę sobie machnę.
Kategoria Miasto


Dane wyjazdu:
Dystans:111.38 km
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:857 m
Rower:

Śliski piątek trzynastego.

Piątek, 13 grudnia 2013 · dodano: 13.12.2013 | Komentarze 9

Dziś piątek trzynastego, trzeba na siebie uważać ze zdwojoną siłą. Dziś też przeciwieństwo dnia wczorajszego, po leniwym poranku, kompletnie nie chciało mi się wychodzić. Mniejsza o rozterki wewnętrzne, zmotywowałem się w końcu że skoro świeci słońce, a kolejne dwa dni będę w szkole to muszę skorzystać, wcześniej dostałem też cynk że drogi w okolicach którymi chciałem dziś jeździć to szklanka i nie jest zbyt bezpiecznie. No ale uznałem że jestem ponad to... Zabrałem się do wyjścia, ale najpierw dziesięciokilometrowa sesja na trenażerze. Po wyjściu z domu, niemal na samym początku drogi przekonałem się że nie można sobie pozwolić dziś na nieuwagę, na rondzie Barei tył dostał takiego uślizgu że byłem przekonany o glebie, ale nie wiem jakim cudem się uchroniłem przed szlifami. Od tego momentu niemal każdy zakręt pokonywałem na sztywno. Ale reszta to super, przyjemna pogoda do jazdy, temperatura na plus, słońce, wiatr, na prawdę przyjemny dzień, a chęci do jazdy zwiększały się z każdym kolejnym kilometrem.


Teraz kolorystyka świata to praktycznie dwa kolory, brązowo-szary wszystkiego i niebieski nieba (całe szczęście że nie szary, lub czarny co gorsze).

Droga poprowadziła mnie do Batowic, Książniczek, Masłomiącej na rundę przez Więcławice, dalej postanowiłem że muszę skorzystać więcej niż pierwotnie zakładałem z pogody i pojechałem w kierunku Iwanowic. Tam przekonałem się że to tylko dzięki słońcu drogi w miarę nadają się do bezpiecznej jazdy, tam w dolince, gdzie promienie nie dotarły droga była niczym lodowisko.


Disco, Disco, Lodowisko!

Na całe szczęście wszystkie tego typu odcinki przejechałem 'suchą stopą' no i oprócz kilku uślizgów tylu nic mi się nie przydarzyło. Dalej z Iwanowic udałem się do Słomnik i ruszyłem zaprzyjaźnioną drogą do Proszowic. Po drodze wahałem się czy nie pojechać dalej do Nowego Brzeska, ale z racji że gardło zaczęło mnie drapać, a głód ssać, postanowiłem pojechać główną drogą w kierunku Krakowa, dziwnie tak, kiedyś niemal zawsze tędy jeździłem a teraz mimo że często bywam w Proszowicach to zazwyczaj trafiam tam okrężnym drogami. Po drodze miałem wątpliwą przyjemność zobaczyć jak wygląda dbanie o powietrze po Polsku... już z 3 km wcześniej widziałem snop dymu, myślałem że coś się pali, ale kiedy dotarłem bliżej, okazało się że...


Ktoś sobie po prostu pali w piecu! Nie wiem co oni tam wsadzili, ale dym w całej okolicy.

Później już spokojnie powróciłem do Krakowa przez Prusy, zaliczając przy okazji rundę przez Wiktorowice, Pielgrzymowice, Prawdę. No i tak to w sumie z niczego wyszła w miarę fajna wycieczka, choć nie wiem czy nie przypłacę tego zdrowiem, dobrze że jutro zajęcia, nie będzie kusiło żeby znów wdychać to zimne powietrze przez kilka godzin :P

Mapka.

T. odczuw. 2 °C
Wiatr 13 km/h w
Porywy 25 km/h
Chmury 10-20% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1025 hPa
Wilgotność 57 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny

Kategoria Wycieczki, ( )