Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
Dystans:169.92 km
Maks. pr.:52.30 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1348 m
Rower:

Za jakie grzechy! Mam dość tego dnia!

Czwartek, 9 stycznia 2014 · dodano: 09.01.2014 | Komentarze 1

O matko co to był za dzień! W sumie nie chciał bym o tym mówić, ale wiem że z perspektywy czasu będę to wspominał w kategorii przygody. No więc tak poranek oczywiście mega mglisty, ale chyba zanim wstało słońce były lepsze warunki do jazdy niż po wschodzie. Przed wyjściem rozgrzewka i dalej w mglisty świat, no dziś to chyba pogoda przebiła wszystkie poprzednie dni, w mieście dosłownie nic nie było widać, a ja się bałem jechać z samochodami, postanowiłem nie szaleć i spokojnie wyjechać z miasta chodniko-ścieżkami, jeszcze na początku napatoczył mi się jakiś buc z psem i mnie nie chce mnie przepuścić przepuścić bo to jego chodnik!, skąd się biorą tacy ludzie?! Ech... no nic, miałem przynajmniej pozytywne nastawienie że później będzie lepiej, bo tak oto mówiła wszechwiedząca prognoza. A plan był taki żeby pojechać do Buska, przez Proszowice i Kazimierze, a wrócić przez Nowy Korczyn i Nowe Brzesko. Już na początku wiedziałem że to może być zbyt ambitny plan na dziś, ale postanowiłem spróbować. Po wyjeździe z Krakowa z mgłą nie zrobiło się lepiej, wręcz gorzej, przynajmniej na moich znajomych trasach ruch mały, więc obawy mniejsze.

Mimo niekorzystnego poranka, postanowiłem jechać dalej, według prognozy później ma być piękny dzień!
.
.

Jednak po pewnym czasie zacząłem się obawiać że cały dzień będzie taki, bo im dalej w las, tym robiło się gorzej.
.
.

Tak, tak, a oto piękne, cieplutkie słoneczko, nic tylko się opalać!
.
.
Ale, kiedy już zrezygnowany rozpocząłem podjazd pod Więcławice (nie wiem ile tam może być różnicy wzniesień, może z 80-100 metrów) pogoda zaczęła się zmieniać, słońce zaczęło coraz mocniej świecić, aż nagle wyjechałem ponad mgłę! Później do Luborzycy znów zjazd, a na dole jeszcze bardziej gęsta mgła, dalej droga prowadziła do góry i znów spoko pogoda, zjeżdżając do Niegardowa znów mgła... Tu już nie było mi do śmiechu bo miałem jechać dość ruchliwą drogą do Proszowic, ale na szczęście kierowcy dziś na prawdę zachowywali się przyzwoicie i mijali mnie szerokim łukiem, widać że nowe lampki dają radę.

No i tak wyglądało moje pół dnia, w dole mega mgła, a po każdym, nawet niewielkim podjeździe robiło się ładnie.
.
.
Zbliżając się do Proszowic mgła zaczęła jakby odpuszczać, wybrałem drogę przez obwodnicę i tam zaczął się początek końca, po kilku minutach słyszę syk, zatrzymuję się no i sprawdziło się, kapeć w przednim kole. Jeszcze wtedy miałem energię, więc szybko zabrałem się za wymianę gumy, postanowiłem pojechać do miasta i znaleźć tam wulkanizatora który by mi dobił mocniej koło, bo tą moją ręczną pompeczką to se mogę machać :P chwilę się pokręciłem i znalazłem pomoc. Już wtedy miałem duże opóźnienie względem planu, bo raz że przez mgłę jechałem dużo wolniej, to dwa; w sumie z 30 minut straciłem na tej gumie. Postanowiłem że nie będę się zaginał i dojadę do Wiślicy i tam odbiję na Korczyn. Tak więc pojechałem do Kazimierzy główną drogą, jechało się spoko, bo wyszło wreszcie słońce, ale na początku czułem okropne zimno, jednak taki przestój dość mocno mnie wychłodził. W Kazimierzy się posiliłem i ruszyłem dalszą drogą w stronę Buska Zdrój. No i ok 5-8 km za Kazimierzą los po raz drugi dał znać o sobie... Znów czuję że opona się jakoś mocno ugina, zatrzymuję się, oczywiście kapeć, w tym miejscu zwątpiłem we wszystko już! W sumie chyba z 15 minut mi zajęło zanim się ogarnąłem i wziąłem za wymianę (zapas na dziś to 2 dętki, niestety nie miałem łatek) Kiedy wymieniłem gumę, uznałem że los mi nie sprzyja wybitnie dziś do jazdy dalej w tym kierunku i muszę zawrócić, a zresztą i tak nie dał bym rady jechać jakoś mega daleko z tak miękkim kołem, zawróciłem więc do Kazimierzy w poszukiwaniu kolejnego zakładu wulkanizacyjnego. W końcu trafiłem na takowy, kiedy pan zapytał ile chcę nabić powiedziałem że ok 6 bar, on nic nie powiedział i trzyma ten pistolet, widzę że strzałka zbliża się do ósemki i słyszę syk, co się okazało, wentyl na łączeniu z gumą puścił i powietrze uciekało! Co to ma być, po prostu niewiarygodne fatum, 3 gumy w jeden dzień?! KOSMOS! Na szczęście okazało się że po zejściu dużego ciśnienia przestało uchodzić, nie wiem ile tam mogło być w oponie może 2-3 bar ale mimo wszystko dało się jechać, a jak coś to mogłem zawsze sam dopompować, bo tyle to i moje pompka uciągnie... Nie bardzo wiedziałem czy śmiać się czy płakać, bo do domu miałem ok 70 km a jazda na miękkiej oponie to nie zbyt przyjemna rzecz. No i włączyło się kminieni 'jeśli zdarzyło się już tyle to co jeszcze?!' no i tak jechałem, z głową szumiącą ze złości i obaw o dalsze km. W dodatku każdy podjazd, zjazd i skręt to dla opony było dużo za dużo i obręcz niebezpiecznie się zbliżała do ziemi, jedynie jazda po płaskim i odchylenie całego ciężaru na tylne koło nie wpływało na warunki jezdne roweru. Nie wiem ile razy się zatrzymywałem żeby dopompowywać koło, myślę że ok 6/7 razy, ale nie przejmowałem się tym, najważniejsze że mogłem jechać. W sumie to niczym się nie przejmowałem, ani widokami, ani samochodami, chciałem być już w domu! No jedynie po dotarciu z powrotem do Proszowic zastałem łady widok, a później już tylko szarość (w sumie teraz tak myślę że prognoza to kicha, gdzie to piękne słońce które zapowiadali?). No i tak jechałem sobie spokojnie, powoli do Krakowa, to chyba mój rekord w długości trasy z Proszo do domu, niechlubny rekord... W końcu jednak jakimś cudem udało mi się dotoczyć pod dom, w samym Krakowie znów wybrałem przemieszczanie się chodnikami i ścieżkami rowerowymi. Dojechałem umordowany, zdegustowany, ale szczęśliwy że jednak bez 'większych' przygód wróciłem.

Droga powrotna do Krakowa, takie to widoki mi towarzyszyły od Proszowic do domu. W sumie to chyba takie, przyznam że nie byłem zbyt skupiony na oglądaniu co się dzieje wokół mnie...
.
.
W mieszkaniu zdecydowałem że dopóki nie opadłem jeszcze z sił, muszę pojechać po dętki, dla siebie, bo już nie mam na czym jeździć, a łatek też brak, oraz tą zaległą do holendra, a wczoraj zapowiedziałem się że je dziś odbiorę. Tak więc zrzuciłem kilka zbędnych ciuchów, wyrzuciłem inny balast, zamieniłem przednie koło (wziąłem to od treka, wprawdzie tam opona typu slick, ale po mieście się nada) i pojechałem bulwarami Wisły, spokojnie do mojego zaprzyjaźnionego sklepu. Nie pobyłem tam długo bo czułem że już opadam z sił, powrót niemal identyczną trasą wzdłuż Wisły, a na osiedlu podjechałem pod pobliski hydrant i tam opukałem trochę rower, bo mimo że błotniki osłaniają dobrze mnie i górę roweru, to jednak dół cały w błocie... Po powrocie do domu szybko się przebrałem i wyszedłem do sklepu, wiedziałem że jak nie pójdę od razu to później nogi mi zabetonuje i na pewno nie pójdę, a jeść trzeba! No i tak się kończy ten dzień, przynajmniej ta część rowerowa... Wieczorem wymiana tych  dętek mnie jeszcze czeka, ale to raczej w kategorii relaksu, podobnie jak teraz robienie tego wpisu :)

Oto moje dzisiejsze trofea! 3 żmije! Ileż się nadenerwowałem i to z powodu jakiegoś kawałka gumy z wentylkiem...
.
.
Wiem że moje dzisiejsze przygody nie są jakieś spektakularne, w skali poważnych uszkodzeń roweru jak pęknięte koło, a o wypadku już nie wspomnę, ale jednak poziom pecha na jeden dzień to chyba lekka przesada, prawda? No ale cóż, powiedzenie 'co Cię nie zabije, to Cie wzmocni' wydaje się być bardzo zasadne dziś, czuje że moje nogi, mimo nie mega dystansu są na prawdę mocno zmęczone, zresztą tak jak i ja, zwłaszcza psychicznie, ale przynajmniej jest ta pozytywna myśl że udało mi się wytrwać do końca i jakoś sobie poradzić mimo że los wybitnie nie sprzyjał. No i tak właśnie znów kończy się moje planowanie, już nie wiem który raz nie jestem w stanie dojechać do tego Buska od tej strony :P no cóż, może następnym razem! Ale wtedy będę zabezpieczony, najlepiej w ok 10 dodatkowych dętek! :D
.
.
.
.
  • T. odczuw.8 °C (wyjazd ok 1 stopnia) 
  • Wiatr 14 km/h 
  • Porywy 25 km/h
  • Chmury 20-30% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1017 hPa
  • Wilgotność 71 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki, ( )



Komentarze
radicalpl
| 21:25 niedziela, 12 stycznia 2014 | linkuj Wow to sie nazywa miec pasję kolarską.......
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!