Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
Dystans:158.40 km
Maks. pr.:63.40 km/h
Temperatura:10.0
HR max:192 ( 96%)
HR avg:140 ( 70%)
Kalorie: 3712 kcal
Podjazdy:1159 m
Rower:

Znowu z przygodami, ale do przodu!

Czwartek, 27 lutego 2014 · dodano: 27.02.2014 | Komentarze 4

Poranek... wahanie, rozterki i walka ze sobą czy wyjść na rower, czy dalej się użalać nad sobą, nie ważne, ważne jest to że w końcu udało mi się skłonić się do dłuższego dystansu, a raczej do spróbowania czy nie dam rady czegoś więcej, niż ostatnimi dniami. Pogoda raczej mało zachęcająca, bo niebo całe zaniesione i mglisto, ale prognozy dobre, zwłaszcza te wiatrowe. W pierwszej kolejności odwiedziłem moją lubą, która poczęstowała mnie pączkiem który rozdawali u niej, już po przejechaniu tych kilku km wiedziałem że nie do końca kręci mi się tak jak bym chciał, no ale, wziąłem pączka i pojechałem dalej. Tradycyjnie opuściłem Kraków przez Batowice i Książniczki do Masłomiącej, tam przy stawie pomyślałem że to chyba mój limit na dziś i pierdziele znów odpuszczam, pojechałem więc w kierunku Więcławic aby się zawrócić, ale kiedy znów zjechałem w okolice Książniczek, zdecydowałem że kurde, nie mogę przecież tak łatwo dawać za wygraną, muszę się przełamać, no i chcę do końca lutego dobić te 5000 km, choć w założeniu noworocznym i tak powinno być 6000, ale cóż. Pojechałem więc znów w okolice stawu w Masłomiącej, a tam, wyszło słońce i wyległy kaczki i łabędzie na trawę. Dziwne ale podjechałem na odległość około 2 metrów i one nic się nie spłoszyły, postanowiłem chwilę z nimi posiedzieć i podzielić się tym co mam, czyli pączkiem, mogłem też dać im mus owocowy, ale jakoś średnio widziałem ich entuzjazm na tą propozycję, wyszło na to że mego pączka nawet nie spróbowałem, tylko obdarowałem ptaki. Ciekawe czy będę wdzięczne w przyszłości...

Nie jestem pewien, ale chyba zawsze jak tu przejeżdżam zatrzymuję się tu i karmię te ptaszory :)
.
.
W sumie to nie wiem czy byłem tak blisko łabędzia kiedyś, ten był na tyle śmiały że jadł mojego pączka z ręki.
.
.
Po czasie popasu ze zwierzętami, zdecydowałem że muszę się wziąć mocno w garść i zrobić jakiś dobry dystans dziś, zrzuciłem kilka zbędnych rzeczy, bo zrobiło się naprawdę ciepło i ruszyłem do Iwanowic. Jechało się spokojnie, w sumie to chyba aż za spokojnie, bo od tego momentu zaczęło mi się znów słabo darzyć :/ Na drodze do Wesołej, wyprzedziła mnie ciężarówka, rozochocony tym że jedzie mi się dobrze postanowiłem ją dopędzić, złapałem za dół barana i jakoś tak się oparłem dziwnie na samej końcówce że nagle korek zabezpieczający owijkę wyskoczył i potoczył się gdzieś do rowu... oczywiście zawróciłem i chwilę go szukałem, ale że przy 60 km/h mógł polecieć wszędzie dałem sobie spokój. Dalej droga do Słomnik przez Niedźwiedź! Kurde tam jest ta fabryka felixa, ależ dziś pięknie pachniało, chyba orzeszki w miodzie, aż ślinka mi pociekła. Po osiągnięciu Słomnik skierowałem się jak zwykle w kierunku Proszowic i w Niegardowie odbiłem na Luborzyce, klasyka, niby tak dobrze znana trasa, można by rzec nudna, a tu proszę znów przygody... Na podjeździe przed Baranówką zerwałem łańcuch, widać że już zmęczenie materiału jest tak duże po zimie że nawet tydzień nie da się w spokoju pojeździć, skułem to jak najlepiej i już trochę ostrożniej z obciążeniem ruszyłem dalej, przeciąłem Luborzyce, Kocmyrzów i przez Głęboką i Karniów udałem się do Czulic. Znów mógł bym narzekać na to że mnie wytłukło na wertepach i dziurach, ale po co skoro mój mózg sam wybiera tą trasę, mimo świadomości jej niedoskonałości :P widać taki zew. Za to w tym momencie podróży mogę powiedzieć szczerze że czułem się wreszcie dobrze, tak jak od wielu dni nie miałem okazji :) korzystając z tego trendu dotarłem do Niepołomic. Nie wiem dlaczego, ale tam jakaś straszna nerwówa kierowców, wyprzedzają się, trąbią, widać jakaś Niepołomicka spina, ja nie bardzo się tym przejąłem i dość szybko minąłem Niepołomice, chciałem jechać do Gdowa, ale zdecydowałem że odbiję do Wieliczki wcześniej i później pojadę jeszcze do serwisu odebrać koło, żeby mieć okazje zawieźć je do innego serwisu jutro z samego rana. Tak też zrobiłem i już jechałem w kierunku centrum solniczego. No i tu znów przygoda, na wysokości fabryki Coca-Coli znów wyprzedza mnie tir, znów jedzie mi się za dobrze, więc rozochocony chcę się złapać go, mocno zaczynam dokręcać i nie wiem chyba wstałem z siodła, no i już prawie złapałem jego plecy, kiedy to przy około 55 km/h znów strzela mi łańcuch! Fartownie że nie wkręcił się w koło bo przy takiej prędkości było by grubo zwłaszcza że za mną inne auta, trochę siara, ale cóż bywa... Znów trzeba było się bawić z tym syfem, ale nie przejmowałem się, rozstawiłem się pod bramą Coca-Coli i zrobiłem swoje. Ruszyłem znów po kilku minutach, ale bardzo spokojnie, mając na uwadze dobro roweru. Dotoczyłem się do Wieliczki, później powrót przez Bierzanów, Rybitwy i do Wisły. Przejazd bulwarami jakoś dziś przyjemniejszy niż zwykle, dziwne, ale mimo ładnej pogody stosunkowo mało ludzi, no ale to tylko z korzyścią dla mnie. Zrobiłem rundę przez most Zwierzyniecki i dalej do serwisu po moje kółko. Później też bulwarami w kierunku domu, w sumie jazda z kołem w ręce była wygodniejsza niż można było się spodziewać, może jutro też tak pojadę, choć mam dość daleko, bo do Zabierzowa to kilkadziesiąt kilometrów będzie, ale zobaczymy. Wycieczka niezbyt imponująca bo po trasach tak dobrze znanych, ale za to napawająca optymizmem, znów może uda mi się wbić w tryb codziennej jazdy dla przyjemności, a nie kminieniu: o boże znów mi się nie chce wychodzić i się wkurwiać że nie wykorzystałem okazji. Tak więc z optymizmem, mimo mało przyjaznych chwil dziś patrzę na kolejne dni. Może w końcu uda się naprawić wszystkie te rzeczy które mnie zajmowały, no i będzie już prawdziwa wiosna, w głowie też! 
.
.
.
.
  • T. odczuw.10 °C
  • Wiatr 6 km/h 
  • Porywy 11 km/h
  • Chmury 40-50% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1020 hPa
  • Wilgotność 53 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
        waga -1,8 kg


A wieczorem zamieniłem koło w 928 i puściłem się w hutę :D przy okazji wpadłem do mieszkania po części żeby móc chociażby dosztukować łańcuch i móc jechać dalej jutro :)
Kategoria ( ), Wycieczki



Komentarze
mandraghora
| 08:35 piątek, 28 lutego 2014 | linkuj August Mocny łamał podkowy ;-))))))))
rorschaach
| 08:25 piątek, 28 lutego 2014 | linkuj No mój okres ''dojeżdżania'' łańcucha chyba się zakończył, no chyba że mam taką moc w nogach że rozrywam ogniwa, w co szczerze wątpię :P
mandraghora
| 19:31 czwartek, 27 lutego 2014 | linkuj wiosenne przesilenie... przejdzie :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!