Info
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie.




Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2016, Sierpień8 - 1
- 2016, Lipiec34 - 0
- 2016, Czerwiec28 - 0
- 2016, Maj29 - 2
- 2016, Kwiecień30 - 0
- 2016, Marzec34 - 7
- 2016, Luty36 - 14
- 2016, Styczeń29 - 2
- 2014, Sierpień2 - 0
- 2014, Lipiec20 - 4
- 2014, Czerwiec24 - 6
- 2014, Maj32 - 18
- 2014, Kwiecień24 - 3
- 2014, Marzec29 - 27
- 2014, Luty29 - 33
- 2014, Styczeń37 - 46
- 2013, Grudzień41 - 60
- 2013, Listopad49 - 8
- 2013, Październik40 - 0
- 2013, Wrzesień7 - 0
- 2013, Sierpień10 - 1
- 2013, Lipiec15 - 0
- 2013, Czerwiec11 - 0
- 2013, Maj7 - 0
- 2013, Kwiecień34 - 4
- 2013, Marzec33 - 0
- 2013, Luty31 - 0
- 2013, Styczeń35 - 0
- 2012, Grudzień14 - 0
- 2012, Listopad43 - 4
- 2012, Październik29 - 0
- 2012, Wrzesień26 - 3
- 2012, Sierpień41 - 38
- 2012, Lipiec47 - 5
- 2012, Czerwiec39 - 8
- 2012, Maj43 - 3
- 2012, Kwiecień40 - 1
- 2012, Marzec39 - 27
- 2012, Luty26 - 8
- 2012, Styczeń12 - 0
Dwusetka I - Pierwsza z wielu! :)
Niedziela, 17 czerwca 2012 · dodano: 17.06.2012 | Komentarze 4
Wreszcie! Można by rzec, udało mi się przekroczyć własną granice po roku przygotowań, wreszcie nadszedł ten dzień! :) Mogę utworzyć nową kategorie w której będę mógł zamieszczać wpisy z przejazdów obejmujących ponad 200 km! Oby ten wpis był dobrym prologiem przed nowym etapem jaki mam nadzieje dziś napocząłem...
Wszystko zaczęło się dość ciężko, a raczej narodziło się w bólach. Wczoraj po słabym okresie fizycznym i emocjonalnym, doszedłem do wniosku że trzeba się wziąć mocniej za siebie. Tak kminiąc i nie mogąc zasnąć o pierwszej w nocy zacząłem ustalać plan dzisiejszej eskapady. Jak już tego dokonałem, zadowolony z siebie że dość fajne plany, położyłem się szybko spać z przekonaniem że muszę się wyspać na jutro bo energia się przyda. Usnąłem po godzinie, nabuzowany tym co przyniesie jutro :P
Rano. Heh... ciało trochę nie współgrało z nastawieniem. Brzuch dokuczał jak już od kilku dni, kostka i prawa dłoń bolały po wtorkowej wywrotce, ale nie zważając na to ruszyłem na giełdę płyt - niestety jestem osobą która nawet w niedzielę ma obowiązki :/ Na całe szczęście szybko wszystko poszło i o 11 byłem już wolny. Zaaplikowałem sobie lek i byłem gotów do mojego wyzwania.
Ruszyłem. Najpierw niemal przez cały Kraków; gorący, jakiś niemrawy, chyba w smutku po wczorajszym meczu. Ale ja z zapasem własnej energii, nie zważając na to przetoczyłem się ile tylko sił w nogach przez obszar mojego miasta, a po chwili uświadomiłem sobie że już jestem w Wieliczce!
Ją też szybko pochłonąłem, udając się w kierunku chyba mojej ulubionej trasy w niedalekiej okolicy. Drogi do Dobczyc! Naprawdę uwielbiam ten odcinek! Wspaniała nawierzchnia, mały ruch, no i nie ma monotonii, dla każdego coś miłego. :) Niby nie bardzo długi odcinek, ale w miarę wymagający, szczególnie dziś kiedy z nieba bombardowało słońce. Aż nie chce się wierzyć że kilka dni temu 15 stopni i ulewa za ulewą było normalką, a dziś?! 30 stopni i ani jednej chmury!!! (w sumie to też jeden z czynników który działał po trochu na moją niekorzyść). No ale i z tym dałem sobie radę. Dość szybko dotarłem do centrum Dobczyc.
Tam zabawiłem dosłownie chwilę, skąd udałem się w kierunku Gdowa, Targowiska i Niepołomic. Droga - super, bardzo dobra jakość, praktycznie bezwietrznie, tak jak powinno być zawsze!
Tak przejechałem kilka km aż tu nagle mały znaczek 'Krzesło T. Kantora - Hucisko'. Zafascynowany czymś co mnie zaskoczyło, po kilkuset metrach zatrzymałem się i zawróciłem. Postanowiłem zobaczyć ten punkt. Było podyktowane to tym że moja dziewczyna jest wielką fanką twórczości Tadeusza Kantora i chciałem zrobić jej jakąś niespodziankę związaną z tym miejscem. Odbijając z głównej drogi przez pewien czas prowadzony byłem przez 'znaki do celu' cały czas mocno pod górę, przez las, ale nagle znaki się skończyły, a cholernego KRZESŁA nie było! Jadę i jadę, zaczynam zjazdy i znów podjazdy gdy zorientowałem się że zmierzam zbytnio do punktu w którym byłem dobrą godzinę temu, zapytałem o drogę. Oczywiście okazało się że przejechałem dużo za daleko i muszę wracać... Wkurw... że muszę nadkładać dobrych kilka kilometrów wreszcie trafiłem! W ciemnym lesie musiałem wybrać jakąś szutrową drogę ale dotarłem! A tam... Krzesło! Betonowe, chyba z sześciometrowe krzesło w lesie... :D Ale czego miałem się spodziewać?! Przecież to krzesło Kantora! :)
Najlepsze że musiałem przeskakiwać w spd-ach przez płot, ale i tak zrobiłem piękne zdjęcia dla mojej dziewczyny. Później wysłałem jej mms i z wielkim zadowoleniem przysłuchiwałem się jej ogromnemu zdziwieniu tym faktem. Zadowolony z siebie że nadłożyłem te łącznie kilkanaście kilometrów ruszyłem wcześniej wytyczoną trasą.
Tu rozpoczyna się okres mało ciekawej drogi, prosto, otwarta przestrzeń, trochę wiało, no i żar z nieba, no ale za to dobry asfalt a to naprawdę się liczy! No i ciekawostka po drodze znalazłem truchło. Truchło zwierzątka jakie nie często się widzi, wydry! Nie wiem co ona robiła na drodze że coś ją potrąciło, ale zdziwiłem się że to bydle takie duże! Naprawdę wielkości sporego psa! No cyknąłem se fotkę i ruszyłem dalej. A tu nagle z naprzeciwka jedzie na mnie pułk kawalerii! Śmieszna sprawa, kilkanaście koni i umundurowani żołnierze. Udało mi się zrobić szybki zdjęcie z ręki, w ruchu, od tyłu :P
Dalej droga poprowadziła mnie przez Targowisko, Puszczę Niepołomicką i Niepołomice do rozjazdu, gdzie miałem możliwość powrotu do domu, albo pojechania w przeciwnym kierunku i odwiedzenia mojej dziewczyny, która była w Proszowicach w rodzinnym domu. Tu bez wahania wybrałem drogę w lewo, czyli drogę w kierunku Proszowic. Ta droga też nie wymaga mojego komentarza, prosta, otwarta przestrzeń i do tego jeszcze dość duży ruch. Tak tocząc się z coraz większym zmęczeniem, racjonując ograniczone zasoby wodne dotarłem do Nowego Brzeska gdzie skręciłem już docelowo w kierunku Proszowic.
Dotarłem do Proszo dosłownie ostatkiem sił, wysuszony do cna. Ale tu mogłem chwilę odsapnąć, mogłem trochę się ogarnąć i dostałem jeść i pić :) Takiego kopa energii dostałem że dość szybko byłem gotów do dalszej drogi. Ale i tak posiedziałem jeszcze, naprawdę niby tylko chwila, ale jakże przyjemna! :)
No ale trzeba też wrócić jakoś do domu! Zebrałem się w sobie, choć przyznaje że z oporami i ruszyłem do Krakowa. Tak nie forsując tempa, jechałem tak dobrze znaną mi drogą. Choć i tu pewien dyskomfort się pojawił, niemal przez cały czas mocno trzymała mnie kolka. Nie odpuszczając nawet w momentach kiedy na prawdę odbierało mi dech w piersiach, jechałem, czułem że nogi są już napięte do granic ale jeszcze trochę w nich energii zostało. Tak dotarłem pod mój dom, a tu licznik wskazał 189 km... No nie! Tak blisko, no i pojechałem do-jeździć ten wynik, robiąc niewielką rundkę wylądowałem znów pod domem teraz już 201 km! Magiczna granica przekroczona! Jestem ukontentowany. Idę odpocząć...
Tak też udało się, piękne otwarcie. Otwarcie, bo uznałem że ta 'wycieczka' będzie początkiem nowego, lepszego okresu w moim życiu :) tego mocno będę się trzymał, a kolejne 'dwusetki' pewnie same przyjdą.
Komentarze