Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
Dystans:188.70 km
Maks. pr.:73.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max:188 ( 94%)
HR avg:138 ( 69%)
Kalorie: 4328 kcal
Podjazdy:2891 m

Mallorca trip 2013 - dzień 3

Piątek, 19 kwietnia 2013 · dodano: 26.04.2013 | Komentarze 0

Kolejny trzeci już dzień a my znów wstaliśmy dość wcześnie, bo dziś mój wielki dzień. Dziś rozpoczynają się moje prawdziwe zmagania ze samym sobą na Majorce. Po śniadaniu szybko zebrałem najpotrzebniejsze mi rzeczy i wyruszyłem. Najpierw wybrzeżem do stolicy wyspy Palmy. Oczywiście jak to bywa z centrami zabytkowych miast, łatwo tu się zgubić, zwłaszcza że dość mocny ruch i niemal wszystkie ulice jednokierunkowe nie pozwalają na łatwą nawigację. No ale trudno, mimo półgodzinnego opóźnienia i nadłożeniu kilku kilometrów w końcu trafiłem na odpowiednią drogę prowadzącą do miejscowości Soller. Niezbyt ciekawa i atrakcyjna droga, bo przez kilkanaście kilometrów prowadziła poboczem wzdłuż drogi ekspresowej, dopiero od podnóża góry Teix zaczęło się to na czym mi zależało - podjazdy. Tu droga rozchodziła się na dwie, jedna - wybierana przez samochody, prowadziła tunelem pod masywem górskim, a druga - upodobana przez kolarzy, z serpentynami i podjazdem o długości około 8 km i średnim nachyleniu 6.5%


Droga prowadząca na szczyt przełęczy.


Upragniony cel, teraz tylko w dół.

Podjazd poszedł mi zdecydowanie lepiej niż można było się spodziewać, jedynym mankamentem były obtarte pięty, ale taka błahostka nie jest w stanie zatrzymać człowieka przed upragnionym celem. Na podjeździe znów okazało się, że nie dość że nie dawałem się wyprzedzać innym kolarzom to jeszcze sam zdołałem wyprzedzić wszystkich będących w zasięgu mego wzroku. No ale kiedy przyszedł moment zjazdu przekonałem się, że mam jeszcze nad czym popracować. Ewidentnie na zjazdach, nie super szybkich, bo odcinki prostej pozwalały rozpędzić się max do 60 km/h łapałem straty. Ciągłe skręty i zbyt zachowawcze wchodzenie w nie sprawiło, że zostałem wyprzedzony. No ale może lepiej czasem odpuścić niż potem lecieć pewnie z kilkadziesiąt metrów w dół przepaści...

No i tak zjechałem już dość spokojnie do miejscowości Soller, tam zboczyłem do centrum, pokręciłem się chwilę, ale nie zabawiłem zbyt długo gdyż nie tak dawno temu zwiedziłem dość dokładnie to miasto. Potem skierowałem się dalej w dół do Port de Soller gdzie też raczej chodziło o zaliczenie po prostu punktu, a nie o zwiedzanie.

Od tego momentu zaczęła się właściwa zabawa... 17 kilometrowy podjazd ze średnim nachyleniem około 7% w kierunku najwyższego wzniesienia wyspy - Puig Major (1445 mnpm.)


Mglisty cel mojej wspinaczki.


Droga wiła się dziesiątkami zakrętów i przesmyków cały czas prowadząc wzwyż.

Droga bardzo szybko wzbijała się coraz wyżej, zostawiając daleko za mną wcześniejsze etapy mojej podróży.


W dole majaczące, wcale nie takie małe miasto Soller.

Niestety im dalej w górę okazało się że chmury oparły się o szczyt i zaczęło lekko kropić, a widoczność zdecydowanie spadła.


Mglisto to widzę.

Na samym szczycie wzniesienia znajduje się tunel przechodzący na drugą stronę góry, tuż przed wjazdem znajduję się także dobre miejsce do biwaku przed dalszą drogą, tzn. zjazdem.


Tunel prowadzący na drugą stronę.


Szczyt, dobre miejsce na zebranie sił przed zjazdem.

No to rozpoczynamy zjazd, najpierw trzeba przejechać przez tunel. Można się poczuć jak w jakichś opowieściach ludzi którzy twierdzą że umierając widzi się oślepiające światło na końcu tunelu.


Co mnie może czekać po drugiej stronie?

A po drugiej stronie czekała mnie miła niespodzianka. Chmury i lekki deszcz który mi towarzyszył po drugiej stronie tunelu, tu nie istniały i świeciło oślepiające słońce, a chmury majaczyły tuż za szczytami.


Na szczęście szczyty zablokowały chmury.

Dalej zjazd prowadził wzdłuż dwóch pięknie usytuowanych jezior i dalej kolejnym tunelem, następnie kolejne zjazdy i tak aż do rozjazdu drogi prowadzącej do Sa Colabry.


Droga prowadząca wzdłuż dwóch jezior.

Dotarłem wreszcie do celu mojej dzisiejszej wyprawy, a więc do przełęczy Sa Colabra, czyli do jednej z najbardziej krętych dróg Europy, zjazd ze szczytu na wysokości przeszło 1000 metrów do poziomu morza zajmuje 14 km, a od samego szczytu do plaży w linii prostej jest zaledwie 2 km! No i tu spotkała mnie niemiła niespodzianka, po wytoczeniu się na szczyt znów okazało się że chmury oparły się o szczyty, i tu nie kropi tylko pada normalny deszcz! Co za niefart, to na czym mi tak bardzo zależało chyba będę musiał odpuścić... Nie mogłem sobie pozwolić na takie ryzykowanie ze zjazdem, a i chyba sił mogłoby mi nie starczyć na kolejny taki ciężki podjazd, i też czas mnie trochę gonił. Zniesmaczony zawróciłem w stronę słońca i rozpocząłem powrót w kierunku hotelu.


Majaczący w oddali wąwóz Sa Colabra.

Następnie udałem się w kierunku sanktuarium LLuc, słynącego z czarnej Madonny do której pielgrzymuje niemal cała Hiszpania. Jest to piękne i bardzo spokojne miejsce, szczególnie polecam przejść się tamtejszą drogą krzyżową, jak i odwiedzić mały ogród botaniczny.


Sanktuarium LLuc.


Sanktuarium LLuc.


Sanktuarium LLuc.


Sanktuarium LLuc.


Sanktuarium LLuc.

Dalej wróciłem na główny trakt prowadzący do miejscowości Inca, do której prowadził mniej więcej 16 kilometrowy zjazd. No i znów tak średnio pewnie czułem się na zjazdach, ale może to też dlatego, że nie jeździłem jeszcze na tak mocno dobitych oponach.


Góry są tu tak strome, że aby cokolwiek tu rosło trzeba ja tarasować.


Droga w dół, w dół i w dół. Nie sądziłem że to powiem, ale jednak chyba podjazdy są bardziej pociągające.

Tak też droga prowadziła niemal cały czas w dół do miejscowości Inca. Tam szybko przejechałem przez centrum i pokierowałem się w kierunku Algaidy przez miejscowość Sencelles, no i tu na tym dość łatwym odcinku jakoś tak strasznie słabo mi szło, jak by mi odcięło energię, no ale jakoś dotoczyłem się do Algaidy, wprawdzie później niż bym chciał... Tam musiałem zatrzymać się przy sklepie aby uzupełnić zapasy wody, zakupiłem też puszkę fanty i to było to, szybko przyswajalne cukry w formie płynnej! Chwilę później odzyskałem energię i jakoś już poszło, dalej pojechałem przez Randę do Lucmajor i pędem pojechałem wcześniej już przejechaną drogą wiodącą wzdłuż autostrady aż do S'Arenal. Tam czekała na mnie już moja dziewczyna która spędziła dzień po swojemu, zwiedzając okolice i odpoczywając po swojemu. Później udaliśmy się na kolację, no a resztę czasu spędziłem już na regeneracji energii.

Kategoria Mallorca 2013, ( )



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!