Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
Dystans:148.56 km
Maks. pr.:55.70 km/h
Temperatura:22.0
HR max:174 ( 87%)
HR avg:133 ( 67%)
Kalorie: 3137 kcal
Podjazdy:1210 m

Mallorca trip 2013 - dzień 7 cz.1

Wtorek, 23 kwietnia 2013 · dodano: 27.04.2013 | Komentarze 0

Dzień jak co dzień, rano szybkie śniadanie i dalej w drogę. Tym razem chciałem zaznać jakieś odmiany w drodze do Lucmajor, gdyż jakoś w ciągu tego tygodnia jazda tą drogą wzdłuż autostrady jakoś mi zbrzydła. Postanowiłem że pojadę drogą prowadzącą obok lotniska przez miejscowość S'Aranjassa, niestety mój wybór nie był zbyt dobry, a może odbiór wrażeń był przytłumiony przez nasilające się przeziębienie. No więc droga prowadziła cały czas, cały czas po prostej do góry, no dosłownie nic co mogło by przykuć uwagę. Tak dotarłem do Lucmajor, gdzie przekonałem się że to może być bardzo ciężki dzień, gdyż z prognoz pogody wynikało że nad Baleary nadciągają jakieś zmienne fronty pogodowe, a ich zapowiedzią był niewiarygodnie mocny, nawet jak na tą wyspę wiatr. Dosłownie ledwo dotoczyłem się na wzniesienie gdzie znajduje się miejscowość Randa, miałem nadzieje że zjazd w dół w kierunku Montuiri mnie nasyci energią. Niestety i tu przekonałem się że wiatr to straszna rzecz! Rower mimo nachylenia wcale nie chciał jechać! To co kilka dni temu sprawiło mi taką przyjemność teraz okazało się wielką walką ze samym sobą, w dodatku pięty dosłownie mnie parzyły. Wreszcie udało mi się dotrzeć do Montuiri, tam musiałem zboczyć do centrum i trochę odsapnąć. Kiedy sprawdziłem co z moimi nogami, okazało się że moje białe skarpetki są w czerwone plamy z krwi. No przyznaje tak ciężkiego kryzysu na trasie jeszcze nigdy nie miałem, nie miałem pojęcia co dalej robić, czy wracać? Ale to wiązało by się z podjazdem pod górę, lub przeć dalej do przodu i zdobyć wyznaczony cel za wszelką cenę. Ambicja wzięła górę, postanowiłem nie dać za wygraną i powolutku dotrzeć do celu. Dalsza trasa prowadziła przystępnym pagórkowatym terenem, ale wiatr nadal dął tak mocno że mimo zjazdów i moich chęci rozkręcenia roweru ciężko było uzyskać 30 km/h, coś niesamowitego!


Gdyby nie ten wiatr można by się znów zachwycać drogą, a ja chciałem ja tylko mieć już za sobą.


Baranki na niebie, baranki wokoło, wszędzie baranki? Czy ja mam już zwidy przez to przeziębienie i zmęczenie?

Z Montuiri pojechałem przez Sant Joan i dalej do Petry, w obu miejscowościach zatrzymałem się na krótką przerwę.


Droga pomiędzy Sant Joan a Petrą.


Droga pomiędzy Sant Joan a Petrą.

Co ciekawe na wszystkich mijanych rondach stało po kilka radiowozów policyjnych blokujących przejazd i kontrolujących wszystkie przejeżdżające samochody. Po dotarciu do Petry wreszcie stało się to czego tak bardzo pragnąłem od wielu kilometrów, droga zmieniła kierunek i teraz wiatr wiał bardziej z boku i w plecy! Dosłownie jak by ktoś dał mi nowe ciało! Moje tempo wzrosło o przeszło 10 km/h i chwilę później dotarłem do Manacoru. Tam przejechałem przez centrum i skierowałem się w kierunku wschodniego wybrzeża. No i tam znów przekonałem się że droga w kierunku wybrzeża to straszna mordęga. Mimo tego że bardzo chciałem dotrzeć do Porto Cristo w pewnym momencie zdecydowałem że nie, muszę odpuścić, nie mam sił już walczyć, a i czas trochę mnie naglił, bo nie spodziewałem się że trasa w tą stronę zajmie mi tyle czasu! A więc skierowałem się znów w kierunku Manacoru i tak z wiatrem wiejącym raczej w plecy dotarłem do głównej drogi prowadzącej do Felantix. Tu jechało mi się już całkiem dobrze, ale musiałem na chwilę przystanąć w celu poprawienia opatrunków na piętach (już nigdy więcej nowych butów na tak długą jazdę!). Później już liczył się tylko czas, drogę do Campos pokonałem w zawrotnym tempie. Okazało się że na tyle się rozkręciłem że dosłownie odżyłem i mogę dalej jechać wzdłuż wcześniej wyznaczonej trasy. Tak więc w Campos zamiast wracać już prostą drogą do Lucmajor i hotelu, postanowiłem pojechać wybrzeżem najpierw kierując się w stronę Sa Sordy i później odbijając w kierunku Cala Pi, następnie już drogą którą znałem z pierwszej wycieczki rowerowej po Majorce w pobliżu Cap Blanc i już później tylko ku północy w stronę S'Arenal. Ostatnim akcentem tej wycieczki był długi zjazd do samej miejscowości w której znajdował się nasz hotel.

No i okazało się że moja ostatnia dłuższa wyprawa po Majorce stała się najgorszą i najtrudniejszą z przepraw, ale właśnie to ten wyjazd pełen bólu i walki sam ze sobą będzie chyba najbardziej zapamiętanym ze wszystkich...

Kategoria Mallorca 2013, ( )



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!