Info
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie.




Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2016, Sierpień8 - 1
- 2016, Lipiec34 - 0
- 2016, Czerwiec28 - 0
- 2016, Maj29 - 2
- 2016, Kwiecień30 - 0
- 2016, Marzec34 - 7
- 2016, Luty36 - 14
- 2016, Styczeń29 - 2
- 2014, Sierpień2 - 0
- 2014, Lipiec20 - 4
- 2014, Czerwiec24 - 6
- 2014, Maj32 - 18
- 2014, Kwiecień24 - 3
- 2014, Marzec29 - 27
- 2014, Luty29 - 33
- 2014, Styczeń37 - 46
- 2013, Grudzień41 - 60
- 2013, Listopad49 - 8
- 2013, Październik40 - 0
- 2013, Wrzesień7 - 0
- 2013, Sierpień10 - 1
- 2013, Lipiec15 - 0
- 2013, Czerwiec11 - 0
- 2013, Maj7 - 0
- 2013, Kwiecień34 - 4
- 2013, Marzec33 - 0
- 2013, Luty31 - 0
- 2013, Styczeń35 - 0
- 2012, Grudzień14 - 0
- 2012, Listopad43 - 4
- 2012, Październik29 - 0
- 2012, Wrzesień26 - 3
- 2012, Sierpień41 - 38
- 2012, Lipiec47 - 5
- 2012, Czerwiec39 - 8
- 2012, Maj43 - 3
- 2012, Kwiecień40 - 1
- 2012, Marzec39 - 27
- 2012, Luty26 - 8
- 2012, Styczeń12 - 0
Grudzień, 2013
Dystans całkowity: | 3319.18 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 79:34 |
Średnia prędkość: | 27.91 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.40 km/h |
Suma podjazdów: | 34551 m |
Liczba aktywności: | 41 |
Średnio na aktywność: | 80.96 km i 6h 07m |
Więcej statystyk |
Zajęcia.
Sobota, 7 grudnia 2013 · dodano: 07.12.2013 | Komentarze 0
Dziś znów pożyczyłem holendra na tą pogodę. Drogi oblodzone, no i wiatr nadal wiał, więc polałem nie ryzykować na cienkiej szosie, na zajęcia jazda pod wiatr, było ciężko i długo, powrót już z wiatrem, więc bardzo spoko :)Mikołajkowy podmuch.
Piątek, 6 grudnia 2013 · dodano: 07.12.2013 | Komentarze 0
No i co? Myślałem że taki ze mnie kozak po tych ostatnich dniach że dziś też podołam :P. Niestety Ksawery pokazał mi gdzie mnie ma...
No więc tak, wróciłem z zakupów, na ciężkim holendrze jechało się w miarę nieźle, więc chciałem się sprawdzić z tym wiatrem na szosie, przestawiłem nawet spotkanie o godzinę później żeby skorzystać. Jak zwykle przed wyjściem na szosę skorzystałem z rozgrzewki na trenażerze. Później ogarnąłem się do wyjścia i w końcu wyszedłem. No już na początku przekonałem się że jest nieźle, postanowiłem się trzymać ścieżki rowerowej, przynajmniej póki nie wyjadę z Krakowa. Do Batowic jechało się nie tak źle, bo wiatr raczej w plecy, ale już wtedy kilka podmuchów mnie dosłownie zniosły ze ścieżki, nie ma szans na tak lekkim rowerze, jeszcze z łopatami, zamiast szprych ujechać jakiś wynik konkretny. Po dotarciu do Batowic, kiedy skończyły się możliwości jazdy ścieżkami postanowiłem że przejadę jeszcze tylko z wiatrem w rejon osiedla Piastów i wracam, nie mogę tak ryzykować jeżdżąc ulicą, jak nie mnie zwieje pod samochód, to samochód jakiś zwieje na mnie... Zrobiłem więc rundę przez Piastów i do ronda Mogilskiego bo można było się w miarę bezpiecznie poruszać, ale fakt jazda pod taki wiatr to giga trening na nogi i jak ktoś wybrał się na jakąś konkretną wycieczkę dziś to wielki szacun...
Ksawery sprawił coś niemożliwego! Szkieletor wyglądał jeszcze bardziej upiornie niż zwykle!
Myśle że w niektórych momentach wyglądałem podobnie...
Wietrzne zakupy.
Piątek, 6 grudnia 2013 · dodano: 07.12.2013 | Komentarze 0
No i przyszedł ksawery... przez całą noc pukał do okien, niemal się wdarł, a przy tym nie pozwolił się wyspać dobrze.Dziś luźniejszy dzień, bo wszyscy mają mikołajkowo wolne, więc dzień odpoczynku od większego jeżdżenia, w sumie idealnie się złożyło czasowo.
Lecz żeby móc odpoczywać, trochę trzeba pojeździć. Tak więc pożyczyłem rower Kaśki tj. jej ciężkiego (ze 20 kg waży) miejskiego Uniona (muszę go dodać do rowerów) i ruszyłem w wietrzny świat pozałatwiać kilka swoich spraw. W sumie nie jechało się źle, rower trzymał się kursu, jedynie jazda pod wiatr sprawiała problemy, ale powrót z wiatrem to w zamian nie trzeba było nic praktycznie robić. Po powrocie tak się rozochociłem na jazdę że postanowiłem że się przebieram i muszę choć trochę spróbować się z pogodą na szosie...
Gdzie jest ten śnieg?!
Czwartek, 5 grudnia 2013 · dodano: 05.12.2013 | Komentarze 3
Nie wiem po co były te komentarze że zima idzie i ta medialna nagonka że od dziś zrobi się biało! Wstaję, a tu może nie tak ładnie jak w ostatnich dniach, bo dość pochmurnie, ale zaskakująco ciepło. W prognozie godzinowej wyczytałem że w miarę upływu dnia będzie coraz bardziej wiać, ale za to się wypogodzi. Zdecydowałem że znów zaliczę jakąś lepszą trasę, bo nie wiem jak to jest, dziś czuję się idealnie, żadnych zakwasów, nic nie boli, jedynie z wstaniem z łóżka było gorzej niż ostatnio. Zasiadłem więc do kompa żeby zaplanować trasę, miałem dwie możliwości, wschód, bądź zachód Krakowa. W pierwszej chwili bardziej optowałem za drogą w kierunku Oświęcimia, jednak chłodna kalkulacja zwyciężyła, argumentami za obranie kursu na wschód były to że wiał wiatr z zachodu, lepiej żeby wiał na początku w plecy, a dopiero w powrotnej drodze trzeba było by się męczyć, ale każdy kilometr to bliżej do domu, oraz to że w kierunku Katowic zdecydowanie większy ruch.
Dzień jak zwykle rozpocząłem od dziesięciokilometrowej sesji na trenażerze. Przed samym wyjściem, ubieram się, a tu kicha, chcę się ubrać w kurtkę, a tu się zamek zepsuł, wiem jak to zabrzmi ale utknąłem na kilka minut, ani w jedną, ani w drugą stronę nie byłem w stanie tego rozwiązać, w końcu rozwaliłem cały zamek :D Wziąłem drugą kurtkę, bardziej ciepłą, ale średnio z wodoszczelnością. W końcu udało mi się ruszyć, najpierw przez Batowice, Książniczki, Więcławice, Luborzyce, już tam byłem cały usyfiony w błocie, co ciekawe przy drodze było całkiem sporo śniegu co by sugerowało że w nocy padało. Na całe szczęście jechało się idealnie, wiatr albo w plecy, albo lekko w bok, tempo idealne, a w dodatku całkiem ciepło w porównaniu do poprzednich dni. Po wyjechaniu w Niegardowie obrałem kurs na Proszowice, tam też jechało się super, wiatr w plecy, a na dodatek wypatrzyłem bidon FDJ, jeszcze pewnie pozostałe po Tour de Pologne, niestety biodegradacja już zaczęła na niego działać.
Proszowice szybko minąłem, zastanawiając się jaką drogę obrać, na Koszyce, czy Nowe Brzesko, wybrałem kierunek na Koszyce, ale w Piekarach się rozmyśliłem i postanowiłem skorzystać ze znajomej bocznej drogi i odbiłem na drogę do Nowego Brzeska. Bardzo dobrze że wybrałem ten kierunek, zdecydowanie przyjemniejsza trasa, jakieś zakręty, podjazdy, zjazdy, a nie prosta, nudna droga do Koszyc, w dodatku w pewnym momencie wyszło piękne słońce i zrobiło się naprawdę przyjemnie, tylko ja usyfiony jak bym z przełajów się urwał.
Gdzie i kto widział ten śnieg?! Ja na pewno nie! U mnie piękny, ciepły, słoneczny dzień!
W życiu bym rano nie powiedział że tak pięknie się zrobi później, nawet w prognozie tego nie uwzględnili.
Nowe Brzesko szybko zostawiłem za sobą i przeprawiłem się na drugą stronę Wisły. W Ispinie obrałem kurs na Niepołomice przez część Puszczy Niepołomickiej, tu jechało się zdecydowanie gorzej, wiatr już nie był korzystny, w dodatku wziąłem szkła rozjaśniające, bo zakładałem pochmurny dzień, a tu okazało się że muszę jechać pod słońce i znów byłem oślepiony...
Na szczęście na tym odcinku trasy zazwyczaj jest mały ruch, więc nie musiałem tak bardzo obawiać się że kierowcy w tym słońcu mnie nie zauważą.
Droga do Niepołomic szła mi jak po grudzie, tempo spadło do 25 km/h, motywacja zaczęła siadać, w dodatku przed Niepołomicami znów musiałem zatrzymywać się z powodu jakiegoś zatoru, jak się okazało drogę zamknęła policja, gdyż z jakiejś ciężarówki wysypało się chyba kilka ton tłucznia i tak se leżało na środku drogi! Kosmos... trzeba było to objeżdżać, ale jak by tak ktoś nie wyhamował przed taką niespodzianką wypadek gwarantowany. Po minięciu tej przeszkody okazało się że na kolejnym zakręcie znów podobna sytuacja tylko że tym razem mniej tego syfu. W końcu trafiłem do Niepołomic, po wczorajszym zamkowym dniu, postanowiłem że dziś dołożę kolejny do kolekcji, skręciłem więc do centrum i udałem się pozwiedzać Zamek Królewski w Niepołomicach.
Kolejny zamek do kolekcji. Zamek Królewski w Niepołomicach.
Kolejny zamek do kolekcji. Zamek Królewski w Niepołomicach.
Kolejny zamek do kolekcji. Zamek Królewski w Niepołomicach.
Kolejny zamek do kolekcji. Zamek Królewski w Niepołomicach.
Dalsza trasa poprowadziła mnie w kierunku Kocmyrzowa, przez Czulice. Tam okazało się że na kilku gorszych fragmentach asfaltu prowadzących pod górę mój rower ma uślizgi! Niemal co przekręcenie korbą koło przekręcało się w miejscu... A no i co do korby, dwa razy śruba dociągająca lewe ramię się odkręcało! Niby cieszyłem się że ten patent FSA jest na imbusa, ale jak to ma się tak odkręcać samo z siebie to do dupy, nie wiem, może trzeba posmarować jakimś antypoślizgowym smarem?
To ja! Wycieniowany! W sumie rower też :)
Po drodze jakoś większą uwagę zwróciłem na Kościół w Czulicach, już kilka razy przejeżdżałem tamtędy, ale dopiero dziś bardziej się przyjrzałem, na prawdę ładny!
W sumie dziś też musiało być zimno skoro ten staw niemal cały zamarzł, a kaczuchy mają tylko odrobinę wody do pluskania się.
Do Krakowa wróciłem główną drogą z Luborzycy przez Prusy i Zastów. Na końcu już słabiutko mi się jechało, ale dziś zdecydowanie wcześniej się wyrobiłem niż ostatnio więc bez spiny kręciłem. Postanowiłem zadzwonić do kumpla z którym miałem się wczoraj zobaczyć. Okazało się że pracuje na popołudniową zmianę i dlatego wczoraj go nie zastałem w domu, postanowiłem że go odwiedzę w pracy i załatwię to od razu. Pojechałem więc Opolską, miałem farta bo już na Wiślickiej udało mi się wsiąść na tył przyśpieszonego 572 i miałem przejazd przez całe miasto za free. Nawet zatrzymywałem się z autobusem żeby go nie zgubić, ale to nie był problem bo ten autobus na całej tej trasie ma 4 przystanki :D No więc dotarłem do mojej starej roboty, pogadałem z kumplem, no i po jakimś czasie postanowiłem wreszcie wrócić do domu, zwłaszcza że muszę jeszcze ogarnąć referat. Wróciłem więc przez centrum do domu, jechałem już bardzo spokojnie, bo i siły już na końcówce, a i ruch taki że lepiej uważać. Niestety zanim mogłem w końcu odpocząć trzeba było uprać siebie, ubrania, jak i rower...
Dziś kąpiel zarządziłem kompleksową dla wszystkich, w dodatku kot tak się przyglądał że rower jest w wannie że omal sam do niej nie wpadł :P
Ogólne wrażenia z dnia: jestem mega zadowolony że znów się zmotywowałem, nie wiem ile jeszcze będę sobie tłumaczył: skoro nie ma śniegu trzeba to wykorzystać i gdzieś jechać! Dzień bardzo przyjemny, ciepły i słoneczny, jedynym mankamentem był wiatr który z każdą godziną się nasilał, w wiadomościach mówią że to ma być już jutro orkan! (ostatnio popularne słówko w mediach). No a co do energii własnych, nie wiem znów jak to jest, nie bardzo czuję się zmęczony, nic nie boli, oprócz kolana które zawsze boli. Chęci na kręcenie mam chyba jeszcze więcej niż rano. Pewnie wieczorem zabiorę się za przygotowanie kolejnej trasy :)
Temperatura: wyjazd 1, najcieplejszy moment 4, powrót 2
T. odczuw. -1 °C
Wiatr 18 km/h sw
Porywy 40 km/h
Chmury 90% nieba
Opady 0.7 mm / 12 h
Ciśnienie 1021 hPa
Wilgotność 71 %
Termika zimno i mokro
Biomet niekorzystny
Zamkowym szlakiem.
Środa, 4 grudnia 2013 · dodano: 04.12.2013 | Komentarze 3
Po pierwsze to wielkie dzięki użytkownikowi xtnt! Wczoraj byłem pełen energii po dobrym dystansie i zaplanowałem sobie nie gorszą trasę na dziś, zwłaszcza że prognozy pogodowe też dopisywały. Ale kiedy obudziłem się rano, nie byłem zbytnio przekonany czy to dobry pomysł tak dzień po dniu się zaginać, ale z racji tego że zmotywował mnie post wyżej wymienionego kolegi, wiedziałem że nie ma co się przejmować, trzeba działać! Tak też ogarnąłem się i tradycyjnie rozgrzałem nogi na dziesięciokilometrowej sesji na trenażerze.
Do samego wyjścia przygotowałem się trochę stosowniej niż wczoraj, mając na uwadze że jednak rano zmarzłem włożyłem sobie pod spód trochę gazet :P ponoć to stary kolarski sposób, jak nie potrzeba już ochrony można wyrzucić do śmieci. Tak więc opatulony ruszyłem w biały świat. Okazało się że nowa ochrona świetnie się spisuje i jedynie ręce które nie były w ten sposób opatulone mogą narzekać. Ale ja nie mogłem narzekać, najpierw udałem się w kierunku Zielonek, później do doliny Ojcowa, tam w cieniu temperatura naprawdę była przejmująca, a większa część doliny była biała z powodu szadzi.
Białość poranka, mam nadzieje że tylko takiej będę doświadczać w najbliższym czasie.
Świat był dziś podzielony na dwa stronnictwa, to gdzie operowało słońce i nadawało wszystkiemu żywych kolorów i tą trupio bladą.
Przez Ojców przejechałem dość sprawnie choć w niezadowalającym tempie. Pewnie to zmęczenie dnia poprzedniego, bo na wiatr nie bardzo mogę zwalić winę, bo go nie było. W pierwotnym planie miałem tradycyjnie zaliczyć podjazd pod Złotą Górę, ale zrezygnowałem z tego pomysłu ze względu na siły i czas. Sam plan zakładał na dziś dotarcie do Ogrodzieńca i zwiedzenie zamku, a że w dolinie Ojcowa też jakiś zamek jest, oto i on:
Moja dzisiejsza wycieczka była najeżona zamkami, oto pierwszy z nich, Zamek w Ojcowie.
Dalej trasa pokierowała mnie na zachód w kierunku Olkusza, przez Zamek w Pieskowej Skale i 'Maczugę Herkulesa'. Ogólnie w tym kierunku, nie wiem czy był aż taki wiatr, czy moje zmęczenie dawało tak w dupę, ale w ciągu 2 godzin ujechałem zaledwie 50 km, a to zdecydowanie poniżej moich dzisiejszych oczekiwań, no cóż przynajmniej na tym odcinku ładnie, dość spokojnie, jedyne co to miałem przymusowy postój, bo trwała wycinka drzew przy drodze...
Kolejny z zamków na mojej dzisiejszej drodze. Pieskowa Skała.
Kolejny z zamków na mojej dzisiejszej drodze. Pieskowa Skała.
W końcu udało mi się dotrzeć do Olkusza, byłem już tak ujechany że myślałem o odpuszczeniu sobie, ale zdecydowałem zobaczyć jak będzie się jechać, skoro teraz zmienię kierunek i wiatr nie będzie tak dokuczliwy. Obrałem więc drogę na Zawiercie, a raczej na Ogrodzieniec czyli na cel mojej dzisiejszej wyprawy. Jak się okazało, faktycznie na tym dystansie odżyłem, wprawdzie na początku przeszkadzały trochę tiry, ale ogólnie spoko się jechało, zwłaszcza za Kluczami zrobiło się naprawdę ładnie, ale nie mogę powiedzieć żeby pustynia Błędowska była jakaś pustynna.
Czegóż chcieć więcej, dobry asfalt, pusta droga, słońce świeci, drzewa ochraniają od wiatru, jest pięknie!
Okolice Pustyni Błędowskiej, gdyby nie oznaczenia, w życiu bym nie powiedział że to pustynia, jakoś zapamiętałem ją bardziej pustynnie!
W końcu dojechałem do celu mojej wyprawy, do Ogrodzieńca, a raczej do Zamku w Ogrodzieńcu, widać że sezon już się skończył, żadnej żywej duszy, wiatr szaleje, brama otwarta, postanowiłem że trochę pozwiedzam, niestety w spdach łażenie po kamieniach to sama przyjemność.
Zamek numer trzy na dziś. Zamek Ogrodzieniec.
Zamek numer trzy na dziś. Zamek Ogrodzieniec.
Zamek numer trzy na dziś. Zamek Ogrodzieniec.
Zamek numer trzy na dziś. Zamek Ogrodzieniec.
Po jakimś czasie pokierowałem się w stronę Pilicy, tu jechało się już idealnie, wiatr w plecy, niemal nie trzeba było się wysilać, postanowiłem więc skorzystać z chwili lekkości w kręceniu i się posilić, jakaż to przyjemność jeść zmarzniętego na kość snicersa! :D Przynajmniej po nim nie chciało się tak strasznie pić jak po wczorajszym batonie, a i widoczki ładne się trafiły. Jedynie co zawaliłem to w Pilicy przegapiłem zjazd na Wolbrom i musiałem się kilka kilometrów wracać.
Tu słońce zdecydowanie wygrało z zimowymi zakusami lodu i taka zieleń?! Przypominam dziś 4 grudnia!
Zalew w Pilicy, on też skąpany w słońcu, ma szczęście, dziś mijałem też kilka innych które były skute lodem.
Dalej droga poprowadziła mnie w kierunku Wolbromia, tu jechało mi się już trochę gorzej, ale za to niespodziewanie trafiłem na kolejny zamek!
A jakże by inaczej, trafiłem na kolejny zamek! To już chyba czwarty... Zamek w Smoleniu. Niestety nie mogłem obejrzeć go z bliższa gdyż oznaczenia, uwaga grozi zawaleniem - skutecznie mnie odstraszyły.
W pierwotnym planie miałem jechać z Wolbromia w kierunku Miechowa i odbić chwilę wcześniej w kierunku Iwanowic, ale zdecydowałem się na alternatywną trasę (teraz sam się zastanawiam co mnie skusiło :P) do Skały i stamtąd do Iwanowic właśnie. Jechało mi się na tym odcinku do dupy, wiatr mnie zwiewał, cały czas góra dół, ludzie tam tną samochodami jak debile, jeszcze mi się jakiś pieprzony pijak na drodze napatoczył, ech słabo, za to upolowałem kolejne zwierzątko do galerii 'zbrodni szosy'.
Bażant! To nie byle co. Szkoda takiego ładnego zwierzątka, a jeszcze bardziej szkoda że ktoś go nie wziął na jakiś pyszny obiad. Ja raczyłem się tylko piórkiem na pamiątkę.
W końcu dotarłem do Skały, tam wiedziałem że mogę trochę odpocząć, nie żeby zsiadać z roweru, ale wiedziałem że droga do Iwanowic to niemal ciągły zjazd w dół, tak więc ucieszyłem się bardzo. No jedyne co nie fajne to że jeszcze w samej Skale, zaczynam zjazd, patrzę a tu dwie krowy na jezdni se idą, a chłop je prowadzi na łańcuchu i sam idzie chodniczkiem nic się nie przejmując, no gratuluję... Nie ważne, pokonałem szykanę i już dalej na luzie w dół do Iwanowic, tu znów odżyłem bardziej. Zastanawiałem się nawet czy nie pojechać jeszcze do Słomnik, ale chłodna kalkulacja wygrała, nie chciał bym zostać złapanym przez zmrok w tych dzikich ostępach. Pojechałem więc przez Maszków, Zerwaną do Małomiącej, tam zdecydowałem że mam na tyle siły że spróbuję podkręcić trochę wynik i pojechałem zrobić rundę po znajomych okolicach przez Więcławice, Pielgrzymowice, Zastów, Prawdę i znów Więcławice. Dalej już do domu przez Książniczki, tam zawsze moją uwagę przykuwa pewna lalka, pozostawiona tak sama sobie za każdym razem kiedy tam przejeżdżam robi się coraz bardziej upiorna.
Kiedyś jak przejeżdżałem tam w nocy, miałem wrażenie że ona wstaje i idzie za mną, trochę creepy... Pierdzielona laleczka Chucky!
Jaki dzień, taki zachód słońca, po prostu piękny.
Do Krakowa dotarłem niemal idealnie na czas, tj. na moment zachodu słońca. Po drodze musiałem wpaść do mieszkania po jedną rzecz i zawieźć ją przy okazji do kumpla, oczywiście jak to bywa, chciałem coś szybo załatwić to pech chciał że go nie było, tak też znów powrót do mieszkania i zostawienie owego przedmiotu w spokoju. Później już przejazd do domu, tu licznik zatrzymał się na 191 km. Postanowiłem że na razie jestem zbyt zmęczony i głodny żeby się tym przejmować. Wszedłem do domu, ogarnąłem się, odpocząłem, zjadłem. Ale głód przekroczenia granicy był zbyt duży, postanowiłem znaleźć sobie pretekst do dokręcenia tych brakujących km. Postanowiłem na siłę pojechać do sklepu, wprawdzie na innym rowerze bo na Treku, ale jednak dokręciłem te brakujące km. No i taki to był właśnie dzień, przez większość dnia wydawało mi się że jestem na jakieś szkolnej wycieczce z podstawówki :P a no i przez cały dzień nuciłem jakąś piosenkę i teraz kurde nie mam pojęcia co to było! No mam nadzieje (choć mam nadzieje też że się nie ziści) że jutro przyjdzie ta zapowiadana zima i będę mógł sobie odpocząć od roweru :D choć, w sumie plan na ewentualną trasę już mam...
Temperatura: wyjazd -3, najcieplejszy moment ok 4, powrót 1.
T. odczuw. 1 °C
Wiatr 17 km/h sw
Porywy 40 km/h
Chmury 20-30% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1022 hPa
Wilgotność 47 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny
Grudzień też będzie mój!
Wtorek, 3 grudnia 2013 · dodano: 03.12.2013 | Komentarze 4
Ależ mnie ręce bolą! Ale pozytywne wrażenia dnia chyba nie pozwolą mi odpuścić tego wpisu. Zacznę od tego, że czekałem na dzisiejszy dzień od 3 dni, bo właśnie dziś według prognoz pogody miał być idealny dzień na dłuższą trasę: słońce i minimalny wiatr. Tak więc miałem już zaplanowane dwie trasy, w zależności jak będzie mi się jechało, jedna dłuższa, druga krótsza, tak więc trasa A, zakładała: Kocmyrzów, Niepołomice, Bochnię, Nowy Wiśnicz, Gdów, Dobczyce, Wieliczkę. Z racji tego że jechało mi się bardzo dobrze, postanowiłem zrobić ten dłuższy wariant.
A oto relacja z niego. Wstałem chwilę przed wschodem słońca, kiedy zaczęło się świtać trochę zdziwiłem się że świat jest biały, biały nie przez śnieg, a przez szadź, no ale to żaden problem. Tak też zacząłem się ogarnąć do wyjścia. Rozpocząłem od krótkiej, dziesięciokilometrowej rozgrzewki dla kolan na trenażerze. Prawdziwy przejazd niemal już tradycyjnie pętelka przez: Batowice, Książniczki, Więcławica, Luborzyce. Wolę nadłożyć trochę drogi niż pchać się przez aleje i Igołomską. Dalej, Kocmyrzów, Czulice i już dalej do Niepołomic. Na tym odcinku trochę zmarzłem, ale co się dziwić, skoro wszystko zamarznięte, pewnie termometr nie kłamał z tym -3... brrr... ale za to nowa kurtka Rapha -SKY spisuje się idealnie!
Rano świat wyglądał trochę jednobarwnie, wszystko w białej otulinie z szadzi.
Dalej moja trasa prowadziła przez Puszczę Niepołomicką, Kłaj, Proszówki, aż do Bochni, na tym odcinku, prostym, z niewielkim natężeniem ruchu mogłem się trochę rozgrzać, raz że słońce mocniej zaczęło operować, a dwa że ja trochę mocniej przycisnąłem aby podkręcić temperaturę i średnią. W Bochni trochę mnie przystopowało, nie czaję jak takie małe miasto może mieć takie korki, tu jakieś zwężenie, tu jakieś ozdoby wieszają, jeszcze jakoś ludzie tak bezwładnie łażą, ech dobrze że to mała miejscowość i dość szybko można ją pominąć. Dalej odbiłem w kierunku Nowego Wiśnicza. Przyznam że nie pamiętałem żeby na tym odcinku było tyle podjazdów, dość mocno mnie wymęczyło to, a w dodatku bardzo duża ilość ciężarówek nie pomagała w doznaniach. Na sam Wiśnicz nie miałem zbyt dużo czasu, bo wiedziałem że mam małą obsuwę i muszę podkręcić tempo żeby wyrobić się, skoro wybrałem dłuższą alternatywę.
Jedyne co tak naprawdę zobaczyłem to Zamek oraz pięknie usytuowane więzienie, ale nie mogę powiedzieć że coś straciłem, dość dobrze znam to miasto z wcześniejszych lat.
Następnie moja droga prowadziła, to w górę, to w dół, ale raczej z tendencją w górę, pięknymi miejscami przez Połom Duży, Muchówkę, Żagocinę, w sumie to zdecydowanie pod górę, przyznam że miałem już serdecznie dość tych podjazdów, tzn. może nie chodzi mi o zmęczenie, a raczej o czas, bo według planu, miałem być w Laskowej przeszło godzinę wcześniej niż w rzeczywistość się okazało... Za to zdobycie kilku szczytów i przepiękny widok, zrekompensowało mi trochę trudu.
Piękne słońce, droga raczej pusta, góry za mną, góry przede mną, czegóż chcieć więcej?! Wiem, czasu!
W pewnym momencie miałem już serdecznie dość tych procentów w górę, nawet najlżejsze przełożenie nie było przychylne, zwłaszcza że wkręciłem sobie że muszę się śpieszyć, ale myśl że skoro teraz jest tak bardzo do góry, to pewnie w końcu będzie w dół!
W sumie dość łatwo uporałem się z tym podjazdem i szybko zostawiłem wcześniejszą drogę w dole.
Po zdobyciu wzniesienia, można się trochę po nasycać już trochę bardziej górskimi widokami.
W oddali widać już ośnieżone szczyty, nie sądziłem że sam tak szybko dziś do nich dotrę.
Wreszcie po zdobyciu wzniesienia rozpoczął się konkretny zjazd do doliny rzeki Łososina. To też chyba rekord ostatnich dni, przekroczyłem 70 km/h. Dalej gładko dotarłem do Limanowej, choć z małym stresem związanym z busiarzem, który jak to busiarz - idiota, nonszalancko wymusił pierwszeństwo na mnie i o mało co nie zatrzymałem się na jego zadzie... no ale cóż, zdarza się, oby jak najrzadziej! Za Limanową znów rozpoczęły się podjazdy i zjazdy, w dodatku wiatr zaczął dokuczać bo teraz skierowałem się w jego stronę. Postanowiłem skorzystać i trochę się posilić, oczywiście szczęście sprzyja... zacząłem jeść batona a tu na przeciwko jedzie radiowóz policyjny i widzę tylko jak pan policjant grozi mi palcem :P w sumie to chyba mógł bym dostać mandat za takie zachowanie? No ale głód i potrzeba uzupełnienia energii wygrały, zjadłem batona i przyśpieszyłem. Niestety to że się posiliłem spowodowało że strasznie chciało mi się pić, a wody miałem już resztkę, tak więc musiałem przerwać na chwilę jazdę i uzupełniłem zapasy, tuż u podnóża podjazdu pod Gruszowiec. No a od tego momentu zaczął się dość fajny podjazd, no i wreszcie ujrzałem sporo śniegu, z każdym metrem w górę było go coraz to więcej i więcej.
Nie spodziewałem się że zobaczę dziś tyle śniegu, w dodatku podczas podjazdu w tych rejonach zrobiło się naprawdę chłodno, w dodatku słońce schowało się za szczytem.
Z każdym metrem w górę, robiło się coraz bardziej biało i zimniej.
W końcu zdobyłem szczyt! Teraz czeka mnie zjazd...
Po zdobyciu w końcu szczytu ukazało się też słońce, lecz nie było zbyt pomocne, gdyż rozpoczął się zjazd, nie wiem jak musiało by mocno grzać, żeby nie poczuć chłodu przy prędkości przeszło 60 km/h... No ale za to pokrzepiła mnie myśl że ostatni odcinek z Limanowej do Kasiny przejechałem w naprawdę dobrym tempie i może wyrobię się przed zmrokiem. Tak więc w Kasinie rzuciłem tylko okiem czy działa już wyciąg (biało na stoku jest, ale ludzi nie widziałem) i pojechałem dalej w kierunku Wiśniowej i Dobczyc. Tu droga do samych Dobczyc prowadzi niemal cały czas w dół, a na początku jest ładne pikowanie, w Wiśniowej też miałem szczęście bo złapałem się na jakiś czas za autokarem z dzieciakami i miałem trochę ulgi. Dystans do Dobczyc też w bardzo przyzwoitym tempie pokonałem, mimo że bardzo chciałem wstąpić do miasta do mojego sklepiku aby znów uzupełnić wodę, postanowiłem że nie mogę marudzić tylko trzeba przycisnąć, dlatego też ominąłem centrum obwodnicą i skierowałem się moją ulubioną trasą do Wieliczki. Co tu dużo mówić o tym odcinku, po prostu idealna droga dla roweru szosowego i tyle (wg. mnie oczywiście) Wieliczka nadal rozkopana, więc postanowiłem po lawirować trochę chodnikami i wyprzedziłem cały zator. Do Krakowa wjechałem Wielicką głównym węzłem nad autostradą, a później odbiłem na Bierzanów, aby nie musieć tarabanić się przez zatłoczone centrum. No i udało się, dotarłem do miasta już po zachodzie słońca, ale to już luzz, w końcu są latarnie, a i nawet ja mogę czasem po korzystać ze ścieżek, tak też zrobiłem i pojechałem z Rybitw aż do Dąbia jedną z nich, akurat tą ścieżkę lubię i polecam każdemu. Chciałem jeszcze wyrobić się i odwiedzić moją narzeczoną w pracy aby zrobiła mi pamiątkowe zdjęcie (podczas tego przejazdu pękła pewna magiczna suma w mojej rowerowej karierze), ale niestety ona się śpieszyła, a ja nie miałem już sił cisnąć na maksa. Tak więc spokojnie, rekreacyjnym tempem, dotoczyłem się do domu. A no i co? Na Mogilskiej, tj. jakieś 500 metrów przed celem przebiłem przednią dętkę :D Ale z racji że blisko po prostu dojechałem na systematycznie zmiękczającej się oponie. W domu chwila na ogarnięcie się, zjedzenie obiadu, no i chwilę odpoczynku. Na koniec dnia postanowiłem jakoś uczcić mój wyczyn, a także dokręcić do tej dwusetki skoro zostało mi raptem 4,5 km, pojechałem do KFC :P tam już czekała na mnie moja narzeczona, która wracała z zajęć. Obżarliśmy się tak że, postanowiłem że rower na dziś będzie miał wolne i zapakowałem go do auta :) Nie spodziewałem się że przyjdzie mi stosunkowo tak łatwo wykręcić taką wycieczkę na tej Biance, ale widać ostatnie dwa miesiące trochę bardziej intensywnej jazdy opłaciły się. Heh, na jutro też zapowiadają całkiem przyjemną pogodę, może się zregeneruję na tyle żeby przebić dzisiejszy wyjazd :)
Temperatura: Wyjazd -3, w najcieplejszym momencie +3, powrót +1
T. odczuw. 1 °C
Wiatr 8 km/h sw
Porywy 13 km/h
Chmury 20-30% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1033 hPa
Wilgotność 58 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny
*nie wiem czy suma podjazdu nie jest zawyżona (tyle pokazuje gpsies), jeśli ktoś potrafi to zweryfikować na tej trasie proszę o kontakt!
Przy blasku gwiazd.
Poniedziałek, 2 grudnia 2013 · dodano: 02.12.2013 | Komentarze 0
Z racji że musiałem ponownie wyjść i pojechać na pocztę wieczorem po paczkę która dziś przyszła, postanowiłem się jeszcze trochę przejechać. Jak ktoś napisał, każda nawet dobrze znana droga nocą jest zupełnie inna i bardziej atrakcyjna. Tak więc pojechałem na pocztę, odebrałem paczkę, zostawiłem ją w mieszkaniu i sam ruszyłem na pętlę przez Książniczki, Więcławice, Prawdę, niemal tak samo jak do południa, ale faktycznie zupełnie inaczej, kilka momentów bez oświetlenia to faktycznie mocniejsze emocje, ale za to dziś niebo prawie czyste i pokazały się piękne gwiazdy, niestety żadne zdjęcie tego nie odda. Tak więc pojeździłem, w zaskakująco dobrym tempie i w drodze powrotnej zahaczyłem jeszcze do mieszkania żeby zabrać paczkę i prosto do domu. Pod koniec zrobiło mi się dość zimno, ale co się dziwić, skoro temperatura taka że wszystkie kałużę zlodowaciały. Jakież było moje zdziwienie, że mimo ciemności, udało mi się osiągnąć maksymalną prędkość powyżej 59 km/h! Teraz przymierzam swoje nowe wdzianko SKY :DMapka.
T. odczuw. -3 °C
Wiatr 15 km/h n
Porywy 40 km/h
Chmury 40-50% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1034 hPa
Wilgotność 59 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny
Poczta.
Poniedziałek, 2 grudnia 2013 · dodano: 02.12.2013 | Komentarze 0
No i tak to jest mieć adres korespondencyjny inny niż zamieszkania :P Śpię sobie smacznie a tu telefon od siostry że czeka na mnie awizo... Postanowiłem że się zbiorę i może to mnie szybko ocuci, wziąłem treka wymarzłego z balkonu i pojechałem, znów jechało mi się słabiutko, więc postanowiłem odwiedzić moją narzeczoną w pracy i chwilę pogadać. Później pojechałem do mieszkania wziąłem awizo i na pocztę, jak oczywiście się okazało paczki nie ma bo listonosz nie wrócił jeszcze :/ no trudno, będę musiał znów tu podjechać. Pojechałem więc do domu na obiad, wracałem obok lotniska w czyżynach a tam kilkadziesiąt radiowozów, mnóstwo policjantów w pełnym rynsztunku prewencji, dwie wielkie suki z armatkami wodnymi i mają jakieś ćwiczenia, chyba :P w sumie mogłem podjechać bliżej, ale jeszcze zechcieli by przeprowadzić zmasowany atak na mnie :PKsiążniczki-Więcławice-Prawda
Poniedziałek, 2 grudnia 2013 · dodano: 02.12.2013 | Komentarze 0
Pobudka, piękne słońce, głowa pali się od pomysłów gdzie by tu jechać, zaczynam się zbierać a tu inicjatywa siada... Może to ze względu na kilka ostatnich dni, ale czułem się bardzo zmęczony. Postanowiłem pokręcić chwilę na trenażerze tak aby nogi się obudziły a ciało trochę rozgrzało. Samą trasę rozpocząłem od Książniczek tak aby móc ewentualnie wprowadzać zmiany w zależności od tego jak będzie mi się jechać. Okazało się że jedzie mi się do dupy, ledwo co dotoczyłem się do Więcławic, w dodatku wiatr też osłabiał, przynajmniej słońce to dobry pomocnik. W spokojnym tempie bez zacięcia na żaden wielki wynik wróciłem do domu i walnąłem się znów do łóżka...Mapka.
T. odczuw. 1 °C
Wiatr 15 km/h n
Porywy 40 km/h
Chmury 40-50% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1034 hPa
Wilgotność 59 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny