Info
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie.




Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2016, Sierpień8 - 1
- 2016, Lipiec34 - 0
- 2016, Czerwiec28 - 0
- 2016, Maj29 - 2
- 2016, Kwiecień30 - 0
- 2016, Marzec34 - 7
- 2016, Luty36 - 14
- 2016, Styczeń29 - 2
- 2014, Sierpień2 - 0
- 2014, Lipiec20 - 4
- 2014, Czerwiec24 - 6
- 2014, Maj32 - 18
- 2014, Kwiecień24 - 3
- 2014, Marzec29 - 27
- 2014, Luty29 - 33
- 2014, Styczeń37 - 46
- 2013, Grudzień41 - 60
- 2013, Listopad49 - 8
- 2013, Październik40 - 0
- 2013, Wrzesień7 - 0
- 2013, Sierpień10 - 1
- 2013, Lipiec15 - 0
- 2013, Czerwiec11 - 0
- 2013, Maj7 - 0
- 2013, Kwiecień34 - 4
- 2013, Marzec33 - 0
- 2013, Luty31 - 0
- 2013, Styczeń35 - 0
- 2012, Grudzień14 - 0
- 2012, Listopad43 - 4
- 2012, Październik29 - 0
- 2012, Wrzesień26 - 3
- 2012, Sierpień41 - 38
- 2012, Lipiec47 - 5
- 2012, Czerwiec39 - 8
- 2012, Maj43 - 3
- 2012, Kwiecień40 - 1
- 2012, Marzec39 - 27
- 2012, Luty26 - 8
- 2012, Styczeń12 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Eurotrip
Dystans całkowity: | 3958.63 km (w terenie 61.30 km; 1.55%) |
Czas w ruchu: | 105:04 |
Średnia prędkość: | 27.67 km/h |
Maksymalna prędkość: | 84.60 km/h |
Suma podjazdów: | 45979 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 155 (78 %) |
Suma kalorii: | 71361 kcal |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 152.25 km i 6h 10m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
Dystans:159.20 km
Maks. pr.:62.30 km/h
Temperatura:33.0
HR max:174 ( 87%)
HR avg:123 ( 62%)
Kalorie: 2463 kcal
Podjazdy:906 m
Rower:Bianchi 928 C2C Carbon
Eurotrip part 6: Wenecja - Werona
Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 23.05.2014 | Komentarze 0
Dzień szósty podróży do Włoch. Dokładny opis i zdjęcia po powrocie!Rano pogoda sugerowała że dziś spędzę raczej spokojny dzień, bo całe niebo było mocno zaniesione chmurami, było dość chłodno, ale za to praktycznie nie wiało. Dziś zaliczyłem zwiedzanie Wenecji, czyli nadrobiłem to co miałem w planach na wczoraj. Przyznam że się rozczarowałem, nie wiem może dlatego że nie mogłem w niej jeździć na rowerze, a może dlatego że w spdach kijowo się chodzi, jakoś nie przypadła mi do gustu wcale... jeszcze te tłumy chino-japończyków gapiących się jak na kosmitów. W dodatku żeby wjechać na rowerze do Wenecji trzeba mieć odwagę, nie dość że zjazdy autostradowe trzeba pokonać, to jeszcze ten niekończący się most...
Po około godzinie ruszyłem w dalszą trasę, najpierw trzeba było pokonać właśnie te wszystkie ślimaki, ale później na trasie do Padwy droga się uspokoiła i można było jechać spokojnie, chodź było ciężko bo temperatura wzrosła i zrobiło się bardzo duszno co zapowiadało rychłą burzę, postanowiłem przycisnąć i dotrzeć do Padwy przed nią. W samej Padwie trochę się pogubiłem i w końcu po dotarciu w okolice centrum lunęło, aha i chwilę wcześniej złapałem gumę. Zdegustowany wszystkim postanowiłem przeczekać giga ulewę i olać zwiedzanie Padwy i udać się prosto do Werony.
Po około 30 minutach przestało padać i się rozpogodziło, a i droga dostarczyła mi nie lada atrakcji, już kilka km za Padwą pojawiło się wielu kolarzy i to był dobry znak, zaczęły się górki! Nie wybitnie wysokie ale podjazdy do 20%, mega frajda. Później teren się wy płaszczył prowadząc mnie przez pola, miasteczka i ogólnie wszystkie piękne miejsca jakie mają do zaoferowania Włochy. Taka nawigacja na bieżąco to super sprawa według mnie, człowiek musi kombinować, robić zdjęcia, kręcić i myśleć na kilka km do przodu. No dzisiejszy dzień uważam za bardzo udany, w kożystnych warunkach średnia wzrosła no i ja się rozkręciłem, mniejsza ilość km też dużo dała, teraz czuję się całkiem lekko i zaraz ruszam na zwiedzanie Werony.
Fotorelacja:

Taa...
.
.

Wenecja na rowerze! A raczej z rowerem w garści, bo przez te kanały trzeba nosić go po schodach non-stop!
.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

Most z Wenecji, bardzo długi ten most...
.
.

Za Padwą teren zaczął się wznosić i zrobiło się zdecydowanie ciekawiej.
.
.

Takie prawdziwe Włochy!
.
.

Tu zaliczyłem chyba najbardziej stromy podjazd w moim życiu.
.
.

20% to już nie przelewki!
.
.

Szczyt zdobyty i jak to bywa we Włoszech oczywiście na samej górze kościół i dzwonnica.
.
.

Skoro był podjazd, to wypadało by również zjechać.
.
.

A zjechałem do miejscowości Carbonara, co ciekawe za kilka dni miał odbyć się tam festiwal spaghetti! :D
.
.

Moja wcześniej zaliczona góra już z oddali za mną.
.
.

Po drodze miałem kolejne senne, a zarazem piękne miasteczka.
.
.

A to oto jak wyglądać może droga. Praktycznie nieuczęszczana przez samochody a mimo to kilometrami wzdłuż niej ciągnie się idealna, asfaltowa ścieżka rowerowa. Droga w kierunku Verony to była sama przyjemność!
.
.

Verona zdobyta, jedno z większych zaskoczeń in plus tego wyjazdu! Polecam każdemu!
.
.

.
.

A oto widać słynny balkon Julii! Chodź to jedno z mniej atrakcyjnych miejsc tego miasta to i tak warto zobaczyć!
.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

.
.

Verona- wielkie zaskoczenie tego wyjazdu, myślałem że oprócz balkonu Julii z Capulettich nie zobaczę nic ciekawego, a tu proszę, to jedno z piękniejszych miast jakie widziałem, przynajmniej dla mnie wspaniała sprawa!
Temperatura: wyjazd- 18 max - 34.3 bardzo duszno, wiatru praktycznie brak.
.
.
jak by ktoś chciał mapka!
Kategoria Eurotrip
Dane wyjazdu:
Dystans:198.84 km
Maks. pr.:84.60 km/h
Temperatura:34.0
HR max:179 ( 90%)
HR avg:119 ( 60%)
Kalorie: 3662 kcal
Podjazdy:1465 m
Rower:Bianchi 928 C2C Carbon
Eurotrip part 5: Lublana - Wenecja
Czwartek, 22 maja 2014 · dodano: 22.05.2014 | Komentarze 1
Dzień piąty podróży do Włoch.Finally Itally chciało by się powiedzieć, bo dziś zostawiłem za sobą, tym razem z żalem Słowenię, ale dla Włoch! to zmniejsza ból, ale co tu gadać kosztowało mnie to strasznie dużo energii, a w pewnym momencie jakieś 90 km przed celem zażyłem tabletkę na ból głowy i to było zabójcze, nie wiem co się stało, ale myślałem że zejdę, moje tętno podczas jazdy spadło do 80 z normalnych 140 na takiej pracy, musiałem zatrzymywać się co ok 10 km, to było straszne i w końcu noc trzeba spędzić ok 20 km przed Wenecją którą zaliczyć mam zamiar jutro rano. Tak więc Włochy osiągnięte, do Bergamo coraz bliżej, a następne dwa dni to spokojne około 130 km odcinki więc może trochę odpocznę i będę mógł się po napawać trochę bardziej. Wybaczcie, ale nie mam głowy żeby napisać cokolwiek więcej idę spać... a no i dziś prawdziwie zabójcza temperatura mnie dosięgła, termometry przy drodze pokazywały +39 stopni, żar czuć było nawet przy szybkiej jeździe.... A no i Słowenia na koniec nie zawiodła podjazdowo, z Lublany do Ajdovosciny prowadził piękny kilkunastokilometrowy podjazd (max 15%), a później jeszcze piękniejszy zjazd, na którym byłem bliski osiągnięcia max prędkości, niestety przez wiatr się nie udało, ale i tak średnia na kilku kilometrach wynosiła 65-70 km/h. A no i znów kolejny problem z noclegiem, nawet tu we Włoszech w pobliżu morza, końcówka maja to jeszcze nie sezon turystyczny...
Foto:

Od okolic Vrhniki zaczął się mój najpoważniejszy jak do tej pory podjazd, kilkanaście kilometrów długości i dobrze procentowo, tu jeszcze spoko, wzdłuż torów.
.
.

Podjazdy, podjazdy, podjazdy, dla mnie to sama słodycz!
.
.

Co kilka kilometrów myślałem że to już koniec drogi do góry, ale jednak nie, nadal trzeba było cisnąć, a tu jeszcze takie upały...
.
.

W końcu szczytowanie!
.
.

Jak się okazało na samym szczycie tej niezłej góry znajdowały się ruiny Rzymskiej warowni!
.
.

No ja się pytam poco?! Po co ktoś budował warownie, jak nikomu by się nie chciało wychodzić pod taką górę :P
.
.

Z drugiej strony podjazdu okazało się widok jest z goła odmienny, góra jest jakby łysa i roztacza się piękny widok na doliny i w oddali widać Włochy!
.
.

Na szczycie, a jakże by inaczej, jakieś miasteczko i se żyją ludzie bezstresowo...
.
.

W końcu rozpoczął się zjazd. Bardzo długi zjazd.
.
.

Gdyby nie wiatr, na sto procent udało by mi się pobić rekord prędkości, ale i tak nie ma co narzekać, na zakrętach niemal wszystkie auta udawało mi się wyprzedzić!
.
.

Gdzieś tam powinny być Włochy!
.
.

Po zjeździe za miastem Ajdovoscina teren się wypłaszczył, a droga prowadziła pięknymi okolicami, wśród gajów i upraw winorośli.
.
.

Ależ tam było ładnie!
.
.

A oto i Włochy! W końcu, kraj nr 5, i chyba 7 granica.
.
.

To niewiarygodne, ale w Słowenii było pięknie, ale po przekroczeniu granicy z Włochami po 100 metrach zrobiło się po prostu piękniej! Taka droga że niema wątpliwości że to Włochy!
.
.

Początki Włoskiego etapu wydawały się bardzo dobre.
.
.

A oto i mój kokpit, na każdy dzień dokładnie rozpisany kilometraż, w sumie dzięki temu tylko co jakiś czas musiałem kontrolować GPS.
.
.

Za Cervigano del Friuli gdzie miałem popas znajdował się dziwny obszar gdzie były posadzone całe kilometry młodych drzewek, posadzonych co do centymetra! Widać coś im pozostało z cesarstwa Rzymskiego.
.
.

Niestety droga która szła mi tak wspaniale, zamieniła się w najgorszą mordęgę jaką poznałem... W pewnym momencie zażyłem lek przeciwbólowy i to prawie mnie zabiło, ledwo dałem radę się toczyć, musiałem się zatrzymywać co jakiś czas, opóźnienie sięgło dwóch godzin i nie udało mi się dotrzeć do Wenecji jak wcześniej zaplanowałem. Jeszcze te odcinki niekończących się prostych dróg, coś niewiarygodnego....
.
.

Na noc zatrzymałem się kilkanaście kilometrów przed Wenecją, ale za to fajny hotel i zobaczyłem morze!
.
.
Nie licząc tego że prawie umarłem, to była wspaniała trasa. Góry, równiny, morze, las, podjazdy, zjazdy, dobrze, źle, w ciągu jednego dnia doświadczyłem niemal wszystkiego!
Temperatura: wyjazd - 22, max - 39, dotarcie - 27
jak by ktoś chciał mapka!
Kategoria Eurotrip
Dane wyjazdu:
Dystans:218.34 km
Maks. pr.:68.90 km/h
Temperatura:32.0
HR max:182 ( 91%)
HR avg:129 ( 65%)
Kalorie: 4182 kcal
Podjazdy:2496 m
Rower:Bianchi 928 C2C Carbon
Eurotrip part 4: Lendava - Lublana
Środa, 21 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 0
Dzień czwarty podróży do Włoch.O matko co to był za dzień... Ale było warto! Węgry zostawiłem za sobą bez żalu żeby dziś delektować się jazdą po Słowenii i malutkim skrawku Chorwacji. To ciekawe, ale granica Węgiersko-Słoweńcka nie istnieje w ogóle, ale za to Słoweńsko-Chorwacka jak najbardziej, nawet na zapyziałym przejściu granicznym zostałem dokładnie sprawdzony, ale jak panowie dowiedzieli się już że jadę z Polski do Włoch to się troszkę zaczęli dziwić... Mapka trochę inaczej powinna wyglądać, ale nie mam możliwości przerobienia jej, co uczynię po powrocie. Tu jest pięknie, góry, lasy, krowy itp wszystko co dobre do jazdy, jedynie wielkim mankamentem są duże miasta z dziwnymi rozwiązaniami dotyczącymi jazdy na rowerze... Za to małe górskie wioski, poezja! Wprawdzie to zapewne była tylko namiastka dużych gór tu, ale i tak ujeździłem się dziś i jestem podjazdowo spełniony. Słońce grzeje niewiarygodnie mocno, tak że nawet nie bardzo jest możliwość zatrzymania się bo naprawdę można się ugotować. Po całym dniu i teraz po ciężkich bojach ze znalezieniem lokum do spania w przystępnej cenie nie wiem co mogę dodać jak tylko to że po raz kolejny Słowenia mnie nie zawodzi, a z perspektywy roweru po prostu zachwyca, w sumie żal że jutro już kolejny kraj na drodze, ale za to jaki! A no i kolejna guma, za to pit stop mi poszedł wyjątkowo sprawnie. No i ta opalenizna się robi :) Kolejne 3 granice zaliczone.
Fotorelacja:

Dzień rozpocząłem od przekroczenia kolejnej granicy, to już 4 kraj na drodze. Chorwacja!
.
.

Wprawdzie nie wiele mi było jeździć po tym kraju, ale jednak fajnie że się udało, no i całkiem ładnie, zadbane, czyste i słoneczne!
.
.

Chorwacja! Jakoś bardziej zielono niż sobie zapamiętałem.
.
.

Chorwacja mi się kończy, szkoda, ale i tak fajnie że chociaż trochę jej zaliczyłem!
.
.

Słowenia! Wracam! 5 przekroczenie granicy.
.
.

Słowenia, tu się dobrze jeździ, a może to chodziło o moje dobre nastawienie? :)
.
.

Uważajcie na wybiegające dzieci, tu nawet potrafią wypaść ze znaku!
.
.

Słowenia zaskoczyła mnie tym że tam wszędzie coś się uprawia! I to dosłownie wszystko, od zbóż, po drzewa owocowe.
.
.

Ljutomer
.
.

Ljutomer
.
.

Bardzo dobrze mi się jechało, droga niemal od razu zaczęła to się wznosić to opadać, dużo podjazdów, to na co czekałem przez poprzednie kilometry.
.
.

Drogi również bardzo sensowne, asfalty w większości idealne, mały ruch, nic tylko jechać!
.
.

Czasem odcinki dawały naprawdę mocno pod górę.
.
.

Czasem aż za bardzo...
.
.

Tak jechałem sobie aż do pierwszego popasu, tu w sanktuarium w Ptujskiej Górze, tuż obok miasta Ptuj.
.
.

Ptujska Góra.
.
.

Ptujska Góra.
.
.

Widok na północ Słowenii.
.
.

Widok na północny-zachód, kierunek który ja sobie obrałem, górki są można jechać!
.
.

A to taka góra... niewiarygodnie wielka i cała zielona, ciekawy widok, pewnie ze szczytu był by niezły widok...
.
.

Dalsza droga wiła się to w dół to w górę, tu z krowami.
.
.

W sumie krów to tam całe masy, chyba więcej niż w alpach.
.
.

Niby niezbyt długie podjazdy, ale mocno procentowe, przez co szybko wznosiłem się ponad wcześniej pokonane odcinki drogi.
.
.

Bardzo dobrze że w tej Słowenii tak leśnie, bo...
.
.

Można się schować w cieniu od tego niewiarygodnego skwaru.
.
.

W niektórych momentach procentów było dużo, bardzo dużo.
.
.

Ale za to górskie wioski wyglądały przepięknie!
.
.

Kilkanaście kilometrów za miastem Celje rozpoczął się całkiem poważny podjazd, przez kilka kilometrów non stop ok 8-11%
.
.

Oto dowód.
.
.

No i górskie krowy :)
.
.

Wspaniała droga, w sam raz dla kolarzy i motocyklistów których było tu mnóstwo.
.
.

W okolicach szczytu nawet samochody dość mocno musiały piłować.
.
.

Ale było warto, po kilku kilometrowym zjeździe trafiłem do miasta Kamnik, skąd rozpościerał się wspaniały widok na wysokie ośnieżone szczyty Alp Kamnickich! W okolicy mnóstwo kolarzy, czułem się jak w domu!
.
.
pogoda: niemal non stop słońce, kilka obłoczków na niebie wiatr południowo-zachodni
temperatura: wyjazd 18, najcieplejszy moment - 33.6, dotarcie do celu 26.3
jak by ktoś chciał mapka! (będzie drobna korekta)
Kategoria Eurotrip
Dane wyjazdu:
Dystans:212.23 km
Maks. pr.:61.10 km/h
Temperatura:28.0
HR max:196 ( 98%)
HR avg:131 ( 66%)
Kalorie: 3754 kcal
Podjazdy:1256 m
Rower:Bianchi 928 C2C Carbon
Eurotrip part 3: Gyor - Lendava
Wtorek, 20 maja 2014 · dodano: 20.05.2014 | Komentarze 1
Dzień trzeci podróży do Włoch. Dokładny opis i zdjęcia po powrocie!Dziś dzień trwał niemiłosiernie długo, bo do przejechania miałem niemal całe Węgry... a na tej płaskiej niczym stół przestrzeni wiatr w pysk to dramat, on nawet wiał od spodu! :/ Dopiero zbliżając się do Słowenii krajobraz trochę się zmienił na trochę pagórkowaty i ciekawszy dla oka. Ogólnie mam dość Węgier, bardzo nie dla mnie na rower to kraj, monotonia zabija, ale może jutrzejsza Słowenia to zrekompensuje? :) a no i trzeba było nadkładać drogi bo nauczony już że po drogach bardziej ruchliwych rower nie może się poruszać, tak więc mapka trochę się nie zgadza w ostatnich 50 km, ale ogólny zarys jest, po powrocie do Polski naprawię to. W sumie z perspektywy czasu nie mam wiele do dodania. Albo nie chcę pamiętać o Węgrzech... najnudniejszy ze wszystkich krajów jakie dane mi było minąć, ale do celu znów o wiele bliżej!
No to zdjęcia!

Węgry - trochę tu nudno...
.
.

Płasko.
.
.

I bardzo po prostej!
.
.

Za to dobre asfalty!
.
.

Ale to nie rekompensuje nudy, tych płaszczyzn :/
.
.

Byłem przekonany że na Węgrzech uprawia się więcej rzeczy, a tak na prawdę widziałem niemal tylko same zboża, przynajmniej to ładne jak kwitnie.
.
.

Podobno tak wyglądałem na drodze :)
.
.

W końcu zjechałem z głównej drogi i obrałem kurs na jakieś górki na południu kraju, wreszcie coś zaczęło się dziać, chodź drogi się posypały.
.
.

Węgry - dla mnie to patelnia, płasko i słońce smaży, no i te wiatry :/
.
.

W pewnych miejscach kilometrami nie spotkałem niczego ludzkiego oprócz drogi i czasem jakichś torów.
.
.

Węgry to też kraj kosmitów, no chyba że to faktycznie są wieże ciśnień... chyba to jednak nie kosmici, bo co oni niby by chcieli robić w tym nudnym kraju!?
.
.

Mogli by orać pola.
.
.

Uprawiać jakieś dziwne roślinki.
.
.

Albo jeździć po prostych nudnych odcinkach...
.
.
Co to był za nudny dzień. Mówię Węgrom nie! Dojeżdżając do granicy trafiłem na jakąś zrypaną drogą którą jechały konwoje tirów, nie wiem jak to możliwe, ale na dystansie może 4 km minęło mnie ich ze 200! Straszna sprawa! Musiałem uciekać i szukać innej trasy co okazało się słabe, bo droga była kijowa i pod wiatr, ale cel osiągnąłem całe Węgry są za mną! Nic więcej w temacie! A no i znów użarł mnie ten dziwny robal i też w okolice żeber, znów jak na Majorce bolało niemożliwi, spuchło bardzo, a tętno wzrosło niemożliwie wysoko, wprawdzie nie przekroczyło 200 jak za pierwszym razem, ale kurde, nadal po 10 dniach mam dość duże ślady tego zdarzenia!
temperatura: wyjazd-16 najcieplejszy moment -32.3 dotarcie do Słowenii- 26
jak by ktoś chciał mapka!
Kategoria Eurotrip
Dane wyjazdu:
Dystans:188.92 km
Maks. pr.:55.62 km/h
Temperatura:28.0
HR max:183 ( 92%)
HR avg:130 ( 65%)
Kalorie: 3951 kcal
Podjazdy:827 m
Rower:Bianchi 928 C2C Carbon
Eurotrip part 2: Trenczyn - Gyor
Poniedziałek, 19 maja 2014 · dodano: 19.05.2014 | Komentarze 0
Dzień drugi podróży do Włoch.Dziś dotarłem na Węgry! A dokładniej to do Gyor... W założeniu miał to być dość łatwy i przyjemny etap w podróży zwłaszcza po wczoraj. Ale chodź trasa jak najbardziej korzystna bo ładnie i płasko to, to co zrobił ze mną wiatr to miazga! Non stop wiatr w pysk i to bardzo mocny, dwa giga kryzysy trzeba było przeczekać. Ale za to w końcu dotarłem. Tak na szybko to tylko tyle że w okolicach Beckov spotkałem zawodnika Omega- Pharma który ciął w przeciwną stronę podczas treningu na swojej czasówce, nie zdążyłem zobaczyć kto to był :/ 2 razy dziś holowałem się za kimś, raz to mały traktor który utrzymywał cały czas 40 km/h a drugi raz za skuterem ze średnią 47-49 km/h gdyby nie wiatr trasa była by mega, chodź od miejscowości Galanta w kierunku Wielkiego Meder na drodze tir za tirem, koszmar. Wjazd na Węgry to spotkanie się z tym o czym tylko słyszałem tj. non stop zakazy poruszania się rowerem... kilka razy olałem to, a kilka musiałem szukać alternatywnych dróg, no i tak właśnie wylądowałem w Magyarorszag! :D
No to może zdjęcia?

Niespodzianka na wyjeździe z Trenczyna... Komuś się chyba ulało asfaltu :/
.
.

Na początku wydawało mi się że pogoda będzie idealna, słoneczko, brak chmur, ciepło, no i piękna droga.
.
.

Hrad w Beckov.
.
.

W pewnym momencie droga zaczęła się wznosić i to trochę mi pomogło przeżyć ten dzień, gdyby nie to jazda pod wiatr po prostym by mnie po prostu zabiła!
.
.

Za Seredem zaczął się naprawdę ładny obszar, dużo upraw winorośli, jedynie trochę śmierdziało zgnilizną :P
.
.

Jadąc w kierunku Dunaju teren znów się wypłaszczył, a mi wiatr znów doskwierał bardzo mocno, jechałem dosłownie tylko siłą woli!
.
.

Jedynie co, to że ładnie tam mają, chodź, już nie pamiętam co to za odcinek trasy, pamiętam że straszne ilości tirów tranzytem na Węgry tam cisnęły.
.
.

A to ja, żeby nie było! Jadę na rowerze!
.
.

Okolice Dunaju.
.
.

Okolice Dunaju.
.
.

Most nad Dunajem, naprawdę długi most...
.
.

Dunaj! To dopiero szeroka rzeka... Koniec Słowacji :(
.
.

Granica nr 2 Magyarorszag! Tu zaczęły się schody.
.
.

Węgry, kraju nudnych równin.
.
.
No i w taki oto sposób trafiłem na Węgry. Pierwsze wrażenie spoko, chodź wszędzie faktycznie zakazy jazdy na rowerze, trochę to łamałem, ale później chciałem znaleźć objazd, co okazało się lipą, ale w końcu dotarłem do Gyor, miejsca noclegu. To miasto też nieprzychylne rowerom na drogach, wszędzie ścieżki i zakazy jazdy, nie da się szybko jeździć na szosie, bardzo słabe odczucia. Noc w hotelu akademickim, nie najgorsze warunki, ale mogło by być lepiej, zwłaszcza że jakaś durna mieszkanka tamtejszego przybytku od 5 rano zaczęła się tłuc jak debil... no ale cóż, nie można wybrzydzać za taką cenę. A no i dojechałem strasznie wymordowany tymi wiatrami, stopy bolały nadwyraz, ale ciepła kąpiel pomogła. Może uda mi się coś przypomnieć to dopiszę.
Temperatura: wyjazdu - 14, najcieplejszy moment - 28,3
wiatr mocny, porywisty z południa
jak by ktoś chciał mapka!
Kategoria Eurotrip
Dane wyjazdu:
Dystans:286.32 km
Maks. pr.:64.75 km/h
Temperatura:13.0
HR max:184 ( 92%)
HR avg:140 ( 70%)
Kalorie: 6948 kcal
Podjazdy:4104 m
Rower:Bianchi 928 C2C Carbon
Eurotrip part 1: Kraków - Trenczyn
Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 6
Dzień pierwszy podróży do Włoch.Było dość ciężko przyznaje, zwłaszcza kiedy padało na ostatnich 40 km, ale i tak w skali że zapowiadali powódź...
Dużo przewyższeń, dwa razy zgubiona droga, jedna przebita dętka, to chyba tyle co jestem w stanie na tą chwilę powiedzieć! Ale do celu coraz bliżej!
No więc tak, przez Polski odcinek jechałem trochę z ręką na sercu, obawiałem się tej trasy ale wyszło całkiem dobrze, od Żywca jechało się przyzwoicie, chociaż problemy pojawiły się kiedy droga nagle zrobiła się ekspresówką i zakaz dla rowerów, nie bardzo mogłem znaleźć alternatywę ale po zapytaniu miejscowych udało się. Z tego co pamiętam kropiło dosłownie odrobinę, ale było dość zimno, za to kiedy przekroczyłem granicę ze Słowacją wszystko zaczęło się po prostu układać, droga stała się bardziej przystępna, ruch zelżał, chmury się trochę rozjaśniły, a zresztą mam duży sentyment do tego kraju i wiedziałem że będzie ok. Teraz z perspektywy tych kilku dni i tylu wrażeniach przeżytych nie mam pojęcia co mógł bym dodać tu, chyba tylko tyle że moje objazdy nie do końca są sensowne, bo znów droga którą sobie wybrałem okazała się błoto/szutrami, ale i temu dałem radę.
Kończąc Słowacja - bardzo fajne miejsce do kręcenia! Na pewno wrócę!
Temperatura: wyjazd - 11 najcieplejszy moment - 16.9 najzimniejszy - 9.4 dotarcie 14.2
Po drodze wiatr im bliżej południa tym się wzmagał
Zaliczyłem mgłę, słońce, deszcz i giga chmury.
Zdjęcia!

Rano przywitała mnie mgła i ciężkie chmury, ale kiedy tylko opuściłem Kraków, pogoda dała mi dobry sygnał!
.
.

Po raz kolejny to miejsce mnie przeraża... same przeszkody!
.
.

Co jakiś czas pogoda trochę mnie przerażała, ale koniec końców było ok!
.
.

Takie to zażywieckie widoczki.
.
.

Jakoś tak spektakularnie jak na Polskie rozwiązanie drogowe! Szkoda że rowerom nie wolno się poruszać.
.
.

Francja elegancja na drogach!
.
,

Niby groźnie, ale koniec końców pogoda była ok.
.
.

Brama do nieba?! Nie to brama na Słowację!
.
.

Granica nr.1
.
.

Slovakia w całej swojej krasie! :)
.
.

No i jakieś procenciki się nawet sensowne pojawiły.
.
.

Te pierwsze wzniesienia sięgały bodajże 700 metrów n.p.m i myślałem że to całkiem sporo, ale w kontekście Alp wiedziałem że to pikuś...
.
.

Miejscowość Bytca.
.
.

Tu już wiedziałem że nie uda mi się dziś dojechać do końca suchym.
.
.

Rzeka Vah, ta to dopiero toczy wody!
.
.

Moja dalsza trasa do Trenczyna meandrowała wzdłuż rzeki.
.
.

W końcu znudziły mnie takie to dobre drogi i widoki...
.
.

Że postanowiłem zboczyć, jak się okazało na drogę jakości ujemnej! :P
.
.

Ale za to natrafiłem na tabor cygański! Taki prawdziwy! Wozy kolorowe itp :D
.
.

Dojeżdżając do Trenczyna natrafiłem na zameczek, niestety byłem zbyt zmęczony i przemoczony, bo akurat wtedy lało bardzo żeby go jakoś zwiedzić dokładniej.
.
.

Dlatego też, tylko szybkie fotki i dalej do miejsca noclegu.
.
.
Po dotarciu do Trenczyna byłem tak wykończony że nie zauważyłem nawet że tam też jest zamek! Jeszcze na domiar złego okazało się że hostel w którym była rezerwacja był zamknięty na 4 spusty i trzeba było szukać czegoś innego :/ no i pierwszą noc spędziłem w hotelu, za to dobre warunki, śniadanie jak się patrzy i można było spokojnie wysuszyć rzeczy na dalszą drogę. No i to chyba koniec pierwszego dnia. Może z czasem coś mi się przypomni to dopiszę! :)
.
.
jak by ktoś chciał mapka!
Kategoria Eurotrip