Info
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie.




Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2016, Sierpień8 - 1
- 2016, Lipiec34 - 0
- 2016, Czerwiec28 - 0
- 2016, Maj29 - 2
- 2016, Kwiecień30 - 0
- 2016, Marzec34 - 7
- 2016, Luty36 - 14
- 2016, Styczeń29 - 2
- 2014, Sierpień2 - 0
- 2014, Lipiec20 - 4
- 2014, Czerwiec24 - 6
- 2014, Maj32 - 18
- 2014, Kwiecień24 - 3
- 2014, Marzec29 - 27
- 2014, Luty29 - 33
- 2014, Styczeń37 - 46
- 2013, Grudzień41 - 60
- 2013, Listopad49 - 8
- 2013, Październik40 - 0
- 2013, Wrzesień7 - 0
- 2013, Sierpień10 - 1
- 2013, Lipiec15 - 0
- 2013, Czerwiec11 - 0
- 2013, Maj7 - 0
- 2013, Kwiecień34 - 4
- 2013, Marzec33 - 0
- 2013, Luty31 - 0
- 2013, Styczeń35 - 0
- 2012, Grudzień14 - 0
- 2012, Listopad43 - 4
- 2012, Październik29 - 0
- 2012, Wrzesień26 - 3
- 2012, Sierpień41 - 38
- 2012, Lipiec47 - 5
- 2012, Czerwiec39 - 8
- 2012, Maj43 - 3
- 2012, Kwiecień40 - 1
- 2012, Marzec39 - 27
- 2012, Luty26 - 8
- 2012, Styczeń12 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2014
Dystans całkowity: | 2902.51 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 53:08 |
Średnia prędkość: | 27.58 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.80 km/h |
Suma podjazdów: | 14162 m |
Maks. tętno maksymalne: | 193 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 129 (65 %) |
Suma kalorii: | 4181 kcal |
Liczba aktywności: | 37 |
Średnio na aktywność: | 78.45 km i 4h 49m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
Dystans:79.92 km
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:-4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:450 m
Rower:
The Winter Soldier
Środa, 22 stycznia 2014 · dodano: 22.01.2014 | Komentarze 6
Dziś w rozmowie z xtnt wyszła kwestia jazdy na trenażerze, no i w trakcie mówienia o tym, jakoś mnie naszło że nie mam zbytniej ochoty na zabawę w ten sposób, postanowiłem że skoro wszyscy się cieszą ze śniegu, to i ja podejdę do tego na spokojnie i skorzystam z tego że mam czas i chęci. Najpierw pokierowałem się do centrum, szybko przekonałem się że nie jest źle, lekki mróz, a drogi w mieście praktycznie wszystkie czarne, więc tylko mokrość dawała w dupę, Zrobiłem rundę w okół centrum i zdecydowałem zobaczyć jak się mają drogi poza miastem. Do Batowic wszystko ok, ale później widać że solarka nie jechała dalej, a jedyna możliwość jazdy na spokojnie to koleinami wyciętymi przez samochody. Nawet na zjeździe w Batowicach nie było tak źle, ale kiedy obrałem już mało uczęszczaną drogę przez Książniczki okazało się że droga praktycznie jest cała biała, ale przyznam że jechało się o wiele lepiej niż można było się spodziewać, opony posmarowałem cytryną i nic się nie przyklejało, jedyny mankament to, to że błotniki mają mały prześwit i dość szybko się zapchały więc jechało się stosunkowo ciężko, ale bez uślizgów, mega że mam już świeżą oponę. Tak jechałem przez Książniczki i rozpocząłem podjazd do Więcławic, tu było ciężko, bo droga całkowicie biała, ale na średnim przełożeniu udało się dokręcić do góry. W Więcławicach zdecydowałem że nie będę jechał tak jak zazwyczaj przez Prawdę, bo tam zły asfalt a pod śniegiem nie widać było bo dziur, więc obrałem powrotną trasę tym samym szlakiem, zjechałem cały czas na hamulcach do Młodziejowic i ruszyłem w stronę domu. Wtedy też skontaktowałem się z moją lubą bo bardzo chciałem pokazać jej jak wygląda śnieżny rower, ale że dopiero za 40 minut mogła wyjść z pracy musiałem jeszcze pojeździć, bo stać w miejscu tyle czasu znów bym zamienił się kostkę lodu. Po dojechaniu do Raciborowic, zawróciłem i przejechałem jeszcze raz odcinek do Młodziejowic do miejsca gdzie zaczyna się śliski podjazd, no i potem znów nawrót i droga do Raciborowic. Na dość stromym podjeździe w Batowicach zdecydowałem że podjadę chodnikiem bo nie chciał bym blokować drogi samochodom które i tak ledwo mogły się wtarabanić pod górkę. Niestety w połowie podjazdu okazało się że chodnik jest nieodśnieżony i mnie przytkało, już nie było szans żeby ruszyć dalej, po prostu koło się kręciło w miejscu, postanowiłem zawrócić i pojechałem bardziej przystępną drogą wzdłuż zbiornika Zesławice, w dodatku tam jechała jakaś solarka bo droga czarna, później już powrót do Krakowa i jazda już samymi czarnymi drogami, po drodze odwiedziłem moją lubą która akurat kończyła robotę i pochwaliłem się jej jaki ładny ze mnie bałwanek. Później już prosto do domu, kąpiel z soli i lodu dla roweru i oczywiście dla mnie, no przyznam że dziś zadbałem o dłonie i głowę, ale palce u stóp mi odpadły. Ale przekonałem się że nie taka zima straszna jak ją malują, ważne żeby mieć dobrze znajomą trasę, mało uczęszczaną przez samochody. No to zobaczymy co przyniosą kolejne dni, ale czekam na nie już z mniejszą obawą o to że sobie nie pojeżdżę.
Takie to dziś warunki drogowe, w sumie jadąc po śladach samochodów jazda nie była większym problemem. W sumie to wdawało mi się że kilka samochodów miały gorszą przyczepność niż ja, na swoich cienkich kółkach :P
.
.

Jedynym mankamentem dziś był mokry śnieg który przyklejał się do każdej powierzchni, no i przestrzeń pomiędzy błotnikami a oponą zmniejszyła się do minimum, ale że to tylko śnieg, stosunkowo nie dużo zwiększało to ciężkość jazdy.
.
.

Dosłownie wszystko poniżej błotników było w śniegu, nawet zębatki na których akurat nie jechałem w moment zmieniały się w lód, ale mimo to rower działał idealnie, no może jedynie przedni hamulec słabo dociskał.
.
.

Podjazd do Więcławic, mimo że praktycznie w ogóle nie odśnieżony, dało się go pokonać, szczerze to zjazd szedł o wiele gorzej. Przynajmniej samochodów praktycznie brak.
.
.

A tutaj po dotarciu pod domu, chwilę przed kąpielą, dobrze że to nie błoto, bo wystarczyło lekko opłukać i wszystko wyglądało na nieużywane, teraz tylko posmarować kilka miejsc gdzie mogła dostać się woda z solą i będzie git.
.
.
.
.
- T. odczuw.-8 °C
- Wiatr 17 km/h
- Porywy 40 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 0.5 mm / 12 h
- Ciśnienie 1015 hPa
- Wilgotność 72 %
- Termika mroźno i mokro
- Biomet niekorzystny
Wieczorem już na spokojnie dokręcanie na trenażerze, średnie obciążenie - 15 km.
Dane wyjazdu:
Dystans:17.23 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:Union Arizona
Miejski szyk.
Wtorek, 21 stycznia 2014 · dodano: 22.01.2014 | Komentarze 0
A po południu wybrałem się na spotkanie w centrum, z racji że padało mocniej i wyglądało po samochodach że ta gołoledź faktycznie będzie problemem wybrałem holendra. Jak się okazało tylko samochody były oblodzone, a drogi jedynie mokre, nawet kiedy wracałem ok 17 było spoko. Ale jednak mokra kurtka przy niskiej temperaturze i silnym wietrze to nic miłego, w dodatku wracając chwilę jechałem za piaskarko-solarką i trochę mnie usyfiło :P Kategoria Miasto
Dane wyjazdu:
Dystans:53.21 km
Maks. pr.:45.20 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:
21.01.2014
Wtorek, 21 stycznia 2014 · dodano: 22.01.2014 | Komentarze 0
Znów nie mam tytułu dla wpisu. Wczoraj (jak teraz widzę) była 'piękna' pogoda i trochę żałuję że nie skorzystałem więcej. No ale deszcz i zapowiedzi o gołoledzi trochę mnie przestraszyły, dlatego też z domu wyszedłem dopiero po 12, a do tego czasu pokręciłem trochę na trenażerze. No a później zdecydowałem że muszę jechać na spokojną trasę, którą dobrze znam i jak warunki będą bardzo złe spokojnie wrócę. Tak więc tak jak przez ostatnie 3 dni trasa: Batowice, Książniczki, Masłomiąca, Więcławice, Prusy, Zasławice. Kiedy wyjeżdżałem nie padało, ale dość szybko zaczęło mżyć, ale na szczęście nie było lodu. Koło niestety które centrowałem nie wyszło idealnie bo przy hamowaniu nie do oporu czułem lekkie bicie, nie wiem może jestem zbyt wyczulony na to... No ale kurde jak teraz widzę, to można było trochę bardziej się poświęcić, wyjść wcześniej i nakręcić więcej bo przy tym śniegu to nie widzę żeby na szosie coś się dało wykręcić, choć kusi, zobaczymy :) Kategoria Wycieczki
Dane wyjazdu:
Dystans:67.00 km
Maks. pr.:39.20 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:
20.01.2014
Poniedziałek, 20 stycznia 2014 · dodano: 20.01.2014 | Komentarze 1
No znów nie mam co napisać ciekawego po wczorajszym dniu pełnym atrakcji... Kolejna noc nie przespana dobrze, tym razem to nie kot, tylko ból był zmorą. Po wczorajszej glebie cały prawy bok mam poobijany, a w dodatku siedziałem prawie do 1 grzebiąc przy rowerze, starając się naprawić co się popsuło... Tak więc poranek rozpocząłem już o 6 bo z bólu nie mogłem już więcej spać, załatwiłem lekarza, babcie, zakupy i mogłem się wziąć wreszcie za naprawę roweru, jakoś sobie źle policzyłem ogniwa i dosztukowałem strasznie długi łańcuch ale to nie był większy problem, zabawa zaczęła się przy ustawianiu przerzutki i próbie centrowania koła. Po godzinie starań żeby toczyło się równo zaniechałem tego, bo cały czas coś mi tarło, zająłem się czyszczeniem rzeczy i cerowaniem dziur. Około południa zdecydowałem że skoro wreszcie przestało lać muszę się trochę rozjeździć, bo udo boli mnie kiedy stoję, siedzę, leżę, chodzę, ale wiedziałem że jazda to spoko. Wybrałem się więc z premedytacją na identyczną trasę jak wczoraj wieczorem kiedy to zaliczyłem glebę: Batowice, Książniczki, Więcławice, Prusy. Myślałem że znajdę jakieś ślady po upadku ale widać deszcz wszystko dobrze zmył :) jechało się źle, kiedy wychodziłem nie padało, a mniej więcej w połowie byłem przemoczony, w dodatku podmuchy wiatru bardzo wytrącały dziś z rytmu, no ale na tak krótkiej trasie to nie problem. W mieszkaniu przepakowałem rzeczy, wziąłem wszystkie inne potrzebne mi i pojechałem do mojej lubej. Tu kiedy dotarłem niemal zasypiałem na stojąco, a biodro dokuczało mocniej niż wcześnie, ale trochę odpoczynku i pyszny obiad zrobiły swoje. Reszta dnia, to znów serwis roweru, w końcu uporałem się z centrowaniem koła (nowe zastosowanie dla trenażera), przy okazji naprawiłem holendra którego tydzień temu też zdezelowałem. A na koniec postanowiłem że muszę dopełnić dzieła zniszczenia swego organizmu i wsiadłem na trenażer żeby dokręcić brakujących kilometrów do pełnej liczby, w sumie mógł bym więcej dziś pojeździć, bo tylko kiedy kręciłem nie czułem bólu w biodrze, ale z racji że dookoła było tyle do roboty na więcej nie mogłem sobie pozwolić. A no i gdyby nie dzisiejsza pomoc 'monstera' na pewno nie dał bym rady wytrzymać całego dnia na nogach. W sumie mimo że dziś 'blue-monday' uważam dzień za udany, dużo zrobiłem, pokręciłem a i czasu znalazłem na regeneracje i odwiedziny u babci.
Nasza komuna rowerowa, rowery są wszędzie! A ja dziś znalazłem zastosowanie dla trenażera! Idealny przyrząd do centrowania kół.
.
.

Kotek też żyje z rowerami za pan brat. Tu sam się wczołgał w przestrzeń pod kołem i tak se leżał jakiś czas :P
.
.
- T. odczuw.0 °C
- Wiatr 25 km/h
- Porywy 50 km/h
- Chmury 90-100% nieba
- Opady 4 mm / 12 h
- Ciśnienie 1006 hPa
- Wilgotność 88 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
Kategoria Trening
Dane wyjazdu:
Dystans:102.34 km
Maks. pr.:49.23 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:
Deszcz, wiatr, mgła, ale jeździć trzeba / Zachciało mi się wieczornego kręcenia, no to mam za swoje...
Niedziela, 19 stycznia 2014 · dodano: 19.01.2014 | Komentarze 4
Z racji że dziś niedziela można sobie trochę odpuścić, postanowiłem że trochę pojeżdżę po okolicy, a potem tradycyjnie pojedziemy w miejsce pielgrzymek większości polaków w dzień wolny, do galerii handlowej :P Ale nie o tym przecież, mimo paskudnej pogody, chyba jeszcze gorzej niż wczoraj (mgła, deszcz, wiatr) pojechałem na rundę w kierunku Luborzycy przez Batowice, Książniczki, Więcławice, w sumie chciałem pojechać trochę dalej, ale jednak odpuściłem kiedy deszcz się nasilił. Po drodze przy stawach w Masłomiącej zatrzymałem się na chwilę i nakarmiłem kaczki, suchy chleb zawsze znajdzie zastosowanie! choć dziś kaczuchy jakieś takie nieufne, podpłynęły dopiero kiedy ja odszedłem trochę dalej. Później pojechałem do Luborzycy, tam do góry do Kocmyrzowa i na rondzie zrobiłem nawrót, powrót do Więcławic tą samą drogą, tam odbiłem przez Pielgrzymowice do Prus. W Wiktorowicach śmieszna sytuacja, widzę że na środku drogi siedzi duży, czarny pies, zwolniłem bo nie wiedziałem co będzie, czy zaatakuje jak to kundle w okolicy mają w zwyczaju czy coś, ale on nic, siedzi i patrzy na mnie, więc się zatrzymałem przed nim, a on się rzucił na mnie, rzucił z miłością, wylizał mi ręce, kolano, stanął przednimi łapami na kierownicy, no kurde przyznam że bardzo nie lubię psów, ale z oczu tego psa widać było od razu sympatię i ufność, oby tylko takie zdarzały się na mojej drodze! Po dotarciu do Prus zaczęło lać, więc przycisnąłem mocniej w kierunku domu, na szczęście miałem już wiatr w plecy i jechało się gładko, po drodze podskoczyłem jeszcze tylko szybko do Zasławic aby tam dać resztę chleba łabędzią, ale tylko jeden był w pobliżu więc jemu się dostało wszystko. Później do domu i już można normalnie żyć. Teraz planuję że można pojechać gdzieś jeszcze wieczorem, no chyba że znów zacznie padać...
Karmienie kaczuch, nie wiem dlaczego ale jak jest ich mniej to są bardziej ufne i podpływają bliżej.
.
.

Większość dzisiejszej wycieczki wyglądała podobnie do wczorajszego dnia, ale dziś deszcz i wiatr zburzył wszelką przyjemność z jazdy.
.
.

Im dalej na północ tym warunki się pogorszyły, mgła się nasilała, deszcz mocniej zacinał, no wiatr jednostajnie mocno wiał, czasem można odpuścić, może wieczorem się coś dokręci...
.
.
- T. odczuw.4 °C
- Wiatr 20 km/h
- Porywy 45 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 3 mm / 12 h
- Ciśnienie 1009 hPa
- Wilgotność 77 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
No i jak to jest... z nieba do piekła. No więc tak siedziałem w domu i powoli zbierałem się do wyjścia bo miałem się przenieść na noc do siostry, z jednej strony chciałem sobie pojeździć i dokręcić sto kilometrów na dziś, a z drugiej strony miałem dość dzisiejszej pogody, deszczu, mgły i wiatru. Ale kiedy się zbierałem dostałem mega miłego maila od jednego z użytkowników bikestats i tak mnie nakręcił że wiedziałem że muszę pokręcić więcej. Wybrałem się więc na trasę tą co za dnia, ale bez zapuszczania się do Luborzycy. Jechało się w miarę ok, mimo że lekko padało i mgła gęstniała z każdą minutą. Tak więc droga przez Batowice, Książniczki, Więcławice, Pielgrzymowice, Wiktorowice, no i tam się zaczęło, tam jest chyba jedyny na tej trasie odcinek ok 500 metrów zrytego asfaltu i mały podjazd, jadę spokojnie i widzę że z drugiej strony wzniesienia jedzie samochód i światła jarają w górę, jedziemy i mniej więcej na szczycie przekonuje się że raz skurwie.... jedzie na długich, a dwa jedzie środkiem drogi, zdążyłem odbić w prawo, ale mnie totalnie oślepiło i wpierdzieliłem się w mega dziurę, na szczęście że jechałem stosunkowo wolno, bo nie było szans na wybronienie się przed glebą... Oczywiście tradycyjnie upadłem na prawy bok, nie zdążyłem nawet poczuć bólu a już musiałem się zbierać mega szybko bo widziałem że z tyłu jedzie następny samochód. Niestety w miejscu tym nie było żadnego źródła światła i nie byłem w stanie określić strat, wsiadłem na rower i pojechałem aż dotarłem do jakiejś latarni, na pierwszy rzut oka, wszystko ok tylko manetki przekrzywione i widzę że dziura na kolanie, ogarnąłem się trochę i pojechałem, później zatrzymałem się na oświetlonym przystanku tam zobaczyłem że obie manetki dość mocno poharowane ale działają, a i ochraniaczowi na prawej nodze się oberwało, no i ja zacząłem bardziej odczuwać ból: prawa kostka, kolano, biodro i łokieć. W sumie było by ok, gleba się zdarza każdemu, a odpukać że tylko takie straty, jadę a tu w Raciborowicach strzela mi łańcuch! Co za kurwa fart! Zadzwoniłem do mojej lubej czy może jest wolna żeby po mnie podjechać bo po ciemku naprawa mi się nie uśmiechała, niestety tu kolejny pech, nie było jej w domu. Uznałem że nie jestem mega daleko do domu i jakoś dojdę, bo skuwanie tego łańcucha nie ma sensu, zwłaszcza że 2 ogniwa poszły w cholerę a on i tak był już za krótki. No i tak sobie szedłem i szedłem, w sumie trochę ponad godzinę szedłem poobijany, w spd-ach z platformami, no i tyle. Zamiast mieć luźny wieczór, czeka mnie: pranie, czyszczenie, naprawianie. Przynajmniej rower już jest czysty bo podszedłem jeszcze do źródełka i go opłukałem. No i jak to jest, człowiek wyrusza mega zadowolony z głową pozytywną na maksa, a potem los pokazuje szybko gdzie twoje miejsce w szeregu... Kurde, wybierałem się jutro do lekarza na ogólne badania, a jeśli się nie poprawi z biodrem to coś czuję że czeka mnie prześwietlenie, tak więc trzymajcie kciuki żeby do jutra wszystko się zagoiło i żebym mógł kręcić dalej! Dobra, dość nie mam czasu na płakanie, muszę robić!
Dane wyjazdu:
Dystans:202.93 km
Maks. pr.:56.30 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1553 m
Rower:
Sześć godzin inhalacji mgłą.
Sobota, 18 stycznia 2014 · dodano: 18.01.2014 | Komentarze 8
No i znów wychodzi na to że kiedy jest piękna pogoda (jak wczoraj) ja mam zniżkę formy i nie bardzo chcę mi się jechać, a kiedy aura siada, nie ma siły żeby coś mnie zatrzymało, w dodatku dziś miałem dodatkową motywacje złych emocji które chciałem rozładować więc paskudna nawet kosmiczna mgła nie była w stanie mnie powstrzymać. Wstałem o godzinę później niż zakładałem, ale w sumie nie zrobiło mi to różnicy, bo niemal każda minuta od wyjścia do powrotu wyglądała tak samo... Miałem nadzieje że niewiarygodnie gęsta mgła będzie elementem tylko towarzyszącym mi rano w Krakowie, niestety w ciągu przeszło sześciu godzin tylko przez 15 minut natrafiłem na czyste niebo i widoczność ponad 100 metrów. Kraków przejechałem w miarę sprawnie i pojechałem do Wieliczki przez Rybitwy i Potrzask. Dziś samochody jechały tak wolno że mieliśmy takie same prędkości, heh czy tak nie może być zawsze? Po dotarciu do Wieliczki, czyli na jakąś wysokość ponad Kraków przekonałem się że chyba mgła będzie ze mną cały czas już, bo zamiast się rozrzedzać ona im wyżej jechałem gęstniała!
Dziś mgła zachowywała się jakoś nie tak jak powinna, im wyżej wyjeżdżałem, tym ona gęstniała!
.
.
Z Wieliczki pokierowałem się w kierunku Dobczyc, tym razem ta droga nie wzbudziła zbyt pozytywnych emocji, do momentu wyjechania mniej więcej w Taszycach, gdzie w sekundę wyjechałem z mgły w pełne rażące, prostopadłe słońce i obszar z zupełnie czystym niebieskim niebem, tak jechałem spokojnie do Dziekanowic i zjazdu do Dobczyc, tam znów wjechałem w mgłę.

Nagle wypadłem z mgły wprost w oślepiające słońce, to nie było zbyt przyjemne, przez kilka minut niemal nic nie widziałem!
.
.

No i taki to widoczek... Niebieskie niebo, słoneczko, miałem nadzieje że takie właśnie warunki będą mi już towarzyszyć przez resztę dnia, niestety widoki dolin w około zalanych mgłą sugerowały że nie będzie tak kolorowo.
.
.

Po zjechaniu w dół do Dobczyc znów wpadłem we mgłę, w sumie tym razem chyba jeszcze bardziej gęstą niż wcześniej.
.
.
Wjechałem na chwilę do miasta, bo w pierwotnych planach miałem zamiar jechać na Kasinę, jednak z racji na złe warunki pogodowe, zdecydowałem że pojadę do Niepołomic przez Gdów i Targowisko. Na odcinku okolic Gdowa do Puszczy Niepołomickiej mgła była totalna, widoczność to może do 20 metrów, samochody jechały może z prędkością 40 km/h no przygody jak zwykle. W Puszczy Niepołomickiej się trochę uspokoiło, widać drzewa zatrzymały ten syf. Nawet się rozkręciłem na tym dystansie i w Niepołomicach odbiłem na Ispinę (ponoć to jakaś mega niebezpieczna droga, ostatnio był o tym reportaż w tv, ale ja lubię tą drogę.) tak żeby dotrzeć do Szczurowej. Tu mgła trochę zelżała, ale i tak w życiu bym nie wiedział jaka to pora dnia gdybym nie miał zegarka.

Tak właśnie wyglądało samo południe dziś - Wola Zabierzowska.
.
.

Mroczna Puszcza! - W takiej scenerii można by dokonać jakiegoś mordu :P
.
.
Po wyjechaniu w Ispinie miałem dalej pojechać do Szczurowej, ale zdecydowałem że odbiję do Nowego Brzeska i pojadę główną drogą do Koszyc, bo jak ostatnio jechałem na odcinku Ispina- Szczurowa strasznie się irytowałem zrytą nawierzchnią. Tak więc przekroczyłem Wisłę i znalazłem się w Nowym Brzesku. Tam zrobiłem sobie chwilę przerwy, na ich nowy deptaku, w sumie śmiesznie, mała miejscowość a ławek mają od groma, zadbane i czyste wszystko, tak trzymać! Tam pogadałem z pewnym Panem wspominającym stare czasy kolarstwa i po około 15 minutach ruszyłem dalej.

Wisła na wysokości Nowego Brzeska.
.
.

Chwila popasu w Nowym Brzesku na ich deptaku, trochę mam już zniszczone te ochraniacze i tak trochę wstyd takim usyfionym w tak zadbanym miejscu :)
.
.
Po ruszeniu w kierunku Koszyc na podjeździe za Śmiłowicami poczułem że z tyłu mam jakoś bardzo miękko w kole, wkurzyłem się że znów złapałem kapcia, a w dodatku to przecież zupełnie nowa opona! Jednak kiedy się zatrzymałem przypomniałem sobie że jeszcze w Krakowie zatrzymałem się i odkręciłem wentyl żeby zmniejszyć trochę ciśnienie i może nie dokręciłem do końca go, po dopompowaniu (tyle ile dałem radę) ręczną pompką, uznałem że nie widzę żadnego przebicia i nie słyszę syku, no i tak pojechałem dalej, chyba to było właśnie to bo dojechałem spokojnie na tym kole już do domu. Z Koszyc pokierowałem się do Proszowic i dalej do Słomnik i Iwanowic, w sumie nie mam nic do powiedzenia na temat tego odcinka, nic się nie działo, a ja toczyłem się we mgle co jakiś czas kontrolując czy powietrze z tyłu znika czy można jechać dalej. Z Iwanowic pokierowałem się już do Krakowa przez Zerwaną, Masłomiącą, Książniczki, tu im bliżej miasta jakby trochę się przejaśniało, ale z racji że dzień się powoli kończył wiedziałem że i tak nie skorzystam z tego zbyt długo. Przed samym powrotem do domu zaliczyłem jeszcze pobliski hydrant i trochę umyłem mojego towarzysza podróży, ale po dziś czeka mnie dłuższe posiedzenie przy napędzie, coś chrzęści i tylna przerzutka niedomaga coś...

Tak właśnie wyglądał świat na odcinku Koszyce-Iwanowice, czasem mgła gęstsza, czasem słabsza, ale cały czas trzeba było oddychać tą wilgocią. Tu okolice Słomnik około 14.30.
.
.

Lalka Asia (za każdym razem kiedy koło niej przejeżdżam nadaję jej inne imię) jej również dziś pogoda ewidentnie nie służy :D
.
.
Po dotarciu do domu w końcu można było zrzucić te mokre ciuchy, nawet się nie spodziewałem mając je na sobie że jest to wszystko tak mokre. No a ja jestem w miarę zadowolony z wycieczki, ale jestem mega zmęczony psychicznie, takie kręcenie przez ponad sześć godzin we mgle, kiedy nie ma za bardzo punktów odniesienia i cały czas nie wiadomo co wypadnie z mgły, strasznie męczy oczy i głowę, no ale dałem radę, to po prostu kolejna nowa lekcja w mojej kolarskiej szkole :) No i znów nie ma co liczyć na prognozy pogody, wczoraj zapowiadali cały dzień deszcz, rano pogoda pokazywała słońce, a w praktyce nie spadła ani kropla deszczu (drogi w pewnych momentach suche) a słońce widziałem tylko w tej dziurze przez 15 minut... Teraz kiedy odpocząłem sobie podczas robienia tego wpisu doszedłem do wniosku że jest we mnie jeszcze energia na coś więcej dziś! Pewnie zaraz znów się ubiorę, wezmę rower i ruszę w ciemny świat, nogi się same rwą pod stołem :)
.
.
- T. odczuw.5 °C
- Wiatr 15 km/h
- Porywy 40 km/h
- Chmury 10-20% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1013 hPa
- Wilgotność 89 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Tak jak podejrzewałem, tak też się stało, znalazłem sobie pretekst do ponownego wyjścia na rower, nie jakieś szaleństwa, ale na tyle żeby móc dokręcić te 200 km dziś. Postanowiłem że odwiedzę babcię która mieszka w centrum, z racji że najkrótszą drogą to około 6 km by było, postanowiłem pojechać bulwarami Wiślanymi aż do mostu Dębnickiego i dalej już do babci. Posiedziałem, pogadałem, no i powrót tą samą trasą, wyszło idealne 23,5 km, a przy okazji przyjemnie tak pojechać na spokojnie, niezbyt intensywnym tempem, w cywilnych ciuchach, a w dodatku super warunki do jazdy, nie ma mgły, naprawdę ciepło! no i delikatny wiatr. No to teraz można usiąść i zająć się czym innym niż jazda, teraz czas na serwis roweru! :P
Dane wyjazdu:
Dystans:54.02 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:
17.01.2014
Piątek, 17 stycznia 2014 · dodano: 18.01.2014 | Komentarze 0
Znów słaby dzień. Rano sesja trenażerowa (15 km) a popołudniu, mimo że bardzo ładna pogoda mała runda po okolicy: Batowice, Książniczki, Więcławice, Prusy. Kategoria Trening
Dane wyjazdu:
Dystans:158.92 km
Maks. pr.:54.80 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1328 m
Rower:
Przedpołudniowe kręcenie po północnych okolicach Krakowa. + Wieczorne dokręcanie na bliższej północy Krakowa.
Czwartek, 16 stycznia 2014 · dodano: 16.01.2014 | Komentarze 1
Godzina wyjazdu - 9.15. Po wczorajszym słabym dniu, dziś moja motywacja tak jak pogoda zdecydowanie lepsza. Kiedy zobaczyłem rano że ulice suche i przebija się słońce, zdecydowałem że muszę wykorzystać okienko pogodowe jakie dziś się nadarzyło. Tak więc szybka dziesięciokilometrowa rozgrzewka i można ruszać. Tradycyjnie przez Batowice, Książniczki, rundę w Masłomiącej, Iwanowice i dalej w kierunku Proszowic przez Słomniki. Jechało się naprawdę super, przyjemnie spokojnie, lekki wiatr, ale słońce wszystko zrekompensowało. A w Iwanowicach jadę a za mną jakieś auto, nagle zaczyna mnie wyprzedzać, i czuję że mnie mija, a coś nad moją głową przecina powietrze, ależ się przestraszyłem! Okazało się że chłop wiózł wystającą pod kątem rynnę... Jakiś absurd, dobrze że chłop miał jakiekolwiek wyczucie dystansu z tym syfem, bo jeszcze by mnie dziś zdekapitowano. W pierwotnych planach miałem odbić w Niegardowie na Luborzyce, ale że chciałem maksymalnie skorzystać z pogody zdecydowałem że pociągnę do Proszowic, tam jakieś wiejskie debile wracające ze szkoły jakimś gratem jechały i darły się do mnie więc pociągnąłem za nimi do centrum tego jakże wspaniałego miasta, ale niestety ich nie złapałem żeby powiedzieć po swojemu co myślę o wiejskim gównie... Nie ważne. Objechałem miasto ich 'obwodnicą' i dalej udałem się główną drogą w kierunku Krakowa, ale że niezbyt przyjemnie się jechało bo co chwilę miały mnie tiry odbiłem w Biórkowie Małym, na ten Wielki i pojechałem już dalej dobrze znaną drogą z Niegardowa do Luborzycy. Niestety przez kilka kilometrów droga to dziura na dziurze, ładnie, ale szkoda kół... Po dotarciu do Luborzycy znów skierowałem się na główną drogę do Krakowa tylko po to żeby chwilę potem odbić na Prusy a dalej do Więcławic, Prawdę i powrót do Krakowa wzdłuż zbiornika Zasławice. Tam też śmieszna sprawa (niestety nie zdążyłem zrobić foto) na polo wzdłuż drogi biegła sarna, biegła niewiele szybciej niż ja jechałem, ale nagle odbiła żeby przeciąć drogę i nagle wypada przede mnie, ale nie żeby to było niebezpieczne, bo ona pokonała całą szerokość drogi jednym skokiem! No i dalej poleciała gdzieś w pola, ostatnio mam jakieś duże szczęście do saren, albo tak się ich namnożyło? Wracając do domu zaglądnąłem do zakładu wulkanizacyjnego podpytać o pewną kwestię i dalej już do domu. Jechało mi się tak dobrze że sądzę że wieczorem też gdzieś pojadę, oczywiście o ile pogoda się utrzyma bezdeszczowa.
To ciekawe, ponoć w większości Polski brzydka pogoda, że pada deszcz, bądź śnieg, a u nas... proszę! Piękna pogoda, trzeba korzystać.
.
.

Przed Proszowicami też ładna pogoda, jedynie jakieś wiejskie głupki mnie zdenerwowały zajeżdżając mi drogę i drąc się jak kupa gówna.
.
.

.
.

A oto, rondo w Biórkowie Wielkim :P nie wiem czy to rondo, czy nie mogli przenieść krzyża który tu stoi od zawsze, ale jadąc na wprost można by skończyć słabo...
.
.

A tu ujęcie 'ronda' nie pod słońce.
.
.

Piękny drewniany Kościół w Biórkowie Wielkim z XVII w.
.
.

Niebieskie niebo i słońce towarzyszyło mi do końca tej wycieczki, oby tak dalej!
.
.
.
.
- T. odczuw.2 °C
- Wiatr 9 km/h
- Porywy 20 km/h
- Chmury 20-30% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1014 hPa
- Wilgotność 69 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Godzina wyjazdu - 19. Tak jak mówiłem tak też się stało, z racji że wieczór nie przyniósł deszczu postanowiłem wykorzystać wolny wieczór na jazdę, a że plany jeszcze się zmieniły że nie miałem nic już później do roboty mogłem sobie spokojnie pojechać w mrok. W Krakowie postanowiłem że skorzystam ze ścieżek rowerowych, później kiedy dotarłem już do Batowic droga poprowadziła mnie przez Książniczki, Więcławice, Pietrzejowice, Prusy, no i powrót do Krakowa, po drodze musiałem jeszcze wstąpić do mieszkania bo ostatnio zapomniałem kilku rzeczy i później już do domu. Bardzo przyjemnie się jechało, choć wydawało mi się że zajęło mi to o wiele dłużej czasu niż na prawdę, a no i jechałem jeszcze dodatkowo obciążony bo miałem plecak a w nim buty, w pierwotnych planach miałem zaliczyć zakupy jeszcze, ale zostawiłem to na jutro. Lampki dobrze działają, najlepszym na to przykładem jest to że kierowcy jadący na długich światłach zdecydowanie wcześniej mnie zauważają i je wyłączają niż wcześniej, a no i w sumie jedynym mankamentem dziś, był na prawdę duży ruch, sądzę że o wiele większy niż w dzień!

Wieczorny kościół w Więcławicach Starych. Lubię tą miejscowość, ładnie oświetlona, zadbana, czysto, widać że komuś się po prostu chcę.
.
.
.
.
- T. odczuw.2 °C
- Wiatr 9 km/h
- Porywy 20 km/h
- Chmury 20-30% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1014 hPa
- Wilgotność 69 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:82.83 km
Maks. pr.:52.30 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:
15.01.2014
Środa, 15 stycznia 2014 · dodano: 15.01.2014 | Komentarze 0
Nie mam czasu ani ochoty na czas na wpis, dziś słabo dzień tak jak i pogoda. Rano trenażer, później runda przez Książniczki, Więcławice, Luborzyce, Prawdę. Zbieram siły i ochotę na jutro!Nawet pomysłu na tytuł nie mam, żena dziś...
- T. odczuw.0 °C
- Wiatr 18 km/h
- Porywy 40 km/h
- Chmury 90-100% nieba
- Opady 3 mm / 12 h
- Ciśnienie 1009 hPa
- Wilgotność 85 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
Kategoria Trening
Dane wyjazdu:
Dystans:27.53 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:Union Arizona
Przygód ciąg dalszy.
Wtorek, 14 stycznia 2014 · dodano: 14.01.2014 | Komentarze 2
No i nie było po co na siłę dokręcać wyniku bo okazało się że i tak musiałem znów wyjść, a jak najlepiej kręcić się po mieście od 15 do 18? Oczywiście na rowerze, wybrałem więc holendra, bo uznałem że to najlepszy pojazd na takie warunki. Mogłem się zreflektować co ja robię bo wychodząc zawadziłem nim o miskę i ją rozbiłem, ale cóż, posprzątałem i wyszedłem... Po przejechaniu ok 5 km wyjątkowo lekkiego kręcenia stało się to czego nie bardzo się spodziewałem, czuję że coś rzęzi, a koło trze o ramę, zatrzymuję się patrzę, a tam ta dziwna linka do zmiany biegów wewnątrz koła wypadła, chwytam za śrubę dokręcającą koło, a ona odpada, zaczep błotnika i koszyka też wyskakuje... koło się przesunęło a ja bez klucza '15' nie mam szans nic zrobić bo nie jestem w stanie palcami dokręcić tej śruby... z racji że byłem umówiony za 30 minut w Radiu Kraków, uznałem że nie mam czasu na powrót do domu i muszę jakoś dotrzeć tam, tak więc trochę prowadząc, trochę jadąc po prostej jakoś dotarłem na styk na miejsce i na razie pozostawiłem rower... W radiu okazało się że jest pan konserwator i pożyczył mi klucz, no i jakoś udało mi się rozprawić z tym defektem, choć i tak słabo, bo okazało się że to gwintowanie śruby poszło... Jechałem więc bardzo spokojnie co jakiś czas sprawdzając czy nic nie odpada, załatwiłem jeszcze jedną kwestię, w między czasie dostałem info że kolejne plany się posypały i muszę jechać jeszcze po kota i go przewieźć do drugiego mieszkania. Z racji że jakoś się jechało postanowiłem że dojadę do mieszkania, tam się ogarnąłem z rzeczami, zapakowałem kota, no i jeszcze dokręciłem te śruby bo trochę się obluzowały, no i tak pojechaliśmy, kot w nosidle przyczepiony do koszyka, bo do środka nie mogłem go zmieścić, na plecy wypchany plecak, na całe szczęście droga powrotna to już raczej w dół. Kot bardzo spokojny i wydawał się być zadowolony, już dawno nie mieliśmy przyjemności razem jechać na rowerze :) teraz po tych emocjach już poszedł spać, mnie też chyba to czeka za niedługo :P kurde przez te dodatkowe emocje wszystko zajęło mi przeszło 3 godziny! W sumie szybciej bym chyba to załatwił wszystko chodząc...
Oto mój kot podróżnik, wystarczy wyciągnąć jego transporter żeby szybko siedział w środku, ale jednak chyba jazdę na rowerze lubi najbardziej, bo w samochodzie to cuduje, a tu spokojnie siedzi i podziwia świat :)
Kategoria Miasto