Info
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie.




Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2016, Sierpień8 - 1
- 2016, Lipiec34 - 0
- 2016, Czerwiec28 - 0
- 2016, Maj29 - 2
- 2016, Kwiecień30 - 0
- 2016, Marzec34 - 7
- 2016, Luty36 - 14
- 2016, Styczeń29 - 2
- 2014, Sierpień2 - 0
- 2014, Lipiec20 - 4
- 2014, Czerwiec24 - 6
- 2014, Maj32 - 18
- 2014, Kwiecień24 - 3
- 2014, Marzec29 - 27
- 2014, Luty29 - 33
- 2014, Styczeń37 - 46
- 2013, Grudzień41 - 60
- 2013, Listopad49 - 8
- 2013, Październik40 - 0
- 2013, Wrzesień7 - 0
- 2013, Sierpień10 - 1
- 2013, Lipiec15 - 0
- 2013, Czerwiec11 - 0
- 2013, Maj7 - 0
- 2013, Kwiecień34 - 4
- 2013, Marzec33 - 0
- 2013, Luty31 - 0
- 2013, Styczeń35 - 0
- 2012, Grudzień14 - 0
- 2012, Listopad43 - 4
- 2012, Październik29 - 0
- 2012, Wrzesień26 - 3
- 2012, Sierpień41 - 38
- 2012, Lipiec47 - 5
- 2012, Czerwiec39 - 8
- 2012, Maj43 - 3
- 2012, Kwiecień40 - 1
- 2012, Marzec39 - 27
- 2012, Luty26 - 8
- 2012, Styczeń12 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2014
Dystans całkowity: | 2902.51 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 53:08 |
Średnia prędkość: | 27.58 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.80 km/h |
Suma podjazdów: | 14162 m |
Maks. tętno maksymalne: | 193 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 129 (65 %) |
Suma kalorii: | 4181 kcal |
Liczba aktywności: | 37 |
Średnio na aktywność: | 78.45 km i 4h 49m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
Dystans:100.00 km
Maks. pr.:53.40 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:677 m
Rower:
Już wiem co oznacza być soplem lodu!
Wtorek, 14 stycznia 2014 · dodano: 14.01.2014 | Komentarze 2
Heh byłem przekonany że dzisiejszy wyjazd będzie zatytułowany "na pomoc bolącym nogą", ale pogoda mocno zweryfikowała moje późniejsze odczucia. No dobra po kolei, wstałem znów z bolącymi łydkami, sam nie wiem czy to mogą być zakwasy od łażenia, ale że wczoraj po jeździe czułem się lepiej, postanowiłem że dziś też się podleczę swoimi metodami, plan był prosty, runda przez Iwanowice, Niegardów, do Luborzycy. Na początku jazdy oczywiście wszytko stało pod znakiem łydek, ale po ok 15 km zaczęło kropić, a wiatr wiał zupełnie nie z tego kierunku skąd zapowiadali, no ale za to zaczynałem czuć się coraz lepiej i lepiej. Przed dotarciem do Niedźwiedzia znów natrafiłem na grupkę 3 saren, to już siódmy przypadek kiedy natrafiam na trojaczki, niestety byłem zbyt daleko żeby wyszło dobre zdjęcie. Później po obraniu kursu na Proszowice zastanowił mnie widok kur, jest połowa stycznia a tu stado ze 40 kur grzebie sobie na jakimś polu przy drodze, heh no przyznaje to dziwne trochę :P
To już 7 raz kiedy trafiam na grupę saren w liczbie 3.
.
.

Stado kur w połowie stycznia grzebiących sobie przy drodze, oby tak co roku! :)
.
.
No i tu zaczynają się schody i zabawa, bo im dalej na wschód i zbliżałem się do Niegardowa deszcz zaczął się wzmagać, aż kiedy za Czechami lunęło jak z cebra! Miałem w tym momencie dokładnie 45 km i postanowiłem że nie ma bata żebym jechał dalej w tej ulewie, zwłaszcza że później droga jest bardziej kręta i zdecydowanie gorsza, zdecydowałem że zawrócę i pojadę tą samą drogą którą przyjechałem, może uda mi się wyprzedzić deszcz. Jak się okazało trochę źle to zaplanowałem sobie, bo deszcz najwyraźniej nie nadszedł ze wschodu, a z północy i droga która chwilę wcześniej jechałem i była lekko mokra teraz była już zupełnie zalana, a z nieba lało się mocno, no oczywiście na mnie też się lało. No, ale się jechało jakoś zwłaszcza że nogi się dobrze rozkręciły, ale to nie koniec przygód, w pewnym momencie zacząłem słyszeć jakieś dziwne 'skrzypienie' ubrania kiedy trochę zmieniłem pozycję na rowerze niż dotychczas, uznałem że to przez to że ubranie jest mokre, jednak kiedy po jakimś czasie chciałem przetrzeć szybkę licznika a woda nie zeszła przekonałem się co to jest, wszystko pokryło się warstwą lodu! Rower, moje ubranie, kask, wszystko w lodzie, tylko części mojego ciała które gdzieś się zginały, bądź ruszały nie były soplem lodu, nawet hamulce zamarzły, tzn przy hamowaniu nie było od razu momentu hamowania tylko mały szczęk pękania lodu i dopiero samo hamowanie. Coś niewiarygodnego! Jedyne co mi nie zamarzło to moje picie w nowym bidonie termo, fajna sprawa napić się czegoś w miarę ciepłego, zazwyczaj jak coś piłem to czułem najpierw uderzenie zimna w dziąsła, a dziś... francja-elegancja :P

Chwilę wcześniej ten odcinek drogi był suchy, ale jak lunęło to na całego!
.
.

Dobrze że to lód a nie woda, bo ktoś by jeszcze pomyślał że się posikałem z wrażenia :P
.
.

Rączka też mi się przestała zginać.
.
.

Taki kask pokryty lodem zwiększył swoją wagę co najmniej dwukrotnie!
.
.
Całe szczęście że temperatura nie była na tyle niska że to wszystko zaczęło zamarzać na drodze, bo było by bardzo nie ciekawie, może i mam nową oponę na deszcz i śliskie warunki, ale myślę że na lodzie to nie wiele by pomogło, choć i tak całe szczęście że już ją mam na kole i przyczepność się zdecydowanie zwiększyła. Reszta drogi to nic innego jak ciśnięcie jak najszybciej aby dotrzeć już do domu, bo jednak ręce i stopy już mocno się wymroziły. A od Batowic śmiesznie, bo jechał za mną radiowóz policji aż do skrętu do domu, nie wiem, ale oni chyba mnie eskortowali, jechali na tyle daleko że nie przeszkadzało to, jeśli tak było to dzięki chłopaki! :P Po dotarciu do domu rower do wanny i szybki prysznic i wreszcie zdjęcie tych sztywnych ubrań! No cóż, zanosił się nudny przejazd, a wyszła niezła przygoda. Po obeschnięciu roweru wpiąłem go w trenażer i dokręciłem 8 brakujących kilometrów do 100 dzisiejszego dnia.

To brzydkie coś na widelcu to nie błoto, to warstwa lodu! mniej więcej cały przód roweru tak wyglądał, włącznie z owijką kierownicy w miejscach gdzie nie trzymałem jej.
.
.

A tu jeszcze raz spojrzenie na moje spodenki, niezbyt dobrze to wygląda :D ale no, mówi się że jajka powinny mieć o 2/3 stopnie mniej niż reszta ciała, myślę że moje dziś miały ze 20/30 stopni mniej :P
.
.
.
.
- T. odczuw. 0 °C
- Wiatr 8 km/h
- Porywy 13 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 0.1 mm / 12 h
- Ciśnienie 1011 hPa
- Wilgotność 75 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:81.54 km
Maks. pr.:53.70 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:531 m
Rower:
Powrót do Krakowskiej rzeczywistości.
Poniedziałek, 13 stycznia 2014 · dodano: 13.01.2014 | Komentarze 2
Dziś obudziłem się niestety już w Krakowie... W dodatku łydki bolą jak dawno już nie, w życiu bym nie powiedział że chodzenie po mieście może tak mnie wymęczyć, widać przez to że to tak różna forma aktywności od jeżdżenia, inaczej mięśnie muszą pracować, bo nie sądzę że moje nogi są za słabe :) no ale skoro powrót do rzeczywistości rozpocząłem dzień od krótkiej sesji na trenażerze, po wyklarowaniu się poranka przejazd do mieszkania co by zająć się już kotem który gościł u siostry, pojechałem sobie przez Nową Hutę, żeby trochę ogarnąć jak się jedzie na nowej oponie i kilku innych ustawieniach roweru. Po ogarnięciu kilku rzeczy w mieszkaniu, odkarmieniu kota i dopasowaniu nowych opon do 928 wyjazd na wycieczkę na zaprzyjaźnioną rundę przez Książniczki, Więcławice, Luborzyce, Prusy. Jechało się przyjemnie, bo super pogoda, słoneczko, wiatr nie przeszkadzał, ale jednak muszę się bardziej ogarnąć, bo te łydki już po 40 km bolały jak już dawno nie, w sumie to chyba tyle, spokojny start w nowy rok, bo tak naprawdę to dla mnie rok zaczął się właśnie w Bergamo dwa dni temu, po to właśnie tam pojechałem żeby zerwać ze starym rokiem, z małą obsuwą wprawdzie, ale tak mi się podoba, tak więc miejmy nadzieje że 2014 będzie jeszcze bardziej rowerowy niż do tej pory. No a jakie postanowienie noworoczne? 100 km/dzień, nie będę jeździł 100 km codziennie, czasem więcej, czasem mniej, czasem nic, ale chcę żeby średnia z dni jeżdżonych wychodziła ok 100 km. No to wbrew całej Polsce która zaklina pogodę o śnieg, ja się modlę, żeby dalej to tak gładko wyglądało i sprzyjało wszystko moim planom, zwłaszcza tym wiosennym :) Pozdro dla ładnej Pani kolarki spotkanej dziś na trasie, no chyba że to nie była pani... to sory :D*dziwnie tak dawać wpis bez zdjęć, jakoś w ostatnim czasie praktyczne tylko takie były :P ale dziś raz że nic mnie nie urzekło, a dwa jednak poniżej 10% baterii nie chciałem eksploatować telefonu.
.
.
- T. odczuw.2 °C
- Wiatr 4 km/h
- Porywy 7 km/h
- Chmury 20-30% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1019 hPa
- Wilgotność 59 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki
Dane wyjazdu:
Dystans:21.30 km
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:
Dzień w Bergamo pod znakiem Bianchi!
Sobota, 11 stycznia 2014 · dodano: 13.01.2014 | Komentarze 0
Dziś jest ten dzień! Jadę po raz kolejny do Bergamo, mojego ukochanego miasta! Z racji że lot odbywał się dość wcześnie, nie miałem wiele czasu na jazdę, ale postanowiłem że skoro muszę i tak przejechać do domu żeby stamtąd jechać to mogę to zrobić okrężną drogą przez Nową Hutę i okolice ronda Mogilskiego. Sobota 6 rano, miasto kompletnie puste, tylko ja jadę, ale już myślę o tym gdzie będę za kilka godzin... Nie będę się rozckliwiał nad tym jak bardzo dobrze czuję się w tym mieście, wystarczy tylko że byłem tam 5 razy w ciągu ostatnich 2 lat... :P dodatkowym gigantycznym atutem jest to że w centrum znajduję się najwspanialszy sklep na świecie! Officina Edoardo Bianchi (obecnie coś strona niedomaga...) Officina Bianchi Bergamo - zdjęcia o klasie tego sklepu świadczyć może doborowe towarzystwo innych sklepów takich jak: Rolex, Cartier itp... no i jeszcze jeśli ktoś by chciał może pojechać 30 km od miasta do Treviglio gdzie znajduję się fabryka Bianchi, gdyby ktoś chciał oto relacja z wizyty w fabryce Bianchi. Uwielbiam to miasto i ten region Włoch, jeszcze kiedy jest się tam w weekend i wylegną setki szos na ulice i słyszy się charakterystyczne klekotanie bębenków czuję się jak w raju, a w dodatku widoki samego miasta zapierają dech w piersiach! Jak ktoś ma ochotę tu relacja Jakuba Porady z TVN który ostatnio miał reportaż o tym mieście Jakub Porada w Bergamo ja bym was oprowadził po innych, równie pięknych miejscach, ale ten reportaż dość dobrze oddaje charakter miasta. Co do jednego się zgodzę na pewno trzeba się nastawić na dobre drałowanie w górę, ja przez to że mało chodzę dużo jeżdżę przyznam że mam zakwasy w łydkach po tak innym charakterze aktywności :)Zawsze wracając stamtąd mam ogromny niedosyt, czasu - że tak mało, że nie mam roweru ze sobą, że nie wykupiłem całego sklepu itp. ale i tak to mega sprawa że można tam trafić za ok 100 zł! Tak więc polecam każdemu, a gdyby ktoś miał jakieś pytania, myślę że mogę już służyć radą odnośnie mojego ulubionego miasta na świecie! :)

A oto jedna z moich nowych opon, tym razem na mokre warunki, ale obowiązkowo z akcentem celeste! Czyż ona nie jest piękna?! :P Dodatkowo jeszcze kilka gadżetów pokupowałem, no ale powoli kończy mi się lista rzeczy jakie mogę kupić sygnowane logo Bianchi!
Dane wyjazdu:
Dystans:54.21 km
Maks. pr.:52.10 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:247 m
Rower:
Miej oczy szeroko otwarte!
Piątek, 10 stycznia 2014 · dodano: 10.01.2014 | Komentarze 0
Po południowa przerwa w jeździe dobrze mi zrobiła, na tyle dobrze że miałem znów ochotę na pedałowanie. Najpierw jednak musiałem udać się do banku, kiedy i to już załatwiłem miałem ochotę przekręcić rundę przez Balice, ale z racji że zaczęło padać postanowiłem że mogę spokojnie przejechać przez centrum i trochę się pokręcić po mieście bo dawno nie byłem w sercu Krakowa. Później udałem się na miasteczko studenckie i dalej wzdłuż stadionu Wisły, kiedy wyjechałem za tego kloca podmuch wiatru niemal mnie przewrócił ale to i tak było nic w stosunku do tego co się działo na środku błoń które postanowiłem przeciąć na wznak, nie dość że boksowałem w błocie, to jeszcze wiatr zwiewał mnie niemiłosiernie, w końcu dałem się ponieść i odjechałem jakieś 50 metrów od zakładanej ścieżki. Później wymyśliłem sobie jazdę bulwarami do Tyńca wzdłuż Wisły, to był słaby pomysł, ale za to na moście Zwierzynieckim czekał na mnie taki oto widok! Czasem po prostu trzeba mieć otwarte oczy trochę szerzej!
Uważam że to mega zdjęcie, w ogóle dziś super dzień na dobre zdjęcia, pogoda po mojemu!
.
.

A tu piękne niebo nad Skotnikami, niestety czerwoności południa nie udało mi się uchwycić...
.
.
Dalej tak jak wspominałem do Tyńca wzdłuż Wisły, to był najdłuższy mój przejazd na tej trasie, no łeb urywało, no ale dojechałem, a droga powrotna? Idealnie niemal nie trzeba było kręcić, ale ja jeszcze nie jechałem do domu, pojechałem w odwiedziny do rodziny i na pyszny (bezmięsny) obiad! Posiedziałem trochę i w końcu zebrałem się w kierunku domu, ale po drodze zawitałem do kumpla zostawić kilka rzeczy. Z racji że byłem umówiony z moją lubą na drugim końcu miasta za 28 minut wiedziałem że muszę pocisnąć, ale wiatr tym razem był moim sprzymierzeńcem, tak więc się puściłem, trochę za bardzo świrowałem ale jednak w ferworze walki z samochodami nie bardzo się nad tym zastanowiłem. Dotarłem lekko spóźniony ale i tak nieźle poszło, zwłaszcza że piątek po południu nie sprzyja jeździe po mieście. Niemal od razu pojechałem do pobliskiej studni trochę opukać rower i już można wreszcie wrócić do mieszkania. A no i jeszcze tylko zawitałem do sąsiadów po moją paczkę, oczywiście kurier przyjechał kiedy nikogo nie było... A w paczce to wszystko na co tak bardzo czekałem, bidon termo, nowa opona na mokre warunki, świeże dętki, no i najważniejsze, nowe pedały do 928! (zdecydowałem się na te kompozytowe, a nie na karbonowe, cena zwyciężyła). Miły akcent na koniec dnia. :)

Komponują się idealnie, już nie długo sprawdzimy jak się sprawują!
.
.
- T. odczuw.2 °C
- Wiatr 30 km/h
- Porywy 55 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 3 mm / 12 h
- Ciśnienie 1013 hPa
- Wilgotność 70 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:71.30 km
Maks. pr.:57.20 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:602 m
Rower:
Rollercoaster.
Piątek, 10 stycznia 2014 · dodano: 10.01.2014 | Komentarze 0
Dziś miał być dzień odpuszczenia sobie, ale plany planami, a ciało samo się rwie do jazdy. Według prognoz wczoraj miał być piękny dzień, nie był, a dziś miało od rana lać i wiać non stop, a poranek piękne słoneczko, a wiatr raczej przystępny. Tak więc zrobiłem wszystkie swoje rzeczy, rozgrzałem się i ruszyłem, postanowiłem zrobić rundę do Luborzycy + dodatkowe mniejsze rundki po okolicy, dlatego taka trasa bo po pierwsze, czekam na info od kuriera, a tak mógł bym w około 30/45 minut wrócić niemal z każdego z miejsc w których byłem, a dwa, nie mam zapasu dętek, a po wczoraj nie miał bym ochoty ryzykować, a właśnie w tych granicach był bym w stanie wrócić nawet na flaku. No więc wyjechałem, wiało w plecy i świeciło piękne słońce, w Batowicach, przywiało chmury i zaczęło kropić, po 5 km w Książniczkach słońce i sucho, dalej za Więcławicami znów zaszło chmurami niebo, ale miałem wiatr w plecy więc cisnąłem, w sumie do Luborzycy średnia ok 35 km/h całkiem miło :D później droga do Kocmyrzowa i główną drogą do Prus, tu wiatr wiał prosto w pysk i mimo zjazdu w dół ciężko było jechać 30 km/h, później znów zaczęło kropić, w Prusach odbiłem na Więcławice, a później przez Prawdę i wzdłuż zbiornika Zasławice. Tu piękne chmury i przebijające się promienie słoneczne mi towarzyszyły, sądzę że dziś mogły by wyjść piękne zdjęcia gdyby ktoś się zasadził w dogodnym miejscu. Później odwiedziłem mieszkanie, zabrać kilka rzeczy i powrót do domu. Teraz chwila przerwy i znów szykuje się wyjście.
Według dzisiejszy prognoz miało lać cały dzień, a tu proszę słoneczko i jak ciepło!
.
.

Ale patrząc już w drugą stronę, nie wyglądało tak kolorowo, czarne chmury dziś przesuwały się niezwykle szybko, co jakiś czas serwując niewielkie opady.
.
.

Niema co się denerwować jednak tym, bo wystarczy chwilę poczekać i znów słońce.
.
.

Dzięki temu że powrót pod wiatr, mogłem się nacieszyć pięknymi widokami na moje ukochane chmury! Uwielbiam chmury!
.
.

Gdybym miał dziś więcej czasu chętnie bym posiedział i czekał na więcej takich widoków.
.
.
.
.
- T. odczuw.2 °C
- Wiatr 30 km/h
- Porywy 55 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 3 mm / 12 h
- Ciśnienie 1013 hPa
- Wilgotność 70 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:169.92 km
Maks. pr.:52.30 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1348 m
Rower:
Za jakie grzechy! Mam dość tego dnia!
Czwartek, 9 stycznia 2014 · dodano: 09.01.2014 | Komentarze 1
O matko co to był za dzień! W sumie nie chciał bym o tym mówić, ale wiem że z perspektywy czasu będę to wspominał w kategorii przygody. No więc tak poranek oczywiście mega mglisty, ale chyba zanim wstało słońce były lepsze warunki do jazdy niż po wschodzie. Przed wyjściem rozgrzewka i dalej w mglisty świat, no dziś to chyba pogoda przebiła wszystkie poprzednie dni, w mieście dosłownie nic nie było widać, a ja się bałem jechać z samochodami, postanowiłem nie szaleć i spokojnie wyjechać z miasta chodniko-ścieżkami, jeszcze na początku napatoczył mi się jakiś buc z psem i mnie nie chce mnie przepuścić przepuścić bo to jego chodnik!, skąd się biorą tacy ludzie?! Ech... no nic, miałem przynajmniej pozytywne nastawienie że później będzie lepiej, bo tak oto mówiła wszechwiedząca prognoza. A plan był taki żeby pojechać do Buska, przez Proszowice i Kazimierze, a wrócić przez Nowy Korczyn i Nowe Brzesko. Już na początku wiedziałem że to może być zbyt ambitny plan na dziś, ale postanowiłem spróbować. Po wyjeździe z Krakowa z mgłą nie zrobiło się lepiej, wręcz gorzej, przynajmniej na moich znajomych trasach ruch mały, więc obawy mniejsze.
Mimo niekorzystnego poranka, postanowiłem jechać dalej, według prognozy później ma być piękny dzień!
.
.

Jednak po pewnym czasie zacząłem się obawiać że cały dzień będzie taki, bo im dalej w las, tym robiło się gorzej.
.
.

Tak, tak, a oto piękne, cieplutkie słoneczko, nic tylko się opalać!
.
.
Ale, kiedy już zrezygnowany rozpocząłem podjazd pod Więcławice (nie wiem ile tam może być różnicy wzniesień, może z 80-100 metrów) pogoda zaczęła się zmieniać, słońce zaczęło coraz mocniej świecić, aż nagle wyjechałem ponad mgłę! Później do Luborzycy znów zjazd, a na dole jeszcze bardziej gęsta mgła, dalej droga prowadziła do góry i znów spoko pogoda, zjeżdżając do Niegardowa znów mgła... Tu już nie było mi do śmiechu bo miałem jechać dość ruchliwą drogą do Proszowic, ale na szczęście kierowcy dziś na prawdę zachowywali się przyzwoicie i mijali mnie szerokim łukiem, widać że nowe lampki dają radę.

No i tak wyglądało moje pół dnia, w dole mega mgła, a po każdym, nawet niewielkim podjeździe robiło się ładnie.
.
.
Zbliżając się do Proszowic mgła zaczęła jakby odpuszczać, wybrałem drogę przez obwodnicę i tam zaczął się początek końca, po kilku minutach słyszę syk, zatrzymuję się no i sprawdziło się, kapeć w przednim kole. Jeszcze wtedy miałem energię, więc szybko zabrałem się za wymianę gumy, postanowiłem pojechać do miasta i znaleźć tam wulkanizatora który by mi dobił mocniej koło, bo tą moją ręczną pompeczką to se mogę machać :P chwilę się pokręciłem i znalazłem pomoc. Już wtedy miałem duże opóźnienie względem planu, bo raz że przez mgłę jechałem dużo wolniej, to dwa; w sumie z 30 minut straciłem na tej gumie. Postanowiłem że nie będę się zaginał i dojadę do Wiślicy i tam odbiję na Korczyn. Tak więc pojechałem do Kazimierzy główną drogą, jechało się spoko, bo wyszło wreszcie słońce, ale na początku czułem okropne zimno, jednak taki przestój dość mocno mnie wychłodził. W Kazimierzy się posiliłem i ruszyłem dalszą drogą w stronę Buska Zdrój. No i ok 5-8 km za Kazimierzą los po raz drugi dał znać o sobie... Znów czuję że opona się jakoś mocno ugina, zatrzymuję się, oczywiście kapeć, w tym miejscu zwątpiłem we wszystko już! W sumie chyba z 15 minut mi zajęło zanim się ogarnąłem i wziąłem za wymianę (zapas na dziś to 2 dętki, niestety nie miałem łatek) Kiedy wymieniłem gumę, uznałem że los mi nie sprzyja wybitnie dziś do jazdy dalej w tym kierunku i muszę zawrócić, a zresztą i tak nie dał bym rady jechać jakoś mega daleko z tak miękkim kołem, zawróciłem więc do Kazimierzy w poszukiwaniu kolejnego zakładu wulkanizacyjnego. W końcu trafiłem na takowy, kiedy pan zapytał ile chcę nabić powiedziałem że ok 6 bar, on nic nie powiedział i trzyma ten pistolet, widzę że strzałka zbliża się do ósemki i słyszę syk, co się okazało, wentyl na łączeniu z gumą puścił i powietrze uciekało! Co to ma być, po prostu niewiarygodne fatum, 3 gumy w jeden dzień?! KOSMOS! Na szczęście okazało się że po zejściu dużego ciśnienia przestało uchodzić, nie wiem ile tam mogło być w oponie może 2-3 bar ale mimo wszystko dało się jechać, a jak coś to mogłem zawsze sam dopompować, bo tyle to i moje pompka uciągnie... Nie bardzo wiedziałem czy śmiać się czy płakać, bo do domu miałem ok 70 km a jazda na miękkiej oponie to nie zbyt przyjemna rzecz. No i włączyło się kminieni 'jeśli zdarzyło się już tyle to co jeszcze?!' no i tak jechałem, z głową szumiącą ze złości i obaw o dalsze km. W dodatku każdy podjazd, zjazd i skręt to dla opony było dużo za dużo i obręcz niebezpiecznie się zbliżała do ziemi, jedynie jazda po płaskim i odchylenie całego ciężaru na tylne koło nie wpływało na warunki jezdne roweru. Nie wiem ile razy się zatrzymywałem żeby dopompowywać koło, myślę że ok 6/7 razy, ale nie przejmowałem się tym, najważniejsze że mogłem jechać. W sumie to niczym się nie przejmowałem, ani widokami, ani samochodami, chciałem być już w domu! No jedynie po dotarciu z powrotem do Proszowic zastałem łady widok, a później już tylko szarość (w sumie teraz tak myślę że prognoza to kicha, gdzie to piękne słońce które zapowiadali?). No i tak jechałem sobie spokojnie, powoli do Krakowa, to chyba mój rekord w długości trasy z Proszo do domu, niechlubny rekord... W końcu jednak jakimś cudem udało mi się dotoczyć pod dom, w samym Krakowie znów wybrałem przemieszczanie się chodnikami i ścieżkami rowerowymi. Dojechałem umordowany, zdegustowany, ale szczęśliwy że jednak bez 'większych' przygód wróciłem.

Droga powrotna do Krakowa, takie to widoki mi towarzyszyły od Proszowic do domu. W sumie to chyba takie, przyznam że nie byłem zbyt skupiony na oglądaniu co się dzieje wokół mnie...
.
.
W mieszkaniu zdecydowałem że dopóki nie opadłem jeszcze z sił, muszę pojechać po dętki, dla siebie, bo już nie mam na czym jeździć, a łatek też brak, oraz tą zaległą do holendra, a wczoraj zapowiedziałem się że je dziś odbiorę. Tak więc zrzuciłem kilka zbędnych ciuchów, wyrzuciłem inny balast, zamieniłem przednie koło (wziąłem to od treka, wprawdzie tam opona typu slick, ale po mieście się nada) i pojechałem bulwarami Wisły, spokojnie do mojego zaprzyjaźnionego sklepu. Nie pobyłem tam długo bo czułem że już opadam z sił, powrót niemal identyczną trasą wzdłuż Wisły, a na osiedlu podjechałem pod pobliski hydrant i tam opukałem trochę rower, bo mimo że błotniki osłaniają dobrze mnie i górę roweru, to jednak dół cały w błocie... Po powrocie do domu szybko się przebrałem i wyszedłem do sklepu, wiedziałem że jak nie pójdę od razu to później nogi mi zabetonuje i na pewno nie pójdę, a jeść trzeba! No i tak się kończy ten dzień, przynajmniej ta część rowerowa... Wieczorem wymiana tych dętek mnie jeszcze czeka, ale to raczej w kategorii relaksu, podobnie jak teraz robienie tego wpisu :)

Oto moje dzisiejsze trofea! 3 żmije! Ileż się nadenerwowałem i to z powodu jakiegoś kawałka gumy z wentylkiem...
.
.
Wiem że moje dzisiejsze przygody nie są jakieś spektakularne, w skali poważnych uszkodzeń roweru jak pęknięte koło, a o wypadku już nie wspomnę, ale jednak poziom pecha na jeden dzień to chyba lekka przesada, prawda? No ale cóż, powiedzenie 'co Cię nie zabije, to Cie wzmocni' wydaje się być bardzo zasadne dziś, czuje że moje nogi, mimo nie mega dystansu są na prawdę mocno zmęczone, zresztą tak jak i ja, zwłaszcza psychicznie, ale przynajmniej jest ta pozytywna myśl że udało mi się wytrwać do końca i jakoś sobie poradzić mimo że los wybitnie nie sprzyjał. No i tak właśnie znów kończy się moje planowanie, już nie wiem który raz nie jestem w stanie dojechać do tego Buska od tej strony :P no cóż, może następnym razem! Ale wtedy będę zabezpieczony, najlepiej w ok 10 dodatkowych dętek! :D
.
.
.
.
- T. odczuw.8 °C (wyjazd ok 1 stopnia)
- Wiatr 14 km/h
- Porywy 25 km/h
- Chmury 20-30% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1017 hPa
- Wilgotność 71 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:164.40 km
Maks. pr.:62.30 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1093 m
Rower:
W styczniu jak w marcu, w marcu jak w garncu, a ja jeżdżę i karmię kaczuchy!
Środa, 8 stycznia 2014 · dodano: 08.01.2014 | Komentarze 2
Skoro inni mogą to ja też, założenie było takie że dziś jeżdżę cały dzień w okolicach domu, tak aby móc wracać, jeść, przebierać się itp. Oczywiście miałem wstać przed świtem i tradycyjnie zaspałem. Ale znów nie żałowałem bo rano warunki do jazdy dupiaste. Tak więc rano chmury, mgła, mokro, ale jednak ruszyłem mimo wszystko, bo może prognozy się nie zawsze sprawdzają, ale jak im się sprawdzi z tym weekendowym atakiem zimy to średnio widzę dalszą jazdę. No więc o poranku dziesięciokilometrowa sesja trenażerowa, a później ruszamy. Na dziś miałem zaplanowane trzy wyjazdy na 3 różne rundy, wyszły 2, ale i tak jestem zadowolony i przekonałem się do takiej jazdy z powrotem na chwilę do domu.
No więc pierwszy wyjazd ok 8.30 na rundę przez Batowice, Książniczki, Masłomiącą, Zerwaną, Iwanowice, Słomniki, Niegardów, Luborzyca, Więcławice, Prawda. Pogoda rano dramatyczna, ciemne chmury, wieje, ale po pewnym czasie zaczęło świecić słońce, żeby nagle zaczęły się kotłować czarne burzowe chmury z których zaczęło całkiem mocno padać. Ale z racji że postanowienie było mocne że będę jeździł, zdecydowałem nie odpuszczać. A w dodatku miałem przygotowane dużo suchego chleba dla kaczek, więc nie mogłem nic zmieniać. Po pewnym czasie pogoda znów zaczęła się zmieniać, deszcz zanikł, ale pojawiła się mgła i ciemne kłębiaste chmury, nie wiele mam do pisania odnośnie trasy bo znana na wskroś, więc pokonałem ją niezwykle szybko i gładko, jedyne co to pogoda dziś na prawdę atrakcyjna, po około 30 minutach dość silnego wiatru w miejscu gdzie byłem wcześniej i były tam czarne chmury teraz rozpościerało się piękne niebieskie niebo, po drodze zatrzymałem się przy jeszcze jednym zalewie i kolejne kaczuchy nakarmiłem. A wracając odwiedziłem zbiornik Zasławice i tam nakarmiłem Łabędzie, śmieszne ptaszyska, jeden zaczął się na mnie drzeć kiedy chleb się skończył. Później powrót do domu i godzinka przerwy, załatwiłem kilka istotnych mailowo rzeczy i zjadłem coś, nawet się nie trzeba było bardzo rozbierać i można było ruszyć dalej!

Poranek, bardzo dziwnie, wyjechałem z mgły, zaczęło świecić słońce, ale w górze majaczyły ciemne złowieszcze chmury.
.
.

Niby ciepło a jeziorko zamarznięte, tym bardziej się ucieszyłem że mogę nakarmić kaczuchy! A jak one komicznie się ślizgały na tych swoich łapkach :)
.
.

No a taka pogoda się zrobiła po około godzinie jazdy, zaczęło padać, wiać i ogólnie bardzo nie sympatycznie, na szczęście postanowiłem nie odpuszczać.
.
.

A takie niebo zrobiło się po około 30 minutach! Absurd!
.
.

A tu niebieściutkie niebo nad okolicą gdzie byłem mniej więcej godzinę wcześniej...
.
.

Dzisiaj łabędzie też skorzystały z mojej chlebowej dobroci- tu te z zbiornika w Zasławicach. A odjeżdżając jeden zaczął na mnie się drzeć że nie ma więcej...
.
.
No więc po odpoczynku ok 13 ruszyłem na drugą wycieczkę, teraz postanowiłem zaliczyć trasę w kierunku Sanki. Tak więc znów ten sam kierunek co ostatnimi dniami, ale jakoś wolę tak, niż robić dwa razy w ciągu jednego dnia tą samą trasę. Tak więc przez miasto do Balic, w Morawicy odbiłem na Cholerzyn a tam skierowałem się na Sankę, tam miałem pojechać przez Rybną, ale dostałem informacje że sekretariat do którego miałem się udać jest czynny do 15, a więc miałem tylko godzinę na przejechanie około 30 km, postanowiłem zawrócić i jechać łatwiejszą, może nie krótszą, ale na pewno szybszą trasą. Tak więc powrót do Cholerzyna, tam odbiłem na Liszki, Piekary, przeprawa przez Wisłę przy Kolnej i droga powrotna do miasta bulwarami. Na tej pętli towarzyszyła mi przepiękna pogoda, niemal bezchmurne niebo, słońce, jedynie wiatr dalej wiał jak wcześniej. Na szczęście kiedy obrałem powrotny kierunek miałem niezłą pomoc w plecy tak więc tempo dobrze powyżej 30 km/h tak więc spokojnie dotarłem do sekretariatu jeszcze z zapasem czasu, załatwiłem co miałem do zrobienia, później zaliczyłem mój zaprzyjaźniony serwis, chciałem kupić dętkę do holendra, ale nie było, za to udało się załatwić sprawę kasety wibrującej, brakowało jednej podkładki, teraz powinno być ok, przy okazji umyłem myjką ciśnieniową rower i spokojnie zacząłem powrót do domu, bulwarami Wisły. Na koniec podjechałem pod pracę mojej lubej bo akurat ją kończyła, później jeszcze razem poszliśmy do banku i już powrót do domu. Na tej trasie towarzyszyła mi idealna pogoda, w życiu bym nie powiedział gdybym sam nie doświadczył że rano mogło być tak paskudnie. Teraz wprawdzie mógł bym wyjść jeszcze pokręcić, ale nie ma sensu się zamęczać, teraz czas na przyjemności :) tj. pewnie będę serwisował rower :D

Zielona trawa, niebieskie niebo, ogólnie piękny dzień, aż niewiarygodne że poranek był aż tak odmienny.
.
.

W powrotnej drodze dość mocno cisnąłem żeby się wyrobić, ale droga wybitnie sprzyjała ku szybkiej jeździe.
.
.

A tu piękna sceneria bulwarów wiślanych, jeszcze dziś bardziej przyjemna niż zwykle bo praktycznie nie było ludzi, raptem kilku biegaczy i rolkarzy.
.
.
No więc pierwszy wyjazd ok 8.30 na rundę przez Batowice, Książniczki, Masłomiącą, Zerwaną, Iwanowice, Słomniki, Niegardów, Luborzyca, Więcławice, Prawda. Pogoda rano dramatyczna, ciemne chmury, wieje, ale po pewnym czasie zaczęło świecić słońce, żeby nagle zaczęły się kotłować czarne burzowe chmury z których zaczęło całkiem mocno padać. Ale z racji że postanowienie było mocne że będę jeździł, zdecydowałem nie odpuszczać. A w dodatku miałem przygotowane dużo suchego chleba dla kaczek, więc nie mogłem nic zmieniać. Po pewnym czasie pogoda znów zaczęła się zmieniać, deszcz zanikł, ale pojawiła się mgła i ciemne kłębiaste chmury, nie wiele mam do pisania odnośnie trasy bo znana na wskroś, więc pokonałem ją niezwykle szybko i gładko, jedyne co to pogoda dziś na prawdę atrakcyjna, po około 30 minutach dość silnego wiatru w miejscu gdzie byłem wcześniej i były tam czarne chmury teraz rozpościerało się piękne niebieskie niebo, po drodze zatrzymałem się przy jeszcze jednym zalewie i kolejne kaczuchy nakarmiłem. A wracając odwiedziłem zbiornik Zasławice i tam nakarmiłem Łabędzie, śmieszne ptaszyska, jeden zaczął się na mnie drzeć kiedy chleb się skończył. Później powrót do domu i godzinka przerwy, załatwiłem kilka istotnych mailowo rzeczy i zjadłem coś, nawet się nie trzeba było bardzo rozbierać i można było ruszyć dalej!

Poranek, bardzo dziwnie, wyjechałem z mgły, zaczęło świecić słońce, ale w górze majaczyły ciemne złowieszcze chmury.
.
.

Niby ciepło a jeziorko zamarznięte, tym bardziej się ucieszyłem że mogę nakarmić kaczuchy! A jak one komicznie się ślizgały na tych swoich łapkach :)
.
.

No a taka pogoda się zrobiła po około godzinie jazdy, zaczęło padać, wiać i ogólnie bardzo nie sympatycznie, na szczęście postanowiłem nie odpuszczać.
.
.

A takie niebo zrobiło się po około 30 minutach! Absurd!
.
.

A tu niebieściutkie niebo nad okolicą gdzie byłem mniej więcej godzinę wcześniej...
.
.

Dzisiaj łabędzie też skorzystały z mojej chlebowej dobroci- tu te z zbiornika w Zasławicach. A odjeżdżając jeden zaczął na mnie się drzeć że nie ma więcej...
.
.
No więc po odpoczynku ok 13 ruszyłem na drugą wycieczkę, teraz postanowiłem zaliczyć trasę w kierunku Sanki. Tak więc znów ten sam kierunek co ostatnimi dniami, ale jakoś wolę tak, niż robić dwa razy w ciągu jednego dnia tą samą trasę. Tak więc przez miasto do Balic, w Morawicy odbiłem na Cholerzyn a tam skierowałem się na Sankę, tam miałem pojechać przez Rybną, ale dostałem informacje że sekretariat do którego miałem się udać jest czynny do 15, a więc miałem tylko godzinę na przejechanie około 30 km, postanowiłem zawrócić i jechać łatwiejszą, może nie krótszą, ale na pewno szybszą trasą. Tak więc powrót do Cholerzyna, tam odbiłem na Liszki, Piekary, przeprawa przez Wisłę przy Kolnej i droga powrotna do miasta bulwarami. Na tej pętli towarzyszyła mi przepiękna pogoda, niemal bezchmurne niebo, słońce, jedynie wiatr dalej wiał jak wcześniej. Na szczęście kiedy obrałem powrotny kierunek miałem niezłą pomoc w plecy tak więc tempo dobrze powyżej 30 km/h tak więc spokojnie dotarłem do sekretariatu jeszcze z zapasem czasu, załatwiłem co miałem do zrobienia, później zaliczyłem mój zaprzyjaźniony serwis, chciałem kupić dętkę do holendra, ale nie było, za to udało się załatwić sprawę kasety wibrującej, brakowało jednej podkładki, teraz powinno być ok, przy okazji umyłem myjką ciśnieniową rower i spokojnie zacząłem powrót do domu, bulwarami Wisły. Na koniec podjechałem pod pracę mojej lubej bo akurat ją kończyła, później jeszcze razem poszliśmy do banku i już powrót do domu. Na tej trasie towarzyszyła mi idealna pogoda, w życiu bym nie powiedział gdybym sam nie doświadczył że rano mogło być tak paskudnie. Teraz wprawdzie mógł bym wyjść jeszcze pokręcić, ale nie ma sensu się zamęczać, teraz czas na przyjemności :) tj. pewnie będę serwisował rower :D

Zielona trawa, niebieskie niebo, ogólnie piękny dzień, aż niewiarygodne że poranek był aż tak odmienny.
.
.

W powrotnej drodze dość mocno cisnąłem żeby się wyrobić, ale droga wybitnie sprzyjała ku szybkiej jeździe.
.
.

A tu piękna sceneria bulwarów wiślanych, jeszcze dziś bardziej przyjemna niż zwykle bo praktycznie nie było ludzi, raptem kilku biegaczy i rolkarzy.
.
.
.
.
- T. odczuw.8 °C
- Wiatr 23 km/h
- Porywy 45 km/h
- Chmury 20-30% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1022 hPa
- Wilgotność 70 %
- Termika chłodno i sucho
- Biomet korzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:171.20 km
Maks. pr.:53.30 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1446 m
Rower:
Z wymiennymi końcówkami.
Wtorek, 7 stycznia 2014 · dodano: 07.01.2014 | Komentarze 4
Sklepy internetowe, jak że one mogą czasem wyprowadzić z równowagi! No nic zrobię wpis, może się uspokoję :)No więc tak, wczoraj znów nie wykorzystałem szansy na dalszą jazdę mimo dobrych warunków, za to dziś znów się wziąłem za jazdę kiedy pogoda trochę siadła. Według prognoz miało być pogodnie, ale wietrznie, zastanawiałem się czy zdjąć błotniki skoro ma być sucho, ale zdecydowałem że zamontuję mniejszą końcówkę dyszla, może będzie mniej stawiała opór, a skoro ją mam to czasem można skorzystać. W założeniu chciałem wstać ok 6, niestety spało mi się za dobrze i wstałem dopiero o 8! No ale nie miałem do siebie żalu o to bo się okazało że dość mgliście i mokro, przynajmniej ruszyłem dopiero jak się pogoda wyklarowała, na a przed wyjściem tradycyjnie rozgrzałem się, tym razem na piętnastokilometrowej sesji w domu.

Nie wiem co przedstawia to zdjęcie, tzn. wiem, ale nie wiem gdzie, zrobiłem to zdjęcie przez przypadek gdzieś jak wyciągałem telefon, ale za to bardzo mi się podoba, no i w sumie dobrze pokazuje poranek w Krakowie.
.
.
Najpierw pokierowałem się przez centrum, a potem bulwarami aż do Tyńca, tam przekroczyłem Wisłę wiaduktem w pobliżu Kolnej, dalej przez Bielany i już do Kryspinowa. Nie wiem co czemu tak, ale w mieście giga ruch, cały czas jakieś dzikie samochody, a jak udało mi się wyjechać poza miasto kompletny spokój. W Kryspinowie skierowałem się Sankę, przez Budzyń i Cholerzyn.

Kryspinów - Podkrakowski zalew, w sezonie jest tu mnóstwo ludzi spragnionych ochłody od miasta.
.
.

Jadąc na zachód miałem pewne wątpliwości gdzie jechać dalej, postanowiłem że wybiorę kierunek gdzie będzie ładniej, tu akurat widok na południe.
.
.

A tutaj północ, chyba to oczywiste że wybrałem pogodniejszą stronę.
.
.
Z Sanki pokierowałem się do Grojca, po drodze miałem ochotę zawrócić bo trafiłem na około trzykilometrowy odcinek tragicznego asfaltu, na szczęście później wszystko wróciło do normy i jazda znów była przyjemnością. Droga prowadziła wzdłuż autostrady przez Nieporaz a później odbiłem do Trzebini, ładna, spokojna droga, jedynie wiatr przeszkadzał.

To mi się podoba! W Grojcu cała miejscowość upstrzona jakimiś drewnianymi rzeźbami, widać że lokalny artysta dba o swoją małą ojczyznę :)
.
.

Widok na stacje kosmiczną, tak naprawdę to tu miał się przenieść RMF a na tą chwilę ponoć to studia nagraniowe tv.
.
.

Wzdłuż drogi ciągną się nieczynne tory kolejowe, fajnie było by tak zdjąć oponę i pojechać takimi torami i zobaczyć gdzie prowadzi taki szlak!
.
.

Droga do Trzebini wzdłuż autostrady, bardzo przyjemna i spokojna trasa.
.
.
Po dotarciu do Trzebini przyznam że trochę się pogubiłem, zamiast trafić na drogę na Olkusz, skierowałem się na Kraków, ale po jakimś czasie autochtoni mi pomogli i już wiedziałem gdzie jechać. Po obraniu kursu na północ jechało mi się słabiej niż się spodziewałem, wiatr powinien być korzystny, a przynajmniej nie powinien przeszkadzać, a tu słabiutko... Przynajmniej trasa pomiędzy Trzebinią a Olkuszem bardzo spoko, dobry asfalt, ładna okolica, no i to czego się obawiałem, mały ruch, podejrzewałem że tu same tiry będą cisnąć, a było ok. W Olkuszu nie zbyt przyjemnie, jakaś nerwówka na ulicach, a na jednych ze świateł skręcałem w prawo, za mną auto się już nie zmieściło na zielonym i zatrzymało się, a tu chwilę później słyszę huk, jakaś pipka skasowała cały tył temu gościowi a sobie jeszcze bardziej przód... No ale nie byłem świadkiem więc pojechałem w swoją stronę, tj. w kierunku Krakowa, a później odbiłem z głównej drogi na Skałę. To chyba jedna z ładniejszych dróg jakie znam, a dziś dodatkowo mnie cieszyła jazda bo ruch zerowy, od Kosmołowa aż do Skały nie wyprzedził mnie żaden samochód! No i jeszcze wiatr na tym odcinku był korzystny tak więc jazda to sama przyjemność.

Pozytywne zaskoczenie, droga z Trzebini do Olkusza, dobra nawierzchnia, mały ruch, ładne leśne widoki.
.
.

Już wam daruję kolejnej fotografii zamku w Pieskowej Skale, ale macie za to maczugę!
.
.
Ze Skały droga poprowadziła mnie prosto w dół do Iwanowic, miałem w planie jechać dalej prosto aż do Proszowic, ale że zaczęło się robić już szaro, zdecydowałem że skrócę trasę, wymieniłem szkła w okularach na bezbarwne i pokierowałem się w kierunku domu. Tak więc przez Zerwaną, Masłomiacą, Więcławice, Książniczki, zaliczyłem jeszcze przejazd wzdłuż zbiornika Zesławice, a na sam koniec podjechałem pod pracę mej lubej bo akurat ją kończyła, chwilę pogadaliśmy, opowiedziałem jej o mojej wycieczce, no a potem jeszcze podjechałem załatwić jedną drobną sprawę. Do domu wróciłem niemal idealnie z zachodem słońca, a tu 'miła' niespodzianka, kot z zawiści że sam został tyle czasu postanowił się zemścić, na wejściu rozwalony po całym mieszkaniu chleb, puzzle rozniesione w drobny pył, ale jak tu się gniewać na takie futrzane cudo?! :)

Chyba koniec dzisiejszego dnia był najładniejszym momentem.
.
.

Ciepłe przywitanie przez kotka... Nie mam pojęcia co on z tym chlebem ma, już nie wiem który to raz wpada żeby tak zrobić z nim! No cóż kot chodzi i robi wszystko po swojemu, ale ja się nie gniewam, ten i tak był przygotowany dla kaczek :)
.
.

A oto moja wymienna, mniejsza końcówka błotnika, już ją po swojemu spersonalizowałem w odblaski, myślę że w taką pogodę żadna ich ilość nie zaszkodzi!
.
.
No i taki to był rowerowy dzień, wygląda na to że wreszcie znudziłem się północą Krakowa, już wcześniej z eksplorowane dobrze miałem południe i wschód, ale zachód do czarna dziura na mojej mapie, a w ostatnich dniach coraz częściej mnie tam coś przyciąga, dzisiejsza wycieczka zdecydowanie mnie zachęciła do dalszej jazdy w tamte rejony. Teraz trochę żałuję że wczoraj nie zdecydowałem się na jazdę w tą stronę tylko kiedy dodatkowo była taka ładna pogoda.
.
.
.
.
- T. odczuw.7 °C
- Wiatr 16 km/h
- Porywy 40 km/h
- Chmury 50-60% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1022 hPa
- Wilgotność 73 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:100.00 km
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:675 m
Rower:
Być jak jeden z trzech króli... w lycrze!
Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 07.01.2014 | Komentarze 0
Jakoś wczoraj nie miałem czasu na wpis, może raczej chęci na to żeby zrobić wpis...Tak więc tradycyjnie, piękna pogoda idealne warunki a mi się średnio chce jeździć... tak więc bez większego pomysłu i ochoty na kombinowanie, tradycyjna trasa kiedy nie ma pomysłu, Batowice, Książniczki, Masłomiąca, Iwanowice, Słomniki, Niegardów, Luborzyca, Więcławice.
Wracając postanowiłem wstąpić jeszcze do mieszkania spotkać się z moimi siostrami, pojechałem więc przez park przy osiedlu a tam? wszędzie schody a jedyna droga pozwalająca dostać się na górę to bardzo kręta, wąska ścieżka, z racji że do okoła poręcze w zakręty wchodziłem 'na łapie' inaczej nie było by szans się wyrobić na zakręcie.

Park przy osiedlu, jedyne miejsce gdzie można spokojnie, bez szwanku wejść w zakręt 'na łapie'.
.
.
- T. odczuw.7 °C
- Wiatr 4 km/h
- Porywy 7 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 1 mm / 12 h
- Ciśnienie 1019 hPa
- Wilgotność 79 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
Kategoria Wycieczki
Dane wyjazdu:
Dystans:7.20 km
Maks. pr.:15.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:Union Arizona
Potrzeba matką... radzenia sobie.
Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 06.01.2014 | Komentarze 0
Z racji że wczoraj rozerwałem dętkę w rowerze a dziś rano koniecznie musiałem się przenieść do domu, a nie chciało mi się prowadzić roweru wpadłem na genialny pomysł wypchania opony papierem i innymi śmieciami :D moje rozwiązanie nie najgorsze, ale nie idelane pozwoliło mi dojechać do mieszkania prawie bez boleśnie, prawie bo koło stukało jak zarzynane ciele :P dobrze że to rano i nie było dużo ludzi, bo jednak trochę tak wstyd się tłuc :) Kategoria Miasto