Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki

Dystans całkowity:29111.63 km (w terenie 5000.42 km; 17.18%)
Czas w ruchu:350:35
Średnia prędkość:29.25 km/h
Maksymalna prędkość:89.80 km/h
Suma podjazdów:161017 m
Maks. tętno maksymalne:192 (96 %)
Maks. tętno średnie:181 (91 %)
Suma kalorii:196595 kcal
Liczba aktywności:312
Średnio na aktywność:93.31 km i 3h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
Dystans:73.50 km
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

No troszkę wieje :P

Środa, 25 grudnia 2013 · dodano: 25.12.2013 | Komentarze 1

No i kurde bez sensu, dziś mam absolutnie wolny dzień i co? Kolejny orkan? No ja wiem że nie mieszkam w zakopanym gdzie wieje przeszło 140 km/h ale no tu też jest ciekawie.

No więc... chyba przez ten halny gorzej też z motywacją bo od rana dość niemrawo mi szło, najpierw udałem się z rodziną i kotem na słoneczny spacer i w końcu około 12 zebrałem się do wyjazdu, myślałem że wieje mocno, ale nie było tak źle bo wiatr wiał ale nie jakiś tragiczny, jedynie podmuchy były bardzo mocno, więc kierownice trzeba było dość mocno trzymać, tak więc pojechałem i zrobiłem spokojną rundę przez Książniczki, Więcławice, Prawdę, dziś to spoko bo drogi niemal puste zupełnie więc ryzyka nie było dużego. Później powrót do domu na obiad (oczywiście wigilijne resztki, ale jakie!)

Drugi wyjazd o 18, może nie z jakichś wielkich chęci a z przymusu, jutro planuję pojeździć przed świtem i po zachodzie więc musiałem udać się do mieszkania gdzie zostawiłem moje dodatkowe oświetlenie, przy okazji postanowiłem pojechać w miasto. Myślałem że wiatr im później tym bardziej się uspokoi, nic bardziej mylnego, on się nasila! Jak po południu wiało i były porywy, to teraz wieje non stop z siłą tych porywów plus jakieś trąby powietrzne, na szczęście w Krakowie pusto, a i tak wykorzystałem ścieżki rowerowe. No tak pojeździłem prawie dwie godziny, spokojnie a mimo to dość mnie wymęczyło, za to zdobyłem oświetlenie i jutro będzie można spokojnie jechać, no chyba że się nie uspokoi ten wiatr, to ja się nie piszę na coś takiego na otwartym terenie... :/

  • T. odczuw. 4 °C
  • Wiatr 23 km/h
  • Porywy 45 km/h
  • Chmury 10-20% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1005 hPa
  • Wilgotność 66 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Miasto, Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:159.40 km
Maks. pr.:57.30 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:2875 m
Rower:

Jaka wigilia taki cały rok?! To ja poproszę!

Wtorek, 24 grudnia 2013 · dodano: 24.12.2013 | Komentarze 0

Wreszcie mogę sobie usiąść na dupie i zrobić wpis... ach, co to był za dzień!

No więc tak, dziś zaliczyłem zaplanowaną na wczoraj trasę, z racji że miałem wszystko przygotowane do wigilii już w ciągu kilko ostatnich dni, miałem dziś czas do południa tylko dla siebie, dobrze że zostawiłem tą trasę na dziś bo piękna pogoda się zrobiła. Wstałem wcześnie i ruszyłem najpierw do Wieliczki, jechało się spoko, choć dość chłodno jeszcze z rana. Po dotarciu do Wieliczki obrałem kurs na Gdów, jakoś ostatnio mimo że narzekałem na tą trasę jakoś miałem jej niedosyt. Od samego początku na tym odcinku towarzyszyło mi piękne słońce choć wiatr (ponoć kolejny orkan) dawał trochę w dupę.

Mimo że słońce dziś jarało w oczy z mega mocą jakoś mi to nie przeszkadzało!

.

.

Czyż nie pięknie?

.

.

Według mnie rośliny już rozpoczęły wegetacje, wiosna idzie!

.

.



Dalsza droga obrała kurs z Gdowa w kierunku Niepołomic. Normalnie nie zbyt lubię ten odcinek, ale dziś miałem wiatr w plecy, słońce w plecy, mały ruch i piękne widoki przede mną!

Cała droga tylko dla mnie!

.

.

W Niepołomicach pokierowałem się drogą przez Ispinę i dalej do Nowego Brzeska, wybrałem tą drogę między innymi dlatego że kilka dni temu był o niej reportaż w tv, o tym że to droga śmierci! Ponoć ginie na niej co najmniej jedna osoba rocznie! No muszę przyznać, wąsko i ludzie tną szybko, ale w sumie nie odbiega jakoś od standardów innych polskich dróg. Dalej droga przecina część Puszczy Niepołomickiej, a tam... mimo że dziś mega ciepło, na drodze gołoledź i mega zimno!

Droga przez Puszczę Niepołomicką, śmiesznie wszędzie suche drogi, w koło ciepło, a tu temperatura kilka stopni niższa a na drodze gołoledź!

.

.


Wisła, dziś wyglądała bardzo dostojnie. Tu z perspektywy mostu w Nowym Brzesku.

.

.

Z Nowego Brzeska obrałem kurs na Proszowice, to też jest fajny odcinek polskich dróg, ładnie, ciekawie no i zazwyczaj pusto. Szkoda że to taki krótki odcinek. W samych Proszowicach znów jakieś kosmosy, ruch jak w jakiejś metropolii! Skąd oni się tam biorą?! No nic, szybko minąłem to miasteczko i ruszyłem w kierunku Słomnik. W planach miałem powrót ok 15, ale z racji że miałem do załatwienia jeszcze jedną rzecz u babci, postanowiłem podkręcić mocno tempo żeby wyrobić się na 14, a przy okazji wyznaczyłem sobie utrzymanie tempa na poziomie 30 km/h. Tak więc odcinek Proszowice- Słomniki łyknąłem niezmiernie szybko, później wprawdzie trochę mnie przytkało, ale trochę obniżyłem kadencję i do Iwanowic już się ciało uspokoiło, dodatkowo wiatr był moim pomocnikiem dziś! To się rzadko zdarza normalnie :) Po dotarciu do Krakowa zaliczyłem przy okazji odwiedziny u babci i wziąłem tort przygotowany na wigilię. Po dotarciu do mieszkania przebrałem się i poszedłem do źródełka umyć jeszcze rower, skoro dziś wszyscy kierowcy chcieli mieć czyste auta i do myjni były kolejki na kilkadziesiąt minut czekania to ja nie mogłem być gorszy.

Droga Nowe Brzesko- Proszowice, nie wiem jak to jest ale tam zawsze jest ładna pogoda!

.

.


Droga Nowe Brzesko- Proszowice, nie wiem jak to jest ale tam zawsze jest ładna pogoda!

.

.

Droga Nowe Brzesko- Proszowice, nie wiem jak to jest ale tam zawsze jest ładna pogoda!

.

.

No i to już koniec, w końcu dotarłem do domu, uważam że to był wspaniały dzień, wspaniała pogoda, wiatr w ogóle nie przeszkadzał, jeśli wigilia jest symbolem tego jak będzie wyglądał cały rok, to ja poproszę! No a po jeździe... Obżarstwo, było pysznie, choć jako gospodarz tegorocznej wigilii byłem non stop na nogach i tak aż do teraz, w sumie pisząc to usiadłem sobie pierwszy raz na spokojnie dziś od godziny 7 rano :D Ale ja bynajmniej nie narzekam, no to koniec. Wszystkiego najlepszego!

.

.

.

.

  • T. odczuw. 8 °C
  • Wiatr 15 km/h
  • Porywy 40 km/h
  • Chmury 10-20% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1017 hPa
  • Wilgotność 80 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:62.30 km
Maks. pr.:53.30 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Takie tam pitu pitu.

Poniedziałek, 23 grudnia 2013 · dodano: 23.12.2013 | Komentarze 2

Dziś jest zły dzień, przynajmniej dla mnie, zrobiłem rundę przez książniczki, jechało mi się ciężko, w dodatku wróciłem cały usyfiony, a wczoraj czyściłem rower, tak się zirytowałem że już zamówiłem sobie błotniki! Ha zamówione w angielskim sklepie internetowym ok 11 a o 12 dostałem potwierdzenie że towar został wysłany, to się nazywa obsługa! A moje wcześniejsze zamówienie z środy w polskim sklepie będzie wysłane po 1 stycznia... to jest porównanie... po południu jeszcze przejażdżka po mieście, tak żeby się dobrudzić i z czystym sumieniem wszystko wrzucić do pralki, tylko jak zapakować rower do bębna? W sumie wagowo by się zgadzało :P reszta dnia to już porządki, mam już wszystko ogarnięte więc jutro będzie można spokojnie sobie pojeździć.

Kategoria Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:171.32 km
Maks. pr.:64.70 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:3405 m
Rower:

Czchów - aż po własne granice.

Niedziela, 22 grudnia 2013 · dodano: 22.12.2013 | Komentarze 5

Ależ to był dzień, aż po własny kres! Już dawno się tak nie ujeździłem i wreszcie czuję się po kres wyczerpany, bolą mnie nogi, ręce, kark, ale właśnie to jest super, bo w ostatnim czasie mimo dużych dystansów nie czułem jakiegoś takiego dużego obciążenia. Dziś może dystans nie był jakiś kosmiczny, ale kilka czynników złożyło się na to ostateczne wyczerpania, po pierwsze to osłabienie przeziębieniem i pewnie ogólne zmęczenie ostatnim jeżdżeniem, dość mocny wiatr który mocno mnie wymęczył jadąc do Czchowa jak i droga powrotna przez Gdów która cechuje się podjazdem i zjazdem, niemal non stop 7/8 % nachylenia.

Dzień rozpocząłem wcześnie, bo chwilę przed wschodem, przyznam że wstawało mi się bardzo ciężko, jeszcze dodatkowym mankamentem były zakwasy w... pośladkach O_o no ale krótka lektura biografii Mercxxa i od raz pojawił się dobry nastrój do kręcenia. Tak więc zacząłem jazdę w dość mroźnych i śliskich okolicznościach, ale prognozy były dość krzepiące więc jechałem spokojnie przez dobrze znane tereny, Prusy, Kocmyrzów, Czulice, do Niepołomic. Jechało się dość dobrze, choć już zaczął lekko wiatr dawać o swej obecności, a no i rower nie domagał, najpierw licznik świrował, magnes obijał się o czujnik i mimo że poprawiałem cały czas coś stukało... a później przekonałem się dlaczego moja korba tak lekko się kręci, okazało się że znów lewe ramię się odkręciło i to nie mało, no ja nie wiem co z nim nie tak teraz jest :/ Za to miałem okazje oglądać jak ładnie budzi się dzień, choć wschód już jakiś czas temu nastał, to słońce dopiero teraz zaczęło się przebijać zza chmur. A ogólnie dzisiejsze krajobrazy zdominowane są przez ujęcia chmur, lubię chmury, bardzo lubię chmury!

.

.

Słońce! Nadzieja na rozgrzanie się po chłodnym poranku.

.

.

Piękne chmury nad Puszczą Niepołomicką.

.

.

Po przejechaniu przez puszczę pokierowałem się przez Kłaj do Proszówek, tam skierowałem się w kierunku Bochni, ale odbiłem w kierunku Brzeska drogą przez Rzezawę. Tu już wiatr mocno operował, wprawdzie bardziej z boku, ale jechało się ciężko, ogólnie już wtedy zastanawiałem się czy wyrobię się z trasą i czy podołam mojemu dzisiejszemu wyzwaniu, ale postanowiłem że dziś nie ma opcji żebym odpuścił i muszę dojechać. Posiliłem się pyszną kanapką i spokojnie dojechałem do Brzeska, przy okazji znów mogłem sobie podziwiać piękne chmury!

Piękne chmury nad Bochnią.

.

.

Droga dojazdowa do Brzeska przez Rzezawę, polecam każdemu rowerzyście, spokojna trasa prowadząca wzdłuż autostrady.

.

.

Droga dojazdowa do Brzeska przez Rzezawę, polecam każdemu rowerzyście, spokojna trasa prowadząca wzdłuż autostrady.

.

.

Piękne chmury nad Brzeskiem.

.

.

Dalej z Brzeska pojechałem główna drogą w kierunku Nowego Sącza, tu ruch zdecydowanie się nasilił, a i wiatr który teraz miałem prosto w pysk okazał się zdecydowanie mocniejszy niż miałem nadziej dziś poczuć, jechało się okropnie, tempo spadło znacznie i znów naszły mnie myśli o zawróceniu i obraniu kursu z wiatrem. Ale znów przekonałem samego siebie że nie mogę odpuścić, a przy okazji spotkałem jakiegoś innego kolarza, ale jadącego z wiatrem... No i tak dotoczyłem się do podjazdu pod Gosprzydową, tu wiatr przestał odgrywać tak dużą rolę bo trochę zmieniłem kierunek no i na podjeździe to inaczej, ale i tak wymęczył mnie mocno, w dodatku zrobiło mi się na prawdę gorąco, ale postanowiłem się nie rozbierać zbytnio. Po zdobyciu góry jakoś już poszło, zjazd w dół, a potem prosta droga po części z wiatrem przez Tworkową, Jurków i do Czchowa, wreszcie osiągnąłem upragniony cel! Ale mimo że miałem chęci odwiedzić rodzinny dom i mimo że miałem klucze postanowiłem że nie będę się tam zapuszczał ponieważ wiedziałem że na pewno trafię na kogoś z rodziny i będę musiał na chwilę się zatrzymać, a chwila przemieni się przynajmniej w 30 minut, a na to nie mogłem sobie pozwolić, bo czasu nie miałem za wiele, przez wiatr złapałem około 45 minutowe opóźnienie wobec zaplanowanego przejazdu. Tak więc rozpocząłem mozolną drogę powrotną w kierunku Krakowa. Najpierw boczną drogą do Tymowej i dalej w kierunku Lipnicy Murowanej, jechało się w miarę dobrze, ale czułem już duże zmęczenie i w dość czarnych barwach widziałem resztę dystansu. W Lipnicy zrobiłem sobie chwilę przerwy na odpoczynek i regenerujące, soczyste jabłko.

Klasyczne domki w Lipnicy Murowanej.

.

.

Piękne chmury nad Lipnicą Murowaną.

.

.

Dalej rozpoczęła się moja katorga, nie wiem czy to przez ten popas, czy to już zmęczenie dało tak w dupę, ale na podjeździe z Lipnicy w kierunku Muchówki czułem się tragicznie! Jeszcze takiego kryzysu to nie miałem chyba w karierze... Dosłownie nogi mi zabetonowało, na samym niezbyt wymagającym podjeździe musiałem trzy razy przystanąć żeby trochę odsapnąć, naprawdę zacząłem się zastanawiać co teraz bo nie bardzo widzę alternatywę żeby samemu dojechać... W końcu udało mi się pokonać ten podjazd i rozpoczął się krótki zjazd, niestety z bardzo słabą nawierzchnią przez co wytelepało mnie bardzo i niezbyt sobie wypocząłem. Na koniec zjazdu zastałem bardzo przykrą scenę, widzę że coś leży na drodze no i samochód jadący z naprzeciwka wymija go tak że omal mnie nie rozjeżdża, następny przez to że nie mógł wyminąć przeszkody bo ja znajdowałem się na drugim pasie przejechał po biednym druchełku lisa z takim impetem że aż poleciały wnętrzności na około, a czy kurwa to aż taki problem zatrzymać się, dać awaryjne i przesunąć zwłoki?! Strasznie się wkurwiłem, zatrzymałem ruch na chwilę i wziąłem zwłoki tego pięknego zwierzęcia. Trochę szacunku debile!

Ale się zdenerwowałem! Nie dość że ktoś go zabił, to jeszcze inne pojeby zajeżdżały biedne zwłoki, oby tak z nimi ktoś zrobił już po...

.

.

Piękne chmury nad Muchówką.

.

.

Droga do Łapanowa.

.

.

Wreszcie jakieś krzepiące procenty w dół, oby tak już do końca!

.

.

No i w końcu dotarłem do Łapanowa, już trochę witałem się z gąską, a tu droga znów zaczęła się piąć do góry, a potem znów zjazd i podjazd i znów zjazd, no nie zliczę ile ich jest na tym odcinku, ale cały czas góra dół aż do Gdowa, przynajmniej teraz wiatr mi pomagał no i warunki zrobiły się wybitnie piękne. Jechałem spokojnie, nie szarpiąc się za nadto, tempo mimo że poniżej zakładanego nie było tak złe jak mogło by się wydawać z przebiegu dotychczasowej drogi.

No czyż nie jest pięknie?!

.

.

Dzisiejsze widoki zdecydowanie przypominały wczesnojesienne, a nie zimowe!

.

.

Mimo że czas mnie naglił, nie mogłem się nie zatrzymać i porobić zdjęć.

.

.

Kolejna przerwa w jeździe, mimo że to wybija z rytmu, ale uważam że w pełni uzasadniona.

.

.

No i tak z przerwami na cykanie fotek dotarłem wreszcie do Gdowa, tu zastanawiałem się chwilę jak jechać dalej, prosto do Wieliczki nielubianą drogą, czy obrać kurs przez Dobczyce, lub Niepołomice. Wybrałem prostą drogę do Wieliczki, uznałem że to będzie najszybsze rozwiązanie, lecz droga wijąca się w dół i w górę niemal non stop aż do Wieliczki dość skutecznie uszczupliła mój zapas czasu do zachodu słońca. Przynajmniej jest tam dość ładnie, jedynie duży ruch dawał niemiłe wrażenie. W końcu udało mi się dostać do Wieliczki, przy okazji widziałem kolejne przykre obrazki jak negatywnie samochody wpływają na los zwierząt, natrafiłem na martwego psa, bażanta (jakoś strasznie dużo ich widuję ostatniego czasu), a nawet widziałem podczas zjazdu przed Wieliczką dzika leżącego w rowie!

Cienie się wydłużają, jeden jest mój, reszta to chyba cyprysy.

.

.

Po dotarciu do Wieliczki wiedziałem że już blisko, to dodało mi motywacji i energii na te ostanie chwile, ale miałem już bardzo dość jazdy i chciałem tylko przeciąć Kraków przez Rybitwy i dotrzeć wreszcie do Nowej Huty i tam jechać już ścieżkami, spokojnie, nie zważając na samochody.

Sam Kraków osiągnąłem niemal idealnie w momencie zachodu słońca, przy okazji tu też piękne chmury.

.

.

No i tak spokojnie dotarłem już do domu, mimo że po zmroku, ale w miarę bezpiecznie dzięki dość rzadko używanymi przeze mnie ścieżkami rowerowymi. Po wejściu do mieszkania dosłownie padłem, dopiero po kilku minutach byłem w stanie się rozebrać i zacząć żyć dalej... No i to już koniec.

No idealna wycieczka, może nie najdłuższa, nie najciekawsza, ale dla mnie ważna, pokazałem samemu sobie gdzie są moje jakieś granice, no i cieszę się że nie odpuściłem, mimo że byłem na to niemal już gotowy :/ teraz mam bardzo dobre nastawienie do roweru, choć nie mam jakiejś wielkiej ochoty do czyszczenia, ale może jeszcze wieczorem skuszę się na krótką wieczorną przejażdżkę :) No a jutro ponoć jakiś deszcz, może uda mi się jakąś krótszą wycieczkę zrobić :P

.

.

Mapka.

.

.

Temperatura: wyjazdu -2, najcieplejszy moment dnia 5, powrót 2

  • T. odczuw. 2 °C
  • Wiatr 21 km/h
  • Porywy 45 km/h
  • Chmury 20-30% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1027 hPa
  • Wilgotność 81 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:151.30 km
Maks. pr.:57.20 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1300 m
Rower:

Pierwszy dzień zimy, dla mnie bomba!

Sobota, 21 grudnia 2013 · dodano: 21.12.2013 | Komentarze 0

Pierwszy dzień zimy?! Oby tak dalej!

Po wczorajszym dniu głód jeżdżenia ogromny, zwłaszcza że dziś obudziłem się dość rześki i wypoczęty, mocny lek na noc to dobra sprawa, a jeszcze jak dziś zobaczyłem że od samego rana świeci piękne słońce wiedziałem że muszę kręcić. Wprawdzie dzień rozpocząłem leniwie i wyruszyłem dość późno jak na to że dziś najkrótszy dzień roku, to sama jazda dziś to poezja, tempo i łatwość kręcenia mega! Ale od początku, z racji że nie stacjonuje przez kilka dni w domu nie mam możliwości rozgrzewki na trenażerze, tak więc ruszyłem na sucho, ale od samego początku czułem że jedzie mi się mega łatwo i już po niedługim czasie byłem za Książniczkami, (tu drogę przecięły mi dwie sarny przebiegające drogę, uznałem to za dobry omen na dzisiejszy dzień i się nie zawiodłem) zrobiłem rundę przez Masłomiącą i Więcławice i udałem się w stronę Luborzycy, a dalej do Niegardowa.

I to ma być pierwszy dzień zimy?! No trzeba powiedzieć że nawet wiosna by się nie powstydziła tak pięknego dnia jak dziś.



W Niegardowie skierowałem się w kierunku Proszowic, tu droga też mijała niezmiernie gładko, jedyne co przeszkadzało to że drogi były dość mokre, a ja wczoraj pięknie wyczyściłem sobie rower, a już po 20 km ja i on byliśmy cali usyfieni... ale cóż przynajmniej rower dobrze nakremowany dobrze się toczył. Po dotarciu do Proszowic szybko ja ominąłem obwodnicą (mają jakieś kompleksy chyba tam z tymi swoimi rondami...) Dalej skierowałem się przez Klimontów w kierunku Kazimierzy Wielkiej, kurcze wreszcie ta droga dobrze zrobiona i remont się skończył, można spokojnie jechać w komfortowych warunkach.

Wszystko dla mnie dziś wydawało się idealne, droga, pogoda, siły, no miodzio.




Po dotarciu do Kazimierzy zreflektowałem się że muszę trochę podkręcić tempo, bo nie bez racji dzisiejszy dzień jest najkrótszy w roku... Droga teraz pokierowała mnie w kierunku Koszyc, trochę gorsza nawierzchnia, ale w sumie to nie jakiś problem bo tam ruch niemal nie istnieje, no jedyne co dawało w dupę to że jechałem pod słońce i mało co było widać.

Wiem że często na to narzekam, ale mam ewidentny problem z jazdą pod słońce, strasznie mnie meczy takie kręcenie.


Po dotarciu do Koszyc obrałem kurs znów na Proszowice tym razem z drugiej strony, tu już słońce nie doskwierało, ale pojawił się wiatr, który usilnie chciał mnie przyhamować, ale dziś się nie dałem, tempo nieznacznie spadło, ale mimo to wiedziałem że ciężko będzie mi się wyrobić z powrotem do Krakowa przed zmrokiem, za to jechałem w pięknych warunkach i jakoś się niezbyt przejmowałem tym.

Dziś niebo było niemal wakacyjne, a ponoć w najbliższych dniach będzie jeszcze ładniej?!



W samych Proszowicach podjechałem pod dom rodziców mojej narzeczonej żeby się przywitać i pokazać jej jak wygląda mój rower po jednym dniu jazdy... niestety nie mogłem posiedzieć dłużej bo wiedziałem że zostało mi ok 30 minut do zachodu słońca i będę musiał mocno się postarać żeby choć część trasy do domu pokonać jeszcze w świetle dnia. No na tym odcinku jechało mi się słabo, zwłaszcza przez zachodzące słońce prostopadle jarające mi w oczy, jeszcze dodatkowo obawiałem się czy kierowcy za mną mnie widzą, dlatego za każdym razem kiedy słyszałem że nadjeżdża za mną auto odwracałem się żeby upewnić się czy aby kierowca na pewno mnie widzi. No i tak jechałem i jechałem, w końcu słońce znikło za horyzontem, ale nie zrobiło się od razu ciemno, na szczęście miałem już dość blisko do Krakowa i wiedziałem że zaraz odbiję na mało ruchliwą drogę, a dodatkowo miałem możliwość podziwiania przepięknego zachodu słońca.

Jaki cały dzień, taki zachód słońca -wspaniały!




No nie udało mi się dotrzeć do domu przed zachodem słońca, ale za to mogłem podziwiać piękny obrazek.




No i tak to właśnie było, wracając postanowiłem zrobić jeszcze rundę po dobrze znanych mi trasach przez Prawdę, Więcławice, Książniczki i już dalej pod dom. Tam wpadłem na chwilę do mieszkania i postanowiłem zabrać kilka rzeczy, a w tym: gąbka, płyn do garów, butelkę i pojechać pod pobliski hydrant i tam dokonać ablucji roweru. Nie wiem dlaczego ja nie wpadłem na to rozwiązanie wcześniej... Nie trzeba się pieprzyć w wannie i potem sprzątać, tak można przy okazji podlać kwiatki :) Przy okazji zahaczyłem jeszcze KFC. Po dotarciu wreszcie do mieszkania można coś zjeść, bo tak tylko banan dziś, ale za to pyszny, taki wymrożony banan to na prawdę coś pysznego! No teraz jeszcze tylko pranie i można się wziąć za rozpoczęcie porządków przedświątecznych.

No i to już chyba tyle, wspaniały dzień, sił i chęci mnóstwo, pogoda mega, ruch mały, oj w życiu bym nie powiedział że będę miał możliwość tak pięknie zbliżać się do końca tego ogólnie mało sympatycznego roku. Kurcze no i powoli mi się kończą możliwości do jazdy, już niemal wszystkie możliwości wykorzystałem, niektóre nawet kilkukrotnie :P

Mapka.

  • T. odczuw. 1 °C
  • Wiatr 17 km/h
  • Porywy 40 km/h
  • Chmury 20-30% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1034 hPa
  • Wilgotność 65 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:148.34 km
Maks. pr.:57.54 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1260 m
Rower:

Chciałem atrakcji?! No to dostałem!

Czwartek, 19 grudnia 2013 · dodano: 19.12.2013 | Komentarze 4

Wczorajszego dnia miałem czelność narzekać że dzień nie przyniósł mi nic nowego, że nudno itp. za to dzisiaj zostało mi to zrekompensowane z nawiązką.

No ale od początku, obudziłem się a za oknem tak jakoś szaro, tzn. mglisto, ale pomyślałem że mgła pewnie szybko się rozmyje i będzie znów piękny dzień. Z racji że czułem się zdecydowanie lepiej niż w poprzednich dniach, postanowiłem że jadę. Najpierw jednak rozpocząłem od dziesięciokilometrowej sesji na trenażerze. Dalej już można było spokojnie wyjść z domu. Przed wyjściem zastanawiałem się jeszcze czy wziąć szkła przeciwsłoneczne, bo pewnie potem będzie słońce, czy te rozjaśniające... całe szczęście wybrałem rozjaśniające.

Na początku postanowiłem pojechać nieczynną jeszcze ulicą Lema obok hali widowiskowej i dalej bulwarami opuszczę Kraków. Kiedy w mojej okolicy mgła była jeszcze w miarę nie groźna, to im bliżej Wisły, robiło się coraz bardziej 'kolorowo'.

Hala widowiskowa na Czyżynach, nie dość że sama wygląda kosmicznie to jeszcze w tej mgle można by na prawdę się przestraszyć!


Im bliżej Wisły, tym większa mgła, ale we wczesnej fazie się tym nie przejmowałem, bo byłem przekonany że jak odjadę dalej będzie ok, a z resztą i tak pewnie później wyjdzie słońce.


Dalej pokierowałem się właśnie bulwarami Wisły w kierunku Tyńca, to było naprawdę mocne przeżycie, przynajmniej tak mi się wydawało. Przy rzece mgła była tak potężna że widoczność ograniczała się może do 20 metrów, na dodatek jadąc już po niedługim czasie sam byłem cały w szadzi, która osiadła na niemal każdym zagłębieniu mojego ubrania, w końcu niemal cały byłem biały, a z tego co wiem ubrany byłem na czarno... Byłem tym tak podekscytowany że zrobiłem jeszcze rundę przez Tyniec żeby dłużej pojeździć we mgle, jak się później okazało nie musiałem jej szukać, to ona znalazła mnie!


Wrażenia kosmiczne, jeszcze mnie pewnie niż w nocy człowiek się czuje, nie wiadomo kompletnie co wyjdzie z mgły za kilka metrów.



Niemal wszystko było obleczone grubą warstwą szadzi.



http://www.youtube.com/watch?v=4iKF0LSJZz4&feature=youtu.be


Jak się okazało, mnie też dosięgła lodowa wilgoć! Po chwili niemal całe moje ubranie pokryte było warstwą lodu.



W sumie gdybym zobaczył taką osobę jak ja dziś zastanawiał bym się, po co ktoś się wysmarował jakimś białym dziadostwem.


Kiedy przekraczałem Wisłę miałem nadzieję, że to już koniec atrakcji tego typu, jak się okazała to był dopiero początek, dalej jadąc niemal do samego wzniesienia w Brzoskwini, przez Piekary, Liszki, Cholerzyn, Aleksandrowice, towarzyszyła mi nadal niebotyczna mgła, tak gęsta że niemal można było jej dotknąć, a ja sam mimo że otrzepywałem się co jakiś czas, mniej więcej po 15 minutach znów byłem cały biały od szadzi... Za to jechało mi się całkiem przyzwoicie i o dziwo wcale nie odczuwałem zimna. Jedynie moja narzeczona była ciągle fatygowana do telefonu bo dzwoniłem co 5 minut dzwoniąc podniecony jakie to mam warunki do jazdy :P


Miałem nadzieje że most będzie bramą za którą mgła zostanie.



Niestety po drugiej stronie rzeki świat wyglądał niemal identycznie, tj. mgła i wszystko obleczone szadzią.



Już po woli miałem dość tych warunków, to chyba nawet bardziej męczące niż jazda w nocy, no i znacznie bardziej niebezpieczne, światła samochodów widać może z 50 metrów, a moje małe światełka, aż strach pomyśleć...


W końcu dotarłem do podjazdu w Brzoskwini, mimo że nie jest to długa droga, to dość szybko wyjechałem ponad warstwę mgły i wyjechałem ponad nią, w piękną pogodę, z niebieskim niebem i przyjemnym słońcem, w dodatku sam podjazd poszedł mi wyjątkowo sprawnie, no zresztą jak cała reszta drogi szła mi dziś super.


Nagle wyjechałem ponad mgłę, ponad nią zupełnie inny świat, a w dole, zresztą sami widzieliście!



Ponad mgłą, piękne niebieskie niebo i słoneczko, ach żeby tak już zostało.



Postanowiłem jeszcze udokumentować mój wygląd, normalnie to całe jest czarne, a tu niemal cały byłem oblepiony w białą warstwę lodu.



Całe szczęście że rzeczy są faktycznie wodoodporne, po jak bym miał czuć tą wilgoć całą na sobie to słabo... No i rowerowi też się oberwało, niemal cały był w przeźroczystej warstwie lodu.


Dalej już udało mi się jechać w przepięknych warunkach atmosferycznych, piękne słońce towarzyszyło mi niemal cały czas. Udałem się więc w kierunku Jerzmanowic przez: Chechło, Szklary, Starą Wieś, to też jest super droga! dobra nawierzchnia, mały ruch i te widoki!


Dobrze że mimo dużej wilgoci drogi praktycznie suche i nie sprawiające większych problemów.



W tym momencie dnia, myślałem że warto było się namęczyć, żeby w końcu móc jechać w tak miłej atmosferze.



To jest mega zdjęci, przynajmniej dla mnie, tam było tak pięknie że aż mnie zatkało, zdjęcie pewnie nie oddaje efektu jaki wywołało to miejsce na żywo!



Pięknych widoków ciąg dalszy.


W końcu dotarłem do Jerzmanowic, tam wahałem się trochę jak dalej jechać, zdecydowałem że udam się przez Złotą Górę do Ojcowa i dalej przez Skałę, Słomniki i Proszowice. Udałem się więc najpierw w dół w kierunku ojcowa, tu nadal towarzyszyła mi piękna pogoda i nawet kiedy byłem tuż nad doliną Ojcowa myślałem że najgorsze już za mną.


Kiedy byłem przy Zamku w Ojcowie w życiu bym nie przypuszczał że pogoda raptem za kilka kilometrów jest diametralnie inna.



Widok z góry na dolinę Ojcowa, nie wyglądało to źle.



Widok z góry na dolinę Ojcowa, nie wyglądało to źle.


W końcu dotarłem do samej doliny Ojcowa, tu też świeciło piękne słońce, dalej obrałem kurs w kierunku Skały, podjazd poszedł mi też bardzo łatwo, no i na szczycie też przywitało mnie słońce. Jednak wystarczyło rozpocząć zjazd w kierunku Iwanowic żeby już po kilkuset metrach wjechać ponownie we mgłę, tym razem chyba jeszcze bardziej przytłaczającą, a jadąc niemal cały czas w dół czułem się jak na górskiej kolejce, nie wiadomo co będzie za kilka sekund, co wyskoczy za zakrętu i co będzie dalej... Niewiarygodne uczucie, na prawdę dziękować komu tam można że praktycznie nic nie jechało!

No i skończyła się moja przygoda z piękną pogodą, znów trafiłem do zimnego piekła i tak już niemal do końca, a w sumie im bliżej końca tym gorzej.


W Iwanowicach miałem nie lada zagwozdkę, jechać dalej w kierunku Proszowic, czy może skierować się już do domu przez Zerwaną, chęci walki wygrały i ruszyłem dalej w nieznane znane. No ale jak się nie długo później okazało mój wybór nie był najlepszy, w okolicach Niedźwiedzia zrobiło się naprawdę nie fajnie. Droga zrobiła się biała i śliska jak lodowisko, a w dodatku zaczęło padać coś przypominającego mżawkę, oczywiście zamarzającą niemal natychmiast.


Tu zrobiło się na prawdę groźnie, droga zamieniła się w lodowisko, a w dodatku zaczęło lekko kropić.


W Słomnikach pogoda trochę się ustabilizowała, a ja jechałem dalej walcząc z przeciwnościami. A no i hit dnia, moja woda w bidonie już jakiś czas temu zamieniła się w zbitą bryłę lodu! To jakiś absurd, żeby pół litra wody która niemal cały czas się poruszała zamarzła, przecież nie wydawało się że jest aż tak zimno...
Jadąc w kierunku Proszowic byłem już dość mocno zmęczony, nie fizycznie, a psychicznie, postanowiłem że nie będę dalej się zaginał i w Niegardowie odbiję na Luborzycę, w sumie jechał bym dalej, ale bardzo obawiałem się drogi z Proszowic do Krakowa w takiej mgle, już mi wystarczy debili którzy tną tam po 100 km/h a dziś to mogło by się naprawdę źle skończyć. Tak więc dotarłem w końcu w okolice Krakowa, po drodze na kilku podjazdach umęczyłem się niemiłosiernie bo kolo mi się uślizgiwało co przekręt korbą. Po drodze zebrałem leżącego, sztywnego już rozjechanego kotka :/ a później, zaatakował mnie jakiś zasrany kundel! Biegł równolegle ze mną i chciał mnie ugryźć skurw... ale odbiłem lekko w bok wypiąłem buta i sprzedałem mu kopa, mam nadziej że wyleczyło go to z ataków na ludzi, ale no rzesz... żeby pies z zębami leciał za człowiekiem, co ja mu kurde zrobiłem. No nic kończąc wycieczkę odwiedziłem jeszcze moją narzeczoną w pracy żeby jej się pokazać i pochwalić moimi dzisiejszymi przygodami. A oto efekt, niestety, zanim dotarłem do niej już trochę się ze mnie stopiło lodu, ale i tak wyglądałem dość śmiesznie.


Nie ma to jak podjechać w pełnym rynsztunku po trasie w odwiedziny do pracy narzeczonej :P szkoda że dziś wyglądałem co najwyżej śmiesznie :D



No a to jest zawartość mojego bidonu chwilę po dotarciu do domu, chyba nie muszę nikomu tłumaczyć dlaczego nie chciało mi się tego pić... A no i w sumie to było już trochę ogrzane picie, bo dojeżdżając do Krakowa i w nim samym słońce przyjemnie świeciło.

No i taki to był właśnie dzień, wydawało mi się że zamiast 5 godzin trwało to z 12! Ale jestem mega zadowolony że tyle emocji dziś, szkoda tylko że to było mało bezpieczne. Za to fizycznie czuję się znakomicie, no i mam nadzieje że po przeziębieniu nie będzie ani śladu.

Mapka.

Temperatura: wyjazdu -2, najcieplejszy moment 2, powrót 1
T. odczuw. 1 °C
Wiatr 4 km/h sw
Porywy 7 km/h
Chmury 20-30% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1019 hPa
Wilgotność 60 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny

Kategoria Wycieczki, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:121.30 km
Maks. pr.:67.30 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:899 m
Rower:

Na chorobę jeden lek - rower!

Środa, 18 grudnia 2013 · dodano: 18.12.2013 | Komentarze 4

W sumie nie mam za wiele do pisania, po wczoraj trochę mnie rozwaliło, katar i gardło, wieczorem chyba miałem stan podgorączkowy, na noc lek i do łóżka, dziś miałem nadzieje obudzić się lekki jak piórko, niestety tak nie było, ale nie było też źle, bo w sumie oprócz kataru i drapania w gardle nic nie przeszkadzało, ale postanowiłem że dziś raczej luźny dzień, tzn zabrałem się za swoje zajęcia, a ok 10.30 postanowiłem że można się zebrać, bo wygląda że temperatura dość dobra, słońce świeci.

Postanowiłem nie kombinować i udałem się na tak dobrze znaną mi trasę, w sumie nie mam nic na ten temat do powiedzenia, nic ciekawego się nie wydarzyło, nic nie widziałem nowego, żadnego zdjęcia, jedyne co to znów w obszarach zacienionych, biało i ślisko jak cholera, ale ogólnie jechało się bardzo dobrze, aż byłem zdziwiony lekkością, zwłaszcza że po wczoraj powinienem czuć zmęczenie, a jeszcze to przeziębienie... Ale jak to ze mną bywa, kiedy wsiadam na rower niemal wszystkie bóle mijają, tak i teraz katar sam wypłynął, a gardło nie zmieniło swego oddziaływania na resztę ciała. Wracając do Krakowa w rejonie Luborzycy nastał mnie jakiś kryzys, ale wystarczyło zjeść pasek czekolady i trochę zmniejszyć tempo i dość szybko odpuściło. Wracając zdecydowałem że zaliczę jeszcze na dokładkę przejazd w okolicę Tyńca, bulwarami do toru kajakowego na Kolnej, a po drodze zakupię świeże dętki, bo chyba to już lekka przesada, wczoraj do mojej przedniej dętki dokleiłem 8 łątkę... :D jest ich już więcej niż samej dętki! No i wszystko fajnie, pojechałem spokojnie, jechało się przyjemnie, no ogólnie raczej trasa nie mogła sprawić problemów, a w drodze powrotnej zatrzymałem się żeby kupić te dętki, no i co... chcę płacić, patrzę a tu z mojego magicznego portfelika wypada 4 zł :D żena... Oczywiście mogłem wziąć je na kredyt, ale nie jestem pewien czy będę w stanie podjechać i oddać przed nowym rokiem zaległości, a jak to w przesądzie, lepiej w nowy rok z długami nie wchodzić. Tak więc jeśli mi się uda, to będę i tak musiał jeszcze raz tam pojechać i kupię.

Teraz czas na doleczenie się żeby w kolejnych dniach, kiedy zapowiadają równie ładną pogodę można będzie wykorzystać to jak wczoraj, a nie takie pitu pitu jak dziś.

Mapka.

T. odczuw. 1 °C
Wiatr 4 km/h sw
Porywy 7 km/h
Chmury 20-30% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1028 hPa
Wilgotność 58 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny

Kategoria Wycieczki, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:69.10 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Runda Książniczki x2

Poniedziałek, 16 grudnia 2013 · dodano: 17.12.2013 | Komentarze 0

No i tak to jest, wszyscy wczoraj korzystali bez umiaru z pięknej pogody, tylko mnie zmiotło, czułem się fatalnie, rano zaliczyłem rundę przez Książniczki, Więcławice, Prawdę, ale to było przed tym jak wyszło piękne słońce, wróciłem do domu, zająłem się innymi rzeczami, ale jak zobaczyłem że jest tak pięknie, postanowiłem że muszę się sprężyć i jeszcze raz się przejechać, nie kombinowałem, tylko powtórzyłem rundę z rana, ale mimo że warunki idealne, mi się jechało bardzo słabo, to po prostu nie był mój dzień...
Kategoria Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:111.38 km
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:857 m
Rower:

Śliski piątek trzynastego.

Piątek, 13 grudnia 2013 · dodano: 13.12.2013 | Komentarze 9

Dziś piątek trzynastego, trzeba na siebie uważać ze zdwojoną siłą. Dziś też przeciwieństwo dnia wczorajszego, po leniwym poranku, kompletnie nie chciało mi się wychodzić. Mniejsza o rozterki wewnętrzne, zmotywowałem się w końcu że skoro świeci słońce, a kolejne dwa dni będę w szkole to muszę skorzystać, wcześniej dostałem też cynk że drogi w okolicach którymi chciałem dziś jeździć to szklanka i nie jest zbyt bezpiecznie. No ale uznałem że jestem ponad to... Zabrałem się do wyjścia, ale najpierw dziesięciokilometrowa sesja na trenażerze. Po wyjściu z domu, niemal na samym początku drogi przekonałem się że nie można sobie pozwolić dziś na nieuwagę, na rondzie Barei tył dostał takiego uślizgu że byłem przekonany o glebie, ale nie wiem jakim cudem się uchroniłem przed szlifami. Od tego momentu niemal każdy zakręt pokonywałem na sztywno. Ale reszta to super, przyjemna pogoda do jazdy, temperatura na plus, słońce, wiatr, na prawdę przyjemny dzień, a chęci do jazdy zwiększały się z każdym kolejnym kilometrem.


Teraz kolorystyka świata to praktycznie dwa kolory, brązowo-szary wszystkiego i niebieski nieba (całe szczęście że nie szary, lub czarny co gorsze).

Droga poprowadziła mnie do Batowic, Książniczek, Masłomiącej na rundę przez Więcławice, dalej postanowiłem że muszę skorzystać więcej niż pierwotnie zakładałem z pogody i pojechałem w kierunku Iwanowic. Tam przekonałem się że to tylko dzięki słońcu drogi w miarę nadają się do bezpiecznej jazdy, tam w dolince, gdzie promienie nie dotarły droga była niczym lodowisko.


Disco, Disco, Lodowisko!

Na całe szczęście wszystkie tego typu odcinki przejechałem 'suchą stopą' no i oprócz kilku uślizgów tylu nic mi się nie przydarzyło. Dalej z Iwanowic udałem się do Słomnik i ruszyłem zaprzyjaźnioną drogą do Proszowic. Po drodze wahałem się czy nie pojechać dalej do Nowego Brzeska, ale z racji że gardło zaczęło mnie drapać, a głód ssać, postanowiłem pojechać główną drogą w kierunku Krakowa, dziwnie tak, kiedyś niemal zawsze tędy jeździłem a teraz mimo że często bywam w Proszowicach to zazwyczaj trafiam tam okrężnym drogami. Po drodze miałem wątpliwą przyjemność zobaczyć jak wygląda dbanie o powietrze po Polsku... już z 3 km wcześniej widziałem snop dymu, myślałem że coś się pali, ale kiedy dotarłem bliżej, okazało się że...


Ktoś sobie po prostu pali w piecu! Nie wiem co oni tam wsadzili, ale dym w całej okolicy.

Później już spokojnie powróciłem do Krakowa przez Prusy, zaliczając przy okazji rundę przez Wiktorowice, Pielgrzymowice, Prawdę. No i tak to w sumie z niczego wyszła w miarę fajna wycieczka, choć nie wiem czy nie przypłacę tego zdrowiem, dobrze że jutro zajęcia, nie będzie kusiło żeby znów wdychać to zimne powietrze przez kilka godzin :P

Mapka.

T. odczuw. 2 °C
Wiatr 13 km/h w
Porywy 25 km/h
Chmury 10-20% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1025 hPa
Wilgotność 57 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny

Kategoria Wycieczki, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:74.21 km
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:584 m
Rower:

Kraków i bliskie okolice

Czwartek, 12 grudnia 2013 · dodano: 12.12.2013 | Komentarze 0

Po dotarciu do domu, szybko rozpakowałem zakupy, a sam przebrałem się do jazdy, na szczęście byłem już dobrze rozgrzany więc trenażer miał luz.

W sumie nie miałem nadziei na jakąś giga jazdę, ani na piękną pogodę, ale było w miarę ciepło, nie padało, więc uznałem że jest dobrze, najpierw pojechałem odwiedzić kumpla i poplotkować :P z racji że staliśmy na zewnątrz trochę wymarzłem, więc trzeba było się jakoś rozgrzać, ruszyłem więc w kierunku Balic i Morawicy, tu ciekawa sprawa, niemal dokładnie po wyjeździe z miasta wyszło piękne słońce a chmury zmieniły się niebieskie niebo, po dotarciu do Morawicy postanowiłem że zrobię pętle przez Brzoskwinię, Nielepice, Kochanów i Kleszczów. Na podjeździe miałem małe uślizgi tyłu, ale jakoś się wytoczyłem. Niestety przy zjeździe okazało się że licznik znów nie działa, bo maksymalna prędkość zatrzymała się na 58.3 km/h a musiało być więcej... W sumie jedynie zegarek dobrze działa jeszcze, ale z tego co mi się wydaje to nie problem z samym licznikiem a z nadajnikiem... Trudno, może to uda się ogarnąć. Dalej udałem się przez Morawicę, Liszki i Piekary, jechało się przyjemnie ale znów słońce jarało w oczy. Następnie przeprawiłem się przez Wisłę przy Kolnej i zrobiłem rundkę przez Tyniec. Później zawitałem w domu rodzinnym, mama ugościła mnie pyszną zapiekanką, posiedzieliśmy sobie, pogadaliśmy, było miło. Zebrałem się już po zmroku, niestety okazało się że lampka niedomaga i świeci tylko jedna dioda, no dobrze że przynajmniej w mieście nie oszczędzają na latarniach. Po drodze zawitałem do zaprzyjaźnionego serwisu co by pożyczyć klucz do dokręcenia kasety bo znów jakieś luzy tam. Dalej już spokojnie wróciłem sobie bulwarami Wiślanymi. Nie wiem dlaczego tak się podziało, ale wracając wilgoć niesamowita, wszystkie mokre i śliskie niemożliwie, nawet ruszając ze świateł boksowałem! W planie było że wyjdę jeszcze wieczorem pojeździć, ale wolę nie ryzykować aż tak, pewnie zostaje mi trenażer.

Ogólnie fajne warunki dziś do jazdy i trochę żałuję że nie wymyśliłem sobie jakiejś konkretniejszej trasy, ale przynajmniej dużo dziś zaliczyłem zaległości. A no i wymieniłem pedały! Zamieniłem z drugiej Bianchi 105-ki bo te już miały takie luzy że noga się chybotała, no przyznam że to mega różnica, nie wiem po co ja się tyle męczyłem, no teraz wprawdzie jeden rower jest niekompletny, ale on ma zimową przerwę, a i może to mnie zmotywuje wreszcie do zakupu nowych.

Mapka.

T. odczuw. 2 °C
Wiatr 8 km/h w
Porywy 13 km/h
Chmury 40-50% nieba
Opady 0 mm / 12 h
Ciśnienie 1032 hPa
Wilgotność 83 %
Termika zimno i sucho
Biomet korzystny

Kategoria Wycieczki, ( )