Info
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie.




Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2016, Sierpień8 - 1
- 2016, Lipiec34 - 0
- 2016, Czerwiec28 - 0
- 2016, Maj29 - 2
- 2016, Kwiecień30 - 0
- 2016, Marzec34 - 7
- 2016, Luty36 - 14
- 2016, Styczeń29 - 2
- 2014, Sierpień2 - 0
- 2014, Lipiec20 - 4
- 2014, Czerwiec24 - 6
- 2014, Maj32 - 18
- 2014, Kwiecień24 - 3
- 2014, Marzec29 - 27
- 2014, Luty29 - 33
- 2014, Styczeń37 - 46
- 2013, Grudzień41 - 60
- 2013, Listopad49 - 8
- 2013, Październik40 - 0
- 2013, Wrzesień7 - 0
- 2013, Sierpień10 - 1
- 2013, Lipiec15 - 0
- 2013, Czerwiec11 - 0
- 2013, Maj7 - 0
- 2013, Kwiecień34 - 4
- 2013, Marzec33 - 0
- 2013, Luty31 - 0
- 2013, Styczeń35 - 0
- 2012, Grudzień14 - 0
- 2012, Listopad43 - 4
- 2012, Październik29 - 0
- 2012, Wrzesień26 - 3
- 2012, Sierpień41 - 38
- 2012, Lipiec47 - 5
- 2012, Czerwiec39 - 8
- 2012, Maj43 - 3
- 2012, Kwiecień40 - 1
- 2012, Marzec39 - 27
- 2012, Luty26 - 8
- 2012, Styczeń12 - 0
Dane wyjazdu:
Dystans:17.23 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:Union Arizona
Miejski szyk.
Wtorek, 21 stycznia 2014 · dodano: 22.01.2014 | Komentarze 0
A po południu wybrałem się na spotkanie w centrum, z racji że padało mocniej i wyglądało po samochodach że ta gołoledź faktycznie będzie problemem wybrałem holendra. Jak się okazało tylko samochody były oblodzone, a drogi jedynie mokre, nawet kiedy wracałem ok 17 było spoko. Ale jednak mokra kurtka przy niskiej temperaturze i silnym wietrze to nic miłego, w dodatku wracając chwilę jechałem za piaskarko-solarką i trochę mnie usyfiło :P Kategoria Miasto
Dane wyjazdu:
Dystans:53.21 km
Maks. pr.:45.20 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:
21.01.2014
Wtorek, 21 stycznia 2014 · dodano: 22.01.2014 | Komentarze 0
Znów nie mam tytułu dla wpisu. Wczoraj (jak teraz widzę) była 'piękna' pogoda i trochę żałuję że nie skorzystałem więcej. No ale deszcz i zapowiedzi o gołoledzi trochę mnie przestraszyły, dlatego też z domu wyszedłem dopiero po 12, a do tego czasu pokręciłem trochę na trenażerze. No a później zdecydowałem że muszę jechać na spokojną trasę, którą dobrze znam i jak warunki będą bardzo złe spokojnie wrócę. Tak więc tak jak przez ostatnie 3 dni trasa: Batowice, Książniczki, Masłomiąca, Więcławice, Prusy, Zasławice. Kiedy wyjeżdżałem nie padało, ale dość szybko zaczęło mżyć, ale na szczęście nie było lodu. Koło niestety które centrowałem nie wyszło idealnie bo przy hamowaniu nie do oporu czułem lekkie bicie, nie wiem może jestem zbyt wyczulony na to... No ale kurde jak teraz widzę, to można było trochę bardziej się poświęcić, wyjść wcześniej i nakręcić więcej bo przy tym śniegu to nie widzę żeby na szosie coś się dało wykręcić, choć kusi, zobaczymy :) Kategoria Wycieczki
Dane wyjazdu:
Dystans:102.34 km
Maks. pr.:49.23 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:
Deszcz, wiatr, mgła, ale jeździć trzeba / Zachciało mi się wieczornego kręcenia, no to mam za swoje...
Niedziela, 19 stycznia 2014 · dodano: 19.01.2014 | Komentarze 4
Z racji że dziś niedziela można sobie trochę odpuścić, postanowiłem że trochę pojeżdżę po okolicy, a potem tradycyjnie pojedziemy w miejsce pielgrzymek większości polaków w dzień wolny, do galerii handlowej :P Ale nie o tym przecież, mimo paskudnej pogody, chyba jeszcze gorzej niż wczoraj (mgła, deszcz, wiatr) pojechałem na rundę w kierunku Luborzycy przez Batowice, Książniczki, Więcławice, w sumie chciałem pojechać trochę dalej, ale jednak odpuściłem kiedy deszcz się nasilił. Po drodze przy stawach w Masłomiącej zatrzymałem się na chwilę i nakarmiłem kaczki, suchy chleb zawsze znajdzie zastosowanie! choć dziś kaczuchy jakieś takie nieufne, podpłynęły dopiero kiedy ja odszedłem trochę dalej. Później pojechałem do Luborzycy, tam do góry do Kocmyrzowa i na rondzie zrobiłem nawrót, powrót do Więcławic tą samą drogą, tam odbiłem przez Pielgrzymowice do Prus. W Wiktorowicach śmieszna sytuacja, widzę że na środku drogi siedzi duży, czarny pies, zwolniłem bo nie wiedziałem co będzie, czy zaatakuje jak to kundle w okolicy mają w zwyczaju czy coś, ale on nic, siedzi i patrzy na mnie, więc się zatrzymałem przed nim, a on się rzucił na mnie, rzucił z miłością, wylizał mi ręce, kolano, stanął przednimi łapami na kierownicy, no kurde przyznam że bardzo nie lubię psów, ale z oczu tego psa widać było od razu sympatię i ufność, oby tylko takie zdarzały się na mojej drodze! Po dotarciu do Prus zaczęło lać, więc przycisnąłem mocniej w kierunku domu, na szczęście miałem już wiatr w plecy i jechało się gładko, po drodze podskoczyłem jeszcze tylko szybko do Zasławic aby tam dać resztę chleba łabędzią, ale tylko jeden był w pobliżu więc jemu się dostało wszystko. Później do domu i już można normalnie żyć. Teraz planuję że można pojechać gdzieś jeszcze wieczorem, no chyba że znów zacznie padać...
Karmienie kaczuch, nie wiem dlaczego ale jak jest ich mniej to są bardziej ufne i podpływają bliżej.
.
.

Większość dzisiejszej wycieczki wyglądała podobnie do wczorajszego dnia, ale dziś deszcz i wiatr zburzył wszelką przyjemność z jazdy.
.
.

Im dalej na północ tym warunki się pogorszyły, mgła się nasilała, deszcz mocniej zacinał, no wiatr jednostajnie mocno wiał, czasem można odpuścić, może wieczorem się coś dokręci...
.
.
- T. odczuw.4 °C
- Wiatr 20 km/h
- Porywy 45 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 3 mm / 12 h
- Ciśnienie 1009 hPa
- Wilgotność 77 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
No i jak to jest... z nieba do piekła. No więc tak siedziałem w domu i powoli zbierałem się do wyjścia bo miałem się przenieść na noc do siostry, z jednej strony chciałem sobie pojeździć i dokręcić sto kilometrów na dziś, a z drugiej strony miałem dość dzisiejszej pogody, deszczu, mgły i wiatru. Ale kiedy się zbierałem dostałem mega miłego maila od jednego z użytkowników bikestats i tak mnie nakręcił że wiedziałem że muszę pokręcić więcej. Wybrałem się więc na trasę tą co za dnia, ale bez zapuszczania się do Luborzycy. Jechało się w miarę ok, mimo że lekko padało i mgła gęstniała z każdą minutą. Tak więc droga przez Batowice, Książniczki, Więcławice, Pielgrzymowice, Wiktorowice, no i tam się zaczęło, tam jest chyba jedyny na tej trasie odcinek ok 500 metrów zrytego asfaltu i mały podjazd, jadę spokojnie i widzę że z drugiej strony wzniesienia jedzie samochód i światła jarają w górę, jedziemy i mniej więcej na szczycie przekonuje się że raz skurwie.... jedzie na długich, a dwa jedzie środkiem drogi, zdążyłem odbić w prawo, ale mnie totalnie oślepiło i wpierdzieliłem się w mega dziurę, na szczęście że jechałem stosunkowo wolno, bo nie było szans na wybronienie się przed glebą... Oczywiście tradycyjnie upadłem na prawy bok, nie zdążyłem nawet poczuć bólu a już musiałem się zbierać mega szybko bo widziałem że z tyłu jedzie następny samochód. Niestety w miejscu tym nie było żadnego źródła światła i nie byłem w stanie określić strat, wsiadłem na rower i pojechałem aż dotarłem do jakiejś latarni, na pierwszy rzut oka, wszystko ok tylko manetki przekrzywione i widzę że dziura na kolanie, ogarnąłem się trochę i pojechałem, później zatrzymałem się na oświetlonym przystanku tam zobaczyłem że obie manetki dość mocno poharowane ale działają, a i ochraniaczowi na prawej nodze się oberwało, no i ja zacząłem bardziej odczuwać ból: prawa kostka, kolano, biodro i łokieć. W sumie było by ok, gleba się zdarza każdemu, a odpukać że tylko takie straty, jadę a tu w Raciborowicach strzela mi łańcuch! Co za kurwa fart! Zadzwoniłem do mojej lubej czy może jest wolna żeby po mnie podjechać bo po ciemku naprawa mi się nie uśmiechała, niestety tu kolejny pech, nie było jej w domu. Uznałem że nie jestem mega daleko do domu i jakoś dojdę, bo skuwanie tego łańcucha nie ma sensu, zwłaszcza że 2 ogniwa poszły w cholerę a on i tak był już za krótki. No i tak sobie szedłem i szedłem, w sumie trochę ponad godzinę szedłem poobijany, w spd-ach z platformami, no i tyle. Zamiast mieć luźny wieczór, czeka mnie: pranie, czyszczenie, naprawianie. Przynajmniej rower już jest czysty bo podszedłem jeszcze do źródełka i go opłukałem. No i jak to jest, człowiek wyrusza mega zadowolony z głową pozytywną na maksa, a potem los pokazuje szybko gdzie twoje miejsce w szeregu... Kurde, wybierałem się jutro do lekarza na ogólne badania, a jeśli się nie poprawi z biodrem to coś czuję że czeka mnie prześwietlenie, tak więc trzymajcie kciuki żeby do jutra wszystko się zagoiło i żebym mógł kręcić dalej! Dobra, dość nie mam czasu na płakanie, muszę robić!
Dane wyjazdu:
Dystans:202.93 km
Maks. pr.:56.30 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1553 m
Rower:
Sześć godzin inhalacji mgłą.
Sobota, 18 stycznia 2014 · dodano: 18.01.2014 | Komentarze 8
No i znów wychodzi na to że kiedy jest piękna pogoda (jak wczoraj) ja mam zniżkę formy i nie bardzo chcę mi się jechać, a kiedy aura siada, nie ma siły żeby coś mnie zatrzymało, w dodatku dziś miałem dodatkową motywacje złych emocji które chciałem rozładować więc paskudna nawet kosmiczna mgła nie była w stanie mnie powstrzymać. Wstałem o godzinę później niż zakładałem, ale w sumie nie zrobiło mi to różnicy, bo niemal każda minuta od wyjścia do powrotu wyglądała tak samo... Miałem nadzieje że niewiarygodnie gęsta mgła będzie elementem tylko towarzyszącym mi rano w Krakowie, niestety w ciągu przeszło sześciu godzin tylko przez 15 minut natrafiłem na czyste niebo i widoczność ponad 100 metrów. Kraków przejechałem w miarę sprawnie i pojechałem do Wieliczki przez Rybitwy i Potrzask. Dziś samochody jechały tak wolno że mieliśmy takie same prędkości, heh czy tak nie może być zawsze? Po dotarciu do Wieliczki, czyli na jakąś wysokość ponad Kraków przekonałem się że chyba mgła będzie ze mną cały czas już, bo zamiast się rozrzedzać ona im wyżej jechałem gęstniała!
Dziś mgła zachowywała się jakoś nie tak jak powinna, im wyżej wyjeżdżałem, tym ona gęstniała!
.
.
Z Wieliczki pokierowałem się w kierunku Dobczyc, tym razem ta droga nie wzbudziła zbyt pozytywnych emocji, do momentu wyjechania mniej więcej w Taszycach, gdzie w sekundę wyjechałem z mgły w pełne rażące, prostopadłe słońce i obszar z zupełnie czystym niebieskim niebem, tak jechałem spokojnie do Dziekanowic i zjazdu do Dobczyc, tam znów wjechałem w mgłę.

Nagle wypadłem z mgły wprost w oślepiające słońce, to nie było zbyt przyjemne, przez kilka minut niemal nic nie widziałem!
.
.

No i taki to widoczek... Niebieskie niebo, słoneczko, miałem nadzieje że takie właśnie warunki będą mi już towarzyszyć przez resztę dnia, niestety widoki dolin w około zalanych mgłą sugerowały że nie będzie tak kolorowo.
.
.

Po zjechaniu w dół do Dobczyc znów wpadłem we mgłę, w sumie tym razem chyba jeszcze bardziej gęstą niż wcześniej.
.
.
Wjechałem na chwilę do miasta, bo w pierwotnych planach miałem zamiar jechać na Kasinę, jednak z racji na złe warunki pogodowe, zdecydowałem że pojadę do Niepołomic przez Gdów i Targowisko. Na odcinku okolic Gdowa do Puszczy Niepołomickiej mgła była totalna, widoczność to może do 20 metrów, samochody jechały może z prędkością 40 km/h no przygody jak zwykle. W Puszczy Niepołomickiej się trochę uspokoiło, widać drzewa zatrzymały ten syf. Nawet się rozkręciłem na tym dystansie i w Niepołomicach odbiłem na Ispinę (ponoć to jakaś mega niebezpieczna droga, ostatnio był o tym reportaż w tv, ale ja lubię tą drogę.) tak żeby dotrzeć do Szczurowej. Tu mgła trochę zelżała, ale i tak w życiu bym nie wiedział jaka to pora dnia gdybym nie miał zegarka.

Tak właśnie wyglądało samo południe dziś - Wola Zabierzowska.
.
.

Mroczna Puszcza! - W takiej scenerii można by dokonać jakiegoś mordu :P
.
.
Po wyjechaniu w Ispinie miałem dalej pojechać do Szczurowej, ale zdecydowałem że odbiję do Nowego Brzeska i pojadę główną drogą do Koszyc, bo jak ostatnio jechałem na odcinku Ispina- Szczurowa strasznie się irytowałem zrytą nawierzchnią. Tak więc przekroczyłem Wisłę i znalazłem się w Nowym Brzesku. Tam zrobiłem sobie chwilę przerwy, na ich nowy deptaku, w sumie śmiesznie, mała miejscowość a ławek mają od groma, zadbane i czyste wszystko, tak trzymać! Tam pogadałem z pewnym Panem wspominającym stare czasy kolarstwa i po około 15 minutach ruszyłem dalej.

Wisła na wysokości Nowego Brzeska.
.
.

Chwila popasu w Nowym Brzesku na ich deptaku, trochę mam już zniszczone te ochraniacze i tak trochę wstyd takim usyfionym w tak zadbanym miejscu :)
.
.
Po ruszeniu w kierunku Koszyc na podjeździe za Śmiłowicami poczułem że z tyłu mam jakoś bardzo miękko w kole, wkurzyłem się że znów złapałem kapcia, a w dodatku to przecież zupełnie nowa opona! Jednak kiedy się zatrzymałem przypomniałem sobie że jeszcze w Krakowie zatrzymałem się i odkręciłem wentyl żeby zmniejszyć trochę ciśnienie i może nie dokręciłem do końca go, po dopompowaniu (tyle ile dałem radę) ręczną pompką, uznałem że nie widzę żadnego przebicia i nie słyszę syku, no i tak pojechałem dalej, chyba to było właśnie to bo dojechałem spokojnie na tym kole już do domu. Z Koszyc pokierowałem się do Proszowic i dalej do Słomnik i Iwanowic, w sumie nie mam nic do powiedzenia na temat tego odcinka, nic się nie działo, a ja toczyłem się we mgle co jakiś czas kontrolując czy powietrze z tyłu znika czy można jechać dalej. Z Iwanowic pokierowałem się już do Krakowa przez Zerwaną, Masłomiącą, Książniczki, tu im bliżej miasta jakby trochę się przejaśniało, ale z racji że dzień się powoli kończył wiedziałem że i tak nie skorzystam z tego zbyt długo. Przed samym powrotem do domu zaliczyłem jeszcze pobliski hydrant i trochę umyłem mojego towarzysza podróży, ale po dziś czeka mnie dłuższe posiedzenie przy napędzie, coś chrzęści i tylna przerzutka niedomaga coś...

Tak właśnie wyglądał świat na odcinku Koszyce-Iwanowice, czasem mgła gęstsza, czasem słabsza, ale cały czas trzeba było oddychać tą wilgocią. Tu okolice Słomnik około 14.30.
.
.

Lalka Asia (za każdym razem kiedy koło niej przejeżdżam nadaję jej inne imię) jej również dziś pogoda ewidentnie nie służy :D
.
.
Po dotarciu do domu w końcu można było zrzucić te mokre ciuchy, nawet się nie spodziewałem mając je na sobie że jest to wszystko tak mokre. No a ja jestem w miarę zadowolony z wycieczki, ale jestem mega zmęczony psychicznie, takie kręcenie przez ponad sześć godzin we mgle, kiedy nie ma za bardzo punktów odniesienia i cały czas nie wiadomo co wypadnie z mgły, strasznie męczy oczy i głowę, no ale dałem radę, to po prostu kolejna nowa lekcja w mojej kolarskiej szkole :) No i znów nie ma co liczyć na prognozy pogody, wczoraj zapowiadali cały dzień deszcz, rano pogoda pokazywała słońce, a w praktyce nie spadła ani kropla deszczu (drogi w pewnych momentach suche) a słońce widziałem tylko w tej dziurze przez 15 minut... Teraz kiedy odpocząłem sobie podczas robienia tego wpisu doszedłem do wniosku że jest we mnie jeszcze energia na coś więcej dziś! Pewnie zaraz znów się ubiorę, wezmę rower i ruszę w ciemny świat, nogi się same rwą pod stołem :)
.
.
- T. odczuw.5 °C
- Wiatr 15 km/h
- Porywy 40 km/h
- Chmury 10-20% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1013 hPa
- Wilgotność 89 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Tak jak podejrzewałem, tak też się stało, znalazłem sobie pretekst do ponownego wyjścia na rower, nie jakieś szaleństwa, ale na tyle żeby móc dokręcić te 200 km dziś. Postanowiłem że odwiedzę babcię która mieszka w centrum, z racji że najkrótszą drogą to około 6 km by było, postanowiłem pojechać bulwarami Wiślanymi aż do mostu Dębnickiego i dalej już do babci. Posiedziałem, pogadałem, no i powrót tą samą trasą, wyszło idealne 23,5 km, a przy okazji przyjemnie tak pojechać na spokojnie, niezbyt intensywnym tempem, w cywilnych ciuchach, a w dodatku super warunki do jazdy, nie ma mgły, naprawdę ciepło! no i delikatny wiatr. No to teraz można usiąść i zająć się czym innym niż jazda, teraz czas na serwis roweru! :P
Dane wyjazdu:
Dystans:158.92 km
Maks. pr.:54.80 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1328 m
Rower:
Przedpołudniowe kręcenie po północnych okolicach Krakowa. + Wieczorne dokręcanie na bliższej północy Krakowa.
Czwartek, 16 stycznia 2014 · dodano: 16.01.2014 | Komentarze 1
Godzina wyjazdu - 9.15. Po wczorajszym słabym dniu, dziś moja motywacja tak jak pogoda zdecydowanie lepsza. Kiedy zobaczyłem rano że ulice suche i przebija się słońce, zdecydowałem że muszę wykorzystać okienko pogodowe jakie dziś się nadarzyło. Tak więc szybka dziesięciokilometrowa rozgrzewka i można ruszać. Tradycyjnie przez Batowice, Książniczki, rundę w Masłomiącej, Iwanowice i dalej w kierunku Proszowic przez Słomniki. Jechało się naprawdę super, przyjemnie spokojnie, lekki wiatr, ale słońce wszystko zrekompensowało. A w Iwanowicach jadę a za mną jakieś auto, nagle zaczyna mnie wyprzedzać, i czuję że mnie mija, a coś nad moją głową przecina powietrze, ależ się przestraszyłem! Okazało się że chłop wiózł wystającą pod kątem rynnę... Jakiś absurd, dobrze że chłop miał jakiekolwiek wyczucie dystansu z tym syfem, bo jeszcze by mnie dziś zdekapitowano. W pierwotnych planach miałem odbić w Niegardowie na Luborzyce, ale że chciałem maksymalnie skorzystać z pogody zdecydowałem że pociągnę do Proszowic, tam jakieś wiejskie debile wracające ze szkoły jakimś gratem jechały i darły się do mnie więc pociągnąłem za nimi do centrum tego jakże wspaniałego miasta, ale niestety ich nie złapałem żeby powiedzieć po swojemu co myślę o wiejskim gównie... Nie ważne. Objechałem miasto ich 'obwodnicą' i dalej udałem się główną drogą w kierunku Krakowa, ale że niezbyt przyjemnie się jechało bo co chwilę miały mnie tiry odbiłem w Biórkowie Małym, na ten Wielki i pojechałem już dalej dobrze znaną drogą z Niegardowa do Luborzycy. Niestety przez kilka kilometrów droga to dziura na dziurze, ładnie, ale szkoda kół... Po dotarciu do Luborzycy znów skierowałem się na główną drogę do Krakowa tylko po to żeby chwilę potem odbić na Prusy a dalej do Więcławic, Prawdę i powrót do Krakowa wzdłuż zbiornika Zasławice. Tam też śmieszna sprawa (niestety nie zdążyłem zrobić foto) na polo wzdłuż drogi biegła sarna, biegła niewiele szybciej niż ja jechałem, ale nagle odbiła żeby przeciąć drogę i nagle wypada przede mnie, ale nie żeby to było niebezpieczne, bo ona pokonała całą szerokość drogi jednym skokiem! No i dalej poleciała gdzieś w pola, ostatnio mam jakieś duże szczęście do saren, albo tak się ich namnożyło? Wracając do domu zaglądnąłem do zakładu wulkanizacyjnego podpytać o pewną kwestię i dalej już do domu. Jechało mi się tak dobrze że sądzę że wieczorem też gdzieś pojadę, oczywiście o ile pogoda się utrzyma bezdeszczowa.
To ciekawe, ponoć w większości Polski brzydka pogoda, że pada deszcz, bądź śnieg, a u nas... proszę! Piękna pogoda, trzeba korzystać.
.
.

Przed Proszowicami też ładna pogoda, jedynie jakieś wiejskie głupki mnie zdenerwowały zajeżdżając mi drogę i drąc się jak kupa gówna.
.
.

.
.

A oto, rondo w Biórkowie Wielkim :P nie wiem czy to rondo, czy nie mogli przenieść krzyża który tu stoi od zawsze, ale jadąc na wprost można by skończyć słabo...
.
.

A tu ujęcie 'ronda' nie pod słońce.
.
.

Piękny drewniany Kościół w Biórkowie Wielkim z XVII w.
.
.

Niebieskie niebo i słońce towarzyszyło mi do końca tej wycieczki, oby tak dalej!
.
.
.
.
- T. odczuw.2 °C
- Wiatr 9 km/h
- Porywy 20 km/h
- Chmury 20-30% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1014 hPa
- Wilgotność 69 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Godzina wyjazdu - 19. Tak jak mówiłem tak też się stało, z racji że wieczór nie przyniósł deszczu postanowiłem wykorzystać wolny wieczór na jazdę, a że plany jeszcze się zmieniły że nie miałem nic już później do roboty mogłem sobie spokojnie pojechać w mrok. W Krakowie postanowiłem że skorzystam ze ścieżek rowerowych, później kiedy dotarłem już do Batowic droga poprowadziła mnie przez Książniczki, Więcławice, Pietrzejowice, Prusy, no i powrót do Krakowa, po drodze musiałem jeszcze wstąpić do mieszkania bo ostatnio zapomniałem kilku rzeczy i później już do domu. Bardzo przyjemnie się jechało, choć wydawało mi się że zajęło mi to o wiele dłużej czasu niż na prawdę, a no i jechałem jeszcze dodatkowo obciążony bo miałem plecak a w nim buty, w pierwotnych planach miałem zaliczyć zakupy jeszcze, ale zostawiłem to na jutro. Lampki dobrze działają, najlepszym na to przykładem jest to że kierowcy jadący na długich światłach zdecydowanie wcześniej mnie zauważają i je wyłączają niż wcześniej, a no i w sumie jedynym mankamentem dziś, był na prawdę duży ruch, sądzę że o wiele większy niż w dzień!

Wieczorny kościół w Więcławicach Starych. Lubię tą miejscowość, ładnie oświetlona, zadbana, czysto, widać że komuś się po prostu chcę.
.
.
.
.
- T. odczuw.2 °C
- Wiatr 9 km/h
- Porywy 20 km/h
- Chmury 20-30% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1014 hPa
- Wilgotność 69 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:27.53 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:Union Arizona
Przygód ciąg dalszy.
Wtorek, 14 stycznia 2014 · dodano: 14.01.2014 | Komentarze 2
No i nie było po co na siłę dokręcać wyniku bo okazało się że i tak musiałem znów wyjść, a jak najlepiej kręcić się po mieście od 15 do 18? Oczywiście na rowerze, wybrałem więc holendra, bo uznałem że to najlepszy pojazd na takie warunki. Mogłem się zreflektować co ja robię bo wychodząc zawadziłem nim o miskę i ją rozbiłem, ale cóż, posprzątałem i wyszedłem... Po przejechaniu ok 5 km wyjątkowo lekkiego kręcenia stało się to czego nie bardzo się spodziewałem, czuję że coś rzęzi, a koło trze o ramę, zatrzymuję się patrzę, a tam ta dziwna linka do zmiany biegów wewnątrz koła wypadła, chwytam za śrubę dokręcającą koło, a ona odpada, zaczep błotnika i koszyka też wyskakuje... koło się przesunęło a ja bez klucza '15' nie mam szans nic zrobić bo nie jestem w stanie palcami dokręcić tej śruby... z racji że byłem umówiony za 30 minut w Radiu Kraków, uznałem że nie mam czasu na powrót do domu i muszę jakoś dotrzeć tam, tak więc trochę prowadząc, trochę jadąc po prostej jakoś dotarłem na styk na miejsce i na razie pozostawiłem rower... W radiu okazało się że jest pan konserwator i pożyczył mi klucz, no i jakoś udało mi się rozprawić z tym defektem, choć i tak słabo, bo okazało się że to gwintowanie śruby poszło... Jechałem więc bardzo spokojnie co jakiś czas sprawdzając czy nic nie odpada, załatwiłem jeszcze jedną kwestię, w między czasie dostałem info że kolejne plany się posypały i muszę jechać jeszcze po kota i go przewieźć do drugiego mieszkania. Z racji że jakoś się jechało postanowiłem że dojadę do mieszkania, tam się ogarnąłem z rzeczami, zapakowałem kota, no i jeszcze dokręciłem te śruby bo trochę się obluzowały, no i tak pojechaliśmy, kot w nosidle przyczepiony do koszyka, bo do środka nie mogłem go zmieścić, na plecy wypchany plecak, na całe szczęście droga powrotna to już raczej w dół. Kot bardzo spokojny i wydawał się być zadowolony, już dawno nie mieliśmy przyjemności razem jechać na rowerze :) teraz po tych emocjach już poszedł spać, mnie też chyba to czeka za niedługo :P kurde przez te dodatkowe emocje wszystko zajęło mi przeszło 3 godziny! W sumie szybciej bym chyba to załatwił wszystko chodząc...
Oto mój kot podróżnik, wystarczy wyciągnąć jego transporter żeby szybko siedział w środku, ale jednak chyba jazdę na rowerze lubi najbardziej, bo w samochodzie to cuduje, a tu spokojnie siedzi i podziwia świat :)
Kategoria Miasto
Dane wyjazdu:
Dystans:100.00 km
Maks. pr.:53.40 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:677 m
Rower:
Już wiem co oznacza być soplem lodu!
Wtorek, 14 stycznia 2014 · dodano: 14.01.2014 | Komentarze 2
Heh byłem przekonany że dzisiejszy wyjazd będzie zatytułowany "na pomoc bolącym nogą", ale pogoda mocno zweryfikowała moje późniejsze odczucia. No dobra po kolei, wstałem znów z bolącymi łydkami, sam nie wiem czy to mogą być zakwasy od łażenia, ale że wczoraj po jeździe czułem się lepiej, postanowiłem że dziś też się podleczę swoimi metodami, plan był prosty, runda przez Iwanowice, Niegardów, do Luborzycy. Na początku jazdy oczywiście wszytko stało pod znakiem łydek, ale po ok 15 km zaczęło kropić, a wiatr wiał zupełnie nie z tego kierunku skąd zapowiadali, no ale za to zaczynałem czuć się coraz lepiej i lepiej. Przed dotarciem do Niedźwiedzia znów natrafiłem na grupkę 3 saren, to już siódmy przypadek kiedy natrafiam na trojaczki, niestety byłem zbyt daleko żeby wyszło dobre zdjęcie. Później po obraniu kursu na Proszowice zastanowił mnie widok kur, jest połowa stycznia a tu stado ze 40 kur grzebie sobie na jakimś polu przy drodze, heh no przyznaje to dziwne trochę :P
To już 7 raz kiedy trafiam na grupę saren w liczbie 3.
.
.

Stado kur w połowie stycznia grzebiących sobie przy drodze, oby tak co roku! :)
.
.
No i tu zaczynają się schody i zabawa, bo im dalej na wschód i zbliżałem się do Niegardowa deszcz zaczął się wzmagać, aż kiedy za Czechami lunęło jak z cebra! Miałem w tym momencie dokładnie 45 km i postanowiłem że nie ma bata żebym jechał dalej w tej ulewie, zwłaszcza że później droga jest bardziej kręta i zdecydowanie gorsza, zdecydowałem że zawrócę i pojadę tą samą drogą którą przyjechałem, może uda mi się wyprzedzić deszcz. Jak się okazało trochę źle to zaplanowałem sobie, bo deszcz najwyraźniej nie nadszedł ze wschodu, a z północy i droga która chwilę wcześniej jechałem i była lekko mokra teraz była już zupełnie zalana, a z nieba lało się mocno, no oczywiście na mnie też się lało. No, ale się jechało jakoś zwłaszcza że nogi się dobrze rozkręciły, ale to nie koniec przygód, w pewnym momencie zacząłem słyszeć jakieś dziwne 'skrzypienie' ubrania kiedy trochę zmieniłem pozycję na rowerze niż dotychczas, uznałem że to przez to że ubranie jest mokre, jednak kiedy po jakimś czasie chciałem przetrzeć szybkę licznika a woda nie zeszła przekonałem się co to jest, wszystko pokryło się warstwą lodu! Rower, moje ubranie, kask, wszystko w lodzie, tylko części mojego ciała które gdzieś się zginały, bądź ruszały nie były soplem lodu, nawet hamulce zamarzły, tzn przy hamowaniu nie było od razu momentu hamowania tylko mały szczęk pękania lodu i dopiero samo hamowanie. Coś niewiarygodnego! Jedyne co mi nie zamarzło to moje picie w nowym bidonie termo, fajna sprawa napić się czegoś w miarę ciepłego, zazwyczaj jak coś piłem to czułem najpierw uderzenie zimna w dziąsła, a dziś... francja-elegancja :P

Chwilę wcześniej ten odcinek drogi był suchy, ale jak lunęło to na całego!
.
.

Dobrze że to lód a nie woda, bo ktoś by jeszcze pomyślał że się posikałem z wrażenia :P
.
.

Rączka też mi się przestała zginać.
.
.

Taki kask pokryty lodem zwiększył swoją wagę co najmniej dwukrotnie!
.
.
Całe szczęście że temperatura nie była na tyle niska że to wszystko zaczęło zamarzać na drodze, bo było by bardzo nie ciekawie, może i mam nową oponę na deszcz i śliskie warunki, ale myślę że na lodzie to nie wiele by pomogło, choć i tak całe szczęście że już ją mam na kole i przyczepność się zdecydowanie zwiększyła. Reszta drogi to nic innego jak ciśnięcie jak najszybciej aby dotrzeć już do domu, bo jednak ręce i stopy już mocno się wymroziły. A od Batowic śmiesznie, bo jechał za mną radiowóz policji aż do skrętu do domu, nie wiem, ale oni chyba mnie eskortowali, jechali na tyle daleko że nie przeszkadzało to, jeśli tak było to dzięki chłopaki! :P Po dotarciu do domu rower do wanny i szybki prysznic i wreszcie zdjęcie tych sztywnych ubrań! No cóż, zanosił się nudny przejazd, a wyszła niezła przygoda. Po obeschnięciu roweru wpiąłem go w trenażer i dokręciłem 8 brakujących kilometrów do 100 dzisiejszego dnia.

To brzydkie coś na widelcu to nie błoto, to warstwa lodu! mniej więcej cały przód roweru tak wyglądał, włącznie z owijką kierownicy w miejscach gdzie nie trzymałem jej.
.
.

A tu jeszcze raz spojrzenie na moje spodenki, niezbyt dobrze to wygląda :D ale no, mówi się że jajka powinny mieć o 2/3 stopnie mniej niż reszta ciała, myślę że moje dziś miały ze 20/30 stopni mniej :P
.
.
.
.
- T. odczuw. 0 °C
- Wiatr 8 km/h
- Porywy 13 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 0.1 mm / 12 h
- Ciśnienie 1011 hPa
- Wilgotność 75 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:81.54 km
Maks. pr.:53.70 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:531 m
Rower:
Powrót do Krakowskiej rzeczywistości.
Poniedziałek, 13 stycznia 2014 · dodano: 13.01.2014 | Komentarze 2
Dziś obudziłem się niestety już w Krakowie... W dodatku łydki bolą jak dawno już nie, w życiu bym nie powiedział że chodzenie po mieście może tak mnie wymęczyć, widać przez to że to tak różna forma aktywności od jeżdżenia, inaczej mięśnie muszą pracować, bo nie sądzę że moje nogi są za słabe :) no ale skoro powrót do rzeczywistości rozpocząłem dzień od krótkiej sesji na trenażerze, po wyklarowaniu się poranka przejazd do mieszkania co by zająć się już kotem który gościł u siostry, pojechałem sobie przez Nową Hutę, żeby trochę ogarnąć jak się jedzie na nowej oponie i kilku innych ustawieniach roweru. Po ogarnięciu kilku rzeczy w mieszkaniu, odkarmieniu kota i dopasowaniu nowych opon do 928 wyjazd na wycieczkę na zaprzyjaźnioną rundę przez Książniczki, Więcławice, Luborzyce, Prusy. Jechało się przyjemnie, bo super pogoda, słoneczko, wiatr nie przeszkadzał, ale jednak muszę się bardziej ogarnąć, bo te łydki już po 40 km bolały jak już dawno nie, w sumie to chyba tyle, spokojny start w nowy rok, bo tak naprawdę to dla mnie rok zaczął się właśnie w Bergamo dwa dni temu, po to właśnie tam pojechałem żeby zerwać ze starym rokiem, z małą obsuwą wprawdzie, ale tak mi się podoba, tak więc miejmy nadzieje że 2014 będzie jeszcze bardziej rowerowy niż do tej pory. No a jakie postanowienie noworoczne? 100 km/dzień, nie będę jeździł 100 km codziennie, czasem więcej, czasem mniej, czasem nic, ale chcę żeby średnia z dni jeżdżonych wychodziła ok 100 km. No to wbrew całej Polsce która zaklina pogodę o śnieg, ja się modlę, żeby dalej to tak gładko wyglądało i sprzyjało wszystko moim planom, zwłaszcza tym wiosennym :) Pozdro dla ładnej Pani kolarki spotkanej dziś na trasie, no chyba że to nie była pani... to sory :D*dziwnie tak dawać wpis bez zdjęć, jakoś w ostatnim czasie praktyczne tylko takie były :P ale dziś raz że nic mnie nie urzekło, a dwa jednak poniżej 10% baterii nie chciałem eksploatować telefonu.
.
.
- T. odczuw.2 °C
- Wiatr 4 km/h
- Porywy 7 km/h
- Chmury 20-30% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1019 hPa
- Wilgotność 59 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki
Dane wyjazdu:
Dystans:21.30 km
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:
Dzień w Bergamo pod znakiem Bianchi!
Sobota, 11 stycznia 2014 · dodano: 13.01.2014 | Komentarze 0
Dziś jest ten dzień! Jadę po raz kolejny do Bergamo, mojego ukochanego miasta! Z racji że lot odbywał się dość wcześnie, nie miałem wiele czasu na jazdę, ale postanowiłem że skoro muszę i tak przejechać do domu żeby stamtąd jechać to mogę to zrobić okrężną drogą przez Nową Hutę i okolice ronda Mogilskiego. Sobota 6 rano, miasto kompletnie puste, tylko ja jadę, ale już myślę o tym gdzie będę za kilka godzin... Nie będę się rozckliwiał nad tym jak bardzo dobrze czuję się w tym mieście, wystarczy tylko że byłem tam 5 razy w ciągu ostatnich 2 lat... :P dodatkowym gigantycznym atutem jest to że w centrum znajduję się najwspanialszy sklep na świecie! Officina Edoardo Bianchi (obecnie coś strona niedomaga...) Officina Bianchi Bergamo - zdjęcia o klasie tego sklepu świadczyć może doborowe towarzystwo innych sklepów takich jak: Rolex, Cartier itp... no i jeszcze jeśli ktoś by chciał może pojechać 30 km od miasta do Treviglio gdzie znajduję się fabryka Bianchi, gdyby ktoś chciał oto relacja z wizyty w fabryce Bianchi. Uwielbiam to miasto i ten region Włoch, jeszcze kiedy jest się tam w weekend i wylegną setki szos na ulice i słyszy się charakterystyczne klekotanie bębenków czuję się jak w raju, a w dodatku widoki samego miasta zapierają dech w piersiach! Jak ktoś ma ochotę tu relacja Jakuba Porady z TVN który ostatnio miał reportaż o tym mieście Jakub Porada w Bergamo ja bym was oprowadził po innych, równie pięknych miejscach, ale ten reportaż dość dobrze oddaje charakter miasta. Co do jednego się zgodzę na pewno trzeba się nastawić na dobre drałowanie w górę, ja przez to że mało chodzę dużo jeżdżę przyznam że mam zakwasy w łydkach po tak innym charakterze aktywności :)Zawsze wracając stamtąd mam ogromny niedosyt, czasu - że tak mało, że nie mam roweru ze sobą, że nie wykupiłem całego sklepu itp. ale i tak to mega sprawa że można tam trafić za ok 100 zł! Tak więc polecam każdemu, a gdyby ktoś miał jakieś pytania, myślę że mogę już służyć radą odnośnie mojego ulubionego miasta na świecie! :)

A oto jedna z moich nowych opon, tym razem na mokre warunki, ale obowiązkowo z akcentem celeste! Czyż ona nie jest piękna?! :P Dodatkowo jeszcze kilka gadżetów pokupowałem, no ale powoli kończy mi się lista rzeczy jakie mogę kupić sygnowane logo Bianchi!
Dane wyjazdu:
Dystans:54.21 km
Maks. pr.:52.10 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:247 m
Rower:
Miej oczy szeroko otwarte!
Piątek, 10 stycznia 2014 · dodano: 10.01.2014 | Komentarze 0
Po południowa przerwa w jeździe dobrze mi zrobiła, na tyle dobrze że miałem znów ochotę na pedałowanie. Najpierw jednak musiałem udać się do banku, kiedy i to już załatwiłem miałem ochotę przekręcić rundę przez Balice, ale z racji że zaczęło padać postanowiłem że mogę spokojnie przejechać przez centrum i trochę się pokręcić po mieście bo dawno nie byłem w sercu Krakowa. Później udałem się na miasteczko studenckie i dalej wzdłuż stadionu Wisły, kiedy wyjechałem za tego kloca podmuch wiatru niemal mnie przewrócił ale to i tak było nic w stosunku do tego co się działo na środku błoń które postanowiłem przeciąć na wznak, nie dość że boksowałem w błocie, to jeszcze wiatr zwiewał mnie niemiłosiernie, w końcu dałem się ponieść i odjechałem jakieś 50 metrów od zakładanej ścieżki. Później wymyśliłem sobie jazdę bulwarami do Tyńca wzdłuż Wisły, to był słaby pomysł, ale za to na moście Zwierzynieckim czekał na mnie taki oto widok! Czasem po prostu trzeba mieć otwarte oczy trochę szerzej!
Uważam że to mega zdjęcie, w ogóle dziś super dzień na dobre zdjęcia, pogoda po mojemu!
.
.

A tu piękne niebo nad Skotnikami, niestety czerwoności południa nie udało mi się uchwycić...
.
.
Dalej tak jak wspominałem do Tyńca wzdłuż Wisły, to był najdłuższy mój przejazd na tej trasie, no łeb urywało, no ale dojechałem, a droga powrotna? Idealnie niemal nie trzeba było kręcić, ale ja jeszcze nie jechałem do domu, pojechałem w odwiedziny do rodziny i na pyszny (bezmięsny) obiad! Posiedziałem trochę i w końcu zebrałem się w kierunku domu, ale po drodze zawitałem do kumpla zostawić kilka rzeczy. Z racji że byłem umówiony z moją lubą na drugim końcu miasta za 28 minut wiedziałem że muszę pocisnąć, ale wiatr tym razem był moim sprzymierzeńcem, tak więc się puściłem, trochę za bardzo świrowałem ale jednak w ferworze walki z samochodami nie bardzo się nad tym zastanowiłem. Dotarłem lekko spóźniony ale i tak nieźle poszło, zwłaszcza że piątek po południu nie sprzyja jeździe po mieście. Niemal od razu pojechałem do pobliskiej studni trochę opukać rower i już można wreszcie wrócić do mieszkania. A no i jeszcze tylko zawitałem do sąsiadów po moją paczkę, oczywiście kurier przyjechał kiedy nikogo nie było... A w paczce to wszystko na co tak bardzo czekałem, bidon termo, nowa opona na mokre warunki, świeże dętki, no i najważniejsze, nowe pedały do 928! (zdecydowałem się na te kompozytowe, a nie na karbonowe, cena zwyciężyła). Miły akcent na koniec dnia. :)

Komponują się idealnie, już nie długo sprawdzimy jak się sprawują!
.
.
- T. odczuw.2 °C
- Wiatr 30 km/h
- Porywy 55 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 3 mm / 12 h
- Ciśnienie 1013 hPa
- Wilgotność 70 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny