Info
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie.




Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2016, Sierpień8 - 1
- 2016, Lipiec34 - 0
- 2016, Czerwiec28 - 0
- 2016, Maj29 - 2
- 2016, Kwiecień30 - 0
- 2016, Marzec34 - 7
- 2016, Luty36 - 14
- 2016, Styczeń29 - 2
- 2014, Sierpień2 - 0
- 2014, Lipiec20 - 4
- 2014, Czerwiec24 - 6
- 2014, Maj32 - 18
- 2014, Kwiecień24 - 3
- 2014, Marzec29 - 27
- 2014, Luty29 - 33
- 2014, Styczeń37 - 46
- 2013, Grudzień41 - 60
- 2013, Listopad49 - 8
- 2013, Październik40 - 0
- 2013, Wrzesień7 - 0
- 2013, Sierpień10 - 1
- 2013, Lipiec15 - 0
- 2013, Czerwiec11 - 0
- 2013, Maj7 - 0
- 2013, Kwiecień34 - 4
- 2013, Marzec33 - 0
- 2013, Luty31 - 0
- 2013, Styczeń35 - 0
- 2012, Grudzień14 - 0
- 2012, Listopad43 - 4
- 2012, Październik29 - 0
- 2012, Wrzesień26 - 3
- 2012, Sierpień41 - 38
- 2012, Lipiec47 - 5
- 2012, Czerwiec39 - 8
- 2012, Maj43 - 3
- 2012, Kwiecień40 - 1
- 2012, Marzec39 - 27
- 2012, Luty26 - 8
- 2012, Styczeń12 - 0
Dane wyjazdu:
Dystans:71.30 km
Maks. pr.:57.20 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:602 m
Rower:
Rollercoaster.
Piątek, 10 stycznia 2014 · dodano: 10.01.2014 | Komentarze 0
Dziś miał być dzień odpuszczenia sobie, ale plany planami, a ciało samo się rwie do jazdy. Według prognoz wczoraj miał być piękny dzień, nie był, a dziś miało od rana lać i wiać non stop, a poranek piękne słoneczko, a wiatr raczej przystępny. Tak więc zrobiłem wszystkie swoje rzeczy, rozgrzałem się i ruszyłem, postanowiłem zrobić rundę do Luborzycy + dodatkowe mniejsze rundki po okolicy, dlatego taka trasa bo po pierwsze, czekam na info od kuriera, a tak mógł bym w około 30/45 minut wrócić niemal z każdego z miejsc w których byłem, a dwa, nie mam zapasu dętek, a po wczoraj nie miał bym ochoty ryzykować, a właśnie w tych granicach był bym w stanie wrócić nawet na flaku. No więc wyjechałem, wiało w plecy i świeciło piękne słońce, w Batowicach, przywiało chmury i zaczęło kropić, po 5 km w Książniczkach słońce i sucho, dalej za Więcławicami znów zaszło chmurami niebo, ale miałem wiatr w plecy więc cisnąłem, w sumie do Luborzycy średnia ok 35 km/h całkiem miło :D później droga do Kocmyrzowa i główną drogą do Prus, tu wiatr wiał prosto w pysk i mimo zjazdu w dół ciężko było jechać 30 km/h, później znów zaczęło kropić, w Prusach odbiłem na Więcławice, a później przez Prawdę i wzdłuż zbiornika Zasławice. Tu piękne chmury i przebijające się promienie słoneczne mi towarzyszyły, sądzę że dziś mogły by wyjść piękne zdjęcia gdyby ktoś się zasadził w dogodnym miejscu. Później odwiedziłem mieszkanie, zabrać kilka rzeczy i powrót do domu. Teraz chwila przerwy i znów szykuje się wyjście.
Według dzisiejszy prognoz miało lać cały dzień, a tu proszę słoneczko i jak ciepło!
.
.

Ale patrząc już w drugą stronę, nie wyglądało tak kolorowo, czarne chmury dziś przesuwały się niezwykle szybko, co jakiś czas serwując niewielkie opady.
.
.

Niema co się denerwować jednak tym, bo wystarczy chwilę poczekać i znów słońce.
.
.

Dzięki temu że powrót pod wiatr, mogłem się nacieszyć pięknymi widokami na moje ukochane chmury! Uwielbiam chmury!
.
.

Gdybym miał dziś więcej czasu chętnie bym posiedział i czekał na więcej takich widoków.
.
.
.
.
- T. odczuw.2 °C
- Wiatr 30 km/h
- Porywy 55 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 3 mm / 12 h
- Ciśnienie 1013 hPa
- Wilgotność 70 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:169.92 km
Maks. pr.:52.30 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1348 m
Rower:
Za jakie grzechy! Mam dość tego dnia!
Czwartek, 9 stycznia 2014 · dodano: 09.01.2014 | Komentarze 1
O matko co to był za dzień! W sumie nie chciał bym o tym mówić, ale wiem że z perspektywy czasu będę to wspominał w kategorii przygody. No więc tak poranek oczywiście mega mglisty, ale chyba zanim wstało słońce były lepsze warunki do jazdy niż po wschodzie. Przed wyjściem rozgrzewka i dalej w mglisty świat, no dziś to chyba pogoda przebiła wszystkie poprzednie dni, w mieście dosłownie nic nie było widać, a ja się bałem jechać z samochodami, postanowiłem nie szaleć i spokojnie wyjechać z miasta chodniko-ścieżkami, jeszcze na początku napatoczył mi się jakiś buc z psem i mnie nie chce mnie przepuścić przepuścić bo to jego chodnik!, skąd się biorą tacy ludzie?! Ech... no nic, miałem przynajmniej pozytywne nastawienie że później będzie lepiej, bo tak oto mówiła wszechwiedząca prognoza. A plan był taki żeby pojechać do Buska, przez Proszowice i Kazimierze, a wrócić przez Nowy Korczyn i Nowe Brzesko. Już na początku wiedziałem że to może być zbyt ambitny plan na dziś, ale postanowiłem spróbować. Po wyjeździe z Krakowa z mgłą nie zrobiło się lepiej, wręcz gorzej, przynajmniej na moich znajomych trasach ruch mały, więc obawy mniejsze.
Mimo niekorzystnego poranka, postanowiłem jechać dalej, według prognozy później ma być piękny dzień!
.
.

Jednak po pewnym czasie zacząłem się obawiać że cały dzień będzie taki, bo im dalej w las, tym robiło się gorzej.
.
.

Tak, tak, a oto piękne, cieplutkie słoneczko, nic tylko się opalać!
.
.
Ale, kiedy już zrezygnowany rozpocząłem podjazd pod Więcławice (nie wiem ile tam może być różnicy wzniesień, może z 80-100 metrów) pogoda zaczęła się zmieniać, słońce zaczęło coraz mocniej świecić, aż nagle wyjechałem ponad mgłę! Później do Luborzycy znów zjazd, a na dole jeszcze bardziej gęsta mgła, dalej droga prowadziła do góry i znów spoko pogoda, zjeżdżając do Niegardowa znów mgła... Tu już nie było mi do śmiechu bo miałem jechać dość ruchliwą drogą do Proszowic, ale na szczęście kierowcy dziś na prawdę zachowywali się przyzwoicie i mijali mnie szerokim łukiem, widać że nowe lampki dają radę.

No i tak wyglądało moje pół dnia, w dole mega mgła, a po każdym, nawet niewielkim podjeździe robiło się ładnie.
.
.
Zbliżając się do Proszowic mgła zaczęła jakby odpuszczać, wybrałem drogę przez obwodnicę i tam zaczął się początek końca, po kilku minutach słyszę syk, zatrzymuję się no i sprawdziło się, kapeć w przednim kole. Jeszcze wtedy miałem energię, więc szybko zabrałem się za wymianę gumy, postanowiłem pojechać do miasta i znaleźć tam wulkanizatora który by mi dobił mocniej koło, bo tą moją ręczną pompeczką to se mogę machać :P chwilę się pokręciłem i znalazłem pomoc. Już wtedy miałem duże opóźnienie względem planu, bo raz że przez mgłę jechałem dużo wolniej, to dwa; w sumie z 30 minut straciłem na tej gumie. Postanowiłem że nie będę się zaginał i dojadę do Wiślicy i tam odbiję na Korczyn. Tak więc pojechałem do Kazimierzy główną drogą, jechało się spoko, bo wyszło wreszcie słońce, ale na początku czułem okropne zimno, jednak taki przestój dość mocno mnie wychłodził. W Kazimierzy się posiliłem i ruszyłem dalszą drogą w stronę Buska Zdrój. No i ok 5-8 km za Kazimierzą los po raz drugi dał znać o sobie... Znów czuję że opona się jakoś mocno ugina, zatrzymuję się, oczywiście kapeć, w tym miejscu zwątpiłem we wszystko już! W sumie chyba z 15 minut mi zajęło zanim się ogarnąłem i wziąłem za wymianę (zapas na dziś to 2 dętki, niestety nie miałem łatek) Kiedy wymieniłem gumę, uznałem że los mi nie sprzyja wybitnie dziś do jazdy dalej w tym kierunku i muszę zawrócić, a zresztą i tak nie dał bym rady jechać jakoś mega daleko z tak miękkim kołem, zawróciłem więc do Kazimierzy w poszukiwaniu kolejnego zakładu wulkanizacyjnego. W końcu trafiłem na takowy, kiedy pan zapytał ile chcę nabić powiedziałem że ok 6 bar, on nic nie powiedział i trzyma ten pistolet, widzę że strzałka zbliża się do ósemki i słyszę syk, co się okazało, wentyl na łączeniu z gumą puścił i powietrze uciekało! Co to ma być, po prostu niewiarygodne fatum, 3 gumy w jeden dzień?! KOSMOS! Na szczęście okazało się że po zejściu dużego ciśnienia przestało uchodzić, nie wiem ile tam mogło być w oponie może 2-3 bar ale mimo wszystko dało się jechać, a jak coś to mogłem zawsze sam dopompować, bo tyle to i moje pompka uciągnie... Nie bardzo wiedziałem czy śmiać się czy płakać, bo do domu miałem ok 70 km a jazda na miękkiej oponie to nie zbyt przyjemna rzecz. No i włączyło się kminieni 'jeśli zdarzyło się już tyle to co jeszcze?!' no i tak jechałem, z głową szumiącą ze złości i obaw o dalsze km. W dodatku każdy podjazd, zjazd i skręt to dla opony było dużo za dużo i obręcz niebezpiecznie się zbliżała do ziemi, jedynie jazda po płaskim i odchylenie całego ciężaru na tylne koło nie wpływało na warunki jezdne roweru. Nie wiem ile razy się zatrzymywałem żeby dopompowywać koło, myślę że ok 6/7 razy, ale nie przejmowałem się tym, najważniejsze że mogłem jechać. W sumie to niczym się nie przejmowałem, ani widokami, ani samochodami, chciałem być już w domu! No jedynie po dotarciu z powrotem do Proszowic zastałem łady widok, a później już tylko szarość (w sumie teraz tak myślę że prognoza to kicha, gdzie to piękne słońce które zapowiadali?). No i tak jechałem sobie spokojnie, powoli do Krakowa, to chyba mój rekord w długości trasy z Proszo do domu, niechlubny rekord... W końcu jednak jakimś cudem udało mi się dotoczyć pod dom, w samym Krakowie znów wybrałem przemieszczanie się chodnikami i ścieżkami rowerowymi. Dojechałem umordowany, zdegustowany, ale szczęśliwy że jednak bez 'większych' przygód wróciłem.

Droga powrotna do Krakowa, takie to widoki mi towarzyszyły od Proszowic do domu. W sumie to chyba takie, przyznam że nie byłem zbyt skupiony na oglądaniu co się dzieje wokół mnie...
.
.
W mieszkaniu zdecydowałem że dopóki nie opadłem jeszcze z sił, muszę pojechać po dętki, dla siebie, bo już nie mam na czym jeździć, a łatek też brak, oraz tą zaległą do holendra, a wczoraj zapowiedziałem się że je dziś odbiorę. Tak więc zrzuciłem kilka zbędnych ciuchów, wyrzuciłem inny balast, zamieniłem przednie koło (wziąłem to od treka, wprawdzie tam opona typu slick, ale po mieście się nada) i pojechałem bulwarami Wisły, spokojnie do mojego zaprzyjaźnionego sklepu. Nie pobyłem tam długo bo czułem że już opadam z sił, powrót niemal identyczną trasą wzdłuż Wisły, a na osiedlu podjechałem pod pobliski hydrant i tam opukałem trochę rower, bo mimo że błotniki osłaniają dobrze mnie i górę roweru, to jednak dół cały w błocie... Po powrocie do domu szybko się przebrałem i wyszedłem do sklepu, wiedziałem że jak nie pójdę od razu to później nogi mi zabetonuje i na pewno nie pójdę, a jeść trzeba! No i tak się kończy ten dzień, przynajmniej ta część rowerowa... Wieczorem wymiana tych dętek mnie jeszcze czeka, ale to raczej w kategorii relaksu, podobnie jak teraz robienie tego wpisu :)

Oto moje dzisiejsze trofea! 3 żmije! Ileż się nadenerwowałem i to z powodu jakiegoś kawałka gumy z wentylkiem...
.
.
Wiem że moje dzisiejsze przygody nie są jakieś spektakularne, w skali poważnych uszkodzeń roweru jak pęknięte koło, a o wypadku już nie wspomnę, ale jednak poziom pecha na jeden dzień to chyba lekka przesada, prawda? No ale cóż, powiedzenie 'co Cię nie zabije, to Cie wzmocni' wydaje się być bardzo zasadne dziś, czuje że moje nogi, mimo nie mega dystansu są na prawdę mocno zmęczone, zresztą tak jak i ja, zwłaszcza psychicznie, ale przynajmniej jest ta pozytywna myśl że udało mi się wytrwać do końca i jakoś sobie poradzić mimo że los wybitnie nie sprzyjał. No i tak właśnie znów kończy się moje planowanie, już nie wiem który raz nie jestem w stanie dojechać do tego Buska od tej strony :P no cóż, może następnym razem! Ale wtedy będę zabezpieczony, najlepiej w ok 10 dodatkowych dętek! :D
.
.
.
.
- T. odczuw.8 °C (wyjazd ok 1 stopnia)
- Wiatr 14 km/h
- Porywy 25 km/h
- Chmury 20-30% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1017 hPa
- Wilgotność 71 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:164.40 km
Maks. pr.:62.30 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1093 m
Rower:
W styczniu jak w marcu, w marcu jak w garncu, a ja jeżdżę i karmię kaczuchy!
Środa, 8 stycznia 2014 · dodano: 08.01.2014 | Komentarze 2
Skoro inni mogą to ja też, założenie było takie że dziś jeżdżę cały dzień w okolicach domu, tak aby móc wracać, jeść, przebierać się itp. Oczywiście miałem wstać przed świtem i tradycyjnie zaspałem. Ale znów nie żałowałem bo rano warunki do jazdy dupiaste. Tak więc rano chmury, mgła, mokro, ale jednak ruszyłem mimo wszystko, bo może prognozy się nie zawsze sprawdzają, ale jak im się sprawdzi z tym weekendowym atakiem zimy to średnio widzę dalszą jazdę. No więc o poranku dziesięciokilometrowa sesja trenażerowa, a później ruszamy. Na dziś miałem zaplanowane trzy wyjazdy na 3 różne rundy, wyszły 2, ale i tak jestem zadowolony i przekonałem się do takiej jazdy z powrotem na chwilę do domu.
No więc pierwszy wyjazd ok 8.30 na rundę przez Batowice, Książniczki, Masłomiącą, Zerwaną, Iwanowice, Słomniki, Niegardów, Luborzyca, Więcławice, Prawda. Pogoda rano dramatyczna, ciemne chmury, wieje, ale po pewnym czasie zaczęło świecić słońce, żeby nagle zaczęły się kotłować czarne burzowe chmury z których zaczęło całkiem mocno padać. Ale z racji że postanowienie było mocne że będę jeździł, zdecydowałem nie odpuszczać. A w dodatku miałem przygotowane dużo suchego chleba dla kaczek, więc nie mogłem nic zmieniać. Po pewnym czasie pogoda znów zaczęła się zmieniać, deszcz zanikł, ale pojawiła się mgła i ciemne kłębiaste chmury, nie wiele mam do pisania odnośnie trasy bo znana na wskroś, więc pokonałem ją niezwykle szybko i gładko, jedyne co to pogoda dziś na prawdę atrakcyjna, po około 30 minutach dość silnego wiatru w miejscu gdzie byłem wcześniej i były tam czarne chmury teraz rozpościerało się piękne niebieskie niebo, po drodze zatrzymałem się przy jeszcze jednym zalewie i kolejne kaczuchy nakarmiłem. A wracając odwiedziłem zbiornik Zasławice i tam nakarmiłem Łabędzie, śmieszne ptaszyska, jeden zaczął się na mnie drzeć kiedy chleb się skończył. Później powrót do domu i godzinka przerwy, załatwiłem kilka istotnych mailowo rzeczy i zjadłem coś, nawet się nie trzeba było bardzo rozbierać i można było ruszyć dalej!

Poranek, bardzo dziwnie, wyjechałem z mgły, zaczęło świecić słońce, ale w górze majaczyły ciemne złowieszcze chmury.
.
.

Niby ciepło a jeziorko zamarznięte, tym bardziej się ucieszyłem że mogę nakarmić kaczuchy! A jak one komicznie się ślizgały na tych swoich łapkach :)
.
.

No a taka pogoda się zrobiła po około godzinie jazdy, zaczęło padać, wiać i ogólnie bardzo nie sympatycznie, na szczęście postanowiłem nie odpuszczać.
.
.

A takie niebo zrobiło się po około 30 minutach! Absurd!
.
.

A tu niebieściutkie niebo nad okolicą gdzie byłem mniej więcej godzinę wcześniej...
.
.

Dzisiaj łabędzie też skorzystały z mojej chlebowej dobroci- tu te z zbiornika w Zasławicach. A odjeżdżając jeden zaczął na mnie się drzeć że nie ma więcej...
.
.
No więc po odpoczynku ok 13 ruszyłem na drugą wycieczkę, teraz postanowiłem zaliczyć trasę w kierunku Sanki. Tak więc znów ten sam kierunek co ostatnimi dniami, ale jakoś wolę tak, niż robić dwa razy w ciągu jednego dnia tą samą trasę. Tak więc przez miasto do Balic, w Morawicy odbiłem na Cholerzyn a tam skierowałem się na Sankę, tam miałem pojechać przez Rybną, ale dostałem informacje że sekretariat do którego miałem się udać jest czynny do 15, a więc miałem tylko godzinę na przejechanie około 30 km, postanowiłem zawrócić i jechać łatwiejszą, może nie krótszą, ale na pewno szybszą trasą. Tak więc powrót do Cholerzyna, tam odbiłem na Liszki, Piekary, przeprawa przez Wisłę przy Kolnej i droga powrotna do miasta bulwarami. Na tej pętli towarzyszyła mi przepiękna pogoda, niemal bezchmurne niebo, słońce, jedynie wiatr dalej wiał jak wcześniej. Na szczęście kiedy obrałem powrotny kierunek miałem niezłą pomoc w plecy tak więc tempo dobrze powyżej 30 km/h tak więc spokojnie dotarłem do sekretariatu jeszcze z zapasem czasu, załatwiłem co miałem do zrobienia, później zaliczyłem mój zaprzyjaźniony serwis, chciałem kupić dętkę do holendra, ale nie było, za to udało się załatwić sprawę kasety wibrującej, brakowało jednej podkładki, teraz powinno być ok, przy okazji umyłem myjką ciśnieniową rower i spokojnie zacząłem powrót do domu, bulwarami Wisły. Na koniec podjechałem pod pracę mojej lubej bo akurat ją kończyła, później jeszcze razem poszliśmy do banku i już powrót do domu. Na tej trasie towarzyszyła mi idealna pogoda, w życiu bym nie powiedział gdybym sam nie doświadczył że rano mogło być tak paskudnie. Teraz wprawdzie mógł bym wyjść jeszcze pokręcić, ale nie ma sensu się zamęczać, teraz czas na przyjemności :) tj. pewnie będę serwisował rower :D

Zielona trawa, niebieskie niebo, ogólnie piękny dzień, aż niewiarygodne że poranek był aż tak odmienny.
.
.

W powrotnej drodze dość mocno cisnąłem żeby się wyrobić, ale droga wybitnie sprzyjała ku szybkiej jeździe.
.
.

A tu piękna sceneria bulwarów wiślanych, jeszcze dziś bardziej przyjemna niż zwykle bo praktycznie nie było ludzi, raptem kilku biegaczy i rolkarzy.
.
.
No więc pierwszy wyjazd ok 8.30 na rundę przez Batowice, Książniczki, Masłomiącą, Zerwaną, Iwanowice, Słomniki, Niegardów, Luborzyca, Więcławice, Prawda. Pogoda rano dramatyczna, ciemne chmury, wieje, ale po pewnym czasie zaczęło świecić słońce, żeby nagle zaczęły się kotłować czarne burzowe chmury z których zaczęło całkiem mocno padać. Ale z racji że postanowienie było mocne że będę jeździł, zdecydowałem nie odpuszczać. A w dodatku miałem przygotowane dużo suchego chleba dla kaczek, więc nie mogłem nic zmieniać. Po pewnym czasie pogoda znów zaczęła się zmieniać, deszcz zanikł, ale pojawiła się mgła i ciemne kłębiaste chmury, nie wiele mam do pisania odnośnie trasy bo znana na wskroś, więc pokonałem ją niezwykle szybko i gładko, jedyne co to pogoda dziś na prawdę atrakcyjna, po około 30 minutach dość silnego wiatru w miejscu gdzie byłem wcześniej i były tam czarne chmury teraz rozpościerało się piękne niebieskie niebo, po drodze zatrzymałem się przy jeszcze jednym zalewie i kolejne kaczuchy nakarmiłem. A wracając odwiedziłem zbiornik Zasławice i tam nakarmiłem Łabędzie, śmieszne ptaszyska, jeden zaczął się na mnie drzeć kiedy chleb się skończył. Później powrót do domu i godzinka przerwy, załatwiłem kilka istotnych mailowo rzeczy i zjadłem coś, nawet się nie trzeba było bardzo rozbierać i można było ruszyć dalej!

Poranek, bardzo dziwnie, wyjechałem z mgły, zaczęło świecić słońce, ale w górze majaczyły ciemne złowieszcze chmury.
.
.

Niby ciepło a jeziorko zamarznięte, tym bardziej się ucieszyłem że mogę nakarmić kaczuchy! A jak one komicznie się ślizgały na tych swoich łapkach :)
.
.

No a taka pogoda się zrobiła po około godzinie jazdy, zaczęło padać, wiać i ogólnie bardzo nie sympatycznie, na szczęście postanowiłem nie odpuszczać.
.
.

A takie niebo zrobiło się po około 30 minutach! Absurd!
.
.

A tu niebieściutkie niebo nad okolicą gdzie byłem mniej więcej godzinę wcześniej...
.
.

Dzisiaj łabędzie też skorzystały z mojej chlebowej dobroci- tu te z zbiornika w Zasławicach. A odjeżdżając jeden zaczął na mnie się drzeć że nie ma więcej...
.
.
No więc po odpoczynku ok 13 ruszyłem na drugą wycieczkę, teraz postanowiłem zaliczyć trasę w kierunku Sanki. Tak więc znów ten sam kierunek co ostatnimi dniami, ale jakoś wolę tak, niż robić dwa razy w ciągu jednego dnia tą samą trasę. Tak więc przez miasto do Balic, w Morawicy odbiłem na Cholerzyn a tam skierowałem się na Sankę, tam miałem pojechać przez Rybną, ale dostałem informacje że sekretariat do którego miałem się udać jest czynny do 15, a więc miałem tylko godzinę na przejechanie około 30 km, postanowiłem zawrócić i jechać łatwiejszą, może nie krótszą, ale na pewno szybszą trasą. Tak więc powrót do Cholerzyna, tam odbiłem na Liszki, Piekary, przeprawa przez Wisłę przy Kolnej i droga powrotna do miasta bulwarami. Na tej pętli towarzyszyła mi przepiękna pogoda, niemal bezchmurne niebo, słońce, jedynie wiatr dalej wiał jak wcześniej. Na szczęście kiedy obrałem powrotny kierunek miałem niezłą pomoc w plecy tak więc tempo dobrze powyżej 30 km/h tak więc spokojnie dotarłem do sekretariatu jeszcze z zapasem czasu, załatwiłem co miałem do zrobienia, później zaliczyłem mój zaprzyjaźniony serwis, chciałem kupić dętkę do holendra, ale nie było, za to udało się załatwić sprawę kasety wibrującej, brakowało jednej podkładki, teraz powinno być ok, przy okazji umyłem myjką ciśnieniową rower i spokojnie zacząłem powrót do domu, bulwarami Wisły. Na koniec podjechałem pod pracę mojej lubej bo akurat ją kończyła, później jeszcze razem poszliśmy do banku i już powrót do domu. Na tej trasie towarzyszyła mi idealna pogoda, w życiu bym nie powiedział gdybym sam nie doświadczył że rano mogło być tak paskudnie. Teraz wprawdzie mógł bym wyjść jeszcze pokręcić, ale nie ma sensu się zamęczać, teraz czas na przyjemności :) tj. pewnie będę serwisował rower :D

Zielona trawa, niebieskie niebo, ogólnie piękny dzień, aż niewiarygodne że poranek był aż tak odmienny.
.
.

W powrotnej drodze dość mocno cisnąłem żeby się wyrobić, ale droga wybitnie sprzyjała ku szybkiej jeździe.
.
.

A tu piękna sceneria bulwarów wiślanych, jeszcze dziś bardziej przyjemna niż zwykle bo praktycznie nie było ludzi, raptem kilku biegaczy i rolkarzy.
.
.
.
.
- T. odczuw.8 °C
- Wiatr 23 km/h
- Porywy 45 km/h
- Chmury 20-30% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1022 hPa
- Wilgotność 70 %
- Termika chłodno i sucho
- Biomet korzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:171.20 km
Maks. pr.:53.30 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1446 m
Rower:
Z wymiennymi końcówkami.
Wtorek, 7 stycznia 2014 · dodano: 07.01.2014 | Komentarze 4
Sklepy internetowe, jak że one mogą czasem wyprowadzić z równowagi! No nic zrobię wpis, może się uspokoję :)No więc tak, wczoraj znów nie wykorzystałem szansy na dalszą jazdę mimo dobrych warunków, za to dziś znów się wziąłem za jazdę kiedy pogoda trochę siadła. Według prognoz miało być pogodnie, ale wietrznie, zastanawiałem się czy zdjąć błotniki skoro ma być sucho, ale zdecydowałem że zamontuję mniejszą końcówkę dyszla, może będzie mniej stawiała opór, a skoro ją mam to czasem można skorzystać. W założeniu chciałem wstać ok 6, niestety spało mi się za dobrze i wstałem dopiero o 8! No ale nie miałem do siebie żalu o to bo się okazało że dość mgliście i mokro, przynajmniej ruszyłem dopiero jak się pogoda wyklarowała, na a przed wyjściem tradycyjnie rozgrzałem się, tym razem na piętnastokilometrowej sesji w domu.

Nie wiem co przedstawia to zdjęcie, tzn. wiem, ale nie wiem gdzie, zrobiłem to zdjęcie przez przypadek gdzieś jak wyciągałem telefon, ale za to bardzo mi się podoba, no i w sumie dobrze pokazuje poranek w Krakowie.
.
.
Najpierw pokierowałem się przez centrum, a potem bulwarami aż do Tyńca, tam przekroczyłem Wisłę wiaduktem w pobliżu Kolnej, dalej przez Bielany i już do Kryspinowa. Nie wiem co czemu tak, ale w mieście giga ruch, cały czas jakieś dzikie samochody, a jak udało mi się wyjechać poza miasto kompletny spokój. W Kryspinowie skierowałem się Sankę, przez Budzyń i Cholerzyn.

Kryspinów - Podkrakowski zalew, w sezonie jest tu mnóstwo ludzi spragnionych ochłody od miasta.
.
.

Jadąc na zachód miałem pewne wątpliwości gdzie jechać dalej, postanowiłem że wybiorę kierunek gdzie będzie ładniej, tu akurat widok na południe.
.
.

A tutaj północ, chyba to oczywiste że wybrałem pogodniejszą stronę.
.
.
Z Sanki pokierowałem się do Grojca, po drodze miałem ochotę zawrócić bo trafiłem na około trzykilometrowy odcinek tragicznego asfaltu, na szczęście później wszystko wróciło do normy i jazda znów była przyjemnością. Droga prowadziła wzdłuż autostrady przez Nieporaz a później odbiłem do Trzebini, ładna, spokojna droga, jedynie wiatr przeszkadzał.

To mi się podoba! W Grojcu cała miejscowość upstrzona jakimiś drewnianymi rzeźbami, widać że lokalny artysta dba o swoją małą ojczyznę :)
.
.

Widok na stacje kosmiczną, tak naprawdę to tu miał się przenieść RMF a na tą chwilę ponoć to studia nagraniowe tv.
.
.

Wzdłuż drogi ciągną się nieczynne tory kolejowe, fajnie było by tak zdjąć oponę i pojechać takimi torami i zobaczyć gdzie prowadzi taki szlak!
.
.

Droga do Trzebini wzdłuż autostrady, bardzo przyjemna i spokojna trasa.
.
.
Po dotarciu do Trzebini przyznam że trochę się pogubiłem, zamiast trafić na drogę na Olkusz, skierowałem się na Kraków, ale po jakimś czasie autochtoni mi pomogli i już wiedziałem gdzie jechać. Po obraniu kursu na północ jechało mi się słabiej niż się spodziewałem, wiatr powinien być korzystny, a przynajmniej nie powinien przeszkadzać, a tu słabiutko... Przynajmniej trasa pomiędzy Trzebinią a Olkuszem bardzo spoko, dobry asfalt, ładna okolica, no i to czego się obawiałem, mały ruch, podejrzewałem że tu same tiry będą cisnąć, a było ok. W Olkuszu nie zbyt przyjemnie, jakaś nerwówka na ulicach, a na jednych ze świateł skręcałem w prawo, za mną auto się już nie zmieściło na zielonym i zatrzymało się, a tu chwilę później słyszę huk, jakaś pipka skasowała cały tył temu gościowi a sobie jeszcze bardziej przód... No ale nie byłem świadkiem więc pojechałem w swoją stronę, tj. w kierunku Krakowa, a później odbiłem z głównej drogi na Skałę. To chyba jedna z ładniejszych dróg jakie znam, a dziś dodatkowo mnie cieszyła jazda bo ruch zerowy, od Kosmołowa aż do Skały nie wyprzedził mnie żaden samochód! No i jeszcze wiatr na tym odcinku był korzystny tak więc jazda to sama przyjemność.

Pozytywne zaskoczenie, droga z Trzebini do Olkusza, dobra nawierzchnia, mały ruch, ładne leśne widoki.
.
.

Już wam daruję kolejnej fotografii zamku w Pieskowej Skale, ale macie za to maczugę!
.
.
Ze Skały droga poprowadziła mnie prosto w dół do Iwanowic, miałem w planie jechać dalej prosto aż do Proszowic, ale że zaczęło się robić już szaro, zdecydowałem że skrócę trasę, wymieniłem szkła w okularach na bezbarwne i pokierowałem się w kierunku domu. Tak więc przez Zerwaną, Masłomiacą, Więcławice, Książniczki, zaliczyłem jeszcze przejazd wzdłuż zbiornika Zesławice, a na sam koniec podjechałem pod pracę mej lubej bo akurat ją kończyła, chwilę pogadaliśmy, opowiedziałem jej o mojej wycieczce, no a potem jeszcze podjechałem załatwić jedną drobną sprawę. Do domu wróciłem niemal idealnie z zachodem słońca, a tu 'miła' niespodzianka, kot z zawiści że sam został tyle czasu postanowił się zemścić, na wejściu rozwalony po całym mieszkaniu chleb, puzzle rozniesione w drobny pył, ale jak tu się gniewać na takie futrzane cudo?! :)

Chyba koniec dzisiejszego dnia był najładniejszym momentem.
.
.

Ciepłe przywitanie przez kotka... Nie mam pojęcia co on z tym chlebem ma, już nie wiem który to raz wpada żeby tak zrobić z nim! No cóż kot chodzi i robi wszystko po swojemu, ale ja się nie gniewam, ten i tak był przygotowany dla kaczek :)
.
.

A oto moja wymienna, mniejsza końcówka błotnika, już ją po swojemu spersonalizowałem w odblaski, myślę że w taką pogodę żadna ich ilość nie zaszkodzi!
.
.
No i taki to był rowerowy dzień, wygląda na to że wreszcie znudziłem się północą Krakowa, już wcześniej z eksplorowane dobrze miałem południe i wschód, ale zachód do czarna dziura na mojej mapie, a w ostatnich dniach coraz częściej mnie tam coś przyciąga, dzisiejsza wycieczka zdecydowanie mnie zachęciła do dalszej jazdy w tamte rejony. Teraz trochę żałuję że wczoraj nie zdecydowałem się na jazdę w tą stronę tylko kiedy dodatkowo była taka ładna pogoda.
.
.
.
.
- T. odczuw.7 °C
- Wiatr 16 km/h
- Porywy 40 km/h
- Chmury 50-60% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1022 hPa
- Wilgotność 73 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:100.00 km
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:675 m
Rower:
Być jak jeden z trzech króli... w lycrze!
Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 07.01.2014 | Komentarze 0
Jakoś wczoraj nie miałem czasu na wpis, może raczej chęci na to żeby zrobić wpis...Tak więc tradycyjnie, piękna pogoda idealne warunki a mi się średnio chce jeździć... tak więc bez większego pomysłu i ochoty na kombinowanie, tradycyjna trasa kiedy nie ma pomysłu, Batowice, Książniczki, Masłomiąca, Iwanowice, Słomniki, Niegardów, Luborzyca, Więcławice.
Wracając postanowiłem wstąpić jeszcze do mieszkania spotkać się z moimi siostrami, pojechałem więc przez park przy osiedlu a tam? wszędzie schody a jedyna droga pozwalająca dostać się na górę to bardzo kręta, wąska ścieżka, z racji że do okoła poręcze w zakręty wchodziłem 'na łapie' inaczej nie było by szans się wyrobić na zakręcie.

Park przy osiedlu, jedyne miejsce gdzie można spokojnie, bez szwanku wejść w zakręt 'na łapie'.
.
.
- T. odczuw.7 °C
- Wiatr 4 km/h
- Porywy 7 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 1 mm / 12 h
- Ciśnienie 1019 hPa
- Wilgotność 79 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
Kategoria Wycieczki
Dane wyjazdu:
Dystans:7.20 km
Maks. pr.:15.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:Union Arizona
Potrzeba matką... radzenia sobie.
Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 06.01.2014 | Komentarze 0
Z racji że wczoraj rozerwałem dętkę w rowerze a dziś rano koniecznie musiałem się przenieść do domu, a nie chciało mi się prowadzić roweru wpadłem na genialny pomysł wypchania opony papierem i innymi śmieciami :D moje rozwiązanie nie najgorsze, ale nie idelane pozwoliło mi dojechać do mieszkania prawie bez boleśnie, prawie bo koło stukało jak zarzynane ciele :P dobrze że to rano i nie było dużo ludzi, bo jednak trochę tak wstyd się tłuc :) Kategoria Miasto
Dane wyjazdu:
Dystans:16.34 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:Union Arizona
Wieczorne holendrowanie.
Niedziela, 5 stycznia 2014 · dodano: 05.01.2014 | Komentarze 2
Choć bardzo mi się nie chciało musiałem dziś jeszcze raz wyjść z domu, ale po to żeby się przenieść na jeden dzień gdzie indziej, przy okazji miałem do załatwienia jeden mały biznes i zaliczyć kaufa co by kupić chleb skoro jutro pozamykane... Tak mi się nie chciało jechać że postanowiłem wziąć miejskiego holendra na przejażdżkę i tak jak rano i teraz kiedy zacząłem jechać poczułem się zdecydowanie lepiej, postanowiłem że zrobię dodatkową rundę ścieżkami po hucie, załatwię co mam załatwić. Jechało się bardzo przyjemnie, choć zgrzałem się strasznie, bo tą kolubryną podjechać pod górkę to jest wyczyn :P a jeszcze kiedy takie upały na polu?! No a na koniec mając w pamięci szczęście ostatnich dni, wchodzę do mieszkania, rower stoi w przedpokoju, zabieram się za przygotowywanie kolacji, a tu nagle niewiarygodny huk! Okazało się że dętka po prostu eksplodowała! Po około 15 minutach stania w przedpokoju? Bardzo dziwna sprawa, ale jak fart to fart, teraz muszę jakoś go odprowadzić jutro do domu, a w dodatku muszę czekać do wtorku z kupnem nowej dętki bo ktoś sobie wymyślił że jutro jakieś święto...
A oto dętka... a raczej jej pozostałości, coś niesamowitego, żeby tak wybuchła wewnątrz opony! Dla porównania obok 30 centymetrowa linijka...
Kategoria Miasto
Dane wyjazdu:
Dystans:103.20 km
Maks. pr.:72.80 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:925 m
Rower:
Szaro, buro, lecz w sam raz.
Niedziela, 5 stycznia 2014 · dodano: 05.01.2014 | Komentarze 0
Po wczorajszym dniu i po ciężkiej nocy (jakieś choróbska przewalają się przez dom) wstałem bardzo niemrawy i ociężały, a nogi obolałe i ciężkie jak skała, myślałem że nic mi nie wyjdzie z jazdy dziś zwłaszcza że pogoda jakaś tak słabiutka. No ale kiedy okazało się że moja luba ma swoje zajęcia na dziś i bym jej tylko przeszkadzał postanowiłem że wykorzystam iż z nieba pada deszcz a nie śnieg, a termometr wskazuje +8 a nie -8! W dodatku mam błotniczki więc chlapa mi nie straszna. Postanowiłem pojechać tą samą trasą co dwa dni temu po pompkę, w końcu dziś brzydka pogoda to tradycyjnie będzie mi pasować do tej trasy. Po wyjściu z domu okazało się że trochę za ciepło się ubrałem, ale szybka zmiana konfiguracji dała radę i można było jechać spokojnie, okazało się że jest mniej mokro niż się spodziewałem, ale i tak dobrze że mam dodatkową osłonę. Po dotarciu do obrzeż miasta przekonałem się że kręci mi się zdecydowanie lepiej niż mógł bym podejrzewać, więc zaplanowałem jak powiększyć trasę i wykorzystać dzisiejszy dzień. Tak więc najpierw dotarłem do Sanki przez, Aleksandrowice, Cholerzyn, Czułów. Pogoda nie rozpieszczała dziś, ale jakieś tam zdjęcia dokumentujące dzień są :)
W tym momencie byłem przekonany że zaraz lunie, na szczęście pokropiło dosłownie kilka kropel i niebo zachowało Status Quo.
.
.

Nie wiem jak to jest, ale oprócz ostatniego razu zawsze jak jadę tą trasą trafiam na brzydką pogodę, albo inaczej zawszę wybieram tą trasę kiedy jest brzydko :P
.
.
Po dojechaniu do Sanki zawróciłem i chwilę później odbiłem na Rybną, tu droga prowadzi w dół, aż za bardzo gdyż dałem się ponieść i przekroczyłem 70 km/h, przyznam że nie było to zbyt rozważne bo później bardzo mocne dohamowanie mnie czekało, a na mokrym to loteria. No ale nic się nie stało i dalej pokierowałem się w kierunku Czernichowa przez Przeginie, tu też jechało mi się wybitnie dobrze, tempo cały czas powyżej zakładanego, ale to nie problem akurat :) dość ładny to odcinek, ale asfalt nie rozpieszcza, przynajmniej mały ruch!

Droga przez Bielańsko-Tyniecki Park Krajobrazowy.
.
.

A tak w ogóle to dziś co chwilę to wjeżdżałem, to wyjeżdżałem z tego parku krajobrazowego.
.
.
Kiedy dotarłem do Czernichowa trochę pobłądziłem i pojechałem w złą ulicę która mnie wyprowadziła w zupełnie innym kierunku niż chciałem, ale dość szybko się zorientowałem i dzięki pomocy GPS szybko trafiłem na właściwe tory, tj. na drogę do Piekar przez Wołowice i Jeziorzany, tam się przyjemnie jechało, jakoś za rzadko korzystam z tej trasy, w dodatku jest ona chyba dość popularna wśród kolarzy, bo dziś spotkałem tam 4 inne szosy. Tak spokojnie dotarłem do mosty przy Kolnej i przeprawiłem się na drugą stronę, postanowiłem zrobić pętlę przez Tyniec i dalej w kierunku domu pojechać bulwarami. Po dotarciu w okolice Wawelu postanowiłem jeszcze że odbiję i zrobię rundę w kierunku Rybitw i wrócić przez Hutę tak żeby przekroczyć na tej wycieczce stówkę. Po dojechaniu w okolicę domu postanowiłem skorzystać z lokalnego hydrantu i trochę opłukać koła. Te błotniki to super sprawa, wystarczyło trochę polać wodą delikatnie przetrzeć i już rower czyściutki, później tylko posmarować łańcuch i nie trzeba się pieprzyć z niczym, no i jeszcze napęd w trakcie jazdy nie chrzęści jak zwykle w taką pogodę, a czy to zwiększa opory? nie obchodzi mnie to! A nawet jak tak się dzieje to dobrze, teraz może być ciężej, bo kiedy zacznie się pełen sezon, kiedy zdejmę błotniki poczuję dużą ulgę! Może... :)
No i tak ze słabo zapowiadającego się dnia wyszła miła wycieczka, po której czuję się zdecydowanie lepiej niż przed! Oby tak zawsze!

Jak widać nawet po skierowaniu się na południe pogoda nie zmieniła swojego oblicza.
.
.

No a to już bulwary wiślane, mimo brzydkiej pogody całkiem sporo ludzi dziś ruszyło tyłek: biegacze, rowerzyści, rolkarze i nordicwalkingowcy :)
.
.
.
.
- T. odczuw.9 °C
- Wiatr 4 km/h
- Porywy 7 km/h
- Chmury 90% nieba
- Opady 1 mm / 12 h
- Ciśnienie 1008 hPa
- Wilgotność 80 %
- Termika zimno i mokro
- Biomet niekorzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:176.20 km
Maks. pr.:59.20 km/h
Temperatura:6.0
HR max:171 ( 86%)
HR avg:129 ( 65%)
Kalorie: 4181 kcal
Podjazdy:1427 m
Rower:
Z błotnikami raźniej!
Sobota, 4 stycznia 2014 · dodano: 04.01.2014 | Komentarze 6
W końcu udało mi się spełnić swoje założenie z dnia poprzedniego niemal stu procentowo, bo ostatnimi dniami to raczej słabo mi szło z wywiązywaniem się z planów. Zmieniłem nawet ton budzika żeby na pewno się obudzić! Tak więc pobudka 5.45, wszystko przygotowane do drogi zostało wcześniej, włącznie z moimi nowymi błotnikami, wprawdzie miałem wątpliwości czy jest sens je zakładać bo raczej sucho powinno być, ale uznałem że muszę je przetestować. Przyznam że wstało mi się bardzo ciężko, jakieś ociężałe nogi po wczoraj bardzo, a w dodatku bardzo źle spałem, ale z racji że było tak wcześnie nawet nie wpadłem na pomysł żeby odpuścić. Przed wyjściem rozgrzałem się tradycyjnie na dziesięciokilometrowej sesji w domu. A później już tylko wyjść w mrok... No i tu duże zdziwieni bo wydaje mi się że wschód teraz jest coraz później? Dopiero około 7.15 zaczęło się robić jasno. No ale uzbrojony w nowe lampki byłem gotowy na to. Najpierw więc przez Zielonki i Ojców, nie mam zupełnie nic do powiedzenia a propo tego gdyż było ciemno, i jedyne co widziałem to punkty gdzie świeciło moje światełko, a no i jeszcze to że było bardzo zimno i ślisko, dopiero za doliną Ojcowa zaczęło świtać, tak że kiedy dojechałem podjazd pod Skałę było już jasno, ale dziś wschód słońca raczej rozczarował. Po drodze cały czas próbowałem ustawić idealnie błotniki, bo cały czas to z jednej to z drugiej strony ocierało. Na zjeździe do Iwanowic złapałem za pręcik podpierający przedni błotnik i chciałem go poprawić ale niestety przez nie uwagę szprychy przycięły mi palec, najpierw nic nie poczułem, ale po jakichś 2 minutach zaczęło tak palić że musiałem się zatrzymać na jakiś czas, myślałem że go może złamałem, ale po jakimś czasie bul zaczął ustępować i ruszyłem dalej. W Iwanowicach obrałem kurs na Gołczę i Miechów. Tam jechałem bardzo spokojnie, bo raz że część drogi w złym stanie to dwa, tu zrobiło się bardzo mokro, a co za tym idzie ślisko, przynajmniej szybko przekonałem się że błotniki się idealnie spisują i mimo delikatnego tarcia chronią wszystko, nawet napęd!
Po jakimś czasie śliskość drug ustąpiła ich mokrości! Droga do Gołczy.
.
.

W rejonie Miechowa wyglądało że się wypogodzi i będzie spoko, ale im dalej w las tym pogoda robiła się mniej przychylna.
.
.

A takie to słonko dziś było, raczej anemiczne.
.
.
Dalsza ma droga poprowadziła mnie przez Miechów w kierunku Skalbmierza, tu jechało się bardzo przyjemnie, bo nie dość że droga nie dawno zrobiona to jeszcze miałem wiatr w plecy. W sumie to nie wiele się działo na tym odcinku, jedynie co to zauważyłem że im dalej na wschód tym pogoda stawała się gorsza, pokazywały się mgły i zrobiło się chłodniej niż jakiś czas temu. Po drodze odwiedziłem jeszcze Racławice i zwiedziłem tamtejsze pole bitwy. Po drodze do Skalbmierza a jakże by inaczej napadły mnie dwie sfory psów i to dokładnie w tym samym miejscu gdzie ostatnio! Ale teraz byłem przygotowany, już na wcześniejszym postoju nazbierałem kilka kamieni, które teraz bardzo się przydały :D Aha, no i jeszcze dwa razy sarny mi przecięły drogę, te akurat zwierzątka bardzo lubię.

A tu prawie 'panorama racławicka'! Prawie bo chwilę za Racławicami, ale komu to robi różnice skoro mgła wszystko psuje?! :P
.
.

Chwilę po ataku dzikiej sfory psów, dobrze że chociaż droga dobra.
.
.

A tak oto wyglądała okolica Skalbmierza, mgła gęstnieje z każdą chwilą.
.
.
Ze Skalbmierza pokierowałem się do Kazimierzy Wielkiej, droga nie bardzo się zmieniła, choć jechało mi się słabo, ewidentnie zmęczenie dawało już znaki, jednak kanapeczka i snickers dały nowej energii. Dalej przeciąłem szybko to miasto i skierowałem się w kierunku Koszyc, tu jechało mi się już mega źle, nie mam nic do dodania, zastanawiałem się czy nie skrócić zaplanowanej trasy i pokierować się już do Proszowic. Jednak postanowiłem że dotrę do Koszyc tam się zatrzymam na jakiś czas i zobaczę co dalej. Tak też zrobiłem, ale kiedy usiadłem dosłownie na 3 minuty na ławce szybko się zdecydowałem że spełnię wcześniejsze założenie i jadę dalej, mam dużo czasu, a tempo dziś nie jest istotne. Tak więc pojechałem do Nowego Brzeska, przyznam że kiedy podjąłem decyzje i jechałem już bez wahania się, kręciło mi się już niemal idealnie. Myślałem że ruch dziś będzie większy na tym odcinku, ale o dziwo ruch znikomy i minęło mnie dosłownie kilka aut. Po drodze do Brzeska zatrzymałem się jeszcze przy pałacu w Śmiłowicach.

Wiatraki przed Koszycami, tu jeszcze wskazują że wiatr korzystny dla mnie, ale za chwilę zmienię kierunek jazdy na przeciwny.
.
.

Pałac Śmiłowice.
.
.
Po dotarciu do Brzeska już na spokojnie obrałem kurs na Proszo, jechałem spokojnie tak aby móc wypatrywać czy nie natrafię na pozostałości TDP, już 4 bidony mam tam wypatrzone, niestety wszystkie mocno zniszczone. W końcu dotarłem do Proszowic, no i tam mogłem w pełni się nacieszyć działaniem błotników! Ja czyściutki, rower tylko w niektórych miejscach brudny, a wszystko zostało na kołach i błotnikach, nie wiem jak ja mogłem jeździć bez nich :P a przy okazji bezpieczniej bo odblaski nie zasyfione i dodatkowe miejsce na kolejne się pojawiło. W Proszo posiedziałem trochę, a powrót już samochodem wraz z moją lubą. No przyznaje że nogi teraz mocno dają, widać nie jestem jeszcze w idealnej formie po ostatniej niemocy, ale mam nadzieje że w kolejnych dniach będzie progres :)

A oto moje nowe błotniki, wiem że nie wiele widać i to jest ich największa zaleta, bardzo lekkie, niemal nie widoczne i nie burzące lekkości roweru, tego optycznego przede wszystkim! A największy plus to osłona napędu, teraz może żywotność wzrośnie jeszcze bardziej! A jak by ktoś pytał, błotniki to Crud Roadracer mk2 polecam!
.
.
.
.
Temperatura: wyjazd -3, najcieplejszy moment ok 9
- T. odczuw.5 °C
- Wiatr 9 km/h
- Porywy 15 km/h
- Chmury 50-60% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1020 hPa
- Wilgotność 82 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny
Dane wyjazdu:
Dystans:109.20 km
Maks. pr.:57.30 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:604 m
Rower:
Dwa kapcie w drodze po pompkę!
Piątek, 3 stycznia 2014 · dodano: 03.01.2014 | Komentarze 2
Moja 'dobra' passa trwa!Dziś piękny dzień, a ja nie bardzo mogę jechać gdzieś dalej bo nie mam czym dobić kół po wczorajszym łapaniu flaków, a małą pompeczką to można nabić tak żeby było minimum do jazdy, oczywiście mógł bym podjechać do jakiegoś serwisu, ale raz że stracił bym na tym tylko czas, a dwa nie rozwiązało by to mojego problemu, braku porządnej pompki! Tak więc obczaiłem sobie na allegro dość fajną, w dobrej cenie niedaleko Krakowa i postanowiłem że to załatwię dziś. Tak więc pojechałem w kierunku Alwerni, przez Balice, Czulicę, Sankę. Jechało się nie tak źle jak na to że miałem mało powietrza, a z przodu jakoś dziwnie mało względem tego że mniej obciążony przecież niż tył... No i chwilę za Krakowem przekonałem się o co chodzi, mam dziurawą dętkę :D kosmos, ile razy można przebijać jedną dętkę, tak więc przymusowy postój i wymiana gumy, dalej jechało się przyjemnie, choć niepewnie bo cały czas czekałem kiedy strzeli! Za to dziś piękna pogoda, bardzo przyjemnie, ale mogło by być tak bez atrakcji. Po dotarciu do sklepu, zakupiłem pompkę i od razu ją przetestowałem, działa dobrze więc trzeba ją jakoś zapakować, dokleiłem więc ją taśmą do kierownicy tak że trochę wystawała i z powrotem do Krk, tak ok 40 km :D

W końcu udało mi się trafić na ładną pogodę w tym regionie, zazwyczaj jak tu jadę, to albo pada, albo mega mgły, a dziś :)
.
.

Według mnie to już świeża soczysta zieleń, nawet kilka kwiatków dziś wypatrzyłem.
.
.

Niestety mogłem dziś fotografować tylko północ, gdyż południowe słońce skutecznie skrywało inne kierunki.
.
.

To ja! :)
.
.

Ulica 'Kasztanowa' w Sance, choć tak się nie nazywa, bo tam ulice nie mają nazw, to tak ją minują ludzie, a w samej miejscowości oni mają tylko numery, oczywiście nijak nie idące po kolei, na przemian numery 100, 300, 200, z piętnaście minut szukałem odpowiedniego adresu.
.
.

Tak oto wyglądałem jadąc, wbrew pozorom całkiem wygodnie.
.
.

Dziś był wyjątkowo piękny dzień, aż żałuję że nie wykręciłem nic więcej, ale teraz mam przynajmniej dobrą pompkę i będę mógł się spokojnie przygotować do kolejnych dni.
.
.
W drodze powrotnej skręciłem w kierunku Liszek i dalej przez Piekary, most przy Kolnej zrobiłem rundę przez Tyniec, a następnie odwiedziłem mamę, bo chciała coś obgadać, przy okazji zjadłem pyszną zupę, ale wychodząc kolejny pech, urwałem zamek u dołu spodni :/ co jeszcze mi się spieprzy?! Dalej do domu wróciłem przez centrum, na rondzie Grzegórzeckim chciałem przy-kozaczyć i omal bym nie zaliczył gleby tuż przed samochodem, a oczywiście przez co? przez uślizg tylnego koła! Niech że wreszcie przyjdą zamówione opony! Do domu już dojechałem jakoś w miarę spoko, ale w windzie słyszę syk... co on oznaczał, oczywiście przebiłem dętkę! Nie wiarygodne jak można złapać 4 kapcie w dwa dni! W domu chciałem pokleić starą dętkę jeszcze (8 łatek :D ) ale przy pompowaniu aby sprawdzić czy jest ok, ona eksplodowała i trochę mnie zdzieliła w pysk. Za to na koniec dnia mała przyjemność! Dostałem informacje że na mojej poczcie czeka na mnie przesyłka! Bardzo się ucieszyłem bo z obliczeń wyszło że to pewnie mój zestaw błotników i nowe światełka! Zebrałem się więc znów, ale już na innym rowerze i pojechałem, odebrałem przesyłkę i spokojnie wróciłem do domu. A w przesyłce nowe światełka, nic szczególnego ale i tak 1000 razy mocniejsze od tego co miałem do tej pory i nowiutkie błotniki CRUD ‘Roadracer’ teraz błoto nie straszne ani mi, ani rowerowi! Najważniejsze że osłaniają też napęd! Montaż zajął mi bardzo długo, ale już są gotowe do jutrzejszych testów! Wszystko wygląda idealnie, jutro zdam relacje :) a reszta wieczoru to serwis ogólny roweru plus rozprawa ze starymi dętkami, jedną odratowałem :)

Żegnaj moja dętko, tyle razem przeżyliśmy! Ale widać jednak 8 łatek to już za dużo :P
.
.

A oto zestaw części moich błotników, przyznam że zgodnie z opiniami innych pierwszy montaż nie jest prosty, ale jakoś się udało!
.
.
.
.
- T. odczuw.4 °C
- Wiatr 14 km/h
- Porywy 25 km/h
- Chmury 10-20% nieba
- Opady 0 mm / 12 h
- Ciśnienie 1018 hPa
- Wilgotność 73 %
- Termika zimno i sucho
- Biomet korzystny