Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki

Dystans całkowity:29111.63 km (w terenie 5000.42 km; 17.18%)
Czas w ruchu:350:35
Średnia prędkość:29.25 km/h
Maksymalna prędkość:89.80 km/h
Suma podjazdów:161017 m
Maks. tętno maksymalne:192 (96 %)
Maks. tętno średnie:181 (91 %)
Suma kalorii:196595 kcal
Liczba aktywności:312
Średnio na aktywność:93.31 km i 3h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
Dystans:74.21 km
Maks. pr.:48.90 km/h
Temperatura:-5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:335 m
Rower:

Zmagań z zimą ciąg dalszy.

Czwartek, 23 stycznia 2014 · dodano: 23.01.2014 | Komentarze 0

Skoro wczoraj dałem rade, to dziś miało by być gorzej? Wyjechałem tym chętnie gdyż widziałem że przez noc nic nie dosypało, a nawet osiedlowa ulica ogarnięta. Tak więc w planie było dostać się do domu rodziców, ale przez Balice, Aleksandrowice, Cholerzyn, Liszki i Piekary. Tak jak podejrzewałem i miałem nadzieje, w mieście praktycznie wszystkie ulice czarne, więc tylko lekko mokro, ale błotniki dają radę. W dodatku miałem szczęście bo na Balickiej udało mi się złapać za ciężarówką i aż do samych Balic miałem osłonę od zimnego wiatru i średnią prędkość ok 40 km/h. Dalej droga też spoko i do Morawicy dobre warunki drogowe, gdzieniegdzie na środku jezdni leżało czarne błoto, a tak w ogóle to po tej stronie Krakowa wydaje mi się że dużo mniej śniegu. Po odbiciu w kierunku Cholerzyna droga już nie była tak dobrze przygotowana, bo raczej w 60% biała, ale spokojnie można było jechać koleinami wyżłobionymi przez auta, a w dodatku ruchu brak. Po dotarciu do Cholerzyna miałem obrać kurs na Czułów, ale przypomniałem sobie że w zeszłym roku jak tak zrobiłem to szybko trafiłem na odcinek kompletnie nieodśnieżony, skierowałem się więc do Kryspinowa i postanowiłem zrobić dodatkową pętle do Balic przejazd obok lotniska i znów tą samą trasą przez Aleksandrowice i Cholerzyn, ale dalej już do Liszek. Tam trasa dobra, tak jak i do Piekar, w sumie jedynie źle było na moście przy Kolnej bo widać tam kiedy padało kilka dni tamu zrobiła się szklanka a na to popadał śnieg. Ale nawet podjazd który zazwyczaj błotnisty i trudny do podjazdu bez uślizgu dał radę. Ej a tak w ogóle to jazda na rowerze w zimnie i śniegu to pikuś... tam dziś jakieś chłopy trenowały spływy kajakowe! To są rzeźnicy :/ Pozdro dla tych panów. Dalej już do domu, pyszny obiad itp. Powrót do domu odśnieżoną ścieżką przez Ruczaj, nieodśnieżoną ścieżką przez Skałki Twardowskiego, później kawałem drogi bulwarami, ale pokierowałem się znów w kierunku centrum, bo tu też ślisko a jeszcze jazd blisko wody nie napawa pozytywnie :P Później już ostatni odcinek do domu Mogilską, a tu korek jak nie wiem, a w dodatku policja na sygnale się próbuje przebić, ale z racji że mało miejsca zanim ci ludzie się ogarnęli i zjechali zajęło im to tyle że chyba bez sygnału było by szybciej, a ja jadąc lawirując pomiędzy lusterkami był bym dwa razy szybciej, no ale głupio było by przecież wyprzedzać radiowóz na sygnale i tak już przesadziłem trochę, bo jechałem bezpośrednio za nimi... No a później już dom, pranie i konserwacja roweru. No teraz już czas na inne sprawy :) 

Ogólne warunki drogowe dziś całkiem dobre, jak nie zupełnie czarne drogi to takie gdzie asfalt wystawał w koleinach po samochodach, więc dziś przejazd niemal 'suchą stopą'.
.
.

Jedynie gdzie dziś nie było ogarnięte od śniegu to most przy Kolnej i sama droga wzdłuż toru Kajakowego. Ale w mojej opinii dziś tak na 4 drogi do jazdy. 
.
.
.
.
  • T. odczuw.-7 °C
  • Wiatr 8 km/h 
  • Porywy 13 km/h
  • Chmury 90% nieba
  • Opady 0.1 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1021 hPa
  • Wilgotność 79 %
  • Termika mroźno i mokro
  • Biomet niekorzystny
Kategoria ( ), Miasto, Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:79.92 km
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:-4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:450 m
Rower:

The Winter Soldier

Środa, 22 stycznia 2014 · dodano: 22.01.2014 | Komentarze 6

Dziś w rozmowie z xtnt wyszła kwestia jazdy na trenażerze, no i w trakcie mówienia o tym, jakoś mnie naszło że nie mam zbytniej ochoty na zabawę w ten sposób, postanowiłem że skoro wszyscy się cieszą ze śniegu, to i ja podejdę do tego na spokojnie i skorzystam z tego że mam czas i chęci. Najpierw pokierowałem się do centrum, szybko przekonałem się że nie jest źle, lekki mróz, a drogi w mieście praktycznie wszystkie czarne, więc tylko mokrość dawała w dupę, Zrobiłem rundę w okół centrum i zdecydowałem zobaczyć jak się mają drogi poza miastem. Do Batowic wszystko ok, ale później widać że solarka nie jechała dalej, a jedyna możliwość jazdy na spokojnie to koleinami wyciętymi przez samochody. Nawet na zjeździe w Batowicach nie było tak źle, ale kiedy obrałem już mało uczęszczaną drogę przez Książniczki okazało się że droga praktycznie jest cała biała, ale przyznam że jechało się o wiele lepiej niż można było się spodziewać, opony posmarowałem cytryną i nic się nie przyklejało, jedyny mankament to, to że błotniki mają mały prześwit i dość szybko się zapchały więc jechało się stosunkowo ciężko, ale bez uślizgów, mega że mam już świeżą oponę. Tak jechałem przez Książniczki i rozpocząłem podjazd do Więcławic, tu było ciężko, bo droga całkowicie biała, ale na średnim przełożeniu udało się dokręcić do góry. W Więcławicach zdecydowałem że nie będę jechał tak jak zazwyczaj przez Prawdę, bo tam zły asfalt a pod śniegiem nie widać było bo dziur, więc obrałem powrotną trasę tym samym szlakiem, zjechałem cały czas na hamulcach do Młodziejowic i ruszyłem w stronę domu. Wtedy też skontaktowałem się z moją lubą bo bardzo chciałem pokazać jej jak wygląda śnieżny rower, ale że dopiero za 40 minut mogła wyjść z pracy musiałem jeszcze pojeździć, bo stać w miejscu tyle czasu znów bym zamienił się kostkę lodu. Po dojechaniu do Raciborowic, zawróciłem i przejechałem jeszcze raz odcinek do Młodziejowic do miejsca gdzie zaczyna się śliski podjazd, no i potem znów nawrót i droga do Raciborowic. Na dość stromym podjeździe w Batowicach zdecydowałem że podjadę chodnikiem bo nie chciał bym blokować drogi samochodom które i tak ledwo mogły się wtarabanić pod górkę. Niestety w połowie podjazdu okazało się że chodnik jest nieodśnieżony i mnie przytkało, już nie było szans żeby ruszyć dalej, po prostu koło się kręciło w miejscu, postanowiłem zawrócić i pojechałem bardziej przystępną drogą wzdłuż zbiornika Zesławice, w dodatku tam jechała jakaś solarka bo droga czarna, później już powrót do Krakowa i jazda już samymi czarnymi drogami, po drodze odwiedziłem moją lubą która akurat kończyła robotę i pochwaliłem się jej jaki ładny ze mnie bałwanek. Później już prosto do domu, kąpiel z soli i lodu dla roweru i oczywiście dla mnie, no przyznam że dziś zadbałem o dłonie i głowę, ale palce u stóp mi odpadły. Ale przekonałem się że nie taka zima straszna jak ją malują, ważne żeby mieć dobrze znajomą trasę, mało uczęszczaną przez samochody. No to zobaczymy co przyniosą kolejne dni, ale czekam na nie już z mniejszą obawą o to że sobie nie pojeżdżę. 

Takie to dziś warunki drogowe, w sumie jadąc po śladach samochodów jazda nie była większym problemem. W sumie to wdawało mi się że kilka samochodów miały gorszą przyczepność niż ja, na swoich cienkich kółkach :P
.
.

Jedynym mankamentem dziś był mokry śnieg który przyklejał się do każdej powierzchni, no i przestrzeń pomiędzy błotnikami a oponą zmniejszyła się do minimum, ale że to tylko śnieg, stosunkowo nie dużo zwiększało to ciężkość jazdy.
.
.

Dosłownie wszystko poniżej błotników było w śniegu, nawet zębatki na których akurat nie jechałem w moment zmieniały się w lód, ale mimo to rower działał idealnie, no może jedynie przedni hamulec słabo dociskał.
.
.

Podjazd do Więcławic, mimo że praktycznie w ogóle nie odśnieżony, dało się go pokonać, szczerze to zjazd szedł o wiele gorzej. Przynajmniej samochodów praktycznie brak.
.
.

A tutaj po dotarciu pod domu, chwilę przed kąpielą, dobrze że to nie błoto, bo wystarczyło lekko opłukać i wszystko wyglądało na nieużywane, teraz tylko posmarować kilka miejsc gdzie mogła dostać się woda z solą i będzie git.
.
.
.
.
  • T. odczuw.-8 °C
  • Wiatr 17 km/h 
  • Porywy 40 km/h
  • Chmury 90% nieba
  • Opady 0.5 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1015 hPa
  • Wilgotność 72 %
  • Termika mroźno i mokro
  • Biomet niekorzystny

Wieczorem już na spokojnie dokręcanie na trenażerze, średnie obciążenie - 15 km.
Kategoria ( ), Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:53.21 km
Maks. pr.:45.20 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

21.01.2014

Wtorek, 21 stycznia 2014 · dodano: 22.01.2014 | Komentarze 0

Znów nie mam tytułu dla wpisu. Wczoraj (jak teraz widzę) była 'piękna' pogoda i trochę żałuję że nie skorzystałem więcej. No ale deszcz i zapowiedzi o gołoledzi trochę mnie przestraszyły, dlatego też z domu wyszedłem dopiero po 12, a do tego czasu pokręciłem trochę na trenażerze. No a później zdecydowałem że muszę jechać na spokojną trasę, którą dobrze znam i jak warunki będą bardzo złe spokojnie wrócę. Tak więc tak jak przez ostatnie 3 dni trasa: Batowice, Książniczki, Masłomiąca, Więcławice, Prusy, Zasławice. Kiedy wyjeżdżałem nie padało, ale dość szybko zaczęło mżyć, ale na szczęście nie było lodu. Koło niestety które centrowałem nie wyszło idealnie bo przy hamowaniu nie do oporu czułem lekkie bicie, nie wiem może jestem zbyt wyczulony na to... No ale kurde jak teraz widzę, to można było trochę bardziej się poświęcić, wyjść wcześniej i nakręcić więcej bo przy tym śniegu to nie widzę żeby na szosie coś się dało wykręcić, choć kusi, zobaczymy :)
Kategoria Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:102.34 km
Maks. pr.:49.23 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Deszcz, wiatr, mgła, ale jeździć trzeba / Zachciało mi się wieczornego kręcenia, no to mam za swoje...

Niedziela, 19 stycznia 2014 · dodano: 19.01.2014 | Komentarze 4

Z racji że dziś niedziela można sobie trochę odpuścić, postanowiłem że trochę pojeżdżę po okolicy, a potem tradycyjnie pojedziemy w miejsce pielgrzymek większości polaków w dzień wolny, do galerii handlowej :P Ale nie o tym przecież, mimo paskudnej pogody, chyba jeszcze gorzej niż wczoraj (mgła, deszcz, wiatr) pojechałem na rundę w kierunku Luborzycy przez Batowice, Książniczki, Więcławice, w sumie chciałem pojechać trochę dalej, ale jednak odpuściłem kiedy deszcz się nasilił. Po drodze przy stawach w Masłomiącej zatrzymałem się na chwilę i nakarmiłem kaczki, suchy chleb zawsze znajdzie zastosowanie! choć dziś kaczuchy jakieś takie nieufne, podpłynęły dopiero kiedy ja odszedłem trochę dalej. Później pojechałem do Luborzycy, tam do góry do Kocmyrzowa i na rondzie zrobiłem nawrót, powrót do Więcławic tą samą drogą, tam odbiłem przez Pielgrzymowice do Prus. W Wiktorowicach śmieszna sytuacja, widzę że na środku drogi siedzi duży, czarny pies, zwolniłem bo nie wiedziałem co będzie, czy zaatakuje jak to kundle w okolicy mają w zwyczaju czy coś, ale on nic, siedzi i patrzy na mnie, więc się zatrzymałem przed nim, a on się rzucił na mnie, rzucił z miłością, wylizał mi ręce, kolano, stanął przednimi łapami na kierownicy, no kurde przyznam że bardzo nie lubię psów, ale z oczu tego psa widać było od razu sympatię i ufność, oby tylko takie zdarzały się na mojej drodze! Po dotarciu do Prus zaczęło lać, więc przycisnąłem mocniej w kierunku domu, na szczęście miałem już wiatr w plecy i jechało się gładko, po drodze podskoczyłem jeszcze tylko szybko do Zasławic aby tam dać resztę chleba łabędzią, ale tylko jeden był w pobliżu więc jemu się dostało wszystko. Później do domu i już można normalnie żyć. Teraz planuję że można pojechać gdzieś jeszcze wieczorem, no chyba że znów zacznie padać... 

Karmienie kaczuch, nie wiem dlaczego ale jak jest ich mniej to są bardziej ufne i podpływają bliżej.
.
.

Większość dzisiejszej wycieczki wyglądała podobnie do wczorajszego dnia, ale dziś deszcz i wiatr zburzył wszelką przyjemność z jazdy.
.
.

Im dalej na północ tym warunki się pogorszyły, mgła się nasilała, deszcz mocniej zacinał, no wiatr jednostajnie mocno wiał, czasem można odpuścić, może wieczorem się coś dokręci...
.
.
  • T. odczuw.4 °C
  • Wiatr 20 km/h 
  • Porywy 45 km/h
  • Chmury 90% nieba
  • Opady 3 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1009 hPa
  • Wilgotność 77 %
  • Termika zimno i mokro
  • Biomet niekorzystny

No i jak to jest... z nieba do piekła. No więc tak siedziałem w domu i powoli zbierałem się do wyjścia bo miałem się przenieść na noc do siostry, z jednej strony chciałem sobie pojeździć i dokręcić sto kilometrów na dziś, a z drugiej strony miałem dość dzisiejszej pogody, deszczu, mgły i wiatru. Ale kiedy się zbierałem dostałem mega miłego maila od jednego z użytkowników bikestats i tak mnie nakręcił że wiedziałem że muszę pokręcić więcej. Wybrałem się więc na trasę tą co za dnia, ale bez zapuszczania się do Luborzycy. Jechało się w miarę ok, mimo że lekko padało i mgła gęstniała z każdą minutą. Tak więc droga przez Batowice, Książniczki, Więcławice, Pielgrzymowice, Wiktorowice, no i tam się zaczęło, tam jest chyba jedyny na tej trasie odcinek ok 500 metrów zrytego asfaltu i mały podjazd, jadę spokojnie i widzę że z drugiej strony wzniesienia jedzie samochód i światła jarają w górę, jedziemy i mniej więcej na szczycie przekonuje się że raz skurwie.... jedzie na długich, a dwa jedzie środkiem drogi, zdążyłem odbić w prawo, ale mnie totalnie oślepiło i wpierdzieliłem się w mega dziurę, na szczęście że jechałem stosunkowo wolno, bo nie było szans na wybronienie się przed glebą... Oczywiście tradycyjnie upadłem na prawy bok, nie zdążyłem nawet poczuć bólu a już musiałem się zbierać mega szybko bo widziałem że z tyłu jedzie następny samochód. Niestety w miejscu tym nie było żadnego źródła światła i nie byłem w stanie określić strat, wsiadłem na rower i pojechałem aż dotarłem do jakiejś latarni, na pierwszy rzut oka, wszystko ok tylko manetki przekrzywione i widzę że dziura na kolanie, ogarnąłem się trochę i pojechałem, później zatrzymałem się na oświetlonym przystanku tam zobaczyłem że obie manetki dość mocno poharowane ale działają, a i ochraniaczowi na prawej nodze się oberwało, no i ja zacząłem bardziej odczuwać ból: prawa kostka, kolano, biodro i łokieć. W sumie było by ok, gleba się zdarza każdemu, a odpukać że tylko takie straty, jadę a tu w Raciborowicach strzela mi łańcuch! Co za kurwa fart! Zadzwoniłem do mojej lubej czy może jest wolna żeby po mnie podjechać bo po ciemku naprawa mi się nie uśmiechała, niestety tu kolejny pech, nie było jej w domu. Uznałem że nie jestem mega daleko do domu i jakoś dojdę, bo skuwanie tego łańcucha nie ma sensu, zwłaszcza że 2 ogniwa poszły w cholerę a on i tak był już za krótki. No i tak sobie szedłem i szedłem, w sumie trochę ponad godzinę szedłem poobijany, w spd-ach z platformami, no i tyle. Zamiast mieć luźny wieczór, czeka mnie: pranie, czyszczenie, naprawianie. Przynajmniej rower już jest czysty bo podszedłem jeszcze do źródełka i go opłukałem. No i jak to jest, człowiek wyrusza mega zadowolony z głową pozytywną na maksa, a potem los pokazuje szybko gdzie twoje miejsce w szeregu... Kurde, wybierałem się jutro do lekarza na ogólne badania, a jeśli się nie poprawi z biodrem to coś czuję że czeka mnie prześwietlenie, tak więc trzymajcie kciuki żeby do jutra wszystko się zagoiło i żebym mógł kręcić dalej! Dobra, dość nie mam czasu na płakanie, muszę robić!
Kategoria ( ), Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:158.92 km
Maks. pr.:54.80 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1328 m
Rower:

Przedpołudniowe kręcenie po północnych okolicach Krakowa. + Wieczorne dokręcanie na bliższej północy Krakowa.

Czwartek, 16 stycznia 2014 · dodano: 16.01.2014 | Komentarze 1

Godzina wyjazdu - 9.15. Po wczorajszym słabym dniu, dziś moja motywacja tak jak pogoda zdecydowanie lepsza. Kiedy zobaczyłem rano że ulice suche i przebija się słońce, zdecydowałem że muszę wykorzystać okienko pogodowe jakie dziś się nadarzyło. Tak więc szybka dziesięciokilometrowa rozgrzewka i można ruszać. Tradycyjnie przez Batowice, Książniczki, rundę w Masłomiącej, Iwanowice i dalej w kierunku Proszowic przez Słomniki. Jechało się naprawdę super, przyjemnie spokojnie, lekki wiatr, ale słońce wszystko zrekompensowało. A w Iwanowicach jadę a za mną jakieś auto, nagle zaczyna mnie wyprzedzać, i czuję że mnie mija, a coś nad moją głową przecina powietrze, ależ się przestraszyłem! Okazało się że chłop wiózł wystającą pod kątem rynnę... Jakiś absurd, dobrze że chłop miał jakiekolwiek wyczucie dystansu z tym syfem, bo jeszcze by mnie dziś zdekapitowano. W pierwotnych planach miałem odbić w Niegardowie na Luborzyce, ale że chciałem maksymalnie skorzystać z pogody zdecydowałem że pociągnę do Proszowic, tam jakieś wiejskie debile wracające ze szkoły jakimś gratem jechały i darły się do mnie więc pociągnąłem za nimi do centrum tego jakże wspaniałego miasta, ale niestety ich nie złapałem żeby powiedzieć po swojemu co myślę o wiejskim gównie... Nie ważne. Objechałem miasto ich 'obwodnicą' i dalej udałem się główną drogą w kierunku Krakowa, ale że niezbyt przyjemnie się jechało bo co chwilę miały mnie tiry odbiłem w Biórkowie Małym, na ten Wielki i pojechałem już dalej dobrze znaną drogą z Niegardowa do Luborzycy. Niestety przez kilka kilometrów droga to dziura na dziurze, ładnie, ale szkoda kół... Po dotarciu do Luborzycy znów skierowałem się na główną drogę do Krakowa tylko po to żeby chwilę potem odbić na Prusy a dalej do Więcławic, Prawdę i powrót do Krakowa wzdłuż zbiornika Zasławice. Tam też śmieszna sprawa (niestety nie zdążyłem zrobić foto) na polo wzdłuż drogi biegła sarna, biegła niewiele szybciej niż ja jechałem, ale nagle odbiła żeby przeciąć drogę i nagle wypada przede mnie, ale nie żeby to było niebezpieczne, bo ona pokonała całą szerokość drogi jednym skokiem! No i dalej poleciała gdzieś w pola, ostatnio mam jakieś duże szczęście do saren, albo tak się ich namnożyło? Wracając do domu zaglądnąłem do zakładu wulkanizacyjnego podpytać o pewną kwestię i dalej już do domu. Jechało mi się tak dobrze że sądzę że wieczorem też gdzieś pojadę, oczywiście o ile pogoda się utrzyma bezdeszczowa. 

To ciekawe, ponoć w większości Polski brzydka pogoda, że pada deszcz, bądź śnieg, a u nas... proszę! Piękna pogoda, trzeba korzystać.
.
.

Przed Proszowicami też ładna pogoda, jedynie jakieś wiejskie głupki mnie zdenerwowały zajeżdżając mi drogę i drąc się jak kupa gówna.
.
.
Za Proszowicami w kierunku Krakowa, też towarzyszyła mi ładna pogoda, jedynie tiry dziś mocno frustrowały mocnymi podmuchami. 
.
.

A oto, rondo w Biórkowie Wielkim :P nie wiem czy to rondo, czy nie mogli przenieść krzyża który tu stoi od zawsze, ale jadąc na wprost można by skończyć słabo...
.
.

A tu ujęcie 'ronda' nie pod słońce. 
.


Piękny drewniany Kościół w 
Biórkowie Wielkim z XVII w.
.
.

Niebieskie niebo i słońce towarzyszyło mi do końca tej wycieczki, oby tak dalej! 
.
.
.
.
  • T. odczuw.2 °C
  • Wiatr 9 km/h 
  • Porywy 20 km/h
  • Chmury 20-30% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1014 hPa
  • Wilgotność 69 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny


Godzina wyjazdu - 19. Tak jak mówiłem tak też się stało, z racji że wieczór nie przyniósł deszczu postanowiłem wykorzystać wolny wieczór na jazdę, a że plany jeszcze się zmieniły że nie miałem nic już później do roboty mogłem sobie spokojnie pojechać w mrok. W Krakowie postanowiłem że skorzystam ze ścieżek rowerowych, później kiedy dotarłem już do Batowic droga poprowadziła mnie przez Książniczki, Więcławice, Pietrzejowice, Prusy, no i powrót do Krakowa, po drodze musiałem jeszcze wstąpić do mieszkania bo ostatnio zapomniałem kilku rzeczy i później już do domu. Bardzo przyjemnie się jechało, choć wydawało mi się że zajęło mi to o wiele dłużej czasu niż na prawdę, a no i jechałem jeszcze dodatkowo obciążony bo miałem plecak a w nim buty, w pierwotnych planach miałem zaliczyć zakupy jeszcze, ale zostawiłem to na jutro. Lampki dobrze działają, najlepszym na to przykładem jest to że kierowcy jadący na długich światłach zdecydowanie wcześniej mnie zauważają i je wyłączają niż wcześniej, a no i w sumie jedynym mankamentem dziś, był na prawdę duży ruch, sądzę że o wiele większy niż w dzień! 

Wieczorny kościół w Więcławicach Starych. Lubię tą miejscowość, ładnie oświetlona, zadbana, czysto, widać że komuś się po prostu chcę. 
.
.
.
.
  • T. odczuw.2 °C
  • Wiatr 9 km/h 
  • Porywy 20 km/h
  • Chmury 20-30% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1014 hPa
  • Wilgotność 69 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria ( ), Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:100.00 km
Maks. pr.:53.40 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:677 m
Rower:

Już wiem co oznacza być soplem lodu!

Wtorek, 14 stycznia 2014 · dodano: 14.01.2014 | Komentarze 2

Heh byłem przekonany że dzisiejszy wyjazd będzie zatytułowany "na pomoc bolącym nogą", ale pogoda mocno zweryfikowała moje późniejsze odczucia. No dobra po kolei, wstałem znów z bolącymi łydkami, sam nie wiem czy to mogą być zakwasy od łażenia, ale że wczoraj po jeździe czułem się lepiej, postanowiłem że dziś też się podleczę swoimi metodami, plan był prosty, runda przez Iwanowice, Niegardów, do Luborzycy. Na początku jazdy oczywiście wszytko stało pod znakiem łydek, ale po ok 15 km zaczęło kropić, a wiatr wiał zupełnie nie z tego kierunku skąd zapowiadali, no ale za to zaczynałem czuć się coraz lepiej i lepiej. Przed dotarciem do Niedźwiedzia znów natrafiłem na grupkę 3 saren, to już siódmy przypadek kiedy natrafiam na trojaczki, niestety byłem zbyt daleko żeby wyszło dobre zdjęcie. Później po obraniu kursu na Proszowice zastanowił mnie widok kur, jest połowa stycznia a tu stado ze 40 kur grzebie sobie na jakimś polu przy drodze, heh no przyznaje to dziwne trochę :P

To już 7 raz kiedy trafiam na grupę saren w liczbie 3.
.
.

Stado kur w połowie stycznia grzebiących sobie przy drodze, oby tak co roku! :)
.
.
No i tu zaczynają się schody i zabawa, bo im dalej na wschód i zbliżałem się do Niegardowa deszcz zaczął się wzmagać, aż kiedy za Czechami lunęło jak z cebra! Miałem w tym momencie dokładnie 45 km i postanowiłem że nie ma bata żebym jechał dalej w tej ulewie, zwłaszcza że później droga jest bardziej kręta i zdecydowanie gorsza, zdecydowałem że zawrócę i pojadę tą samą drogą którą przyjechałem, może uda mi się wyprzedzić deszcz. Jak się okazało trochę źle to zaplanowałem sobie, bo deszcz najwyraźniej nie nadszedł ze wschodu, a z północy i droga która chwilę wcześniej jechałem i była lekko mokra teraz była już zupełnie zalana, a z nieba lało się mocno, no oczywiście na mnie też się lało. No, ale się jechało jakoś zwłaszcza że nogi się dobrze rozkręciły, ale to nie koniec przygód, w pewnym momencie zacząłem słyszeć jakieś dziwne 'skrzypienie' ubrania kiedy trochę zmieniłem pozycję na rowerze niż dotychczas, uznałem że to przez to że ubranie jest mokre, jednak kiedy po jakimś czasie chciałem przetrzeć szybkę licznika a woda nie zeszła przekonałem się co to jest, wszystko pokryło się warstwą lodu! Rower, moje ubranie, kask, wszystko w lodzie, tylko części mojego ciała które gdzieś się zginały, bądź ruszały nie były soplem lodu, nawet hamulce zamarzły, tzn przy hamowaniu nie było od razu momentu hamowania tylko mały szczęk pękania lodu i dopiero samo hamowanie. Coś niewiarygodnego! Jedyne co mi nie zamarzło to moje picie w nowym bidonie termo, fajna sprawa napić się czegoś w miarę ciepłego, zazwyczaj jak coś piłem to czułem najpierw uderzenie zimna w dziąsła, a dziś... francja-elegancja :P 

Chwilę wcześniej ten odcinek drogi był suchy, ale jak lunęło to na całego! 
.
.

Dobrze że to lód a nie woda, bo ktoś by jeszcze pomyślał że się posikałem z wrażenia :P
.
.

Rączka też mi się przestała zginać.
.
.

Taki kask pokryty lodem zwiększył swoją wagę co najmniej dwukrotnie! 
.
.
Całe szczęście że temperatura nie była na tyle niska że to wszystko zaczęło zamarzać na drodze, bo było by bardzo nie ciekawie, może i mam nową oponę na deszcz i śliskie warunki, ale myślę że na lodzie to nie wiele by pomogło, choć i tak całe szczęście że już ją mam na kole i przyczepność się zdecydowanie zwiększyła. Reszta drogi to nic innego jak ciśnięcie jak najszybciej aby dotrzeć już do domu, bo jednak ręce i stopy już mocno się wymroziły. A od Batowic śmiesznie, bo jechał za mną radiowóz policji aż do skrętu do domu, nie wiem, ale oni chyba mnie eskortowali, jechali na tyle daleko że nie przeszkadzało to, jeśli tak było to dzięki chłopaki! :P Po dotarciu do domu rower do wanny i szybki prysznic i wreszcie zdjęcie tych sztywnych ubrań! No cóż, zanosił się nudny przejazd, a wyszła niezła przygoda. Po obeschnięciu roweru wpiąłem go w trenażer i dokręciłem 8 brakujących kilometrów do 100 dzisiejszego dnia. 

To brzydkie coś na widelcu to nie błoto, to warstwa lodu! mniej więcej cały przód roweru tak wyglądał, włącznie z owijką kierownicy w miejscach gdzie nie trzymałem jej.
.
.

A tu jeszcze raz spojrzenie na moje spodenki, niezbyt dobrze to wygląda :D ale no, mówi się że jajka powinny mieć o 2/3 stopnie mniej niż reszta ciała, myślę że moje dziś miały ze 20/30 stopni mniej :P 
.
.
.
.
  • T. odczuw. 0 °C
  • Wiatr 8 km/h 
  • Porywy 13 km/h
  • Chmury 90% nieba
  • Opady 0.1 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1011 hPa
  • Wilgotność 75 %
  • Termika zimno i mokro
  • Biomet niekorzystny

Kategoria ( ), Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:81.54 km
Maks. pr.:53.70 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:531 m
Rower:

Powrót do Krakowskiej rzeczywistości.

Poniedziałek, 13 stycznia 2014 · dodano: 13.01.2014 | Komentarze 2

Dziś obudziłem się niestety już w Krakowie... W dodatku łydki bolą jak dawno już nie, w życiu bym nie powiedział że chodzenie po mieście może tak mnie wymęczyć, widać przez to że to tak różna forma aktywności od jeżdżenia, inaczej mięśnie muszą pracować, bo nie sądzę że moje nogi są za słabe :) no ale skoro powrót do rzeczywistości rozpocząłem dzień od krótkiej sesji na trenażerze, po wyklarowaniu się poranka przejazd do mieszkania co by zająć się już kotem który gościł u siostry, pojechałem sobie przez Nową Hutę, żeby trochę ogarnąć jak się jedzie na nowej oponie i kilku innych ustawieniach roweru. Po ogarnięciu kilku rzeczy w mieszkaniu, odkarmieniu kota i dopasowaniu nowych opon do 928 wyjazd na wycieczkę na zaprzyjaźnioną rundę przez Książniczki, Więcławice, Luborzyce, Prusy. Jechało się przyjemnie, bo super pogoda, słoneczko, wiatr nie przeszkadzał, ale jednak muszę się bardziej ogarnąć, bo te łydki już po 40 km bolały jak już dawno nie, w sumie to chyba tyle, spokojny start w nowy rok, bo tak naprawdę to dla mnie rok zaczął się właśnie w Bergamo dwa dni temu, po to właśnie tam pojechałem żeby zerwać ze starym rokiem, z małą obsuwą wprawdzie, ale tak mi się podoba, tak więc miejmy nadzieje że 2014 będzie jeszcze bardziej rowerowy niż do tej pory. No a jakie postanowienie noworoczne? 100 km/dzień, nie będę jeździł 100 km codziennie, czasem więcej, czasem mniej, czasem nic, ale chcę żeby średnia z dni jeżdżonych wychodziła ok 100 km. No to wbrew całej Polsce która zaklina pogodę o śnieg, ja się modlę, żeby dalej to tak gładko wyglądało i sprzyjało wszystko moim planom, zwłaszcza tym wiosennym :) Pozdro dla ładnej Pani kolarki spotkanej dziś na trasie, no chyba że to nie była pani... to sory :D 

*dziwnie tak dawać wpis bez zdjęć, jakoś w ostatnim czasie praktyczne tylko takie były :P ale dziś raz że nic mnie nie urzekło, a dwa jednak poniżej 10% baterii nie chciałem eksploatować telefonu. 
.
.
  • T. odczuw.2 °C
  • Wiatr 4 km/h 
  • Porywy 7 km/h
  • Chmury 20-30% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1019 hPa
  • Wilgotność 59 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:71.30 km
Maks. pr.:57.20 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:602 m
Rower:

Rollercoaster.

Piątek, 10 stycznia 2014 · dodano: 10.01.2014 | Komentarze 0

Dziś miał być dzień odpuszczenia sobie, ale plany planami, a ciało samo się rwie do jazdy. Według prognoz wczoraj miał być piękny dzień, nie był, a dziś miało od rana lać i wiać non stop, a poranek piękne słoneczko, a wiatr raczej przystępny. Tak więc zrobiłem wszystkie swoje rzeczy, rozgrzałem się i ruszyłem, postanowiłem zrobić rundę do Luborzycy + dodatkowe mniejsze rundki po okolicy, dlatego taka trasa bo po pierwsze, czekam na info od kuriera, a tak mógł bym w około 30/45 minut wrócić niemal z każdego z miejsc w których byłem, a dwa, nie mam zapasu dętek, a po wczoraj nie miał bym ochoty ryzykować, a właśnie w tych granicach był bym w stanie wrócić nawet na flaku. No więc wyjechałem, wiało w plecy i świeciło piękne słońce, w Batowicach, przywiało chmury i zaczęło kropić, po 5 km w Książniczkach słońce i sucho, dalej za Więcławicami znów zaszło chmurami niebo, ale miałem wiatr w plecy więc cisnąłem, w sumie do Luborzycy średnia ok 35 km/h całkiem miło :D później droga do Kocmyrzowa i główną drogą do Prus, tu wiatr wiał prosto w pysk i mimo zjazdu w dół ciężko było jechać 30 km/h, później znów zaczęło kropić, w Prusach odbiłem na Więcławice, a później przez Prawdę i wzdłuż zbiornika Zasławice. Tu piękne chmury i przebijające się promienie słoneczne mi towarzyszyły, sądzę że dziś mogły by wyjść piękne zdjęcia gdyby ktoś się zasadził w dogodnym miejscu. Później odwiedziłem mieszkanie, zabrać kilka rzeczy i powrót do domu. Teraz chwila przerwy i znów szykuje się wyjście.

Według dzisiejszy prognoz miało lać cały dzień, a tu proszę słoneczko i jak ciepło!
.
.

Ale patrząc już w drugą stronę, nie wyglądało tak kolorowo, czarne chmury dziś przesuwały się niezwykle szybko, co jakiś czas serwując niewielkie opady.
.
.

Niema co się denerwować jednak tym, bo wystarczy chwilę poczekać i znów słońce. 
.
.

Dzięki temu że powrót pod wiatr, mogłem się nacieszyć pięknymi widokami na moje ukochane chmury! Uwielbiam chmury! 
.
.

Gdybym miał dziś więcej czasu chętnie bym posiedział i czekał na więcej takich widoków.
.
.


.
.
  • T. odczuw.2 °C
  • Wiatr 30 km/h
  • Porywy 55 km/h
  • Chmury 90% nieba
  • Opady 3 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1013 hPa
  • Wilgotność 70 %
  • Termika zimno i mokro
  • Biomet niekorzystny
Kategoria Wycieczki, ( )


Dane wyjazdu:
Dystans:54.21 km
Maks. pr.:52.10 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:247 m
Rower:

Miej oczy szeroko otwarte!

Piątek, 10 stycznia 2014 · dodano: 10.01.2014 | Komentarze 0

Po południowa przerwa w jeździe dobrze mi zrobiła, na tyle dobrze że miałem znów ochotę na pedałowanie. Najpierw jednak musiałem udać się do banku, kiedy i to już załatwiłem miałem ochotę przekręcić rundę przez Balice, ale z racji że zaczęło padać postanowiłem że mogę spokojnie przejechać przez centrum i trochę się pokręcić po mieście bo dawno nie byłem w sercu Krakowa. Później udałem się na miasteczko studenckie i dalej wzdłuż stadionu Wisły, kiedy wyjechałem za tego kloca podmuch wiatru niemal mnie przewrócił ale to i tak było nic w stosunku do tego co się działo na środku błoń które postanowiłem przeciąć na wznak, nie dość że boksowałem w błocie, to jeszcze wiatr zwiewał mnie niemiłosiernie, w końcu dałem się ponieść i odjechałem jakieś 50 metrów od zakładanej ścieżki. Później wymyśliłem sobie jazdę bulwarami do Tyńca wzdłuż Wisły, to był słaby pomysł, ale za to na moście Zwierzynieckim czekał na mnie taki oto widok! Czasem po prostu trzeba mieć otwarte oczy trochę szerzej!

Uważam że to mega zdjęcie, w ogóle dziś super dzień na dobre zdjęcia, pogoda po mojemu!
.
.

A tu piękne niebo nad Skotnikami, niestety czerwoności południa nie udało mi się uchwycić...
.
.

Dalej tak jak wspominałem do Tyńca wzdłuż Wisły, to był najdłuższy mój przejazd na tej trasie, no łeb urywało, no ale dojechałem, a droga powrotna? Idealnie niemal nie trzeba było kręcić, ale ja jeszcze nie jechałem do domu, pojechałem w odwiedziny do rodziny i na pyszny (bezmięsny) obiad! Posiedziałem trochę i w końcu zebrałem się w kierunku domu, ale po drodze zawitałem do kumpla zostawić kilka rzeczy. Z racji że byłem umówiony z moją lubą na drugim końcu miasta za 28 minut wiedziałem że muszę pocisnąć, ale wiatr tym razem był moim sprzymierzeńcem, tak więc się puściłem, trochę za bardzo świrowałem ale jednak w ferworze walki z samochodami nie bardzo się nad tym zastanowiłem. Dotarłem lekko spóźniony ale i tak nieźle poszło, zwłaszcza że piątek po południu nie sprzyja jeździe po mieście. Niemal od razu pojechałem do pobliskiej studni trochę opukać rower i już można wreszcie wrócić do mieszkania. A no i jeszcze tylko zawitałem do sąsiadów po moją paczkę, oczywiście kurier przyjechał kiedy nikogo nie było... A w paczce to wszystko na co tak bardzo czekałem, bidon termo, nowa opona na mokre warunki, świeże dętki, no i najważniejsze, nowe pedały do 928! (zdecydowałem się na te kompozytowe, a nie na karbonowe, cena zwyciężyła). Miły akcent na koniec dnia. :)

Komponują się idealnie, już nie długo sprawdzimy jak się sprawują!
.
.
  • T. odczuw.2 °C
  • Wiatr 30 km/h
  • Porywy 55 km/h
  • Chmury 90% nieba
  • Opady 3 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1013 hPa
  • Wilgotność 70 %
  • Termika zimno i mokro
  • Biomet niekorzystny
Kategoria ( ), Miasto, Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:169.92 km
Maks. pr.:52.30 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:1348 m
Rower:

Za jakie grzechy! Mam dość tego dnia!

Czwartek, 9 stycznia 2014 · dodano: 09.01.2014 | Komentarze 1

O matko co to był za dzień! W sumie nie chciał bym o tym mówić, ale wiem że z perspektywy czasu będę to wspominał w kategorii przygody. No więc tak poranek oczywiście mega mglisty, ale chyba zanim wstało słońce były lepsze warunki do jazdy niż po wschodzie. Przed wyjściem rozgrzewka i dalej w mglisty świat, no dziś to chyba pogoda przebiła wszystkie poprzednie dni, w mieście dosłownie nic nie było widać, a ja się bałem jechać z samochodami, postanowiłem nie szaleć i spokojnie wyjechać z miasta chodniko-ścieżkami, jeszcze na początku napatoczył mi się jakiś buc z psem i mnie nie chce mnie przepuścić przepuścić bo to jego chodnik!, skąd się biorą tacy ludzie?! Ech... no nic, miałem przynajmniej pozytywne nastawienie że później będzie lepiej, bo tak oto mówiła wszechwiedząca prognoza. A plan był taki żeby pojechać do Buska, przez Proszowice i Kazimierze, a wrócić przez Nowy Korczyn i Nowe Brzesko. Już na początku wiedziałem że to może być zbyt ambitny plan na dziś, ale postanowiłem spróbować. Po wyjeździe z Krakowa z mgłą nie zrobiło się lepiej, wręcz gorzej, przynajmniej na moich znajomych trasach ruch mały, więc obawy mniejsze.

Mimo niekorzystnego poranka, postanowiłem jechać dalej, według prognozy później ma być piękny dzień!
.
.

Jednak po pewnym czasie zacząłem się obawiać że cały dzień będzie taki, bo im dalej w las, tym robiło się gorzej.
.
.

Tak, tak, a oto piękne, cieplutkie słoneczko, nic tylko się opalać!
.
.
Ale, kiedy już zrezygnowany rozpocząłem podjazd pod Więcławice (nie wiem ile tam może być różnicy wzniesień, może z 80-100 metrów) pogoda zaczęła się zmieniać, słońce zaczęło coraz mocniej świecić, aż nagle wyjechałem ponad mgłę! Później do Luborzycy znów zjazd, a na dole jeszcze bardziej gęsta mgła, dalej droga prowadziła do góry i znów spoko pogoda, zjeżdżając do Niegardowa znów mgła... Tu już nie było mi do śmiechu bo miałem jechać dość ruchliwą drogą do Proszowic, ale na szczęście kierowcy dziś na prawdę zachowywali się przyzwoicie i mijali mnie szerokim łukiem, widać że nowe lampki dają radę.

No i tak wyglądało moje pół dnia, w dole mega mgła, a po każdym, nawet niewielkim podjeździe robiło się ładnie.
.
.
Zbliżając się do Proszowic mgła zaczęła jakby odpuszczać, wybrałem drogę przez obwodnicę i tam zaczął się początek końca, po kilku minutach słyszę syk, zatrzymuję się no i sprawdziło się, kapeć w przednim kole. Jeszcze wtedy miałem energię, więc szybko zabrałem się za wymianę gumy, postanowiłem pojechać do miasta i znaleźć tam wulkanizatora który by mi dobił mocniej koło, bo tą moją ręczną pompeczką to se mogę machać :P chwilę się pokręciłem i znalazłem pomoc. Już wtedy miałem duże opóźnienie względem planu, bo raz że przez mgłę jechałem dużo wolniej, to dwa; w sumie z 30 minut straciłem na tej gumie. Postanowiłem że nie będę się zaginał i dojadę do Wiślicy i tam odbiję na Korczyn. Tak więc pojechałem do Kazimierzy główną drogą, jechało się spoko, bo wyszło wreszcie słońce, ale na początku czułem okropne zimno, jednak taki przestój dość mocno mnie wychłodził. W Kazimierzy się posiliłem i ruszyłem dalszą drogą w stronę Buska Zdrój. No i ok 5-8 km za Kazimierzą los po raz drugi dał znać o sobie... Znów czuję że opona się jakoś mocno ugina, zatrzymuję się, oczywiście kapeć, w tym miejscu zwątpiłem we wszystko już! W sumie chyba z 15 minut mi zajęło zanim się ogarnąłem i wziąłem za wymianę (zapas na dziś to 2 dętki, niestety nie miałem łatek) Kiedy wymieniłem gumę, uznałem że los mi nie sprzyja wybitnie dziś do jazdy dalej w tym kierunku i muszę zawrócić, a zresztą i tak nie dał bym rady jechać jakoś mega daleko z tak miękkim kołem, zawróciłem więc do Kazimierzy w poszukiwaniu kolejnego zakładu wulkanizacyjnego. W końcu trafiłem na takowy, kiedy pan zapytał ile chcę nabić powiedziałem że ok 6 bar, on nic nie powiedział i trzyma ten pistolet, widzę że strzałka zbliża się do ósemki i słyszę syk, co się okazało, wentyl na łączeniu z gumą puścił i powietrze uciekało! Co to ma być, po prostu niewiarygodne fatum, 3 gumy w jeden dzień?! KOSMOS! Na szczęście okazało się że po zejściu dużego ciśnienia przestało uchodzić, nie wiem ile tam mogło być w oponie może 2-3 bar ale mimo wszystko dało się jechać, a jak coś to mogłem zawsze sam dopompować, bo tyle to i moje pompka uciągnie... Nie bardzo wiedziałem czy śmiać się czy płakać, bo do domu miałem ok 70 km a jazda na miękkiej oponie to nie zbyt przyjemna rzecz. No i włączyło się kminieni 'jeśli zdarzyło się już tyle to co jeszcze?!' no i tak jechałem, z głową szumiącą ze złości i obaw o dalsze km. W dodatku każdy podjazd, zjazd i skręt to dla opony było dużo za dużo i obręcz niebezpiecznie się zbliżała do ziemi, jedynie jazda po płaskim i odchylenie całego ciężaru na tylne koło nie wpływało na warunki jezdne roweru. Nie wiem ile razy się zatrzymywałem żeby dopompowywać koło, myślę że ok 6/7 razy, ale nie przejmowałem się tym, najważniejsze że mogłem jechać. W sumie to niczym się nie przejmowałem, ani widokami, ani samochodami, chciałem być już w domu! No jedynie po dotarciu z powrotem do Proszowic zastałem łady widok, a później już tylko szarość (w sumie teraz tak myślę że prognoza to kicha, gdzie to piękne słońce które zapowiadali?). No i tak jechałem sobie spokojnie, powoli do Krakowa, to chyba mój rekord w długości trasy z Proszo do domu, niechlubny rekord... W końcu jednak jakimś cudem udało mi się dotoczyć pod dom, w samym Krakowie znów wybrałem przemieszczanie się chodnikami i ścieżkami rowerowymi. Dojechałem umordowany, zdegustowany, ale szczęśliwy że jednak bez 'większych' przygód wróciłem.

Droga powrotna do Krakowa, takie to widoki mi towarzyszyły od Proszowic do domu. W sumie to chyba takie, przyznam że nie byłem zbyt skupiony na oglądaniu co się dzieje wokół mnie...
.
.
W mieszkaniu zdecydowałem że dopóki nie opadłem jeszcze z sił, muszę pojechać po dętki, dla siebie, bo już nie mam na czym jeździć, a łatek też brak, oraz tą zaległą do holendra, a wczoraj zapowiedziałem się że je dziś odbiorę. Tak więc zrzuciłem kilka zbędnych ciuchów, wyrzuciłem inny balast, zamieniłem przednie koło (wziąłem to od treka, wprawdzie tam opona typu slick, ale po mieście się nada) i pojechałem bulwarami Wisły, spokojnie do mojego zaprzyjaźnionego sklepu. Nie pobyłem tam długo bo czułem że już opadam z sił, powrót niemal identyczną trasą wzdłuż Wisły, a na osiedlu podjechałem pod pobliski hydrant i tam opukałem trochę rower, bo mimo że błotniki osłaniają dobrze mnie i górę roweru, to jednak dół cały w błocie... Po powrocie do domu szybko się przebrałem i wyszedłem do sklepu, wiedziałem że jak nie pójdę od razu to później nogi mi zabetonuje i na pewno nie pójdę, a jeść trzeba! No i tak się kończy ten dzień, przynajmniej ta część rowerowa... Wieczorem wymiana tych  dętek mnie jeszcze czeka, ale to raczej w kategorii relaksu, podobnie jak teraz robienie tego wpisu :)

Oto moje dzisiejsze trofea! 3 żmije! Ileż się nadenerwowałem i to z powodu jakiegoś kawałka gumy z wentylkiem...
.
.
Wiem że moje dzisiejsze przygody nie są jakieś spektakularne, w skali poważnych uszkodzeń roweru jak pęknięte koło, a o wypadku już nie wspomnę, ale jednak poziom pecha na jeden dzień to chyba lekka przesada, prawda? No ale cóż, powiedzenie 'co Cię nie zabije, to Cie wzmocni' wydaje się być bardzo zasadne dziś, czuje że moje nogi, mimo nie mega dystansu są na prawdę mocno zmęczone, zresztą tak jak i ja, zwłaszcza psychicznie, ale przynajmniej jest ta pozytywna myśl że udało mi się wytrwać do końca i jakoś sobie poradzić mimo że los wybitnie nie sprzyjał. No i tak właśnie znów kończy się moje planowanie, już nie wiem który raz nie jestem w stanie dojechać do tego Buska od tej strony :P no cóż, może następnym razem! Ale wtedy będę zabezpieczony, najlepiej w ok 10 dodatkowych dętek! :D
.
.
.
.
  • T. odczuw.8 °C (wyjazd ok 1 stopnia) 
  • Wiatr 14 km/h 
  • Porywy 25 km/h
  • Chmury 20-30% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1017 hPa
  • Wilgotność 71 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria Wycieczki, ( )