Info

avatar Cześć to ja rorschaach, z Krakowa. Mam przejechane 69752.70 km. Jeżdżę ze średnią prędkością 29.68 km/h
czy to ważne? Raczej nie, najważniejsze że jeżdżę zawsze! Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rorschaach.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
Dystans:232.68 km
Maks. pr.:56.70 km/h
Temperatura:14.0
HR max:180 ( 90%)
HR avg:143 ( 72%)
Kalorie: 5496 kcal
Podjazdy:3326 m

5500 spalonych kalorii, o matko jak ja to nadrobię :P

Czwartek, 13 marca 2014 · dodano: 13.03.2014 | Komentarze 3

No to zaczynamy:
Najeździłem się dziś, nie spodziewałem się że się uda taki piękny wynik, a jeszcze tydzień temu płakałem nad sobą że nie mogę jeździć. Tak więc dziś wyjazd zajął mi niemal 9 godzin, ale o dziwo czuję się bardzo świeżo i wręcz mało zmęczony, może jestem tak zmęczony że nie czuję tego? :P Dobra dzień zacząłem od piętnastokilometrowej sesji na trenażerze dla rozgrzania bo wiedziałem że dziś trochę więcej będzie trzeba kręcić. No więc tak najpierw przez Rybitwy do Wieliczki, raz złapałem się na tira ale jego złapało czerwone światło i gwałtownie hamował, normalnie nie było by problemu ale pech chciał że akurat w tym miejscu było mokro i wpadłem w poślizg, na szczęście sąsiedni pas był wolny i mogłem odbić, bo inaczej mogło by być kolorowo. W Wieliczce obrałem kurs jedną z moich ulubionych tras na Dobczyce, no co tu mówić, zawsze ładnie, zawsze się jedzie dobrze, po prostu lubię tą drogę i cóż poradzę :P Po dotarciu do Dobczyc zajechałem do centrum i tam w zaprzyjaźnionym sklepie zakupiłem mały prowiant na dalszą drogę, drogę która prowadziła przez Gdów, Targowisko aż do Niepołomic. W sumie to jest dobra droga, ale nie bardzo ją lubię bo tam bardzo dużo tirów zawsze jeździ i człowiek zmęczony jest tymi podmuchami ich. Po dotarciu do Puszczy Niepołomickiej zrobiłem sobie mały popas i przekąskę, jakoś te pierwsze kilkadziesiąt kilometrów dość mocno mnie zmęczyło. 

Chwila bez tirów, no to fotka na pamiątkę :P 
.
.

Tu mały popas w Puszczy Niepołomickiej, ja się posiliłem, on se przynajmniej popatrzył :D
.
.
No i tu zaczęło się prawdziwe piękno dzisiejszego dnia, nie wiem jakim cudem nie trafiłem na tą drogę wcześniej, tuż za puszczą skręciłem w prawo i jechałem przepiękną, dobrej jakości drogą prowadzącą kilka kilometrów przez serce Puszczy Niepołomickiej i tak aż do Zabierzowa Bocheńskiego, przy okazji ominąłem ten odcinek z Niepołomic dość mało sympatyczny. Czego by chcieć więcej, piękna trasa, dobry asfalt, słońce, ptaszki, mnóstwo motyli, kurde poczułem się naprawdę szczęśliwy, dla takich odczuć warto kręcić tyle.

Sam początek trasy zapowiadał się dobrze, a dosłownie im dalej w las tym lepiej! 
.
.

Tylko żubrów, tylko żubrów, tylko żubrów brak! 
.
.

Jak dla mnie ta trasa mogła by się nie kończyć! 
.
.

W końcu trafiłem na rozstaje, szkoda że nie mogłem jechać dalej w puszczę bo droga szutrowa, ale i tak bardzo dobre odczucia z chwil wcześniejszych.
.
.

Zalew w Zabierzowie Bocheńskim, całkiem ładnie utrzymane miejsce.
.
.
W pewnym momencie musiałem odbić w boczną drogę, bo główną całym pasem szła procesja żałobna i nie chciało mi się ich wymijać, a że gps pokazywał że inna opcja istnieje to z niej skorzystałem. 
.
.
Dalsza droga to, to w sumie tylko droga, ładnie, wiatr korzystny, więc skupiałem się na wymijaniu dziur i kręceniu jak najmocniej nadrabiając czas który wcześniej trochę roztrwoniłem. No więc przez resztki puszczy, Ispinę skierowałem się na Szczurową, niestety nic z tym odcinkiem dobrego się nie podziało i połowa drogi to niezłe wertepy, a za to druga część to już całkiem przyzwoite warunki. Z racji że miałem korzystne warunki dość mocno pocisnąłem, a i ruch tam znikomy. Po dotarciu do ronda przed Szczurową, odbiłem w kierunku Koszyc, tu już jechało się zdecydowanie gorzej, w sumie im bliżej Wisły byłem tym mocniej wiało, zdecydowałem że po jej przekroczeniu kiedy dotrę do Koszyc zrobię sobie małą przerwę, a no i nie wiem co się w tamtym regionie dzieje, ale dosłownie dziesiątki geodezyjnych land roverów jeździło tam i z powrotem, a nad drogą od Wisły do Koszyc i od Koszyc do Kazimierzy porozwieszane jakieś kable, chyba mierzą wstrząsy sejsmiczne :P

Teraz pokażę wam drogę, drogę przez puszczę w Ispinie.
.
.

Kolejna droga, tu odcinek do Szczurowej, było by fajnie gdyby nie zasyfienie ziemią z pól.
.
.

A tu droga do Koszyc w miejscowości Górka :) jedyne wzniesienie w tej okolicy to most nad Wisłą :D 
.
.

A tu sama Wisła, jakaś taka mała.
.
.

Popas w Koszycach :) Tu obaj się chwilę poopalaliśmy. 
.
.
Z Koszyc udałem się w kierunku Kazimierzy, no nie jest to jakieś wyjątkowe miejsce ale chciałem zaliczyć ten odcinek, no i przy okazji naoglądałem się geodetów w ferworze walki z pomiarami :P Do Kazimierzy bez większych emocji dotarłem dość spokojnym tempem, a później droga do Proszo, kurde naprawdę fajnie ją zrobili, a i ruch tu raczej mały jak na to że łączy nie takie małe miasta. Za to jechało mi się dobrze, no i na prawdę pięknie dziś tam było, z racji że to zagłębie rolnicze plony zaczęły wreszcie kiełkować i zrobiło się tak soczyście zielono. Do Proszowic chciałem dotrzeć ok 16 bo wtedy chciałem się spotkać z Kaśką ale że miałem duży zapas czasu postanowiłem jeszcze zaliczyć pętlę przez okolice stawów w Mysławczycach. Później już pojechałem do Proszo i usiałem sobie na ławeczce czekając na Kaśkę, okazało się że ona złapała opóźnienie i musiałem czekać 45 minut, co było mi mało w smak, bo przede mną było jeszcze trochę km a w końcu nie jest to pełnia wiosny i dzień nadal krótki. Za to jakaś starsza pani się do mnie dosiadła i opowiedziała mi historię Proszowic od zarania dziejów, kto z kim i dlaczego :P No i jak już się zobaczyliśmy to powiedziałem cześć i musiałem już jechać dalej :P

Wiatraki za Koszycami, jak zwykle nieczynne :P
.
.

W końcu opuściłem Małopolskę, ale na szczęście nie na długo :P
.
.

Garść widoczków w Świętokrzyskiem.
.
.

Garść widoczków w Świętokrzyskiem.
.
.

Garść widoczków w Świętokrzyskiem.
.
.

Po opuszczeniu Proszowic skierowałem się w kierunku Słomnik i dalej do Iwanowic, musiałem włączyć wysokie tępo bo słońce niebezpiecznie zbliżało się ku zachodowi, za to nogi kręciły genialnie! Czułem moc! No cóż tu pisać, do Iwanowic dotarłem jeszcze w miarę w jasności, a później już zrobiło się ciemno, nie spodziewałem się że tyle mi zejdzie dziś czasu na rowerze, heh... aha jeszcze po drodze przerwa na uzupełnienie płynów, bo tak mnie suszyło że nie było już szans dojechać tych ostatnich 30 km bez zaczerpnięcia płynów. No i to chyba tyle, powrót przez Zerwaną, Masłomiącą, Książniczki i już Kraków, kurde, od ok 170 km nogi pozwalały mi na więcej niż zwykle, takiej mocy nie czułem już dawno, może ten przestój ostatni właśnie tam się zmagazynował? Po dotarciu do domu kot omal się nie zapłakał z żałości że był tak długo sam, ale pełna micha szybko mu to zrekompensowała, ja też szybki prysznic i próba uzupełnieni tych straconych kalorii. 

Dzień chyli się już ku końcowi, a ja nadal jadę, co najważniejsze nadal chcę jechać, a nie dlatego że muszę! :)
.
.

Powrót już po zmierzchu, ale zaskakująco ciepło, wydawało mi się że temperatura po zmroku szybciej powinna spaść, widać że słońce na tyle mocno operowało że ziemia wreszcie zdołała się nagrzać, tak jak ja! 
.
.
Cóż to był za dzień?! Genialny! Nie wiem komu dziękować że tak wszystko pięknie dziś wyglądało, trasa, pogoda, prace roweru i ciała, kurde ja jeszcze tydzień temu myślałem że może mnie jakaś rehabilitacja czekać z tą ręką. Nie wiem ilu rzeczy zapomniałem tu przytoczyć, ale na pewno było to coś dobrego, dziś po prostu był dobry dzień, mam nadzieje że nie tylko mi się tak udało! No teraz trzeba trochę skupić się na rowerze i go wyczyścić i nasmarować, to dzięki niemu wszystko tak dobrze się udało, zasłużył na trochę luksusu :)
.
.

.
.
  • T. odczuw.14 °C
  • Wiatr 6 km/h 
  • Porywy 11 km/h
  • Chmury 10-20% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1028 hPa
  • Wilgotność 30 %
  • Termika chłodno i sucho
  • Biomet korzystny
Kategoria ( ), <200, Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:153.21 km
Maks. pr.:67.70 km/h
Temperatura:12.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:136 ( 68%)
Kalorie: 3498 kcal
Podjazdy:1719 m

Z górki na pazurki.

Środa, 12 marca 2014 · dodano: 12.03.2014 | Komentarze 0

Po wczorajszym dniu miałem obawy jak się będzie czuła ręka i bark, ale o dziwo rano nie było bólu tak więc spokojnie można było ruszyć do boju. Nie ma co się rozpisywać, dzień znów idealny, no może gdyby trochę lżejszy ten wiatr, ale i tak dla mnie bomba. Znów raczej delikatnie, ale już trochę większy dystans i trochę bardziej dynamiczna sylwetka mogła być przybrana. No więc tak jak wczoraj droga do Iwanowic po drodze z karmieniem kaczuch, mam na prawdę dużo tego suchego chleba! :P Później odbiłem w przeciwnym kierunku niż wczoraj czyli do Skały, ta droga z Iwanowic zawsze mnie zastanawia, niby taka dobrze zrobiona trasa, a w sumie często ruch tam jest zerowy, dziś chyba minęło mnie tylko jedno auto na tym odcinku, oczywiście nie narzekam tylko trochę się dziwię. Ze Skały zjazd do Ojcowa i znów podjazd do góry w rejonie Złotej Góry, przyznam że po tym przestoju jakoś mi się kręciło tak trochę ciężko, ale na szczycie się posiliłem i dalej spokojnie dotoczyłem się do Jerzmanowic gdzie rozpoczął się super odcinek zjazdu niemal do samej Rudawy. Po przekroczeniu głównej drogi pojechałem przez Młynkę do Brzoskwini, tu też podjazd a później kolejny aż do radaru, później kto by się spodziewał zjazd do Morawicy. Kiedy zbliżałem się do Cholerzyna zdecydowałem że nie jestem gotów na oglądanie miejsca wypadku po drodze do Liszek, powiedziałem  sobie że mam traumę związaną z tym miejscem i pokierowałem się w kierunku Sanki. Całkiem dobrze że takie se wkręciłem bo przynajmniej wpadło trochu więcej km :P Po drodze podjazd przez Czułów i zjazd w Rybnej. Po dotarciu do Czernichowa, tj na ok 100 km trochę moja motywacja i siły opadły, musiałem sobie zrobić małą przerwę, ale wystarczyło ok 5 minut żeby zdecydować się na dalszą drogą, uznałem że lepiej jechać spokojniej niż siedzieć na przystanku i czekać aż energia pojawi się z nieba. Droga wzdłuż Wisły doprowadziła mnie w końcu do wiaduktu przy Kolnej gdzie się przeprawiłem nad rzeką i pokierowałem do Tyńca, później już do domu rodziców w odwiedziny i na przeszpiegi czy wszystko ok. Po zweryfikowaniu tego mogłem już udać się w drogę powrotną do domu, jakaż to frajda jechać o 16.30 niemal przez samo centrum miasta z tymi wszystkim sfrustrowanymi swoją pracą ludźmi... ech, ale dziś nawet to mnie nie wyprowadzi z pozytywnego nastawienia, jakże mogło by być inne kiedy wreszcie mogę jeździć na całego i nie czuje w zasadzie większego bólu! :) Wiem że trasa mało spektakularna i oklepana, ale na razie nie chcę szarżować, bo nie wiem gdzie są moje granice, nie chciał bym w pewnym momencie paść z bólu barku bądź dłoni np 100 km od domu, tak jeżdżąc w okolicach Krakowa zawsze mam ten zawór bezpieczeństwa że mogę wrócić dość łatwo, często nawet komunikacją miejską. A z pozostałości dnia... to mnóstwo kolarzy na trasie. No jestem trochę wypompowany, ale warto było, może jutro uda się dołożyć o kolejne 20 km więcej, a kolejnego o kolejne 20? :) było by fajnie.

Podjazd do Skały, lubię tą drogę, zazwyczaj jest cała tylko dla mnie! 
.
.

Wjazd do Ojcowskiego parku, tu też dziś pusto, kiedyś muszę w końcu zaliczyć go na piechotę :)
.
.

Złote Góry i co jeszcze!?
.
.

Pewnie inni mieli okazje zaliczyć dziś piękniejsze widoki, ale ja i tak bardzo lubię 'swoje tereny', polecam każdemu. Okolice Brzoskwini. 
.
.

Niebieskie niebo, ani jednej chmurki, kto nie mógł dziś pokręcić niech żałuje! 
.
.
.
.
  • T. odczuw.11 °C
  • Wiatr 9 km/h 
  • Porywy 20 km/h
  • Chmury 10-20% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1033 hPa
  • Wilgotność 42 %
  • Termika chłodno i sucho
  • Biomet korzystny


Po krótkim popasie w domu, zabrałem się z trekiem i pojechaliśmy w mrok ku centrum handlowemu a później załatwić jeszcze jedną małą sprawę, przy okazji zrobiłem pentelkę wokół huty tak żeby dokręcić te 150 km dziś :)
Kategoria ( ), Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:119.72 km
Maks. pr.:56.30 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy:889 m

Żegnaj Martynko - test nowych kół.

Wtorek, 11 marca 2014 · dodano: 11.03.2014 | Komentarze 1

Wreszcie! Wreszcie! Wreszcie! Noc bez bólu, poranek bez skurczy, po 10 dniach wreszcie moje ciało doszło do siebie po wym wypadku, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, oklepane powiedzenie, ale w tym przypadku ma wymierne znaczenie, bo miałem dużo czasu na zadbanie o SL3. Po tamtej spektakularnej glebie doszedłem do wniosku że już zbyt długo odkładałem zakup kół, które teraz już czekają żeby je przetestować na jakiejś trasie poza miastem. Tak więc założenie było jasne, znane drogi, spokojna jazda i w trakcie będę kontrolował jak tam ma się bark i ręka, oraz delektował się muzyką jaka wydobywa się z nowych kół fulcrum, a w ich przypadku głośna praca bębenka to dla mnie sama przyjemność. Przyznam że głód jazdy duży i trochę przeszarżowałem na początku czego efektem był ból w barku, ale później już spokojnie przez Batowice, Książnieczki, Więcławice do Masłomiącej gdzie zrobiłem sobie przerwę na karmienie kaczek i łabędzie, trochę się nazbierało suchego chleba przez te kilka dni... Po drodze zatrzymałem się specjalnie z myślą o mandraghorze która ostatnio wspominała o tym cudeńku :P 

Podobno niektórym ten cudak przypomina dużego psa :P
.
.

Dostojny pan łabędź, dziś kiedy rzuciłem mu suchy chleb, oprychał mnie, potrzepał skrzydłami i se poszedł O_o
.
.

Tak więc moja uwaga skupiła się na kaczuchach, one zdecydowanie bardziej wdzięczne były z moich podarków.
.
.
Po drodze zatrzymałem się jeszcze w pobliżu lalki Martynki (każde inne imię jest dobre) tak jak postanowiłem kiedyś będę jej robił zdjęcia co miesiąc i patrzył jak zmienia się jej liczko pod wpływem warunków atmosferycznych:
-LUTY
-
STYCZEŃ
-GRUDZIEŃ

Tu kiedyś spoczywała sobie lalka Martynka, teraz pozostały tylko jakieś makabryczne flaki...
.
.

Na szczęście kilka metrów dalej znalazłem jej ciałko... Jak widać jej wiosna do końca nie służy :D 
.
.
No w końcu po tych początkowych przestojach wreszcie ruszyłem dalej, w stronę Iwanowic, po drodze złapał mnie jakiś inny kolarz i tak pojechaliśmy sobie razem plotkując o kwestiach życia na szosie :) przyjemnie tak spokojnym tempem w rytmie toczących się kół. Dojechaliśmy razem do Iwanowic gdzie chwilę odpoczęliśmy i pogadaliśmy a dalej już się rozstaliśmy a ja ruszyłem dalej w kierunku Proszowic. W tą stronę jechało się słabo bo dokuczał wiatr, ale znów nie był to dziś jakiś wielki problem bo nie musiałem się zaginać, po prostu kręciłem nogami delektując się z przepysznej pogody. Co tu mówić, jechałem spokojnie raczej cały czas bez łapania za dolny uchwyt, tempo wybitnie wycieczkowe ale i tak jak na pierwszy poważniejszy przejazd od wypadku jest nieźle. Ma droga dziś to runda przez Słomniki, Niegardów, Przesławice, Gnatowice, Luborzyce, Prusy, Pielgrzymowice. Po drodze piękne widoki, jakieś polujące kotki i oczywiście kilka obesranych psów goniących za mną, ale w sumie to już tak mnie nie wzrusza jak kiedyś, teraz nawet bym się zdziwił gdyby taki akcent się nie wydarzył. 

Co tu mówić, trzeba korzystać! 
.
.

Dziś wszędzie było dosłownie PIĘKNIE!
.
.
Po powrocie do domu miałem chwilę na przebranie się, zmianę roweru i ogarnięci kilku rzeczy, ale przy okazji zauważyłem taką oto niespodziankę, miałem dużego farta, nie wiem jak ale ta pinezka nie wbiła się w oponą przebijając ją tylko się zgięła, przekłuwając tylko wierzchnią warstwę, dziś miałem szczęście, ale jakże mogło by być dziś inaczej, po prostu wspaniały dzień. Co do barku i dłoni, jest naprawdę spoko, na szczęście jazda na rowerze nie wpływa negatywnie na bark bo nie muszę unosić ręki wyżej niż 45 stopni co na razie jest problemem, a nadgarstek spoko, jedynie przy mocnym hamowaniu kiedy trzeba klamkę mocno ścisnąć czuć lekkie ukłucie bólu, ale jest dobrze! A że średnia dzisiejsza to tylko 27.4 km/h to nic, jeszcze tydzień temu myślałem że zapakują mi łapę w gips....

Dziś miałem farta, żeby zgiąć pineskę oponą?! :D Zawodowo! 
.
.
.
.
  • T. odczuw.10 °C
  • Wiatr 21 km/h 
  • Porywy 45 km/h
  • Chmury 10-20% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1029 hPa
  • Wilgotność 35 %
  • Termika chłodno i sucho
  • Biomet korzystny

Po wycieczce, ogarnąłem kilka kwestii, przebrałem siebie i zamieniłem rower na treka i puściłem się do miasta, załatwiłem kilka spraw, a w drodze powrotnej zawitałem do drugiej babci żeby było sprawiedliwie po wczorajsze wizycie u tej pierwszej :) 
Kategoria ( ), Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:64.20 km
Maks. pr.:47.10 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m

Nowe kółka! :D

Poniedziałek, 10 marca 2014 · dodano: 11.03.2014 | Komentarze 0

Wreszcie! Wreszcie SL3 jest taki jaki powinien być! Wyczyszczony, nasmarowany idealnie, no i nowe koła zakupione w sobotę! Niestety z racji że potrzebowałem podkładkę dystansową do kasety nie mogłem już w pełni skorzystać z jego potencjału, ale i tak pojeździłem i stwierdzam że nowe koła fulcrum racing 5 to był bardzo dobry wybór. Najpierw przejechałem się bulwarami do Tyńca a w drodze powrotnej zawitałem do zaprzyjaźnionego serwisu po brakujące ogniwo :P przy okazji kupiłem kilka dętek, bo jak na złość przy wymianie ze starych kół wyszły wszystkie moje niedoróbki wcześniejsze włącznie z dziurawymi dętkami :D no i szprychę którą złamałem jakiś czas temu w treku. Później też bulwarami do Huty i w odwiedziny do babci, po pysznym obiedzie znów przejechałem się kawałek przez osiedle Piastów, Batowice do mieszkania i tam pozałatwiałem kilka rzeczy a później już powrót do domu. W planach była jeszcze jazda do kina, ale z racji katarów mojej lubej zostałem zmuszony do jechania samochodem, blech! 

A oto moi dwaj towarzysze, już dysonans pomiędzy jednym a drugim nie jest taki duży :) A no i obaj spisują się równie dobrze jak wyglądają.
Kategoria ( ), Miasto


Dane wyjazdu:
Dystans:47.20 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m

Zajęcia.

Niedziela, 9 marca 2014 · dodano: 11.03.2014 | Komentarze 0

Dzień zajęć, rano przejechałem przez cały Kraków, a po zajęciach droga najpierw w kierunku Tyńca, a później powrót do domu bulwarami Wiślanymi, szkoda tylko że tyle ludzi :/
Kategoria Miasto


Dane wyjazdu:
Dystans:52.10 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

rekonwalescencja part 2

Wtorek, 4 marca 2014 · dodano: 04.03.2014 | Komentarze 4

Tak jak wczoraj, trochę pojeździłem po okolic, ale głównie zajmowałem się próbą naprawy strat jakie przyniósł piątkowy wypadek, dobrze, najpierw załatwię wszystkie zaległości, a dopiero wtedy będę mógł spokojnie jeździć. Dziś odrestaurowałem treka do jazdy, miejmy nadzieje że deszczu nie będzie, bo chciał bym już nim się poruszać po mieście. A co do SL3 wychodzi na to że czas poszukać nowych kół... nie ma sensu pakować w coś co i tak zaraz padnie.

Dziś już mniej oszczędzałem rękę, teraz czuję tego efekty, ale i tak jest dobrze, jak na to że nie wiele brakowało żebym miał ją w gipsie...
Kategoria Miasto, Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:43.20 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

rekonwalescencja

Poniedziałek, 3 marca 2014 · dodano: 03.03.2014 | Komentarze 0

Pierwsza jazda po wypadku, pierwsza runda słabo, bark zaczął boleć już po kilku kilometrach, a dłoń... dłoń całkiem nieźle, ale pełne dociśnięcie klamki niemal nie możliwe, tak więc jazda jeszcze bardziej ryzykowna. W dodatku patrzenie na samochody i ich wymijanie napawało mnie dreszczem, no nie mogę powiedzieć że to trauma, ale jednak nie ma pewności, trudno, pojeżdżę sobie po spokojnej okolicy na początku, może uda się rozjeździć ból i bariery w głowie. Po południu droga do babci, wiatr bardzo niesympatyczny. 

Co do roweru, to raczej wszystko jest ok, oprócz kół do centrowanie lekkiego dziś znalazłem duże otarcie tyłu siodełka, to kolejny dowód na to że rower wraz ze mną wykonał front flipa :P
Kategoria Miasto, Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:82.42 km
Maks. pr.:67.40 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Pięknie kończę luty... na SORze

Piątek, 28 lutego 2014 · dodano: 28.02.2014 | Komentarze 8

Nie bardzo mogę pisać, bo tylko lewa ręka sprana, choć nie do końca jak powinna, tak więc skrótowo. Koło zawiezione do serwisu w zabierzowie, dobrze że to nie pełne koło bo mając je przytroczone do plecaka jechałem z nim niczym jak z tarczą, nawet jechało się nieźle choć dość mocno mnie zgrzało te niemal 30 km.

'Wróć z tarczą, lub na tarczy' tak sobie pomyślałem jadąc z kołem do Zabierzowa, ciekawe że tak szybko życie zweryfikowało moje zaopatrywanie się na to...
.
.
Później trochę pojeździłem, miałem dobre nastawienie do jazdy, no i zmieniłem swoje plany względem trasy.

Szkoda że nie skorzystałem jakoś bardziej z tego dnia, po pogoda przednia, wbrew tej zapowiadanej wcześniej.
.
.
Jeździłem do momentu kiedy nie zostałem zmieciony przez samochód. Przerolowałem przez kierownicę i przetoczyłem się po asfalcie. No teraz wiem jak to jest jak oni jadą na jakimś wielkim turze i nagle jakaś kraksa i ktoś roluje się przez głowę i plecy wraz z rowerem przy dużej prędkości, a mimo to jest w stanie wstać i jechać dalej, no wiadomo że inna skala, ale i tak swoje przeżyłem, a to była najmocniejsza gleba w mojej szosowej karierze i przy ok 35 km/h myślałem że konsekwencje muszą być większe... A kierowca? Choć bardziej pasuje określenie skurwiel, nawet się nie zatrzymał... pysk, bark i łapa prawa w słabym stanie ale doholowałem do domu jakoś, szybko do przychodni, gdzie zostałem opatrzony i szybko mi zrobili prześwietlenie ale niestety nie było chirurga który by mógł je opisać więc potem na SOR gdzie zbadali mnie kompleksowo. Na szczęście prześwietlenie nie wykazało złamania łapy, a tomografia żadnych zmian w głowie... kask, okulary i wszystkie inne zabezpieczenia dały radę, szkoda tylko tych zniszczeń, choć i tak są minimalne. Ja na szczęście tylko mocno poobijany i pozdzierany ale będę żył... a no i tocząc się do domu o mało mnie jakiś skurwysyn w ciężarówce niemal nie zmiażdżył próbując wyprzedzać tuż przed skrzyżowaniem, ale to już nie istotne. Jak będę miał sprawną prawą łapę uzupełnię wpis... tylko po co to rozpamiętywać.


Z rowerem nie wiem jak jest, chyba nie bardzo źle, ale nie jestem w stanie się nim dziś zająć, wybacz druhu...

Dzisiejsza weryfikacja rowerowych strat... jakoś udało mi się odkręcić błotniki lewą łapą, jak widać są w większej ilości kawałków niż wcześniej, ale myślę że uda się je sensownie poskładać do kupy. Z pozostałych urazów to koło trzeba lekko podcentrować, owijka lekko zdarta, tak jak i prawa klamka, ale wygląda na to że jest nieźle, no ale w praniu okaże się czy wszystko ok, dopóki łapa nie pozwoli wsiąść na rower nie dowiem się co z nim jest do końca. Wygląda na to że oboje wyjdziemy z tego tylko podrapani i potłuczeni...
.
.

A i jak by co to polecam SOR na Kopernika w nowym centrum akademickim, na prawdę spoko! Ładnie, miło, stosunkowo szybko i kompleksowo, pozytywne zaskoczenie :)

A tutaj oczekiwanie na tomografie, w kolejce wysłuchałem kilku ciekawych historii z życia szpitala :P
.
.


No ale przynajmniej udało się osiągnąć upragnione 5000 km w nowym roku, szkoda że takim kosztem...

No zobaczymy ile mi zajmie dochodzenie do siebie, może jutro se odpuszczę jazdę :P
Kategoria ( ), Jeden przejazd


Dane wyjazdu:
Dystans:158.40 km
Maks. pr.:63.40 km/h
Temperatura:10.0
HR max:192 ( 96%)
HR avg:140 ( 70%)
Kalorie: 3712 kcal
Podjazdy:1159 m
Rower:

Znowu z przygodami, ale do przodu!

Czwartek, 27 lutego 2014 · dodano: 27.02.2014 | Komentarze 4

Poranek... wahanie, rozterki i walka ze sobą czy wyjść na rower, czy dalej się użalać nad sobą, nie ważne, ważne jest to że w końcu udało mi się skłonić się do dłuższego dystansu, a raczej do spróbowania czy nie dam rady czegoś więcej, niż ostatnimi dniami. Pogoda raczej mało zachęcająca, bo niebo całe zaniesione i mglisto, ale prognozy dobre, zwłaszcza te wiatrowe. W pierwszej kolejności odwiedziłem moją lubą, która poczęstowała mnie pączkiem który rozdawali u niej, już po przejechaniu tych kilku km wiedziałem że nie do końca kręci mi się tak jak bym chciał, no ale, wziąłem pączka i pojechałem dalej. Tradycyjnie opuściłem Kraków przez Batowice i Książniczki do Masłomiącej, tam przy stawie pomyślałem że to chyba mój limit na dziś i pierdziele znów odpuszczam, pojechałem więc w kierunku Więcławic aby się zawrócić, ale kiedy znów zjechałem w okolice Książniczek, zdecydowałem że kurde, nie mogę przecież tak łatwo dawać za wygraną, muszę się przełamać, no i chcę do końca lutego dobić te 5000 km, choć w założeniu noworocznym i tak powinno być 6000, ale cóż. Pojechałem więc znów w okolice stawu w Masłomiącej, a tam, wyszło słońce i wyległy kaczki i łabędzie na trawę. Dziwne ale podjechałem na odległość około 2 metrów i one nic się nie spłoszyły, postanowiłem chwilę z nimi posiedzieć i podzielić się tym co mam, czyli pączkiem, mogłem też dać im mus owocowy, ale jakoś średnio widziałem ich entuzjazm na tą propozycję, wyszło na to że mego pączka nawet nie spróbowałem, tylko obdarowałem ptaki. Ciekawe czy będę wdzięczne w przyszłości...

Nie jestem pewien, ale chyba zawsze jak tu przejeżdżam zatrzymuję się tu i karmię te ptaszory :)
.
.
W sumie to nie wiem czy byłem tak blisko łabędzia kiedyś, ten był na tyle śmiały że jadł mojego pączka z ręki.
.
.
Po czasie popasu ze zwierzętami, zdecydowałem że muszę się wziąć mocno w garść i zrobić jakiś dobry dystans dziś, zrzuciłem kilka zbędnych rzeczy, bo zrobiło się naprawdę ciepło i ruszyłem do Iwanowic. Jechało się spokojnie, w sumie to chyba aż za spokojnie, bo od tego momentu zaczęło mi się znów słabo darzyć :/ Na drodze do Wesołej, wyprzedziła mnie ciężarówka, rozochocony tym że jedzie mi się dobrze postanowiłem ją dopędzić, złapałem za dół barana i jakoś tak się oparłem dziwnie na samej końcówce że nagle korek zabezpieczający owijkę wyskoczył i potoczył się gdzieś do rowu... oczywiście zawróciłem i chwilę go szukałem, ale że przy 60 km/h mógł polecieć wszędzie dałem sobie spokój. Dalej droga do Słomnik przez Niedźwiedź! Kurde tam jest ta fabryka felixa, ależ dziś pięknie pachniało, chyba orzeszki w miodzie, aż ślinka mi pociekła. Po osiągnięciu Słomnik skierowałem się jak zwykle w kierunku Proszowic i w Niegardowie odbiłem na Luborzyce, klasyka, niby tak dobrze znana trasa, można by rzec nudna, a tu proszę znów przygody... Na podjeździe przed Baranówką zerwałem łańcuch, widać że już zmęczenie materiału jest tak duże po zimie że nawet tydzień nie da się w spokoju pojeździć, skułem to jak najlepiej i już trochę ostrożniej z obciążeniem ruszyłem dalej, przeciąłem Luborzyce, Kocmyrzów i przez Głęboką i Karniów udałem się do Czulic. Znów mógł bym narzekać na to że mnie wytłukło na wertepach i dziurach, ale po co skoro mój mózg sam wybiera tą trasę, mimo świadomości jej niedoskonałości :P widać taki zew. Za to w tym momencie podróży mogę powiedzieć szczerze że czułem się wreszcie dobrze, tak jak od wielu dni nie miałem okazji :) korzystając z tego trendu dotarłem do Niepołomic. Nie wiem dlaczego, ale tam jakaś straszna nerwówa kierowców, wyprzedzają się, trąbią, widać jakaś Niepołomicka spina, ja nie bardzo się tym przejąłem i dość szybko minąłem Niepołomice, chciałem jechać do Gdowa, ale zdecydowałem że odbiję do Wieliczki wcześniej i później pojadę jeszcze do serwisu odebrać koło, żeby mieć okazje zawieźć je do innego serwisu jutro z samego rana. Tak też zrobiłem i już jechałem w kierunku centrum solniczego. No i tu znów przygoda, na wysokości fabryki Coca-Coli znów wyprzedza mnie tir, znów jedzie mi się za dobrze, więc rozochocony chcę się złapać go, mocno zaczynam dokręcać i nie wiem chyba wstałem z siodła, no i już prawie złapałem jego plecy, kiedy to przy około 55 km/h znów strzela mi łańcuch! Fartownie że nie wkręcił się w koło bo przy takiej prędkości było by grubo zwłaszcza że za mną inne auta, trochę siara, ale cóż bywa... Znów trzeba było się bawić z tym syfem, ale nie przejmowałem się, rozstawiłem się pod bramą Coca-Coli i zrobiłem swoje. Ruszyłem znów po kilku minutach, ale bardzo spokojnie, mając na uwadze dobro roweru. Dotoczyłem się do Wieliczki, później powrót przez Bierzanów, Rybitwy i do Wisły. Przejazd bulwarami jakoś dziś przyjemniejszy niż zwykle, dziwne, ale mimo ładnej pogody stosunkowo mało ludzi, no ale to tylko z korzyścią dla mnie. Zrobiłem rundę przez most Zwierzyniecki i dalej do serwisu po moje kółko. Później też bulwarami w kierunku domu, w sumie jazda z kołem w ręce była wygodniejsza niż można było się spodziewać, może jutro też tak pojadę, choć mam dość daleko, bo do Zabierzowa to kilkadziesiąt kilometrów będzie, ale zobaczymy. Wycieczka niezbyt imponująca bo po trasach tak dobrze znanych, ale za to napawająca optymizmem, znów może uda mi się wbić w tryb codziennej jazdy dla przyjemności, a nie kminieniu: o boże znów mi się nie chce wychodzić i się wkurwiać że nie wykorzystałem okazji. Tak więc z optymizmem, mimo mało przyjaznych chwil dziś patrzę na kolejne dni. Może w końcu uda się naprawić wszystkie te rzeczy które mnie zajmowały, no i będzie już prawdziwa wiosna, w głowie też! 
.
.
.
.
  • T. odczuw.10 °C
  • Wiatr 6 km/h 
  • Porywy 11 km/h
  • Chmury 40-50% nieba
  • Opady 0 mm / 12 h
  • Ciśnienie 1020 hPa
  • Wilgotność 53 %
  • Termika zimno i sucho
  • Biomet korzystny
        waga -1,8 kg


A wieczorem zamieniłem koło w 928 i puściłem się w hutę :D przy okazji wpadłem do mieszkania po części żeby móc chociażby dosztukować łańcuch i móc jechać dalej jutro :)
Kategoria ( ), Wycieczki


Dane wyjazdu:
Dystans:55.20 km
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Podjazdy: m
Rower:

Dupa, dupa, dupa.

Środa, 26 lutego 2014 · dodano: 26.02.2014 | Komentarze 1

No i jak tu się cieszyć z pięknej pogody na rowerze kiedy zdrowie nie dopisuje, stare kontuzje się przypominają, a i z rowerem problemy... ech... ale cóż wpis można uzupełnić.

Co mam powiedzieć, dziś trzy razy wychodziłem z domu pchając się z rowerem, wszystko w celu ratowania koła 928... szkoda, gadać, wygląda na to że czeka mnie gruby wydatek a na dobrą sprawę sezon się nie zaczął dla niej w ogóle, szlak by to, za to zaliczyłem dziś niemal wszystkie zaprzyjaźnione serwisy w Krakowie, niestety werdykt jest wszędzie taki sam, będzie ciężko... Kurde, zamiast korzystać na jakiejś pięknej trasie ze słońca ja muszę się bujać i wkurwiać! :/ Jutro muszę zrobić sobie jakąś wycieczkę dla odstresowania, no ale znając los jak nie moje ciało odmówi posłuszeństwa to pogoda siądzie...


Choć nie do końca wszystko dziś źle, jedną rzecz udało mi się naprawić, ale ta najbardziej newralgiczna nadal nie odpuszcza :/



A tak wyglądałem na sam koniec dnia, przyznaje koło wkomponowane w krocze to nic miłego, za to było już ciemno, więc nikt się nie śmiał :P
Kategoria Miasto